Katolicki feminizm
Błąka mi się od dawna po głowie taka myśl: czy można być jednocześnie feministką i katoliczką? W zasadzie wszystko rozbija się o to, jak rozumiany jest termin feminizm (sama wzdrygam się słysząc skrajne i agresywne wypowiedzi niektórych znanych medialnie feministek). Jeśli tylko poszpera się w internecie można znaleźć wiele ciekawych artykułów na ten temat. Polecam na przykład tekst Małgorzaty Bilskiej na portalu deon.pl. Okazuje się - ku mojej radości - że nie jestem jedyną dziwaczką, która staje przed takim dylematem. Są kobiety, które uważają się za osoby wierzące, ale jednocześnie dostrzegają na każdym kroku krzywdzące nierówności i niesprawiedliwe traktowanie. Nie poruszę tematu kapłaństwa kobiet. Nie teraz. W tym momencie raczej chcę się odnieść do tego, że jeśli chcemy zmiany w Kościele, uważając, że w obecnej strukturze i działalności jest on raczej męsko-katolicki, to potrzebna jest solidna praca u podstaw. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że Kościół tworzą też kobiety. Jeśli czują się one w SWOIM Kościele nie na miejscu, czują się odstawione na bok i pomijane - dlaczego milczą? Po drugie - jeśli narzekamy na Kościół, rozumiejąc go tylko i wyłącznie jako grupę księży, to trzeba uświadomić sobie, że tych księży też ktoś kiedyś wychowywał i ukształtował: najpierw matki, przekonane, że ich synuś jest "wybrańcem", któremu należy służyć, potem seminarium, które wpoiło im, że są stworzeni do wyższych celów. Przepraszam, jeśli uogólniam, ale niestety mówię to wszystko z własnego doświadczenia. Hasło "jestem stworzony do wyższych celów" sama usłyszałam ostatnio od znajomego księdza i to wypowiadane zupełnie serio. Jak już powiedziałam, zmiana powinna wyjść od samych podstaw, ponieważ szacunku do drugiego człowieka nie da się wprowadzić poprzez papieską encyklikę. Jeśli księża odpowiedzialni za formację młodych kleryków będą postrzegali kobietę tylko w charakterze służącej, ewentualnie groźnej "Ewy-kusicielki", to takie nastawienie przekażą też przyszłym duchownym. Zmiana powinna też nastąpić w samych kobietach i to zarówno świeckich, jak i... siostrach zakonnych. Z moich kilku rozmów z siostrami wiem, że one same odczuwają dyskryminację w sposób często bardzo bolesny. No ale co by to było, gdyby siostra zakonna skarżyła się na nierówność i została nazwana "feministką"? Zgroza!
Czy jest jakaś organizacja katolickich feministek? Chętnie się przyłączę, bo... "Liga rządzi, Liga radzi, Liga nigdy cię nie zdradzi" :)
P.S. Serdeczne pozdrowienia dla panów :)
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.