Dotknąć piękna drugiego człowieka
Kiedy jako dziecko zaczytywałam się „Przypadkami Robinsona Crusoe” czy „Tajemniczą wyspą”, marzyło mi się życie na bezludnej wyspie z daleka od ludzi i cywilizacji, zmaganie się jedynie z samą sobą i przyrodą. Kiedy moje fantazje dorosły i zaczęły dotykać ziemi, przestały mnie nawiedzać sny o bezludnych wyspach, ale ilekroć wędrując dostrzegałam samotny dom na odludziu, natychmiast zaczynały uparcie wokół niego krążyć. Co prawda zrezygnowały z prób wpychania mnie w miejsca bez cywilizacyjnych udogodnień, ale nadal kusiły oazą spokoju i odosobnienia w zatłoczonym świecie. Wciąż kuszą…
Bohaterka powieści, lub może raczej opowiadania, Květy Légátovej trafiła do takiego miejsca wbrew swojej woli i chęci. Podczas II wojny światowej grupa oporu, do której należała Eliszka – młoda lekarka z praskiego szpitala – została rozbita, a ona, uciekając przed gestapo, trafiła z jednym ze swoich pacjentów do wioski leżącej głęboko w górach. Otrzymała dokumenty na nowe nazwisko, lecz by uwiarygodnić swój pobyt w Żelarach, musiała poślubić swego wybawiciela – Jozę.
To, co w opowieściach malowanych sercem młodego mężczyzny wydawało się takie piękne, że zapierało jej w piersiach dech, w zderzeniu z rzeczywistością okazało się prawdziwym koszmarem.
„Bez bieżącej wody, bez prądu i jeszcze dziesięć innych »bez«. Miejsce mojego potępienia”*.
Te inne „bez” to nie tylko prymitywne warunki, w jakich przyszło jej żyć, lecz przede wszystkim ludzie – zupełnie różni od dotychczas jej znanych. Zderzenie dwóch światów. Żyjąca wcześniej wśród miejskiej inteligencji kobieta trafiła do środowiska prostych, niewykształconych chłopów, często ordynarnych, agresywnych. Wszystko wokół było tak odmienne, że budziło w niej nieustający lęk. Szczególnie mąż – wielki, niezdarny wioskowy głupek – którego widok przywodził jej na myśl potwornego dzwonnika z Notre Dame. Czy jednak różnice na pewno były aż tak wielkie? Czy skryte pod płaszczykiem ogłady pycha, agresja i złość są inne niż wyrażone wprost, bez ogródek?
Po jakimś czasie młoda lekarka skonstatowała ze zdziwieniem, że otaczający ją ludzie zmienili się w jej oczach. Wulgarna wioskowa zielarka nieustannie pociągająca z ukrytej w fałdach ubrania butelki stała się dla niej osobą godną najwyższego uznania i szacunku. Prostota i życzliwość nieśmiałego, nieco niezdarnego Jozy w krótkim czasie przysłoniły obraz głupiego wioskowego osiłka. Bohaterka odnalazła w sobie lustro, które pozwoliło jej widzieć ludzi we właściwym świetle, cenić ich wnętrze bez zwracania uwagi na uładzone maski, do których akceptowania była przyzwyczajona w świecie miasta. Odkryła, że piękno człowieka tkwi w jego wnętrzu, nie zaś w pozorach, za jakimi się skrywa.
„Doznałam nieoczekiwanego odkrycia. Znalazłam się w nowej rzeczywistości – poza światem sensów, za progiem dawnej świadomości. Przeżywałam ją dzięki rozbudzonej intuicji, a może pamięci, nie wdając się w czcze rozważania. To doświadczenie całą mnie przenicowało. Hierarchia moich nienaruszalnych wartości stanęła w ogniu, a pogorzelisko zaczęły porastać pojedyncze źdźbła młodej trawy. Darń, po której będę szła boso. Moja wolność wewnętrzna zaczęła się wypełniać jak pusta czara”*.
Zastanawiałam się, na czym polega fenomen prozy Květy Legátovej, która nie tylko mnie poruszyła do głębi. Chyba nie na języku, prostym i oszczędnym, chociaż niekiedy ubarwionym poetycznymi frazami – bywa, że dość ryzykownymi – np. o miotającym się w oczach jak motyl w sieci śmiechu. Doszłam do wniosku, że to bohaterowie robią największe wrażenie na odbiorcy – czytaj: na mnie. Tak prości i, wydawałoby się, nieskomplikowani – mają wiele wymiarów. Nawet jeśli opowieść narratora – w przypadku „Hanulki Jozy” głównej bohaterki – przedstawia ich w ciemnych barwach, to jednak jest tu wiele odcieni szarości, które sprawiają, że trudno jednoznacznie ustosunkować się do danej postaci. Pisarka w cudowny sposób przedstawia sprzeczności tkwiące w każdym człowieku i skomplikowany wzór, jaki tworzą; patrzy oczyma kogoś, kto chce dostrzec więcej niż tylko wierzchnią szatę. Zmusza też czytelnika, by widział bohaterów jej opowiadań podobnie, odczuwał wobec nich skrajnie różne emocje, nie odrzucał ich odruchowo, lecz starał się zrozumieć.
Proza Legátovej płynie z serca, nie z gruczołów. Takie pisanie miał zapewne na myśli Faulkner, kiedy o tym mówił na uroczystości z okazji wręczenia mu Literackiej Nagrody Nobla. Pisarka wydaje się wypełniać przekaz wielkiego artysty i podobnie jak on wierzyć, że każdy ma w sobie ducha zdolnego do współczucia, poświęcenia i wytrwałości. Jej proza jest nie tylko zapisem życia ludzi, lecz także głosem, który wspiera ludzkie serca, przypominając o wartościach takich jak miłość, odwaga, nadzieja i współczucie.
Oczarowały mnie Żelary, zafascynowały sylwetki bohaterów. Polecam gorąco zarówno „Hanulkę Jozy”, która jest zwieńczeniem zbioru opowiadań „Żelary”, jak i cały zbiór. Niezapomniane przeżycie.
---
* Květa Legátová , „Hanulka Jozy”, przeł. Dorota Dobrew, wyd. „Dwie Siostry”, 2008, s. 45.
** Tamże, s. 124.
[Tekst umieściłam na swoim blogu]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.