Dodany: 14.04.2015 12:34|Autor: carmaniola

Książka: Czerwony kwiecień
Roncagliolo Santiago

2 osoby polecają ten tekst.

Zakątek zmarłych[1]


W XVII wieku w Peru indiański arystokrata José Gabriel Condorcanqui y Noguera przyjął imię ostatniego inkaskiego władcy Tupaca Amaru i rozpoczął walkę z hiszpańskim najeźdźcą. Powstanie zakończyło się klęską, a jego przywódcę poddano okrutnym torturom, po czym skazano na śmierć przez rozerwanie końmi. Istnieje opowieść o tym, że konie nie dały rady inkaskiemu przywódcy, więc Hiszpanie poćwiartowali zwłoki i pochowali wszystkie części osobno, w wielu nieznanych miejscach. Jeden z mitów głosi, że pogrzebane części ciała Tupaca Amaru wciąż rosną i kiedyś się połączą – a wtedy cykl się dopełni, powróci wielki Inka i indiańskie imperium powstanie z ruin.

Bohaterstwo i męczeńska śmierć wielkiego bojownika o wolność są wciąż żywe w pamięci narodu – m.in. jego imię przyjęła peruwiańska organizacja „Ruch Rewolucyjny im. Tupaca Amaru”, a legendę oraz krwawe rytuały, które przeniknęły z indiańskiej kultury do chrześcijańskiego obrządku, wykorzystał Santiago Roncagliolo w powieści „Czerwony kwiecień”.

Jest rok 2000 i w Ayacucho, kolebce ruchu terrorystycznego działającego pod nazwą „Świetlisty Szlak”, z którym krwawo rozprawiły się siły rządowe, trwają przygotowania do kolejnych wyborów prezydenckich, a jednocześnie odbywają się huczne uroczystości liturgiczne z okazji świąt Wielkanocy.

Główny bohater, Chacaltana – pomocnik prokuratora, mężczyzna w średnim wieku, zupełnie pozbawiony ambicji (jak mawiała jego była żona) – na własne życzenie przybywa z Limy do owianego złą sławą prowincjonalnego miasteczka. Tam się urodził, tam czuje się przynależny; przestał rozumieć reguły wielkiego świata stolicy i wydaje mu się, że w małomiasteczkowej atmosferze łatwiej się odnajdzie. W swoim mieszkaniu tworzy mauzoleum ku czci zmarłej matki, żyje w wyimaginowanym świecie wspomnień. Jest przesadnie skrupulatnym służbistą – wszystko usiłuje zamknąć w sztywnych granicach obowiązujących przepisów.

Pewnie mógłby doczekać w błogim zapomnieniu końca swych dni, gdyby nie makabryczne morderstwo, którego wyjaśnienie mu powierzono. Jest dumny, że przydzielono mu tę sprawę i stara się rozwikłać tajemnicę. Ku jego zdziwieniu nikt z jego przełożonych nie jest zainteresowany wynikami śledztwa. Zbliżają się wybory, najważniejszą sprawą staje się więc ukrycie niewygodnych faktów przed dziennikarzami oraz zagranicznymi obserwatorami.

„Lima wszystko wie, panie prokuratorze. Oni wiedzą wszystko i są wszędzie. Jeśli z jakiegoś powodu będzie im to przydatne, wkroczą do Yawarmayo i zrobią masakrę. Akcję pokażą w telewizji. Opiszą w prasie”[2] – informuje naiwnego prokuratora komendant posterunku policji w Yawarmayo.

Oficjalnie „Świetlisty Szlak” przestał istnieć, wokół panuje spokój i atmosfera radosnego oczekiwania. Prezydent Albert Fujimori – ten, z którym przegrał w wyborach prezydenckich w latach dziewięćdziesiątych Vargas Llosa – dawno rozprawił się ze wszystkimi terrorystami, a przy okazji pozbył się też opozycjonistów i prezydenturę zamienił na dyktaturę. Obecne wybory są tylko czczym obrządkiem, bo wiadomo, że wygra Fujimori. A tu nagle jakieś niewygodne zamieszki, mnożące się zabójstwa, których ofiary poddawane są okrutnym torturom, odkrywanie kolejnych zbiorowych mogił ofiar zarówno terrorystów, jak i sił rządowych… I nikt nie chce o niczym wiedzieć.

„Wydaje mi się, że ja nawet nie wiem, co się dzieje w tym mieście i w tym kraju. Ostatnio wydaje mi się, że zupełnie niczego nie rozumiem. I to niezrozumienie budzi we mnie strach”[3] – mówi Chacaltana.

I jego budząca uśmiech politowania postawa służbisty przestaje być zabawna i żałosna. W zwariowanych czasach ten człowiek, podobnie jak wielu innych, usiłuje żyć normalnie; w sztywnych przepisach szuka porządku, który pozwoli mu przetrwać. Chociaż, jak każdy chyba mieszkaniec Peru, wielokrotnie ocierał się o przemoc i zbrodnię – pragnie wierzyć, że ten okres jego kraj ma już za sobą, nawet jeśli wciąż żyją i funkcjonują w społeczeństwie ludzie odpowiedzialni za koszmary przeszłości.

„Czasami do Chacaltany docierało nagle, że przecież prowadzi śledztwo pod rozkazami zabójcy. Zastanawiał się, czy to w ogóle możliwe, żeby mieć przełożonego bez krwi na rękach”[4].

Pod wpływem kolejnych wydarzeń główny bohater ulega przemianie – dopiero teraz ten dojrzały mężczyzna traci niewinność i rozwiewają się jego iluzje co do otaczającego go świata. A jest przecież jeszcze coś, co ukrył głęboko na dnie pamięci, co wyparł… I nie wiadomo, co gorsze: teraźniejszość czy huragan wspomnień.

To powieść trzymająca w napięciu. Na pewno znajdzie uznanie wśród wielbicieli współczesnej prozy iberoamerykańskiej, nie przyniesie też rozczarowania fanom thrillerów. Zaś doskonały przekład Tomasza Pindela jest gwarancją literackiej uczty.


---
[1] Nazwa miasteczka, Ayacucho – w języku keczua znaczy „zakątek zmarłych”. Podaję za: Santiago Roncagliolo, „Czerwony kwiecień”, przeł. Tomasz Pindel, wyd. Znak, 2008, s. 167.
[2] Tamże, s. 154.
[3] Tamże, s. 131-132.
[4] Tamże, s. 172.


[Tekst opublikowałam na swoim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 716
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: