A król i tak jest nagi
[W recenzji odwołuję się do fabuły i zakończenia utworu.]
"Urbanowa" jest mniej znaną, zaledwie kilkustronicową nowelą Marii Konopnickiej, w której autorka (bo można z nią utożsamiać narratorkę) uwieczniła służącą i jej syna. Tytułowa bohaterka to stara, wiecznie zapijaczona kucharka, przynosząca w kuchni więcej szkody niż pożytku. Za jej sprawą "garnki tłukły się (...) jakby na komendę. Z rana bowiem Urbanowej »czegoś się ręce trzęsły«, w południe »wszystko jej z rąk leciało«, wieczorem zaś »cała nie mogła«. Jeśli zaś przypadkiem »mogła«, to zwykle wtedy »musiała duchem skoczyć naprzeciwko«, po czym w kuchni bywało prawdziwe pobojowisko"[1].
Jej życie – podglądane przez ciekawską, wówczas dziesięcioletnią, narratorkę – płynie dosyć monotonnie. Wśród nadtłuczonych garnków-inwalidów wzdycha, wspominając pracę u państwa Asnyków (tak, rodziców wybitnego poety), symbol prestiżu społecznego ("U państwa Asnyk było tak a tak, u państwa Asnyk robiło się to a to, u państwa Asnyk nigdy tego nie bywało, u państwa Asnyk tego nauczona, u państwa Asnyk do tego nie nawykła... słowem gotowy prejudykat na każdą porę dnia i nocy i na wszystkie kuchennego życia wypadki"[2]). W soboty przyjmuje syna terminującego u szewca. Jasiek to nieodrodne dziecko swojej matki. Ona wspomina czasy służby u Asnyków, on zaś mami narratorkę obietnicą uszycia cudnych trzewiczków dla jej ukochanej lalki Anusi. A przecież to taka sama bujda, takie samo głośne odwoływanie się do świata bogactwa i luksusu, do którego ani Urbanowa, ani jej syn nie należą.
Wizyty szesnastoletniego Jaśka to okazja nie tylko do okazania matczynej troski, ale też bardzo wyrazistej konfrontacji z własną biedą i poniżeniem. W tym kontekście mycie syna (i przyobleczenie go w czystą koszulę) urasta do rangi symbolu. Narratorka wspomina:
"Widziałam przez dziurkę od klucza, że matka najpierw ściąga z Jaśka spencerek i kamizelczynę, że nalewa potem na miednicę wody, bierze mydło, nagina chłopaka nad stołek, przy czym daje mu w kark raz albo dwa razy, że ściąga mu z rękawów koszulę i szoruje szyję, głowę, twarz, uszy i ręce, czyniąc zaś to wszystko, co chwila nos uciera i płacze. Nigdy nie mogłam zrozumieć, dlaczego? Czy że koszula była taka czarna jak sadze, czy że na grzbiecie chłopaka było tyle sińców, czy że mu żebra omal nie wyłaziły przez skórę..."[3].
Wszystko się zmienia, kiedy Jasiek bierze udział w jasełkach, w których występuje jako król Herod. Pełen dostojeństwa, występujący w ważnej roli chłopak wzbudza szczery zachwyt matki. Odtąd Urbanowa będzie żyła tylko wspomnieniem tego spektaklu, a chwile, gdy Jasiek przywdzieje królewski strój i wypowie słowa roli, staną się dla niej naprawdę szczęśliwe.
Radosne opowiadanie? Bynajmniej. Przecież ten król jest nagi. Jego piękny płaszcz (w istocie kawałek podartej poszwy) i korona z pozłotka to żałosne atrybuty, podkreślające jeszcze nędzę egzystencji bohaterów. Są tak samo nic nieznaczące, jak rzekomy awans społeczny osiągnięty dzięki udziałowi Jaśka w przedstawieniu, dawna praca u państwa Asnyków czy obiecane trzewiczki dla lalki.
Przejmujący to obrazek z dawnych czasów.
---
[1] Maria Konopnicka, "Nowele", Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, 1988, s. 20.
[2] Tamże, s. 21.
[3] Tamże, s. 22.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.