Dodany: 25.09.2009 21:24|Autor: misiak297

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Opowieści o Niewidzialnym
Schmitt Éric-Emmanuel

2 osoby polecają ten tekst.

O życiu, perłach i Aniołach


(tę recenzję pragnę zadedykować Aniołowi, który odmienił moje życie)


Życie biegiem – te dwa słowa zdają się doskonale oddawać czasy, w których przyszło nam żyć. Widzę to po sobie - zrywam się z łóżka na ostatni moment, pospiesznie przełykam śniadanie, bezładne wciskam rzeczy do plecaka. Pędzę chcąc wyprzedzić autobus, zanim ten dojedzie na przystanek, jeszcze po drodze wysyłam smsa, moje palce wędrują po klawiaturze telefonu komórkowego z wprawą zawodowej sekretarki. Siadam na ostatnim wolnym miejscu, wyciągam książkę, przewracam kartki, ukradkiem zerkając na kolejne przystanki. Wysiadam, wyrywam ludziom ulotki z ręki, kiedy chcę po prostu iść dalej, wciskam drobne żebrakom, przegryzam batonika między jednym a drugim krokiem. Daję się wciągnąć w wir najróżniejszych spraw, po to, by pod koniec dnia pędzić znów na przystanek, aby nie uciekł mi ostatni autobus.

I coś Wam powiem – nie czytałem w autobusie tryptyku „Opowieści o Niewidzialnym” Erica-Emmanuela Schmitta. Ta książka nie nadaje się do pospiesznego czytania, jej strony trzeba obracać powoli i z namysłem. Opowieści zawarte w tym niewielkim zbiorku to istne perły, a każda swoim blaskiem zdaje się mówić: zwolnij, odetchnij, zatrzymaj się, pomyśl!

Zastanawiam się, w jaki sposób najlepiej łączyć te opowiadania. Powiedzieć, że dotyczą fundamentalnych spraw? Zmuszają do refleksji? To chyba byłoby za mało. Napisać, że łączą je postaci dziecięce? Rzeczywiście głównymi bohaterami są: mały Oskar zmagający się z nadchodzącą śmiercią, zaradny Momo próbujący obrać najwłaściwszą drogę życia i wreszcie uroczy Joseph, któremu przyszło zmierzyć się ze sprawami, jakich nie jest w stanie ogarnąć ze względu na młody wiek. Jednak to by było za proste! Zastanówmy się nad poszczególnymi opowiadaniami.

„Oskar i pani Róża” – to chyba najpopularniejsza opowieść Schmitta. Uważam, że zrobiono jej ogromną krzywdę, zestawiając z „Małym Księciem”. Rzeczywiście wiele te dwa dzieła łączy – w sposób niezwykły (a jednak zupełnie inny!) dotykają najważniejszych spraw istnienia. Schmitt na kartach tej epistolarnej opowieści przedstawia historię umierającego chłopczyka – uroczego Oskara. Malec z dziecięcą ufnością, a także naiwnością pisze listy do „Szanownego Pana Boga”. To nie tylko sucha relacja z powolnego odchodzenia – każdy list staje się źródłem pytań i próby znalezienia odpowiedzi. Powstaje zapis zmierzenia się z życiem, z jego radościami i smutkami… A w końcu śmiercią. Jak z tym wszystkim poradzi sobie mały Oskar? A Czytelnik? Każdego z Nas to przecież czeka…

„Pan Ibrahim i kwiaty Koranu” – to opowieść utrzymana w zupełnie innym tonie, a jednak równie wyjątkowa. To już nie ars moriendi, ale nauka sztuki życia w zgodzie ze sobą samym. Mojżesz – żyjący czy właściwie pędzący marny żywot – u boku zmarkotniałego ojca i w cieniu tajemniczego brata-ideału, próbuje znaleźć w byle jakiej codzienności sens. Z pomocą przychodzi mu podstarzały sklepikarz – przy nim Momo w końcu odkryje, że jesteśmy panami swojego życia i to, co z nim zrobimy, zależy tylko i wyłącznie od nas.

„Dziecko Noego” – to moim zdaniem najlepsze opowiadanie z całego zbiorku. Holocaust – nawet mający u swych fundamentów prawdziwą historię – to śliski temat. Z jednej strony można sobie zadać pytanie: co jeszcze można napisać o tej tragedii? Z drugiej pozostaje świadomość, że trzeba o niej pisać – aby się nigdy nie powtórzyła. Schmitt robi to perfekcyjnie. Po raz trzeci pokazuje perfekcyjną znajomość psychiki dziecka – tym razem umieszczonego w piekle drugiej wojny światowej. Nie są to jednak dzieje szczęśliwego ocalenia z odchłani Holocaustu – Autor idzie o krok dalej, stawiając odważne pytania, być może, niektórych z nich na łamach literackich nikt jeszcze nie zadał. Czy pogodzenie wiar jest możliwe? Czy ma sens walka o pokój? Gdzie leży granica zemsty? Czy gestapowski potwór może się przemienić w zbawiciela?

Te opowiadania – choć tematycznie tak różne – mają naprawdę wiele wspólnego. Wywołują w Czytelniku całe morze emocji, każą się zastanawiać nad życiem, miłością, tolerancją, innością, otwartością, nie pozwalają o sobie zapomnieć po zatrzaśnięciu okładki. Być może czasem w prosty, a jednak wyszukany sposób podsuwają myśli już dobrze znane, po prostu je odkurzając. Jednak wydaje mi się, że jakoś w natłoku codziennych spraw pozwoliliśmy sobie o tych prawdach zapomnieć. Może właśnie potrzebna jest taka pozycja, aby nami potrząsnąć?

Wiem, że wiele scen zostanie mi w pamięci na długo. Wspaniała Wigilia u pani Róży, Bridgitte Bardotte wchodząca do sklepu pana Ibrahima, gdzie jest otwarte w nocy i w niedziele, mały Joseph olśniony wspaniałością sukien hrabiny de Scully, porażające w swojej sztuczności wizyty rodziców w pokoju Oskara, przyjęcie w podarku pluszowego miśka przez uliczną prostytutkę, przerażenie grupki nagich chłopców, czekających na wyrok – podczas gdy prysznicowa woda szemrze ciepło i przyjaźnie.

Długo też nie zapomnę ludzi, jakich poznałem za pośrednictwem tych opowiadań. Pełnej ciepła pani Róży, która przemieniała się w chytrą zapaśniczkę, przypominającej Królewnę Śnieżkę Peggy Blue, apodyktycznego starca wcinającego karmę dla domowych ulubieńców, mademoiselle Marcelle vel Psiakrew o odpychającym charakterze i wielkim sercu, nieforemnego Rudiego, który nie chciał się uczyć i księdza Ponsa – Noego czasu drugiej wojny światowej.

Przy całym swoim uniwersalizmie, przy całej głębi, każde z opowiadań Schmitta to prawdziwy majstersztyk. Rzadko zdarzają się tak wyważone – z aptekarską precyzją, której nie powstydziłaby się Psiakrew – teksty, w których każde słowo wydaje się na miejscu, wydarzenia płyną odpowiednim trybem, bez dłużyzn i skrótów. Jeśli dodamy do tego pełnokrwiste postaci, zaskakujące zwroty akcji, piękny język, ponadczasowe przesłania i całe morze wzruszeń – nie będzie już wątpliwości, dlaczego ten zbiór zasługuje na szóstkę.

Opowiadania Schmitta docenił też wydawca – łącząc je w ramy twardej okładki i wzbogacając o piękną oprawę graficzną. Ilustracje zdobiące ten tryptyk mają w sobie coś z estetyki Wojtkiewicza przy odpowiedniej domieszce ciepła z obrazów Makowskiego. Idealnie wkomponowują się w teksty.

Te opowiadania budzą tyle emocji, że nie sposób ustrzec się subiektywizmu. I ja mam swoją własną czytelniczą interpretację, a może po prostu na pewien aspekt zwróciłem szczególną uwagę. Nie sposób nie zauważyć, że każdy z głównych bohaterów ma przy sobie jakiegoś Anioła-Przewodnika. W przypadku Oskara to pani Róża, Momo będzie szedł za rękę z panem Ibrahimem, a Joseph obdarzy szczególną miłością Ojca Ponsa. To bez wyjątku ludzie pełni mądrości, ciepła i zrozumienia. Zastanawiam się, czy Schmitt pośród wielu innych prawd, nie chciał przekazać i tej – każdy z Nas spotka kiedyś swego Anioła, który pomoże przejść przez życie.

Kochani, czytajcie „Opowieści o Niewidzialnym”, zachwycajcie się, zwolnijcie, zamyślcie – i szukajcie swojego Anioła-Przewodnika – oni naprawdę istnieją!

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5735
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 6
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 01.10.2009 21:00 napisał(a):
Odpowiedź na: (tę recenzję pragnę zaded... | misiak297
Bardzo to ślicznie, Misiaku, napisałeś. Ja czytałam każdy z tych 3 utworów "luzem" (bo najpierw były wydawane osobno); różnica w zasadzie tkwi w tym, że do mnie najmocniej przemówił "Oskar i pani Róża", ale to z przyczyn poniekąd osobistych - pracowałam z dziećmi takimi jak Oskar i stąd wiem, że cała ta historia nie jest żadną lipą (ktoś zarzucał autorowi, że to infantylne, że sztuczne itd); Oskar jest tak autentyczny, że bardziej się nie da. Może pani Róża jest trochę podretuszowana, ale to chwyt celowy - ona musi być inna, bo zadanie, które ma przed sobą, też nie jest zwyczajne, i tak jak piszesz - każdemu w pewnej chwili trzeba kogoś, kto jest bardziej aniołem niż człowiekiem.
Użytkownik: Sluchainaya 02.10.2009 16:29 napisał(a):
Odpowiedź na: (tę recenzję pragnę zaded... | misiak297
Czy ja wiem, czy Oskar został skrzywdzony tym porównaniem z Małym Księciem - myślę, że Schmitt porównywany do Exupéry'ego ma powód do dumy. W końcu nie jest znowu aż tak wielkoformatowym pisarzem. Ja bym go prędzej porównała do Coehlo na podstawie przeczytania "Opowieści o Niewidzialnym".

Porusza owszem czułe struny czytelnika, ale mimo wszystko jest w tym coś z kiczu. Choć Oskar i Pani Róża bardzo mi się podobało i wzruszyło mnie do głębi to dwa kolejne opowiadania zupełnie wyleciały mi z pamięci i nawet nie potrafiłabym sobie przypomnieć ich treści.

Muszę jednak sięgnąć kiedyś po inne książki tego autora by móc sobie wyrobić dokładniejszą opinią na jego temat. Jak na razie - Oskar może nie tyle mnie zachwycił, co mi się podobał. A reszta - po prostu jest.
Użytkownik: misiak297 02.10.2009 22:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy ja wiem, czy Oskar zo... | Sluchainaya
Właściwie trudno się z Tobą nie zgodzić - porównanie Schmitta do Exupery'ego to naprawdę komplement. Chodzi mi o to, że większość czytelników spodziewała się chyba drugiego "Małego Księcia" (wiem to po sobie - dopiero ponowna lektura Oskara i pani Róży otworzyła mi oczy na walory tej opowieści).

Natomiast nie porównałbym Schmitta do Coelho, kiedyś - może tak, ale po lekturze tego zbiorku, takie porównanie nie przeszłoby mi przez usta. Wynika to stąd, że Coelho po prostu nie cierpię - jego historie są według mnie wydumane i rozdęte od niezdrowego, wręcz śmiesznego patosu, a prawdy, które chce przekazać - płytkie i przybrane w pseudo-filozoficzne fatałaszki. Schmitt też przekazuje jakąś mądrość - a jednak subtelnie, delikatnie, nie napompowując tego do granic dobrego smaku. Oczywiście to tylko moje subiektywne zdanie.
Użytkownik: Sluchainaya 03.10.2009 08:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Właściwie trudno się z To... | misiak297
Szczerze mówiąc mi skojarzenie z Małym Księciem nasunęło się dopiero po lekturze tej opowieści. Ale to jest dość luźne skojarzenie.

Co do Coehlo, jak napisałam "prędzej" bym go porównała. Co oznacza, że jednak stawiam go troszeczkę wyżej niż Coehlo :) No, ale tu znowu kłania się moja mała znajomość twórczości Schmitta.
Użytkownik: koko 02.10.2009 18:58 napisał(a):
Odpowiedź na: (tę recenzję pragnę zaded... | misiak297
Misiaku, zgadzam się z Tobą w stu procentach!
O tym, co ta książeczka robi z czytelnikiem trudno jest mówić, trudno jest nazwać wszystkie te uczucia i wzruszenia, zamyślenia i zachwycenia. Ciszę, którą się odczuwa, gdy pozostaje już jedynie zamknąć okładkę po skończonej lekturze.
Piszesz, że zastanawiasz się, czy autor nie chciał nam przekazać prawdy o spotkaniu swojego Anioła. Kiedy czytałam tę książkę zastanawiałam się, dla kogo ja jestem takim Aniołem. I czy w ogóle potrafię nim być.
Użytkownik: pyyyn 18.01.2012 14:45 napisał(a):
Odpowiedź na: (tę recenzję pragnę zaded... | misiak297
Kocham Cię za tę recenzję :) Jest dużo czytelników, którzy nie lubią Schmitta, porównując do innych pisarzy, ale to chyba przez to, że nie mogą zauważyć tego, co sam autor chciał przekazać. Sądzę, że Schmitt ma swój styl pisania, co bardzo w nim lubię. Żałuję, że nie mogłam go spotkać w lato w Świnoujściu, kiedy podpisywał książki :(
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: