Dodany: 23.06.2015 12:11|Autor: MonikaLK
Po nitce do kłębka
Ostatnio z kryminałami miałam do czynienia kilka lat temu. Właściwie nie wiem, skąd ta przerwa, nie potrafię tego wyjaśnić, skoro zawsze je uwielbiałam. Tym bardziej cieszę się, że ponownie sięgnęłam po jeden z nich, co – mam nadzieję – zapoczątkuje ciąg.
Właściwie cała akcja toczy się w przeddzień sylwestra 38 roku, czyli na kilka oddechów przed wybuchem wojny światowej. Wiekowa baronowa Wirydianna Korzycka zwołuje pod swój dach wybranych członków rodziny, ażeby rozdzielić majątek i z godnością, na własnych zasadach, pożegnać się z życiem. Rodzina musi spełnić określone w niecodziennym zaproszeniu warunki. Jednym z nich jest przyjazd wszystkich tym samym pociągiem; już to stwarza dosyć groteskowy klimat, ponieważ uczestnicy wyprawy nie znają się zbyt dobrze, co więcej – nie lubią i nie szanują się wzajemnie, więc każde chowa się w innym przedziale, krytykując i oceniając pozostałych. Pierwsza mroczna zagadka pojawia się tuż po dotarciu do celu. Jeden zaproszonych zostaje znaleziony martwy. To przypadek, czy może rozpoczęła się eliminacja w drodze po spadek? W noc po przyjeździe giną kolejne dwie osoby, w tym sama baronowa. Ponieważ pałac został odcięty od świata przez zamieć śnieżną, rozwiązanie jest tylko jedno. Morderca znajduje się wśród gości.
Jeśli powieść jest napisana w duchu Agathy Christie, to właśnie tak sobie wyobrażałam jej twórczość. Nie miałam jeszcze przyjemności poznać mistrzyni gatunku, ale patrząc na stosy cieniutkich książeczek (harlequiny wśród kryminałów), nie mogłabym wydedukować niczego innego. Sprawnie i szybko zawiązana fabuła, śledztwo w obrębie określonego grona ludzi, w końcu – odkrycie sprawcy. Stały schemat rozgrywany w różnych scenografiach.
W "Ostatniej woli" są mało się znający, pełni żali i pretensji krewni, ekscentryczna ciotka, która przeżyła trzech mężów, i kot mający rychło zmienić właściciela. Efekt jest taki, że już od pierwszej chwili uczestnicy tego przedziwnego spędu nie mogą znieść nawzajem swojej obecności. Po odkryciu straszliwych zbrodni, w przypływie paniki (jak można się domyślić) każdy oskarża każdego, ale szybko wyłania się najbystrzejszy duet pseudo-detektywów, którzy opanowują sytuację i choć sami są w kręgu podejrzenia, przejmują wodze. O dziwo, z prostych, nawet dosyć oczywistych poszlak wyciągają bardzo ciekawe wnioski.
"Ostatnia wola" bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Nie spodziewałam się, że w liczącej niecałe trzysta stron książce znajdzie się tyle ciekawych wydarzeń, motywów fabularnych i interesujących postaci. Wszystko znajduje logiczne wyjaśnienie. Fabuła nie jest zawiła i polega na prostej dedukcji, zapraszając nas tym samym do zabawy w śledczego. Bardziej skomplikowane okazało się spamiętanie imion bohaterów, pojawiających się w jednym momencie, ale nie jest to zbyt wielki problem. Powieść urzeka lekkością i bardzo ładnym stylem. Klimat retro, stworzony za pomocą słownictwa, obyczajów i (bardzo złośliwego ze strony ciotki) udekorowania pokoi, przeniósł mnie do zupełnie innej – i mojej ulubionej – epoki. Epoki, gdy kobiety wyzwolone były wyklinane z towarzystwa, a niedżentelmeńskie zachowanie stawało się plamą na honorze mężczyzny.
Powieść wciąga i zaciekawia już od pierwszej chwili, poczułam żal i zawód, że skończyła się tak szybko. Zabrakło miejsca na właściwe emocje, czyli strach, niepewność i grozę, wynikające z obcowania z mordercą – ale autorce udało się wzbudzić, po czym zaspokoić, sporą ciekawość. Jestem fanką grubych powieści, gdzie klimat i emocje rozwijają się w odpowiednim tempie, ale jeśli ktoś ma ochotę na popołudnie z kryminałem, śmiało mogę mu polecić książkę Joanny Szwechłowicz jako świetny smaczek polskiej literatury.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.