Moje z Bondą spotkania
Przy okazji jednej z ostatnich wizyt w bibliotece, z ust Pani Bibliotekarki usłyszałem takie stwierdzenie: „Proszę pana, bo Bondę to się kocha lub się jej szczerze nienawidzi”.
W pełni się z tym zgadzam i od razu przyznaję, że sam należę do tych, którzy dla twórczości Katarzyny Bondy są gotowi odizolować się od reszty społeczeństwa i zapomnieć o wszelkich potrzebach czy obowiązkach dnia codziennego, aby tylko mieć niczym nieskrępowaną możliwość czytania. Nie rozumiem też, dlaczego autorka ta wywołuje w ludziach przeważnie skrajne uczucia. Wśród czytelników są zatem tylko tacy, którzy zachwycają się jej powieściami oraz tacy, którzy uważają je za absurdalnie nudne, przegadane, a nawet zbyt zagmatwane. Bardzo rzadko spotykam się z opiniami pośrednimi.
Moim zdaniem, Katarzyna Bonda nie pisze powieści dla wszystkich. Zakocha się w nich odbiorca, któremu nigdy donikąd się nie śpieszy. Uważny, nieprzekładający zbyt pośpiesznie kartek, aby natychmiast dowiedzieć się, co znajduje się za drugimi drzwiami szafy, z której wypadł nieboszczyk. Po książkach tych widać, że autorka jest prawdziwym fachowcem, kocha swoją pracę i drobiazgowo się do niej przygotowuje. Jest profesjonalistką, to jej znak rozpoznawczy. Jednak pisarka się tym nie chełpi, jej teksty, choć tak bardzo drobiazgowe, nie są napuszone, nadęte. Czytelnik czasami może odczuwać zagubienie, ale jeśli będzie cierpliwy, zostanie nagrodzony rozwiązaniem zagadki, a rozsypane w grubym tomiszczu elementy układanki w końcu dopasują się do siebie, tworząc jednolitą całość, na której trudno doszukać się pęknięć czy rys. Takimi odczuciami dzieliłem się z czytelnikami po moimi pierwszym spotkaniu z Saszą Załuską w powieści pt. „Pochłaniacz”. Kiedy zakończyłem jej lekturę, wiedziałem, że na kontynuację będę czekał niecierpliwie i nigdy nie ośmielę się zadać autorce pytania o termin wydania. Tłumaczyłem sobie, że potrzebuje ona czasu, aby stworzyć coś, co znowu zawładnie moim umysłem i bezwarunkowo wciągnie mnie w swój naznaczony krwią i traumatycznymi przeżyciami świat.
Na „Okularnika” przyszło czekać czytelnikom dokładnie rok. Zważywszy na to, że drugi tom „Czterech żywiołów Saszy Załuskiej” liczy prawie dziewięćset stron, znowu należy pochylić tylko czoło i zastanawiać się, w jaki sposób w tak krótkim czasie można przygotować, napisać i wydać powieść, której fabuła jest tak drobiazgowo przygotowana? Wiadomo przecież, że w intrydze ważny i przemyślany jest każdy element. Katarzyna Bonda otrzymuje zatem ode mnie ogromne brawa i dodam od razu, że dostanie je jeszcze niejeden raz.
Wyrażając opinie o książkach wiele razy pisałem, że uwielbiam wielowątkowe historie, w których wydarzenia z przeszłości i głęboko skrywane tajemnice rzucają głęboki cień, wciągając w mrok kolejne pokolenia. Stają się one jeszcze bardziej wiarygodne, jeśli oparte są na prawdziwych wydarzeniach. (W tej chwili znowu słychać wspomniane już brawa). Jestem pod ogromnym wrażeniem umiejętności doskonałego łączenia polskiej historii z fikcją oraz sposobu, w jaki cała opowieść została czytelnikowi przedstawiona – autorka wkomponowuje w nią retrospekcje rozjaśniające zawiłą intrygę i pozwalające na zorientowanie się w rozległych zależnościach i rozbudowanych koligacjach rodzinnych bohaterów.
Przyznać muszę, że szczerze podziwiam Katarzynę Bondę za jej odwagę; w „Okularniku” główny wątek jest związany z jednym z Żołnierzy Wyklętych (Romualdem Rajsem ps. Bury) oraz jego oddziałem. Zdaję sobie sprawę, iż ta kwestia raczej nie przejdzie bez echa i autorka może spodziewać się, że zostanie na nią wylane wiele wiader pomyj. Wierzę, że przyjmie to z godnością i będzie bronić swoich poglądów, bo widać, że jest kobietą, która nie boi się nazywać problemów ani rzeczy po imieniu. (Teraz słychać kolejne brawa). Jestem zdecydowanym zwolennikiem poglądów, które wyraziła w tej powieści; mam nadzieję, że nie są one jedynie literacką fikcją. Aby zrozumieć, o co chodzi, należy poszperać trochę w zasobach Internetu i poczytać dokumenty IPN-u dotyczące tej sprawy. Poszerzy to wiedzę zainteresowanych oraz pozwoli na wyrobienie sobie jasnego i w pełni sprecyzowanego poglądu na temat działań zbrojnych Narodowego Zjednoczenia Wojskowego na terenach, gdzie rozgrywają się wydarzenia „Okularnika”.
Najnowsza powieść Katarzyny Bondy jest doskonałym, bardzo umiejętnie przygotowanym kryminałem. Wiedza fachowa autorki może wzbudzać podziw i zazdrość w innych pisarzach, którzy usiłują wyprodukować porywającą powieść kryminalną. Choć można doszukać się w niej drobnych błędów, dla osoby, która nie miała nic wspólnego z pracą w policji, jak zwykle będą one nie do wychwycenia. Na to jest tylko jedno określenie – majstersztyk!
Analizując zaś bohaterów, mogę z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że to żywe i jak najbardziej realistyczne postacie, które pamiętamy przez długi czas, a co najważniejsze – identyfikujemy się z nimi czy nawet porównujemy do bohaterów innych powieści. Każda z nich gra ważną, z góry zaplanowaną rolę. Bonda doskonale wie, kiedy i kto padnie trupem, a co ważniejsze – gdzie i jak głęboko ten trup będzie schowany. Rzetelnie i wiarygodnie oddana małomiasteczkowa atmosfera oraz zależności współobywatelskie w specyficznym układzie zamkniętym, jakim jest powieściowa Hajnówka, dodają całości ogromnego realizmu. Nasuwają się wręcz skojarzenia, które zmuszają do doszukiwania się pierwowzorów takich społeczności i funkcjonujących w nich klik. Pisarka wszystko przemyślała – fabuła zawiera nawet ukłony dla innych autorów kryminałów czy konsultantów, którzy w pocie czoła pracowali, aby powieść ta była jak najbardziej realistyczna. Nie zapomina o niczym i co ważne, robi to wyłącznie dla nas, jej czytelników.
Mnie brakuje tu tylko jednego. Pani Kasiu, na przyszłość bardzo prosiłbym o zamieszczanie na początku książek tak zwanej „listy obecności” bohaterów wraz z ich koligacjami rodzinnymi. Znacznie ułatwi to odbiór i pomoże szybciej poznać taką dużą liczbę bohaterów. To chyba mój jedyny zarzut, wobec „Okularnika”. W żadnym wypadku nie przeszkadza mi otwarte zakończenie, wzmaga tylko mój apetyt na kolejną powieść o Saszy Załuskiej. Już czekam. Nawiasem mówiąc, jeszcze w tym roku wybieram się do Hajnówki. Czuję, że czeka mnie tam coś specjalnego.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.