Dodany: 28.05.2015 18:27|Autor: male_czarne

Non-fiction roku?


W XIX wieku niemiecki filozof Fryderyk Nietzsche odważnie stwierdza, że Bóg umarł. Jego przekonanie wesprze wiek XX, pełen totalitaryzmów, naznaczony niezrozumiałą eksplozją śmierci. Ogłuszony złem człowiek odrzuci niesprawdzającego się boga, wciąż jednak próbując znaleźć odpowiedzi na swoje pytania, poszukując czegoś większego niż on sam: dającego szansę, nadzieję, pokazującego słuszną drogę. Będzie szukał systemu niepopadającego w doktrynalność. Raczej wykorzystującego niż deprecjonującego osiągnięcia nauki. Systemu, który stawia na świat rozwoju i szczęścia, świat oczyszczony z wojen, chorób.

Prawdziwej drogi do wyzwolenia.

W takich właśnie okolicznościach – kryzysu, poszukiwania nowej drogi – na scenie pojawia się L. Ron Hubbard. Niezwykle płodny pisarz science fiction, żołnierz, niepoprawny konfabulant, geniusz i hochsztapler. Charyzmatyczny i jednocześnie zagubiony. Zachłanny, żądny władzy egocentryk mający niezwykłą zdolność manipulowania innymi. Przez większą część życia kreował własną przeszłość, to ubarwiając, to całkowicie zmyślając przeróżne jej epizody. Robił wrażenie na nowo poznanych ludziach, uwodził kobiety, pogrążał się w mrocznych odmętach swojej psychiki. Gdyby na tym poprzestał, byłby prawdopodobnie tylko jednym z wielu nie do końca docenionych pisarzy, człowiekiem moralnie słabym, o zaburzonej osobowości, pozbawionym rodziny i przyjaciół. Jednakże Hubbard zawsze poszukiwał sposobu na to, by zapisać się w annałach historii. Pragnął stworzyć coś większego niż fikcja literacka. Marzyło mu się dzieło tak doniosłe społecznie, że istniałby w nim już na zawsze, znany, pamiętany i podziwiany w przeróżnych zakątkach świata. Dzieło, które przyniosłoby mu nie tylko nieśmiertelność, ale także doczesne korzyści, oddanie tysięcy wiernych mu ludzi i pozycję nadczłowieka.

A mało co spełnia te warunki lepiej niż religia.

W umyśle marnego człowieka o wielkiej ambicji rozwinęła się więc idea, którą dzisiaj znamy pod postacią jednej z bardziej tajemniczych sekt, zarówno publicznie krytykowanych, jak i żarliwie bronionych. Quasi-religia, kult jednostki i system rozwoju osobistego w jednym. Fanatyczne podporządkowanie się założycielowi. Scjentologia.

Scjentologia nie ma najlepszego PR-u. W Polsce i wielu innych krajach zakazana jako sekta, wydaje się dziwacznym ruchem religijnym, który w jakiś niezwykły sposób przyciąga miliony ludzi na świecie, zdobywając ich umysły, serca i portfele. Reprezentowana przez liczne gwiazdy Hollywood, z Tomem Cruisem na czele, sprawia wrażenie fanaberii bogaczy znudzonych starymi religiami.

Być może niewiele wiesz o scjentologii. Być może wcale Cię ona nie interesuje. Być może wydaje Ci się, że książka o religii będącej amerykańskim ewenementem nie jest dla Ciebie. I być może masz rację – ale tylko wtedy, gdy tą książką NIE JEST "Droga do wyzwolenia" Lawrence’a Wrighta. Jeśli tę akurat pozycję masz w rękach – siadaj do czytania. I to z dużym zapasem wody mineralnej w pobliżu, bo szybko się od lektury nie oderwiesz.

Wright porusza problem wpływu przekonań religijnych na życie człowieka. Co takiego jest w scjentologii, co pociąga jej wyznawców? W jaki sposób przebiega otwarcie się na zawarte w niej niedorzeczności i sprzeczności? Jakie uzyskuje się korzyści, przynależąc do tej grupy religijnej? Co leży u jej podstaw i co dzieje się w jej najwyższych strukturach, pieczołowicie chronionych przed przedstawicielami mediów, zwykłymi wyznawcami, a także instytucjami państwowymi?

Odpowiedzi odkrywamy sami krok po kroku, wczytując się w historię życia twórcy i ideologa – L. Rona Hubbarda oraz jego następcy, ambitnego Davida Miscavige’a, poznając scjentologię od wewnątrz dzięki zgromadzonym przez Wrighta licznym informacjom, a także wyznaniom członków Kościoła, którzy się od niego odłączyli. Z tych elementów powstaje niezwykle frapująca układanka: wizerunek zachłannej, żarłocznej i okrutnej religii, która pod pozorem zapewnienia rozwoju osobistego inspirowanego nauką odbiera wyznawcom wolną wolę, rozbija więzi międzyludzkie i mami obietnicami bez pokrycia. Wychowuje ludzi, którzy nie potrafią już żyć poza religijnymi strukturami i przyjmują najgorsze kary w zamian za poczucie przynależności.

Scjentologia zaczyna subtelnie, jak każda sekta. Co cię boli? Co jest twoim problemem? Czy pragniesz ulepszyć swój związek, mieć większe osiągnięcia w pracy? Czy szukasz czegoś, co pozwoli ci uporać się z trudnościami zdrowotnymi i psychicznymi? Czy chciałbyś od życia więcej – czy marzą ci się niezwykłe umiejętności, świadomość i zdolności znacznie wykraczające poza te, które ma przeciętny człowiek?

Nazywając się "praktyczną filozofią religijną", scjentologia oferuje rozwiązanie właściwie wszystkich problemów, jakie może napotkać współczesny człowiek. Jedyne, czego wymaga, to regularne poddawanie się tak zwanemu audytowaniu (będącemu jednocześnie formą pomocy), datki na rzecz Kościoła oraz – dla bardziej zdeterminowanych – kontrakt na miliard lat. Jest doskonałym rozwiązaniem dla tych, którzy sceptycznie podchodzą do zinstytucjonalizowanych form religii. Przecież to tylko ścieżka rozwoju, prawda? Kto nie uśmiechnąłby się na myśl o filozofii stawiającej sobie za cel świat bez wojen i chorób, rozwój potencjału ludzkiego i pełnię szczęścia?

Wydawać by się mogło, że "Droga do wyzwolenia" to popularnonaukowa analiza scjentologii – trochę biografia Hubbarda, a trochę reportaż pokazujący dzisiejszą sytuację stworzonej przez niego religii oraz jej wiernych – odznaczająca się wysokim poziomem, drobiazgową pracą badawczą i bardzo dobrym warsztatem pisarskim. I w zasadzie tym jest. Ja jednak odbieram ją jako książką sensacyjną. Z akcją pędzącą na łeb, na szyję przez prawie pięćset stron. Wywołującą wypieki na twarzy, okrzyki niedowierzania i nieodpartą potrzebę dowiedzenia się, co będzie dalej.

Historia opowiadana przez Wrighta i jego rozmówców – przy całym obiektywizmie autora i uciekaniu od taniej sensacji – jest pełna kłamstw, przemocy, absurdów, współczesnego niewolnictwa (!), okrucieństwa wobec drugiego człowieka, pozbawionej wątpliwości wiary oraz ludzi o miałkim charakterze, spaczonej osobowości i ogromnym ego. Udział w niej biorą amerykańskie służby specjalne, celebryci, legion prawników, politycy, a nawet adepci czarnej magii. To opowieść o zwyczajnych ludziach, którzy omamieni słodkimi obietnicami sami weszli w paszczę lwa, tracąc w ten sposób nie tylko majątek, ale też – przede wszystkim – rodzinę, przyjaciół, dzieci. I o tych, którym nie było dane nigdy poznać innego świata niż ten, który zrodził się w głowie Hubbarda. Dramat, religijno-społeczno-polityczna pozycja non-fiction o tempie, którego nie powstydziłaby się niejedna powieść szpiegowska czy kryminał.

Te ponad pięćset stron uznaję za jedną z najlepszych książek non-fiction, jakie przeczytałam w bieżącym roku. Demaskatorska opowieść o nowym rodzaju totalitaryzmu. Takim, który posługuje się nie terrorem, a obietnicę rozkwitu, zaś okrutnym strażnikiem mianuje to, co w człowieku najbardziej nieustępliwe i zawsze obecne – jego własny umysł.

Polecam!


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 534
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: