Dodany: 25.10.2009 03:09|Autor: kocio

Książki i okolice> Książki w ogóle

BookServer - uniwersalny katalog cyfrowych książek


Jeszcze nie ma osobnego forum do dyskusji o świecie cyfrowych treści, w tym elektronicznych książek, więc tutaj napiszę: Internet Archive, chyba najbardziej znana cyfrowa biblioteka oraz archiwum Internetu i innych multimediów (w postaci cyfrowej nie ma wielkiej różnicy między typem treści), otwiera uniwersalny katalog e-booków pod nazwą BookServer. Na razie odbyła się tylko demonstracja, ale w ciągu kilku lat może to być równie ważna rzecz jak samo IA, wyszukiwarka Google czy system ISBN.

Takie popularne księgarnie jak Amazon, Barnes & Noble czy nasz Merlin oczywiście mają własne olbrzymie katalogi, ale są w nich tylko komercyjne publikacje. Z kolei takie przedsięwzięcia jak Projekt Gutenberg czy nasze Wolne Lektury katalogują informacje tylko o książkach, które same opracowują, zwykle tylko niekomercyjne, na wolnych licencjach lub będące w domenie publicznej (a więc pozbawione ochrony jakimikolwiek autorskimi prawami majątkowymi).

BookServer ma być miejscem, gdzie znajdą się informacje o wszelkich dostępnych e-książkach, niezależnie od formatu, ceny i rodzaju licencji. Brewster Kahle, założyciel Internet Archive, uważa, że to pozwoli wydawcom i bibliotekom uniezależnić się od swoich wielkich pośredników i móc wypożyczać lub sprzedawać samodzielnie po wyszukaniu pozycji w BookServerze.

http://ur1.ca/e1z5 [ http://followthereader.wordpress.com/2009/10/20/th​e-day-it-all-changed/ ]

http://ur1.ca/e2el [ http://news.cnet.com/8301-13772_3-10378573-52.html ]
Wyświetleń: 4757
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 16
Użytkownik: Spice 07.11.2009 21:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeszcze nie ma osobnego f... | kocio
Nawiązując do cyfrowych treści, trochę z innej beczki. Powstało bardzo fajne wydawnictwo internetowe http://www.goneta.net/home.html
Można sobie książkę zamówić w wersji pdf. Jest poezja, bajki dla dzieci, beletrystyka. Wygodna forma, bo szczerze powiedziawszy powoli przestaję znajdować miejsce na książki. Na stronie można recenzować pozycje, a nawet zamieszczać swoje prace. Bardzo fajny projekt moim zdaniem. Już zamówiłam stamtąd "Mężczyzna zmiennym jest" Macieja Raniszewskiego i mogę polecić.
Użytkownik: kocio 08.11.2009 02:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Nawiązując do cyfrowych t... | Spice
A tak a propos - czytasz na ekranie komputera czy może masz albo szukasz czytnika e-booków?
Użytkownik: Spice 08.11.2009 08:47 napisał(a):
Odpowiedź na: A tak a propos - czytasz ... | kocio
Czytam na ekranie póki co:)
Użytkownik: exilvia 08.11.2009 12:05 napisał(a):
Odpowiedź na: A tak a propos - czytasz ... | kocio
Hehe, fajny nick. :-)
Użytkownik: kocio 08.11.2009 17:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Hehe, fajny nick. :-) | exilvia
Heh, nawzajem. =}}} A skąd ty wzięłaś swój?

Ja znalazłem przypadkiem wczoraj. To najkrótsza odpowiedź na legendarną już kampanię buraczaną ("antypiracką") sprzed kilku lat - choć analogia z samochodem jest do dziś chyba najczęściej używana w dyskusjach nad prawem autorskim:

http://www.youtube.com/watch?v=iPcHhOBd-hI

Były różne świetne:

http://iwouldntsteal.net/ - artystycznie przetworzona i pozytywna
http://www.youtube.com/watch?v=ALZZx1xmAzg - czarny humor z sitcomu
http://www.youtube.com/watch?v=wdSFe0UgB3E - czarny humor historycznie
http://www.youtube.com/watch?v=oXR4T8xVFdw - dziwne, ale oryginalne i zabawne
http://thestrategicretreat.com/piracy-its-a-crime/ - analiza logiczna

...ale żadna z nich nie mieści się w jednym wierszu. =}
Użytkownik: exilvia 09.11.2009 17:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Heh, nawzajem. =}}} A ską... | kocio
Ja się na tę kampanię wciąż natykam oglądając LEGALNE filmy DVD. Oglądając te spoty czuję się jak na studiach, kiedy połowa grupy nie przychodziła na zajęcia, a prowadzący miał pretensje do tej połowy, która przyszła, że tamci olali zajęcia.. ;-)

"Analiza logiczna" bardzo dobra. Uwolnić kulturę! Właśnie przeczytałam beznadziejny artykuł w przedostatniej "Polityce" na temat "piractwa". Nic nowego autorzy nie napisali. Ale, jak rozumiem, znowu temat jest na fali. Hmm.. pewnie znasz jakieś analizy takie bardziej ekonomiczne wpływu nielegalnego ściągania "dóbr kulturalnych" z sieci na rynek tychże dóbr...? Jak to się do siebie ma? Rynek muzyczny - sprzedaż CD - rzeczywiście ma się coraz tragiczniej. Czy to przez downloading mp3? A podobno internauci kupują więcej płyt niż nie-internauci... Jak to jest?

Mój nick pochodzi z piosenki Radiohead "Weird Fishes/Arpeggi":
http://www.lastfm.pl/music/Radiohead/_/Weird%2BFis​hes%252FArpeggi

Polecam.
Użytkownik: kocio 09.11.2009 21:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja się na tę kampanię wci... | exilvia
"Of course you realize this means war?..." ;-} To mój konik i może być trudno zatrzymać potok tego, co mam do powiedzenia. =}

Myślałem, że ta kampania zdechła dawno temu, ja ją widziałem przed kilkoma filmami w kinach, a potem już nie.

***

Po pierwsze artykuł bardzo sensowny, bo nie przesądza, tylko relacjonuje, a to wyjątkowo złożona i ważna sprawa, więc nie jest łatwo nawet obiektywnie i dokładnie informować co kto uważa i co się dzieje. Pomylił chyba tylko nazwisko (Piotr Waglowski, nie "Waglewski"), poza tym brawo.

A sprawa "piractwa" i ogóle prawa kultury niematerialnej (bo to dopiero właściwy problem, a nie tylko ten najgorętszy wycinek) regularnie nabrzmiewa, tylko co jakiś czas pojawiają się nowe źródła zapalne, i tak będzie dopóki nie zajdą jakieś duże zmiany. Artykuł mógł być bezpośrednim pokłosiem rozpowszechnienia płyty Kazika i jego głośnego wkurzenia, a następnie dyskusji zorganizowanej przez "Metro", w której Kazik wziął udział:

* http://blip.tv/file/2758190 - zapis wideo Jarka Lipszyca, cz. 1/2
* http://blip.tv/file/2758420 - zapis wideo Jarka Lipszyca, cz. 2/2
* http://ur1.ca/fgdk [ http://blog.kurasinski.com/2009/10/25/internet-jako-zrodlo-cierpien/ ] - podsumowanie moderatora, Artura Kurasińskiego

Ale w ostatnich dniach pojawiła się sprawa zamknięcia serwisu OdSiebie, która równie dobrze się nadaje na pretekst do takiego artykułu:

http://odsiebie.wikidot.com/

Ale to, jak mówiłem, tylko bieżączka.

***

Jako, że sprawa dotyczy żywotnych interesów wielu ludzi, to i o bezsporne dane trudno. Jedno jest pewne - liczenie, że każda kopia pliku (muzycznego, filmu, programu, e-booka czy czegokolwiek innego, bo zasada jest identyczna) to stracony zysk, jest iluzją.

To znaczy, że nawet jeśli są to czyste straty (co też nie jest jasne), to na pewno nie można policzyć "100 szt. plików pobranych bez autoryzacji * 100,- PLN = 10.000,- PLN strat". Ładnie wykazuje to anegdotka, że można łatwo pogrążyć finansowo nawet gigantów - wystarczy skopiować sobie dowolny plik, do którego firma ma prawa autorskie, w milionach egzemplarzy na własnym dysku tudzież wypalić na płytkach i położyć na stosie w kącie pokoju. Jeśli ktoś czeka na puentę, to już - wygenerowaliśmy im ogromne straty już w tym momencie. =} Paradoks stąd, że nie można utożsamiać braku potencjalnych zysków jako straty.

Cały rząd paradoksów wynika stąd, że kultura niematerialna się kopiuje, a nie przenosi, a kultura materialna się przenosi, a nie kopiuje. Dopóki rzeczywistość niematerialną traktuje się jak własność materialną, to co chwila wychodzą dziwne rzeczy, jak przy dzieleniu przez 0. Ja bym na to zwracał uwagę przede wszystkim, bo te analogie stosuje się nieświadomie jako adekwatne, podczas, gdy różnica jest podstawowa.

Można oczywiście próbować się ograniczyć do samej ekonomii i biedzić się z liczeniem aniołów na główce od szpilki. Główny wniosek - wykazywanie bezpośrednich związków kopii plików z zyskami i stratami jest praktycznie niemożliwe, można tylko szacować przez korelacje statystyczne. Holenderskim naukowcom wyszło, że nieautoryzowane pobieranie wzmacnia kupowanie:

* http://ur1.ca/fgfz [ http://www.techdirt.com/articles/20090119/19430934​58.shtml ]

Pamiętam też (mgliście) jakiś inny raport, w którym spadek sprzedaży CD czy DVD silniej korelował z innym, bardziej banalnym zjawiskiem niż z ilością nieautoryzowanych kopii.

Są też znane przypadki twórców, którzy dobrze wyszli nie starając się ograniczać kopii, wśród nich wymienieni w artykule Gaba Kulka i Radiohead. Ale też Paolo Coelho zanotował przyrost sprzedaży swoich książek po tym, jak wpuścił je do sieci do swobodnego kopiowania w formie elektronicznej - http://ur1.ca/fgga [ http://news.p2p.info.pl/autorzy-ksiazek-lubia-p2p/698 ].

O wszystkie te dane można się kłócić, bo to tylko korelacje, a nie twarde liczby, a skala eksperymentów twórców i dystrybutorów jest niewielka, wiec można argumentować, że to dlatego że już jest znany, albo odwrotnie - dlatego że jeszcze nieznany...

Jest cała książka ekonomistów uważających, że tzw. "własność intelektualna" jest porażką w skali makroekonomii ("Against Intellectual Monopoly" - http://ur1.ca/fgh6 [ http://www.dklevine.com/general/intellectual/again​stfinal.htm ] ).

***

Tak czy inaczej sprawa nie da się zamknąć w liczeniu krążących kopii MP3 ani filmów, dlatego interesuję się ogólniejszymi problemami i nie przywiązuję specjalnej uwagi do takich bezpośrednich wyliczeń.

Najnowszym pomysłem ekonomicznym jaki mam, to żeby dać do wyliczenia straty jakie generują biblioteki rynkowi książki - no bo skoro każde czytanie bez zakupienia jest stratą, to można tylko obliczyć jak duża, bo w myśl tej logiki biblioteki szkodzą rynkowi. Jak dotąd nikt jeszcze ze zwolenników pilnowania kopii nie podjął tematu, ale czekam jak kiedyś ten argument padnie i jak sobie wtedy poradzą z wyjaśnieniem. Oczywiście można argumentować, że biblioteki oferują ograniczone ilości wypożyczeń, ale to tylko znaczyłoby, że są mniejszym złem niż kopiowanie plików, ale wciąż złem...
Użytkownik: janmamut 09.11.2009 21:52 napisał(a):
Odpowiedź na: "Of course you realize th... | kocio
Bardzo ciekawie zebrałeś argumenty. A to:
"Cały rząd paradoksów wynika stąd, że kultura niematerialna się kopiuje, a nie przenosi, a kultura materialna się przenosi, a nie kopiuje."
należałoby wziąć w ramkę i powiesić nad łóżkiem!
Użytkownik: kocio 10.11.2009 04:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo ciekawie zebrałeś ... | janmamut
To jest tylko skrótowo i starałem się w miarę trzymać pytań exilvii, więc wyszła trochę zbieranina różnych rzeczy na wprowadzenie.

...A wypadałoby jeszcze chociaż podać link do tego artykułu w "Polityce" - "Media w czasach d@rmochy.", bo my akurat czytaliśmy, ale pewnie nie wszyscy skorzystali z tego opisu sytuacji na froncie "pirackim":

http://ur1.ca/fh1d [ http://www.polityka.pl/rynek/gospodarka/1500515,1,​jak-zarabiac-na-freekonomii.read ]

Zresztą sama "Polityka" jest ciekawym przykładem, jak nie trzeba się liczyć z darmowymi kopiami, ponieważ _całe_ archiwum gazety jest dostępne do czytania bez opłat, a nie widać oznak, żeby przez to czytelnicy masowo przestali kupować pismo, z myślą aby odczekać trochę i przeczytać za darmo.

To z kolei otwiera dalszą furtkę do dyskusji, bo wprawdzie to już otwarcie całości cennych materiałów i pewnie można się cieszyć, że to dużo więcej niż daje większość wydawnictw, ale mnie to jeszcze nie urządza, bo to dopiero zrealizowanie połowy wizji wolnej kultury: udostępnienie materiałów. Drugi krok, to zezwolenie na ich dalsze wykorzystanie, czyli kultura RW (to z żargonu informatycznego znów, "read-write", z prawem do zapisu, a nie tylko do odczytu, czyli "read only" - RO).

***

Ja wiem, że niektórym już samą swobodę dostępu ciężko przeżyć. Jednak sęk w tym, że kultura (w domyśle: niematerialna) to jakby wielka przestrzeń dyskusji, gdzie trwa odwieczny proces komunikacji. Pojedyncze dzieła (utwory - wedle prawa autorskiego to zarówno "Hamlet", piosenka disco polo jak i ten mój komentarz; prawo na szczęście nie liczy wartości artystycznej, tylko jakikolwiek wkład własny) stanowią w nim tylko "zdania" albo nawet "litery". Inaczej niż w wizji romantycznej, którą jesteśmy przesiąknięci, w kulturze nie liczą się genialne jednostki, ale cały proces, w którym geniusze mają tylko jakby jaśniejsze punkty, ale wszyscy biorą coś, co istnieje dokoła nich, i tylko to dalej przerabiają przez filtr swojej osobowości.

I zawsze tak było. Przykłady? Ależ każdy z nas je zna ze szkoły, tylko pewnie nigdy tak o nich nie myślał! Zarówno Mickiewicz jak i Chopin (a więc klasyczni geniusze romantyczni) w swojej twórczości wykorzystywali motywy ludowe, czyli jakby "odpowiadali" swoimi dziełami na to, co ktoś kiedyś wcześniej opowiedział lub skomponował. Nie mówiąc już o tym, że ktoś jeszcze wcześniej - i też nie sam, tylko w długim procesie szlifowania - stworzył alfabet, język polski, fortepian, atrament i pióro jako narzędzie pisarskie, skalę dur-moll i zapis nutowy. Po pewnym czasie traktujemy to jako naturalną rzecz, a nie czyjś wytwór, ale to paradoksalnie wzmacnia wizję niekończącej się listy pojedynczych wkładów, które z czasem się sumują w coś więcej; w dodatku w tej perspektywie podział na "sztukę" i "technikę" zanika, liczy się po prostu indywidualny, ale ostatecznie masowy wkład. Jeśli ktoś oglądał animację Bagińskiego "Katedra", to zrozumie analogię bez dalszych wyjaśnień.

Z tym, że dziś technika pozwala jeszcze bardziej dosłownie dokonywać takich przeróbek, tak zwanych "remiksów". Fascynującą historię o Rayu Charlesie opowiedział w książce "The public domain" prawnik James Boyle. Prześledził kwestię jego twórczości w tył, znajdując wyraźne, bliskie plagiatu transpozycje z hymnów kościelnych, jak i w przód, aż do... rapowanej krytyki rządu USA w czasie huraganu Katrina. Ten łańcuch warto sobie prześledzić, rzadko ktoś pokazuje to tak wyraźnie w dłuższej skali czasu (około 100 lat!):

http://www.thepublicdomain.org/download/ - cała książka do pobrania
http://www.youtube.com/watch?v=W_eULq_aP60 - wykład Boyle'a na ten temat z fragmentami muzyki, o której mówi

Przy czym "remiks" w kontekście kultury, to nie tylko muzyka - to wszelkie wykorzystanie gotowych elementów do stworzenia czegoś innego. Może to być adaptacja (np. gdy Wajda ekranizuje "Pana Tadeusza"), ale też zmontowanie np. swoich zdjęć z wycieczki do Grecji z helleńską muzyką w tle i w ogóle proces łączenia różnych rzeczy. Dziś można robić dosłowne kopie, co kiedyś było znacznie trudniejsze, ale mechanizm jest nadal ten sam.

***

No i proszę, jak już daleko odeszliśmy w kilku powiązanych ze sobą akapitach od czysto ekonomicznych kwestii. I moim zdaniem to dopiero są podstawowe problemy, a "płatności za pliki" to dopiero szczegółowa kwestia, którą można rozwiązywać, jak już odrobimy naszą "pracę domową" na temat "jakie aspekty kultury niematerialnej mocno uwypukliły się dzięki cyfryzacji i internetowi?".

Ale nie dziwię się, że nikomu z obrońców status quo nie chce się robić takich przemyśleń - to jest złożone i nie daje jednoznacznej, prostej recepty skąd w takim modelu brać pieniądze. W dodatku dopóki jeszcze się zarabia w tradycyjnym modelu (za "sztukę"), to można nadal ignorować zmiany.

Jak powiedziałem - ja się nie dziwię, ale nie zgadzam się na takie pomijanie, bo inaczej jest to tylko paranoja, że "nas artystów okradają" i trzeba się bronić. To jest proste do uchwycenia i atrakcyjne medialnie, ale powierzchowne i samo z siebie prowadzi tylko do ślepego penalizowania wszelkich form swobodnej komunikacji i twórczości wykorzystującej współczesne narzędzia (remiksowanie) w imię ochrony interesów wąskiej grupy. Trochę więcej o tym w artykule (tym razem wyjątkowo przełożonego na polski) "W obronie piractwa", autorstwa prawnika Lawrence’a Lessiga:

http://osnews.pl/w-obronie-piractwa/

Żeby było zabawniej, artyści (a na pewno ci, którzy wystąpili w panelu "Metra", o którym wspomniałem w poprzednim komentarzu) są tak przyzwyczajeni do takiej a nie innej formy zarabiania, że wolą - jak zrobił to Kazik - stwierdzić, że nie ma ucieczki przed wszechobecną inwigilacją i uznać, że interesy artystów idą tu razem z interesami "systemu". Wow, to dopiero desperacja albo zamknięcie się!...

A tymczasem nawet uznani na rynku artyści zauważają, że to jednak "mój wydafca jest złodziejem", czyli że śmietankę spijają i tak tradycyjni dystrybutorzy, a nie artyści:

* http://ur1.ca/fh5f [ http://www.therecordindustry.com/courtney_artist_r​ights.htm ]
* http://prawo.vagla.pl/node/8645 - "O co chodzi ludziom z The Featured Artists Coalition?"
* http://prawo.vagla.pl/node/8679 - "Nie znamy treści umów, które podpisywał Edwyn Collins"

***

W tym kontekście historia Niny Paley jest ciekawa i pouczająca. Zaledwie rok temu na Warszawskim Festiwalu Filmowym widziałem jej pełnometrażową animację "Sita śpiewa bluesa", w którym dokonała właśnie "mashupu", czyli w autobiograficznej historii złamanego serca wykorzystała motywy z Ramajany (czyli tradycyjnie zapożyczyła motyw) oraz piosenki z lat 30. (a tu już dosłownie je wstawiła, czyli skorzystała ze współczesnych narzędzi wmiksowania "gotowców").

Gdy przyszło do rozmów z prawnikami posiadacza praw autorskich do tych starych, zapomnianych piosenek, wyszło, że film musiałby kosztować kilka milionów dolarów! Wtedy się zirytowała i wynegocjowała jakiś rodzaj porozumienia na ograniczoną dystrybucję za dużo mniejsze pieniądze, ale na początku tego roku postanowiła zrobić film dostępnym za darmo i z prawami do dalszych przeróbek (czyli w pełni kulturę RW). Nie chciała zrezygnować, bo ten film był dla niej ważnym osobistym przeżyciem (rodzajem autoterapii po rozbitym małżeństwie), i nie wyobrażała sobie zamiany tych piosenek na inne, bo w jej odczuciu naruszałoby to artystyczną integralność jej wypowiedzi.

Dzisiaj tego nie żałuje - nie dość, że dostaje całkiem fajne pieniądze "co łaska" (nie ma obowiązku płacenia jej, a jednak część nadawców i odbiorców to robi z własnej woli), to zarabia na gadżetach, specjalnych edycjach i płatnych wystąpieniach; generalnie na tym, co nie jest konieczne, ale co ludzi interesuje poza samym obejrzeniem filmu i angażuje jej osobę. Oto jej niedawne wystąpienie na ten temat oraz strona filmu, skąd można go sobie pobrać i obejrzeć w wielu formatach:

* http://ur1.ca/fh6u [ http://blog.ninapaley.com/2009/11/01/a-free-distribution-case-study-sita-sings-the-blues/ ] - prezentacja
* http://www.sitasingstheblues.com/ - strona filmu

Dodatkowy zysk jest taki, że odbiorcy widzą w niej partnera, kogoś, kto chce się z nimi przede wszystkim podzielić. No i coś, na czym chyba każdemu twórcy zależy - jej dzieło stało się popularne i dociera do mnóstwa ludzi. Moim zdaniem to postawienie sztuki z głowy na nogi - nie wykluczamy zysku, ale stawiamy najpierw twórczość, a dopiero potem pieniądze. Taka kwestia priorytetów do mnie przemawia, choć jest pewnie zarazem nieprzyjemnym pytaniem do profesjonalnych twórców o to, co jest dla nich podstawą i czy mogliby w inny sposób pożytkować swój talent.

Co ciekawe, o ile pamiętam, sam Kazik miał podobny przypadek jak Paley: skarżył się, że z powodu praw autorskich fatalnie wspomina płyty "Tata Kazika" - zdaje się finansowo mocno go to walnęło po kieszeni i w ogóle było nieprzyjemne... Ale pewnie o tym już nie pamięta albo nie widzi, że to ten sam "system", z którym dziś mu tak po drodze.

***

Na koniec tego komentarza jeszcze mógłbym się przyczepić do słów - nie dlatego, żeby się podroczyć, tylko (wedle hipotezy Sapira-Whorfa - http://ur1.ca/fh81 [ http://pl.wikipedia.org/wiki/Hipoteza_Sapira-Whorfa ]) dlatego, że słowa nie tylko odzwierciedlają stan świadomości, ale i budują tę świadomość.

Mówi się powszechnie - piractwo. Ja mówię "piractwo" (w cudzysłowie), żeby być szybko zrozumianym, ale tak naprawdę mam na myśli "nieautoryzowane kopiowanie i rozpowszechnianie". Chodzi o to, że nawet, jeśli właściciel praw autorskich się nie zgadza, to nie każde kopiowanie i rozpowszechnianie bez jego wiedzy i błogosławieństwa jest nielegalne - nie zgadzam się na narzucanie wizji, że "dzielenie się plikami"="złodziejstwo". W dodatku jedyne piractwo, o jakim mowa w prawie, to porywanie statków...

I drugie wyrażenie - "LEGALNE filmy DVD", użyte przez exilvię. Otóż w większości mówimy o jak najbardziej legalnych plikach, filmach itp. Nielegalne są te które łamią prawo jako takie, np. wzywają do nienawiści na tle rasowym albo zawierają pornografię dziecięcą, przy czym coś, co jest nielegalne w prawie jednego kraju nie musi być nielegalne w innym. Jeśli się zastanowić nad wyrażeniem np. "nielegalne Windows", to by znaczyło, że Microsoft złamał prawo jakiegoś kraju, bo zwykle mowa o idealnej kopii programu dostarczonego przez MS. Tymczasem nielegalne może być nabycie go, zainstalowanie bądź używanie, sam program pozostaje tak samo legalny jak oryginał, bo jest z nim identyczny co do bitu - jest jego klonem.

Starczy na dziś. =} Ale chętnie jeszcze rozwinę temat, jeśli ktoś jest zainteresowany. To naprawdę mój konik.
Użytkownik: exilvia 12.11.2009 01:11 napisał(a):
Odpowiedź na: "Of course you realize th... | kocio
Zdaję sobie sprawę, że nie da się tego związku ot tak wyliczyć, bo liczba ściągniętych plików nijak (bezpośrednio) się ma do strat wydawców muzycznych, filmowych czy książkowych. Tyle ogarniam. Nie zajrzałam jeszcze do linków, które podałeś. A z tymi bibliotekami to jakiś makabryczny żart.. mam nadzieję. A propos własności intelektualnej, mnie prześladuje Kubuś Puchatek - ten Disney'owski. Do którego tylko wytwórnia Disney'a ma prawa. I nikt inny Kubusia nie może "sprzedawać" - w tamtym roku czytała na ten temat artykuł - zakazali nawet wystawiania przedstawienia z Puchatkiem gdzieś w Polsce.
Użytkownik: inheracil 12.11.2009 21:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Zdaję sobie sprawę, że ni... | exilvia
Mnie dziwi, że ludzie słuchają tego, co wydawcy mówią na temat praw autorskich. Nie można powiedzieć żeby mieli do tego moralne prawo. Świetnym przykładem jest właśnie Disney. Mimo że ma coraz to nowsze procesy ze spadkobiercami praw do wizerunku to zabrania oddania podrobionych kurtek do domu dziecka, tylko każe je spalić http://miasta.gazeta.pl/trojmiasto/1,35612,7244912​,Uwolnic_Kubusia_Puchatka.html
Nie jestem przeciwny płaceniu za czyjąś pracę, ale nie mam złudzeń ile z tego co zapłacę dostanie autor. Na tle dyskusji biblioteki wyglądają jakby zabierały pieniądze autorom, takie torrenty w realu. Też czekam na poruszenie tego tematu, przecież biblioteki powiększają swoją ofertę, w niektórych są filmy i płyty z muzyką.
Użytkownik: aleutka 13.11.2009 09:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Zdaję sobie sprawę, że ni... | exilvia
O ile pamietam poznanski Teatr Animacji musial zrezygnowac ze swojego przedstawienia o Puchatku, bo oczywiscie nie stac go na placenie Disneyowi tantiem.
Zawsze myslalam, ze Puchatek stal sie czescia kultury w tym sensie, ze nikt nie moze roscic do niego praw wlasnosci, ale to bylo naiwne myslenie. Oczywiscie przy generowaniu takich dochodow argument o ogolnoludzkim dziedzictwie brzmi smiesznie dla prawnikow. Na szczescie z tego co rozumiem Disney placi jakies tantiemy corce Milne'a...)
Użytkownik: aleutka 13.11.2009 09:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Zdaję sobie sprawę, że ni... | exilvia
Ach i z duzym cieplem mysle o Barriem. Oczywiscie nie mogl wiedziec, ze Piotrus Pan bedzie takim hitem, ale sprawe praw autorskich rozwiazal bardzo dobrze.
Użytkownik: kocio 13.11.2009 12:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Ach i z duzym cieplem mys... | aleutka
A jak niby to rozwiązał?

Fakt, pominąłem dosyć ciekawy problem, mianowicie o przecięciu prawa autorskiego z dziedzictwem kulturowym w tradycyjnym rozumieniu. To nie tylko Kubuś Puchatek, ale też np. twórczość Miłosza i Twardowskiego, Lema, Wojtyły/Jana Pawła II, Osieckiej, Kieślowskiego itd. (Mickiewicz i Chopin zmarli dawno, więc z nimi nie ma problemu - ich twórczość jest w tzw. domenie publicznej, czyli nie dotyczą ich ograniczenia prawa autorskiego).

Prawo autorskie stanowi obecnie, że dopiero po 70 latach od śmierci autora (lub od publikacji anonimowej) będzie można swobodnie to rozpowszechniać. Nie ma w nim wyjątków dla kultury narodowej, pomników kultury światowej itp., są zdaje się tylko wyjątki dla edukacji itp. Przy nagraniach dochodzi jeszcze 50 lat ochrony praw majątkowych wykonawcy (lub kogoś, komu je zbył) od chwili wykonania audio- lub wideogramu.

Wygląda na to, że recytując publicznie wiersz lub śpiewając piosenkę zmarłych "niedawno" autorów naruszamy prawo - nawet jeśli nikt nie jest obecnie ich dysponentem (to są tzw. "dzieła osierocone"). Tylko, że to są dobrze przyjęte zwyczaje społeczne. I jest na to prawny wyjątek - nazywa się dozwolony użytek. Ale o ile w USA "fair use" jest dość szeroki, to akurat w polskim prawie jest tylko dozwolony użytek _osobisty_ - nie obejmuje publikowania. Efektem tego jest znany pewnie wśród internautów fakt, że w polskiej Wikipedii nie umieszczamy okładek większości płyt, za to w angielskiej są (choć oczywiście odpowiednio opisane uzasadnieniami, niskiej jakości itp., żeby nie można było zarzucić, że przekroczyło się granicę fair use).

A co jeśli recytujemy albo śpiewamy w domu albo na spotkaniu ze znajomymi? Trudno powiedzieć. Pożyczenie książki to jeszcze wiadomo - prawo mówi o egzemplarzu i pożyczaniu w kręgu rodziny i znajomych. Ale nie wiem co by było jeśli pożyczyłbym nieznajomemu (bookcrossing to nie pożyczenie tylko oddanie, więc nie powinno być problemu prawnego, choć to się może nie podobać wydawcom ze względów ekonomicznych). Gorzej jeśli to jest e-book: nie wiadomo co to jest "egzemplarz" i "pożyczenie" - jak wspomniałem, kultura niematerialna się nie przenosi tylko kopiuje. W typowym przypadku będziemy więc mieć dwa egzemplarze i oddanie tego drugiego, przy czym są one identyczne i nie da się powiedzieć, że są to różne egzemplarze. Po prostu nagle jeden egzemplarz powstał prawie "ex nihilo". W dodatku powstaje pytanie co to są znajomi - jeśli znam kogoś tylko przez internet i tylko poprzez nicka, to jest znajomy czy nie?

A więc do tej pory daje się to robić chyba tylko na mocy niepisanej umowy, że prawo nie interesuje się tymi zachowaniami. Ale coraz więcej rzeczy robimy w sieci, gdzie każdy ma dostęp, a zarazem narasta proces upominania się o "swoje" także w tradycyjnej przestrzeni publicznej, więc coraz więcej mamy niespodzianek w rodzaju ZAiKS-u zbierającego opłaty ze studniówek.

Dlatego nie podoba mi się określenie "piractwo" - jeśli się trzymać definicji, że znaczy to "naruszanie prawa autorskiego", to właściwie wszyscy "piracimy" na potęgę, nawet jeśli w ogóle nie mamy komputera i w wielu przypadkach bez świadomości nawet, że to robimy.

Nie jestem prawnikiem i sam wielu rzeczy nie wiem albo wiem niedokładnie, ale interesuje mnie to, bo nagle od jednego wycinka prawa (prawo autorskie i pokrewne, zwane też IP - "intellectual property", czyli "własność intelektualna") zależy praktycznie cała kultura i technika. Nawet drobne niedopatrzenia stają się więc nagle ogromnie istotne.

Ale to nie tylko ja nie wiem - prawnicy też się biedzą, stąd np. Pytania przesłane Kancelarii Prezydenta RP w sprawie płyty "Bo wolność krzyżami się mierzy" ( http://prawo.vagla.pl/node/8745 ), które mogą pomóc wyjaśnić kilka kluczowych kwestii związanych z publikowaniem właśnie dzieł kultury narodowej, a pośrednio - także wszelkich innych utworów.

...Kurczę, znowu się rozpisałem, a miałem tylko wspomnieć o kulturze narodowej w kontekście prawa autorskiego... =}
Użytkownik: aleutka 13.11.2009 14:16 napisał(a):
Odpowiedź na: A jak niby to rozwiązał? ... | kocio
Barrie przekazal prawa do Piotrusia Great Ormond Street Children's Hospital. Wszelkie tantiemy byly tam przekazywane. Zawsze mnie to smieszy - kiedy Barrie uczynil swoja donacje zakladano, ze przyniesie okolo 2000 funtow rocznie :))))
Chociaz sytuacja sie zmienia, bo jakos w styczniu uplywa 70 lat od smierci Barriego i szpital traci prawa do jakichkolwiek tantiem. W UK wprowadzono w zwiazku z tym jedyny chyba tego typu wyjatek na swiecie - prawa do "marki" Piotrusia (ale tylko z przedsiewziec na terenie UK oczywiscie) przekazano szpitalowi na wieczyste uzytkowanie - przynajmnniej czesc tantiem bedzie wiec splywala nadal:)))
Użytkownik: kocio 13.11.2009 14:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Barrie przekazal prawa do... | aleutka
Według Wikipedii zmarł 19 czerwca 1937, a więc majątkowe prawa autorskie do jego twórczości wygasły z końcem 1937+70=2007 (liczy się zawsze do końca danego roku kalendarzowego), czyli od 1 stycznia 2008 jego dzieła są w domenie publicznej - dlatego na angielskich Wikiźródłach jest już kilka jego tekstów ("Peter and Wendy" jest tam nawet w wersji czytanej):

http://en.wikisource.org/wiki/Author:J._M._Barrie

Ponieważ tłumaczenie jest objęte taką samą ochroną co oryginał, to w domenie publicznej na dziś mamy wersję "Piotrusia Pana" Rogoszówny z 1913, bo zmarła już w 1921.

Od kilku lat moment przejścia do domeny publicznej jest świętowany na świecie i w Polsce - w tym roku Dzień Domeny Publicznej organizujemy 30 grudnia (tak mi powiedział Jarek Lipszyc), czyli z lekkim falstartem:

http://ur1.ca/fpi4 [ http://pl.wikipedia.org/wiki/Dzie%C5%84_Domeny_Pub​licznej ]

Jeśli ktoś jest ciekaw, czyje utwory (nie tylko teksty oczywiście) powitamy w domenie publicznej, to chyba najwygodniej zajrzeć do odpowiedniej kategorii na Wikipedii:

http://ur1.ca/fpio [ http://pl.wikipedia.org/wiki/Kategoria:Zmarli_w_19​39 ]
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: