Dodany: 11.10.2009 16:22|Autor: adas

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Słownik Maqiao
Shaogong Han

Magia Maqiao


Hana Shaogonga z pewnością ucieszyłaby wiadomość, iż tytuł jego powieści w języku polskim nieodparcie kojarzy się z "magią". Wręcz prosi się, by odczytywać go jako "Słownik magiczny", a nie jak należy: "Maqiao" (miejsca). Chińczyka fascynuje różnorodność znaczeń, językowa zmienność i płynność - to samo pojęcie może oznaczać coś zupełnie innego, w zależności od miejsca i czasu.

Rozważania o sile sprawczej słowa wracają co kilka, kilkanaście stron, stając się może i głównym spoiwem utworu Shaogonga. Nawet Maqiao, czyli mała, realnie istniejąca wioska i jej mieszkańcy, czasem zdaje się być jedynie pretekstem do ich snucia. I jeśli by jej nie było, pewnie by trzeba było ją wymyślić. Słowo ma więc moc budowania, ale i niszczenia: "Odkąd na świecie pojawił się język, wielokrotnie doprowadzał do konfliktów między ludźmi - od sporów do wojen, do nieprzerwanych rozlewów krwi. Nie uważam tego za magię języka"[1]. W tym kontekście "magia", kojarząca się raczej z czymś pozytywnym, cudownym, od razu nabiera ciemniejszych barw. Tak jest też z "magią Maqiao" - świat odtworzony (stworzony?) przez chińskiego pisarza wydaje się całkiem sympatyczny, no może neutralny, ale trafiają się niepokojące pęknięcia.

O czym jest to książka? O wszystkim i niczym. Najlepiej ujmuje to sam autor: "Dlatego też mam ochotę wyskoczyć z głównej fabuły, rozejrzeć się na boki, popatrzeć na rzeczy kompletnie pozbawione znaczenia. Na przykład skoncentrować się na kamieniu, położyć nacisk na pojedynczą gwiazdę, opracować studium niewypowiedziane nudnego deszczowego dnia, szczegółowo przedstawić niewartą wspomnienia sylwetkę kogoś, kogo nigdy nie znałem, a co więcej - nigdy nie poznam"[2].

Zadziwiające jak wiele, za pomocą niemal wyłącznie wspomnianych strzępków oraz "zatrzymań", autor jest w stanie przekazać. Jego proza, o mocno eseistycznym zacięciu, zwalnia i przyspiesza, meandruje, a jednak tworzy zwartą całość. Dając nie tylko obraz małej społeczności, z jej specyfiką i dziwnostkami (kapitalne typy ludzkie!), ale także - w tle - panoramę Chin ostatniego półwiecza. Od japońskiej okupacji po państwowy kapitalizm lat 90. Wspomina czasy, w których samolot wywoływał panikę, bo jak taki wielki ptak może latać?, równocześnie maluje uliczki z bilardem i domy usiane antenami telewizyjnymi. Co dla Europejczyka może być zaskakujące, nie wartościuje kolejnych polityczno-historycznych zawirowań, nie stara się ich hierarchizować.

Bo też, mimo licznych Zachodnich odwołań i odniesień, czytelnik ani na moment nie zapomina o barierze kulturowej. Nie sprawia ona, że "Słownik Maqiao" staje się nie do przeczytania dla np. Polaka, daje jednak poczucie obcowania z czymś innym. Han Shaogong specjalnie - widać, że jest na tyle sprawnym pisarzem, że mógłby to zrobić - nie skraca dystansu, a czyni z niego atut. Na pewno nie jest to epatowanie egzotyką na siłę (choć przez akapity przewędruje jeden tygrys). Dzięki temu opisywany przez niego mikrokosmos, choć na wyciągnięcie ręki, nie traci swej tajemniczej siły.


---
[1] Han Shaogong "Słownik Maqiao", tłum. Małgorzata Religa, "Świat Książki", Warszawa 2009, s. 451
[2] Ibidem, s. 91

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1758
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: