Dodany: 29.04.2015 19:55|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Tańczące niedźwiedzie
Szabłowski Witold

Cygan przestał przygrywać


Nie było nam dane ich zobaczyć, ale nie żałujmy. To musiał być strasznie przygnębiający widok: wielkie, piękne zwierzę wodzone na łańcuchu umocowanym do kółka przewleczonego przez nozdrza, a gdy niedźwiednik zagrał, wstające na tylne łapy i zaczynające smutny pląs; „Cygan w tym ręku, w którym trzymał smyczek od gęśli, trzymał też kijek, na końcu którego był niedźwiedzi nos. Niedźwiedź próbował nadążyć za smyczkiem i sprawiało to wrażenie, jakby tańczył do rytmu. Tymczasem wszystko to była ucieczka przed bólem”[1]. Tresura musiała być skuteczna, bo niedźwiedzie potrafiły nie tylko tańczyć, ale też odgrywać zabawne scenki i swoimi wielkimi, niezgrabnymi łapskami masować bolące kręgosłupy ludzkich „pacjentów”. Kiedy nie występowały, wiązano je do płotu czy drzewa tym samym łańcuchem. Niektórym wybijano zęby, żeby nie gryzły. Były ze swoimi właścicielami od dzieciństwa; taki kilkumiesięczny niedźwiadek jest jak ludzki jedno- czy dwulatek, zbyt mały, by zapamiętać, co było wcześniej, i dość ufny, by się przywiązać do każdej osoby, która go otoczy miłością. A niedźwiednicy często kochali swoich podopiecznych „jak członka najbliższej rodziny”[2]. Dawali im do jedzenia to, co sami jedli: „chleb, ziemniaki z okrasą, chipsy i słodycze”[3], a czasem nawet „Najlepszy alkohol. Truskawki. Czekoladę”[4]. I kiedy rząd bułgarski uznał, że domowa tresura niedźwiedzi to hańba dla kraju wchodzącego do Unii, nie zrozumieli, dlaczego zaczęto im odbierać (ściślej mówiąc, odkupywać od nich) zwierzęta. Niedźwiedzie, umieszczone w specjalnie dla nich stworzonym parku, też wielu rzeczy nie rozumiały: co się stało z nosem, który nagle przestał boleć, i z łańcuchem, który pozwalał im dreptać w kółko w promieniu dwóch metrów? Jak mają spędzać czas, gdy nikt nie przygrywa do tańca? Dlaczego już nie dostają rakii albo piwa, i czemu wdzięczne kiwanie się na tylnych łapach nie zostaje nagrodzone batonikiem?...

To jedna historia. A potem zaczyna się druga, złożona z kilku pozornie niezależnych od siebie opowieści. Ich tytuły są takie same, jak tytuły kolejnych rozdziałów cygańsko-niedźwiedziej kroniki, zdania z niej zaczerpnięte stanowią ich motta. Ale wszystkie rozgrywają się w krajach, gdzie niedźwiedników nie widziano już od dawna. Polska. Albania. Estonia. Grecja. Serbia. Gruzja. Ukraina. Wszędzie tylko ludzie. Ludzie, którzy od pewnego czasu żyją w jakimś dziwnym pomieszaniu, bo ich metaforyczne kółka i łańcuchy zniknęły nagle, i nikt nie umie im powiedzieć, jak teraz mają żyć…

Bałam się tej książki – nie wiedziałam, czy dam radę przebrnąć przez opisy tresury zwierząt, które kocham od czasu, gdy dostałam pierwszego pluszowego misia, a podziwiam, od kiedy przeczytałam „Władcę Skalnej Doliny”. Przebrnęłam, choć z bólem. Ale żal mi było nie tylko ich, także Cyganów niedźwiedników, którzy zaczęli chorować z tęsknoty, gdy utracili swoich czworonożnych domowników, i pracowników fundacji „Cztery Łapy”, niemal stających na głowie, żeby tylko odzyskanym niedźwiedziom przywrócić zdrowie i stworzyć inamiastkę niezależności, a w zamian spotykających się z wyrzutami, że trwonią pieniądze na zwierzęta, zamiast wspomagać ludność pokrzywdzoną przez skutki transformacji ustrojowej… Bo tu właściwie nikt nie wygra. Zoolodzy ucieszą się, jeśli niedźwiedzie nauczą się spać zimą, a oduczą tanecznych ruchów na widok nadchodzącej publiczności; zdają sobie jednak sprawę, że nie da się z nich już zrobić groźnych i majestatycznych władców lasu – instynktu radzenia sobie na wolności mogły były nabyć tylko za młodu, wtedy, kiedy uczyły się tańczyć do wtóru gęśli. Nie ma nawet co liczyć, że stratę odrobi następne pokolenie; one nie potrafiłyby wychować młodych, więc nie będą ich miały… inaczej niż ludzie z drugiej opowieści. Ci przeważnie mają dzieci, które jakże często rosły w poczuciu takiej samej bezradności i skołowania, jak ich rodzice. Ale i tak mogą mówić o szczęściu, jeśli nie urodziły się w jednym z tych krajów, w których zrzucenie łańcuchów spowodowało wyzwolenie przyczajonej gdzieś nienawiści do współobywateli innego pochodzenia lub innego wyznania…

Świetnie to napisane… tak, że aż boli blizna po kółku w nosie… i boi się człowiek spojrzeć w lustro, żeby nie zobaczyć, że wciąż próbuje tańczyć…


---
[1] Witold Szabłowski, „Tańczące niedźwiedzie”, wyd. Agora SA, 2014, s. 63-64.
[2] Tamże, s. 10.
[3] Tamże, s. 31.
[4] Tamże, s. 10.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2583
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: carmaniola 30.04.2015 08:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie było nam dane ich zob... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dot! Nie masz litości! Tak to opisałaś, że ja MUSZĘ to przeczytać. Nie tylko dlatego, że Cyganie przypadkiem i nie, ostatnio się za mną snują. Dziękuję! :)
Użytkownik: Klosterkeller 22.05.2015 18:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Dot! Nie masz litości! Ta... | carmaniola
I nie boisz się? Może porwać chcą?
Użytkownik: carmaniola 23.05.2015 09:14 napisał(a):
Odpowiedź na: I nie boisz się? Może por... | Klosterkeller
I zrobić ze mnie tańczącą niedźwiedzicę? Za mała i niezbyt atrakcyjna jestem, nie grozi mi. ;)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: