Dodany: 03.01.2005 12:27|Autor: woy

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Pięć osób, które spotykamy w niebie
Albom Mitch

Prosto, plastycznie, naiwnie...


Umiera człowiek. Stary Eddie, weteran wojenny, pracownik techniczny wesołego miasteczka na amerykańskiej prowincji. Ginie, ratując dziecko od śmierci, gdy zerwał się wagonik kolejki. Na takim banalnym motywie snuje swoją opowieść Mitch Albom. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że on tak swoją opowieść zaczyna, nie kończy. Bo śmierć Eddiego jest początkiem prostej i wzruszającej historii o relacjach między ludźmi i o tym, jak mogą być one zaskakujące i przypadkowe. A opowieść toczy się w niebie.

Książkę kupiłem przy okazji zakupów w supermarkecie. To o tyle ważne, że ta książka jest taka trochę 'supermarketowa' w sferze emocji: trzyma w miarę niezły poziom, niektóre elementy ma całkiem świeże, inne - nie powiem: nieświeże - raczej klasyczne. Typowy współczesny amerykański bestseller, bez europejskich miazmatów i moralnego dzielenia włosa na czworo. Bardzo dobrze i spójnie skonstruowany, czyta się gładko, emocje przeżywa proste, by nie rzec naiwne.

O autorze z europejskiej perspektywy za wiele powiedzieć się nie da. Napisał bodaj osiem książek, co jak na amerykańskie standardy wyczynem nie jest, w tym wydane w Polsce: "Niezapomniana lekcja życia" i "Wtorki z Morriem". Jest dziennikarzem sportowym, felietonistą, pracuje w radiu i udziela się w organizacjach charytatywnych. Tyle o nim wiadomo. To niewiele, zważywszy, że z okładki "Pięciu osób..." można wyczytać, iż powieść ta jest bestsellerem sprzedanym w 6 milionach egzemplarzy w 48 krajach. Tajemniczy mistrz, czy jednodniowa jętka? Za mało o nim wiem, by nawet na własne potrzeby orzekać jednoznacznie.

Cała fabuła "Pięciu osób..." zawarta jest w tytule: umiera człowiek, w niebie spotyka kolejno pięć najważniejszych osób, które miały decydujący wpływ na jego życie, takie kamienie na życiowych rozstajach. Najważniejszym, i właśnie świeżym elementem warstwy emocjonalnej tej miłej książki jest stwierdzenie, które stopniowo wyłania się z niebiańskich spotkań głównego bohatera: że bardzo często osobami, które powodowały zasadnicze zwroty w naszym życiu, są ludzie, których zupełnie o to nie posądzamy, ba, których w ogóle możemy nie znać. Fakt. Cegłę lecącą ci na łeb z rusztowania może złapać bezimienny murarz z niższego piętra, którego nigdy nie widziałeś i nie zobaczysz na oczy. A dzięki niemu żyjesz.

Jeszcze coś mi się podobało: malarskość tej powieści. Taki trochę impresjonistyczny, a trochę jak z "Arizona dream" klimat lekko surrealistycznego pejzażu, malowanego piórem nie gorzej niż pędzlem. Proste barwy, jak w starym 16-kolorowym formacie CGA, jak spod kolorowego filtra nałożonego na ekran czarno-białego telewizora. Ujmujące. Lubię to.

woy

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 9838
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: