Dodany: 06.06.2015 09:54|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Stary wspaniały świat
Hodgkinson Tom

2 osoby polecają ten tekst.

Ule, kosa i wino z pasternaku, czyli powrót w czasy dziadków


Kochamy naszą cywilizację, dzięki której żyje nam się o wiele łatwiej niż naszym rodzicom, nie mówiąc o dziadkach i pradziadkach. Jeśli nie chcemy sami gotować obiadu, możemy kupić w supermarkecie zestaw gotowych dań, które w ciągu dziesięciu minut odgrzejemy w mikrofalówce. A jednak od czasu do czasu budzi się w nas tęsknota za czymś, co pamiętamy z dzieciństwa albo znamy tylko z opowieści: za życiem zgodnym z rytmem natury, trzaskiem ognia w kominku, żywnością nienafaszerowaną sztucznymi dodatkami i niezapakowaną w plastik… I od czasu do czasu znajdują się odważni decydujący się na zrobienie metaforycznego kroku wstecz. Jak brytyjski dziennikarz Tom Hodgkinson – piewca stylu życia, jaki analogicznie do określenia „slow food” można by nazwać „slow life” („życie bez pośpiechu”), redaktor periodyku „The Idler” („leniuch”, „próżniak”) – który wraz z rodziną zamieszkał w wynajętym gospodarstwie w hrabstwie Devon, starając się żyć jak dawni samowystarczalni farmerzy.

Wbrew temu, co głosi podtytuł na okładce, „Stary wspaniały świat” nie jest sensu stricto „praktycznym poradnikiem gospodarzenia”. Nie znajdziemy tutaj instrukcji, jak głęboko należy skopać ziemię pod określone uprawy, jak gęsto wysiewać nasiona poszczególnych roślin czy też jakie powinny być proporcje składników, by udało się domowe piwo. Od tego mamy liczne prawdziwe poradniki, o których zresztą autor niejeden raz wspomina w tekście. Jego praca zaś jest czymś więcej – i podsumowaniem osobistych refleksji, zebranych podczas konfrontacji współczesnego człowieka z zadaniami podejmowanymi ongiś przez całe pokolenia jego przodków, i pełną erudycji rozprawą o tradycjach angielskiej prowincji. Swoje reminiscencje i rozważania podzielił Hodgkinson na dwanaście części; nie jest to podział przypadkowy, lecz świadome nawiązanie do dawnych kalendarzy, gdzie pod datami kolejnych miesięcy zamieszczano wskazówki dla farmerów, jakie czynności gospodarskie powinni w danym okresie wykonać. Każdy rozdział to osobna gawęda, której motywem przewodnim jest jedno z takich zajęć (np.: „Czerwiec: doglądaj pszczół”). Autor relacjonuje swoje doświadczenia w danej kwestii ze swadą i humorem – nie bagatelizując porażek i ciemnych stron gospodarskiej samodzielności (trudno się nie zorientować, że aby móc w dzisiejszych czasach w ten sposób żyć, trzeba albo mieć sporo zaoszczędzonych/odziedziczonych środków, albo równocześnie zarabiać w inny sposób, niewymagający stałych godzin pracy ani obecności w miejscu zamieszkania), ale też nie przedstawiając ich w sposób mogący ostatecznie zniechęcić potencjalnych amatorów tradycyjnego gospodarzenia. Opowieść ubarwia licznymi cytatami ze źródeł historycznych: wspomnianych kalendarzy, poradników, utworów poetyckich (spośród których wyróżnia się swoistym urokiem szesnastowieczny traktat wierszem niejakiego Thomasa Tussera „Five Hundred Points of Good Husbandry”, pisany prześliczną archaiczną angielszczyzną – w której „husband”, dzisiejszy „mąż”, oznaczał „gospodarza” – na polski niestety przełożony prozą). Na każdym kroku napotykamy jakieś zabawne, zaskakujące lub smakowite ciekawostki; czy wiemy, na przykład, do czego prócz konsumpcji może się przydać rzepa? Albo w dniu którego świętego (bo nie, jak u nas, Marcina) Anglicy podają pieczoną gęś? Albo jak długo może potrwać zbudowanie stodoły przez trzydziestu pięciu amiszów (informacja o wyznaniu jest tu ważna, bo amiszom nie wolno używać narzędzi zasilanych prądem)?

Lektura jest niezmiernie przyjemna, zwłaszcza jeśli się nie połyka książki jednym tchem, tylko kosztuje po kawałku, jak przystało na prawdziwego „leniwca”; trochę nie w smak być może jedynie ideowym wegetarianom, których pewno nie przekona pogląd autora, że gospodarzenie w zgodzie z naturą winno obejmować także pozyskiwanie produktów spożywczych pochodzenia zwierzęcego (ale jeśli opuszczą rozdział „Listopad: bij świniaka” i krótki podrozdzialik „O polowaniu”, mogą bezpiecznie zapoznać się z całą resztą, na przykład z rozważaniami o pieczeniu domowego chleba, koszeniu trawy czy robieniu wina z… pasternaku). Zamieszczona na końcu bibliografia ułatwi zadanie czytelnikom, którzy zechcą sięgnąć do źródeł (Tussera już zlokalizowałam w jednej z darmowych bibliotek online i mam niezłomny zamiar przeczytać w całości), choć zważywszy na nasze realia, jeszcze mniej od angielskich przyjazne samowystarczalnemu gospodarzeniu, pewnie uczynią to raczej dla samej przyjemności czytania, niż dla dokonania w swym życiu wielkiej zmiany.

Ale czyż przyjemność czytania nie jest jednym z nieodzownych elementów życia bez pośpiechu?


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 912
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: