Dodany: 28.06.2015 21:12|Autor: Frider

Książka: Mały Wielki Człowiek
Berger Thomas

3 osoby polecają ten tekst.

Biały Indianin


Dziki Zachód. Te dwa słowa praktycznie u każdego wywołują falę skojarzeń. Dumni czerwonoskórzy wojownicy o kamiennych, surowych twarzach, półnadzy lub ubrani w jelenie skóry i ozdobieni pióropuszami z orlich piór. Kowboje – rycerze prerii, mniej trudzący się przepędzaniem bydła, a bardziej wymierzaniem sprawiedliwości na szlakach Zachodu. I naturalnie rewolwerowcy, mistrzowie jednego strzału, zawsze siadający plecami do ściany, żyjący tylko dla ułamka chwili pomiędzy sięgnięciem po broń a pociągnięciem za spust. Dziki Zachód to oczywiście także gorączka złota, atakująca przy dźwiękach trąbki kawaleria Stanów Zjednoczonych, saloony i grzechotniki. Dziki Zachód to określony czas, miejsce, wydarzenia, postaci i sceneria; w zasadzie cały świat, który żyje nadal w literaturze i na ekranach kin. Dziki Zachód to legenda.

„Mały Wielki Człowiek” opisuje Dziki Zachód w jego najczystszej postaci. Mówiąc „najczystsza”, mam na myśli najbardziej prawdziwą, a więc najbrudniejszą - dosłownie i w przenośni. Indianie nie są tutaj szlachetni, to po prostu prymitywne plemiona, żyjące od wieków według wciąż tych samych zasad, nierozumianych i pogardzanych przez białych. „(...) Indianie są nieokrzesani, brudni, śmierdzący, zawszeni i ciemni. (...) jak bardzo Indianie cuchną. Wystarczy, że trzech takich wejdzie do pomieszczenia, a robi się taki aromat, że nie ma czym oddychać. (...) Indianie są tak obdarci. Niekoniecznie z biedy, ale było w ich wyglądzie coś tak okropnie łachmaniarskiego, nawet jeżeli według swoich wyobrażeń wystroili się jak na bal. Skóra Ze Starego Szałasu w swoim wyjściowym stroju wyglądał według białych norm jak coś, co kot przywlókł ze śmietnika”[1]. Kowboje to w większości pijane rzezimieszki szukające doraźnego, często nielegalnego zarobku, przegrywanego później w karty i trwonionego w salonikach licznych domów... hm... uciech.

W książce Thomasa Bergera jest wszystko, co tworzy w naszych oczach legendę Dzikiego Zachodu, ale oskrobane z pozłotki, pozbawione ozdobników, obrane z fałszu nagromadzonych przekłamań. Powieść mogłaby się wydawać pastiszem, gdyby rozsądek nie podpowiadał nam, że ten obraz Dzikiego Zachodu jest bardziej prawdopodobny niż wyidealizowany wizerunek zaczerpnięty z westernowych wyobrażeń. Realizm przedstawionego świata został przy tym ubrany w komediowe, wręcz groteskowe fatałaszki; przede wszystkim za sprawą głównego bohatera – złośliwego i bezkompromisowego w swojej szczerości, szydercy o ostrym języku („Chłopcze – powiedział starzec do doktora Teague – kiedy raz zostałem trafiony kulą w zadek, wyjąłem ją sobie sam za pomocą noża i lusterka, i widok mojego włochatego tyłka był prawdziwą przyjemnością w porównaniu z widokiem tego, co ty nosisz na końcu szyi”[2]), a jednocześnie bystrego obserwatora i zręcznego komentatora rzeczywistości.

Bohaterem tym (także tytułowym) jest 111-letni Jack Crabb, opowiadający wycinek ze swojego burzliwego, pełnego nieprawdopodobnych wydarzeń życia. To prawdziwy weteran Dzikiego Zachodu, jego młodość przypadła na okres rozkwitu legendy. „Jack Crabb był człowiekiem cynicznym, nieokrzesanym, pozbawionym skrupułów, a kiedy trzeba, nawet bezlitosnym. Musimy go widzieć jako produkt określonego miejsca, czasu i warunków. To tacy jak on przesuwali nasze kresy coraz dalej na zachód, na spotkanie z połyskującym oceanem”[3]. Wiek nie osłabił mu umysłu, wręcz przeciwnie, nadał mu dystans do przeżytych przygód i pozwolił we właściwy sposób odnieść się do późniejszych, a współczesnych dla jego rozmówców, wyobrażeń o Dzikim Zachodzie. Jack opowiada swoją historię szczegółowo, podobnie jak większość osób w podeszłym wieku pamięta drobne, odległe wydarzenia, precyzyjnie osadza je w przeszłości, jakby zaszły wczoraj. W tej opowieści sam nie jest nikim ważnym, ale jako świadek epoki (być może ostatni) staje się wyjątkowo cenny, jego umysł to skarbnica nagromadzonych wspomnień.

Crabb urodził się białym człowiekiem, ale był Amerykaninem zdecydowanie bardziej, niż jakikolwiek inny współczesny mu biały człowiek w Stanach Zjednoczonych. Można powiedzieć – obywatelem totalnym, bo los zrządził, że większość dzieciństwa spędził wśród Czejenów. I to nie jako ktoś z zewnątrz, tolerowany, ale uważany za obcego przybysza. Został bowiem adoptowany przez wodza Indian i postępował zgodnie ze zwyczajami swojego plemienia. Po latach wrócił do cywilizacji białych, zrzucił zewnętrzne oznaki bycia dzikim czerwonoskórym, ale do końca życia pozostał w nim pierwiastek indiańskiej duszy, na zawsze już zakorzeniony w białym gruncie. Z jednej strony sprawiło to, że lepiej rozumiał postępowanie i kulturę obu ras, z drugiej – że tym bardziej gardził ich przywarami. Jack Crabb do końca życia czuł się rozdarty, niepewny, która rasa w nim przeważa.

Jak wspomniałem, „Mały Wielki Człowiek” to opowieść, w której znajdziemy wszystkie elementy tworzące legendę Dzikiego Zachodu. Będziemy mogli uczestniczyć w polowaniach na bizony, wraz z Jackiem obserwując, jak z upływem lat topnieją ich stada. Przy okazji usłyszymy coś w rodzaju usprawiedliwienia ze strony łowców bizonów, z perspektywy czasu rozumiejących, że ich działalność doprowadziła do całkowitego wyniszczenia tych zwierząt.

Dowiemy się też oczywiście o poszukiwaniach złota – gorączce doprowadzającej nielicznych do oszałamiających fortun, a wielu innych do nędzy, szaleństwa czy nawet śmierci. Zajrzymy do indiańskiego namiotu, a w zasadzie zamieszkamy w nim, razem z jego domownikami przeżywając trudy wędrówki, głód, ale i wzruszenia narodzin czy emocje towarzyszące walce. Zwyczaje plemienne przedstawione są miejscami bardzo szczegółowo i realistycznie, a przy tym niezwykle zabawnie, często z elementami czarnego humoru. Autor ukazuje mało znane tajniki kultury indiańskiej, takie jak istnienie „himaneh” – homoseksualnych mężczyzn chodzących w kobiecych szatach i wykonujących kobiece obowiązki, społecznie akceptowanych, a nawet pożądanych w plemieniu jako jednostki cenne: „(...) jego styl życia uwalniał go od wielu obciążeń, mógł nie troszczyć się o swoją męskość i czary, o czym zawsze myśli czejeński wojownik, i dlatego zawsze stanowił miłe towarzystwo, dobre do pieśni, tańca i pogawędki”[4]. Innym przykładem wiedzy autora o zwyczajach Indian jest ukazanie środowiska „odwrotnych” – elity czejeńskich wojowników, wykonujących wszystkie czynności odwrotnie, niż robi się to na co dzień, w walce zaś dążących tylko do dotknięcia przeciwnika, bez konieczności zranienia go. Makabrycznie, a zarazem groteskowo przedstawiony jest zupełny brak odporności Indian na działanie alkoholu. To, co było prawdziwym dramatem ich rasy, Crabb ukazał w sposób tragikomiczny, ale z bardzo dużą dozą krytycyzmu, zarówno w odniesieniu do samych Indian, jaki i sprzedających im alkohol białych ludzi.

Przez karty książki przewija się cała plejada barwnych postaci faktycznie należących do historii Stanów Zjednoczonych. Poczynając od legendarnych ludzi pogranicza, takich jak Wielki Bill Hickock, Wyatt Earp, Feralna Jane, przez ostatnich wodzów wojowniczych szczepów indiańskich (Czarny Kociołek, Siedzący Byk, Szalony Koń), po „bohaterów” wojen z Indianami, z samym generałem Custerem na czele. Zresztą ten ostatni wyrasta stopniowo, w miarę rozwoju fabuły, na drugiego głównego bohatera, dając nam w końcu poczucie, że cała opowieść Jacka Crabba – Małego Wielkiego Człowieka – była właśnie jemu poświęcona. Obraz tych ludzi także jest daleki od utartych wyobrażeń. Thomas Berger tworzy ich postaci na nowo, pokazując nam alternatywne (a może właśnie prawdziwe, któż to wie?) osobowości.

Powieść różnymi ścieżkami zmierza do wielkiego finału – największego starcia z Indianami, a zarazem ostatniej walki generała George'a Custera – bitwy pod Małym Wielkim Rogiem. Ten epizod historii Stanów Zjednoczonych do dzisiaj ma dla Amerykanów znaczenie symboliczne, choć można go różnie oceniać. Sam autor nieco złamał przyjętą konwencję, w opisie bitwy rezygnując z szyderstwa, kpiny czy nawet zwykłego przymrużenia oka. Można powiedzieć, że oddaje hołd wszystkim uczestnikom masakry – zarówno Indianom, którzy po raz pierwszy zastosowali strategię walki sprzeczną z ich obyczajami, a jednocześnie zabójczo skuteczną przeciwko oddziałom białej kawalerii, jak i walczącym do ostatniego człowieka żołnierzom pułku Custera. Generał Custer ustami Jacka Crabba został przedstawiony szczególnie: z jednej strony jako zwykły człowiek, mający swoje wady i słabostki, z drugiej – jako osoba wyjątkowa, tytan wyrastający ponad otoczenie, już samym wyglądem budzący szacunek i posłuszeństwo. Narrator drobiazgowo analizuje bitwę, jej przyczyny, przebieg i konsekwencje. To analiza odmienna od tych, które można znaleźć w opracowaniach historycznych, gdyż pochodzi od osoby co prawda fikcyjnej, ale osadzonej w wydarzeniach prawdziwych – i bitwa opisywana jest z jej punktu widzenia.

„Mały Wielki Człowiek” to swobodna, westernowo-kabaretowa wariacja na temat Dzikiego Zachodu. Odmienne od utartego przedstawienie realiów, ukazanie najbardziej trywialnych kulis popularnych pompatycznych wyobrażeń i wyśmianie utrwalonych stereotypów może nas wpędzić w zakłopotanie i skłonić do zastanawiania się, ile w powieści jest prawdy, a ile fantazji Bergera, trzeba jednak przyznać, że z kart książki przebija bardzo solidne przygotowanie merytoryczne – być może do warstwy historycznej i faktów potwierdzonych badaniami naukowymi pisarz dodał sporo literackiej fikcji, ale trzeba przyznać, że uczynił to wiarygodnie, dając nam przekonanie, iż mamy do czynienia z jak najbardziej prawdopodobnymi realiami opisywanych czasów. Na pewno określenie „fabularyzowany dokument” byłoby pojęciem mocno na wyrost, ale już „możliwa interpretacja” brzmi nie najgorzej. Zresztą w sekwencjach, które wydają się wątpliwe czy po prostu nie mogą być potwierdzone historycznie (chociażby tych przedstawiających mentalność Indian) autor puszcza do nas oko, dając do zrozumienia, że posługuje się żartem. Humor stanowi mocną stronę powieści, przy czym jest bardzo specyficzny, często na pograniczu czarnego humoru lub histerycznego chichotu: „Tak po raz pierwszy zabiłem człowieka i jakkolwiek to brzmi w twoich uszach, był to jeden z najprzyjemniejszych przypadków. Działałem w obronie swoich towarzyszy, a tego nigdy nie należy się wstydzić. Poza tym on mnie oskalpował prawie do połowy i chociaż potem okazał mi sympatię, zapewniam cię, że to pozostawia pewien osad”[5].

Thomas Berger od samego początku odżegnuje się od standardowego obrazu Dzikiego Zachodu: „Należy żałować, że charakterystyka Indianina zawarta w interesujących powieściach Coopera nie jest zgodna z prawdą. Odarty z romantycznego nimbu, którym tak długo chcieliśmy go otaczać, przeniesiony z pasjonujących stronic literatury do miejsc, w których zmuszeni jesteśmy go spotykać, Indianin traci prawo do nazwy czerwonoskórego  d ż e n t e l m e n a . (...) Widzimy go w prawdziwej postaci i okazuje się, że jest i zawsze był  d z i k u s e m  w każdym znaczeniu tego słowa”[6]. Jak się okazuje, ta demaskacja wcale nie pomniejsza wartości Indian i Dzikiego Zachodu dla literatury. „Brudna”, pospolita strona legendy wygląda nie mniej interesująco od zwyczajowych wyobrażeń. Być może jest nawet ciekawsza dzięki swojej sarkastycznej dosadności i brutalnej, dynamicznej witalności. Wydaje się, że to bardziej naturalne przedstawienie realiów epoki nie odbiera Dzikiemu Zachodowi awanturniczych i przygodowych atutów (choć można uznać, że traci on na romantyzmie), a czyni go bardziej zrozumiałym, bliższym. Jednowymiarowi herosi ukazują tu ludzką, zwyczajną twarz, zaś przeciętni, nieznani ogółowi „statyści” – jak Mały Wielki Człowiek – wyrastają na bohaterów tamtych czasów i miejsca, znaczących uczestników najważniejszych historycznych wydarzeń.



---
[1] Thomas Berger, „Mały Wielki Człowiek”, przeł. Lech Jęczmyk, Wydawnictwo Wojciech Pogonowski, 1991, str. 177.
[2] Tamże, str. 15.
[3] Tamże, str. 478.
[4] Tamże, str. 252.
[5] Tamże, str. 91.
[6] Tamże, str. 447.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1325
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: