Dodany: 08.05.2015 20:46|Autor: ejotek

Kiedy Jasmine poznała Matta...


Twórczość Cecelii Ahern miałam okazję poznać dopiero w styczniu tego roku, kiedy to przeczytałam "Love, Rosie". Powieść była świetna, pomyślałam, że poznam też inne tej autorki – i los przyniósł mi "Kiedy cię poznałam". Czy kierując się jedynie znajomością "Love, Rosie" podjęłam dobrą decyzję, chcąc kontynuować przygodę z Ahern? Zachęcając do poznania mojego zdania, przenoszę Was do Irlandii.

Ona. Jasmine ma trzydzieści trzy lata, mieszka w Dublinie i właśnie została zwolniona z pracy. Karierę zaczynała jako księgowa, jednak szybko założyła własną firmę, a kiedy ta odniosła sukces, ktoś ją kupił. Podobnie było z drugim pomysłem. W przypadku trzeciego, już w fazie początkowej Larry został jej wspólnikiem. Przez cztery lata prowadzili Idea Factory – Fabrykę Pomysłów, która pomagała firmom wprowadzać innowacje. Co więc sprawiło, że Larry nie chciał już pracować z Jasmine? Ona zamierzała po raz kolejny sprzedać swoje "dziecko", natomiast on wolałby Fabrykę rozwijać, a już na pewno zatrzymać.

W życiu Jasmine ważniejsza od pracy jest tylko siostra – Heather, wprawdzie o rok starsza, ale z zespołem Downa. Kiedy były nastolatkami, ich matka zmarła na raka, a ojciec już od dawna szukał pociechy u innych kobiet. Musiały radzić sobie same. Teraz on ma nową żonę i trzyletnią córeczkę Zarę. Nigdy nie lubił przychodzić na grupy wsparcia organizowane dla Heather, niezmiernie pomagające jej w planowaniu sobie zajęć w życiu. Cóż, to zwykle my, kobiety radzimy sobie nawet w najtrudniejszych sytuacjach, niezależnie od wszystkiego – bo musimy.

Aktualnie Jasmine jest na tzw. urlopie ogrodniczym. Dzięki temu ma czas dla przyjaciółek, które właśnie stały się matkami, dla Heather, Zary. Bezczynne siedzenie jest okropne, kobieta podejmuje się więc trudnego zadania – zamierza przywrócić swojemu ogrodowi postać zielonej krainy, bo w kamiennej wersji nie komponuje się z sąsiedzkimi. Ma też czas na podglądanie sąsiada z naprzeciwka, wraz z którym bardzo obniża średnią wieku na swojej małej uliczce.

On. Matt Marshall, znany didżej radiowy, mieszka wraz żoną i trójką dzieci naprzeciw Jasmine. Za niewłaściwe zachowanie został zawieszony w pracy, co sprawia, że nadużywa alkoholu i stawia go ponad rodzinę. Dlatego żona postanawia wyprowadzić się wraz z dziećmi do rodziców. Woli to niż ciągłe wysłuchiwanie nocnych awantur męża i jego łomotanie w drzwi oraz alkoholowy odór. Matt podpadł Jasmine przez audycję, w której nie zareagował na złośliwe komentarze dotyczące osób z zespołem Downa. To uderzyło ją i zabolało; na szczęście Heather nic nie słyszała.

Co sprawiło, że tych dwoje staje się dla siebie wsparciem? Że zaczynają rozumieć wzajemnie swoje życie? Wprawdzie z uwzględnieniem wrednych i złośliwych komentarzy Matta i postawy lwicy (wobec stosunku Matta do Heather) Jasmine – ale zawsze to lepsze niż podglądanie się wzajemnie zza firanek. Otóż mogli, dzięki nadmiarowi wolnego czasu, poświęcić temu drugiemu chwilę na jakże istotną rozmowę. Mimo że każde ma inne problemy, inne priorytety i inne plany na przyszłość, powoli stają się dla siebie podporą i w końcu obdarzają się przyjaźnią. Czasami muszą razem pójść do kogoś z kondolencjami, innym razem na casting, a jeszcze innym – piją przy stoliku przed domem Matta. Choć prawda jest taka, że pije albo Matt, albo Jasmine...

Duży udział w rozwoju ich relacji i w wydarzeniach między nimi mają sąsiedzi (głównie Doktorek), kuzyn Jasmine, jej siostra oraz pewien łowca głów – Monday, który nieźle namiesza w życiu Jasmine, nie tylko z powodu swojego imienia.

A co mogę powiedzieć o fabule? To powieść uboga w wydarzenia czy zwroty akcji. W zasadzie poza tym, że ktoś stracił pracę, Heather wybiera się na weekend z chłopakiem, sąsiadka ma wylew, a przed domem Marshalla koczują fotoreporterzy – nic się nie dzieje. Jasmine tworzy ogród, boryka się z problemami siostry, jej kolorowymi Kręgami i swoim brakiem pracy. Zajmuje się bardziej życiem sąsiada niż własnym. Jej nudnawe dni ubogaca nieco pojawienie się Mondaya. Sąsiad też raczej uczestniczy w życiu jej i Heather niż próbuje ratować własne małżeństwo i polepszyć relacje z dziećmi.

Po uroczej i na długo zapadającej w pamięć "Love, Rosie" czuję się oszukana i nienasycona. Nie wiem, co autorka chciała powiedzieć przez tę powieść, ale do mnie nie trafiła. Nie lubię książek o niczym, a ta właśnie takie wrażenie na mnie wywarła. Owszem, nie mówię, że nie porusza ważnych tematów, jest i zespół Downa, i alkoholizm, i utrata pracy, i samotność, i jeszcze odejście żony. Ale moim zdaniem to tematy niejako ujęte w ogólnym zarysie fabuły, a powinny być podparte akcją. Wiele jest pozycji, które mają świetną fabułę, a jednocześnie poruszają ważne kwestie.

Autorki, mimo niezbyt euforycznego podejścia do "Kiedy cię poznałam", nie skreślam z mojej listy lubianych pisarek. Nadal zamierzam sięgnąć po jej debiut. A czy polecam tę książkę? Pewnie, przecież nie każdy musi mieć takie samo zdanie jak ja. Każdy z nas lubi inną twórczość i myślę, że powieść, którą tu omówiłam, zostanie z radością przyjęta przez innych czytelników.


[Recenzja została wcześniej opublikowana na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 554
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: