Dodany: 17.03.2015 18:32|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Zło tkwi w duszy, nie w ułomnym ciele


Już dawno nie czytałam książki, która byłaby równocześnie tak świetna pod względem literackim i tak strasznie odpychająca pod względem fabularnym.

Tytułowy bohater i narrator jest… no właśnie, kim? bo ani doradcą, ani przyjacielem rodziny, ani normalnym sługą – niech więc będzie, że swego rodzaju maskotką (choć, jak za chwilę się zorientujemy, nie tylko!) na dworze włoskiego księcia. To zjawisko dość pospolite w czasach, w których toczy się akcja, czyli gdzieś pomiędzy późnym średniowieczem a wczesnym renesansem (biorąc pod uwagę opisywany wybuch „zarazy”, można ją datować na rok 1348, kiedy dżuma po raz pierwszy została przywleczona do Europy, ale równie dobrze na sto lat później, bo mniejsze ogniska pojawiały się systematycznie co kilka-kilkanaście lat przez parę następnych stuleci; detale ubioru, zwłaszcza męskiego – szeroki w ramionach kaftan z futrzanym kołnierzem, rozcięcia rękawów wypełnione materiałem w kontrastowym kolorze – przesuwają prawdopodobny czas raczej na wiek XV). Bodaj każdy szanujący się dwór miał swego karzełka, a niektóre nawet i kilkoro. (Tu mała ciekawostka medyczna. Autor pewnie nie całkiem zdawał sobie sprawę, że anormalnie niski wzrost może być przejawem kilku zupełnie odmiennych zaburzeń rozwojowych, a jeśli nawet wiedział, nie udało mu się tego wiarygodnie przedstawić. Na ogół hasło „karzeł” wywołuje z naszej pamięci postać taką, jak z obrazu Velázqueza, którego fragment widnieje na okładce: z nieproporcjonalnie dużą głową, wydatnym czołem, siodełkowatym nosem i krótkimi, pałąkowatymi kończynami, co odpowiada chorobie genetycznej znanej pod nazwą achondroplazji/hipochondroplazji. W opisie bohatera występuje wprawdzie „głowa nieco za duża”[1], ale na tym podobieństwo się kończy, ma on bowiem ledwie „dwadzieścia cali wzrostu”[2], czyli nieco ponad 50 cm, a „twarz bez zarostu”[3] jest „bardzo poorana, pełna zmarszczek”[4]. Tak duże upośledzenie wzrostu jest cechą charakterystyczną dla najrzadszych odmian karłowatości, np. tak zwanej karłowatości ptasiogłowej, w której głowa jest wręcz zbyt mała w stosunku do wzrostu; brak zarostu, brak popędu płciowego, co również cechuje bohatera – dla karłowatości przysadkowej; zaś wczesne pojawianie się zmarszczek – dla progerii; dotknięte nią osoby nie dożywają pełnoletniości. Ale skoro księstwo jest fikcyjne, to i zestaw genów, jakimi natura obdarzyła tę postać, nie musi przecież być realistyczny…).

Bezimienny bohater Lagerkvista też kiedyś miał współtowarzysza, o którym nie wiemy nic ponad to, że został przezeń pokonany w zapasach (słowo „pokonany” należy rozumieć dosłownie: zwycięzca nie zadowolił się położeniem rywala na łopatki…), a od tamtej pory jest sam. No, niezupełnie sam, ma przecież księcia, którego wielbi, przy czym nie jest to całkiem ludzkie uczucie, raczej coś w rodzaju przywiązania psa do pana (a pies może robić rzeczy, jakie z pewnością nie wychodzą panu na dobre – i potrafi ugryźć, zwłaszcza gdy należy do jednej z tych ras, które agresywność mają we krwi…). Całą resztą ludzi gardzi, kipi nienawiścią do nich i nie pominie żadnej sposobności, by komuś zaszkodzić, choćby dziecku, którego bezinteresowna miłość do małego zwierzątka jest mu solą w oku (uwaga dla tych, którzy znieść nie mogą drastycznych scen z udziałem zwierząt: fragment od połowy strony 20 do końca pierwszego akapitu na stronie 21 powinni opuścić!). Najlepiej ukradkiem, ale gdyby tak dano mu wolną rękę, byłby gotów wymordować pół świata…

To, co dzisiaj nazwalibyśmy osobowością socjopatyczną, nie wzięło się znikąd: jakże ma rozwinąć w sobie ludzkie uczucia istota od urodzenia traktowana jak przedmiot, nieznająca żadnej bliskości, świadoma, że dla własnej matki warta była „trzy łokcie sukna i psa owczarka”[5]? Z drugiej strony, czy dużo lepsi od niego są ci, którzy przecież, wyjąwszy powierzchowność, są takimi samymi ludźmi, a mają wszystko, czego zapragną? Książę, gotów wyniszczyć połowę własnych poddanych, by zaspokoić apetyt na cudze włości, a gdy nie może „wroga” pokonać otwarcie, szukający zwycięstwa w podstępnym zamachu, w dodatku przeprowadzonym cudzymi rękami? Księżna, pławiąca się w rozkoszach stołu i (niekoniecznie z małżonkiem) łoża? Mistrz Bernardo, sądzący, że wiedza daje mu prawo do stawiania się ponad wszystkimi? Kondotier Boccarossa, gotów rżnąć, grabić i palić na polecenie każdego, kto za to dosyć zapłaci? O, nie, to on uważa się za lepszego; ludzie „wpadają w lęk, gdy coś wynurzy się na powierzchnię, wychynie z ich wnętrza, z jakiejś kałuży błota w ich duszach”[6] – „czyni to jednak karzeł kryjący się w nich, człekopodobna istota o małpiej twarzy”[7], a on znikąd nie musi się wynurzać, on żyje „zawsze tylko swoim karlim życiem”[8], nie udając, że jest lepszy, niż jest… Tylko dlaczego zrzuca winę za swój ohydny charakter na ułomność, przy każdej okazji podkreślając „my, karły…”? Żeby wzbudzić w ludziach przekonanie, że jego własna duchowa potworność jest cechą niezawinioną i immanentną, czymś na podobieństwo zębów jadowych u żmii, czy żeby z zawiści spaskudzić atmosferę wokół innych ludzi niedoskonałych fizycznie – niech i o nich społeczeństwo myśli, że są z natury bezdusznymi podlecami?...

Okropna, przykra, przytłaczająca powieść… Kunszt autora najchętniej nagrodziłabym wyższą oceną, ale obcowanie z tą ohydną tytułową kreaturą tak mnie zbrzydziło, że nie dam rady.


---
[1] Pär Lagerkvist, „Karzeł”, przeł. Zygmunt Łanowski, wyd. Promic, 2013, s. 5.
[2] Tamże.
[3] Tamże.
[4] Tamże, s. 6.
[5] Tamże, s. 14.
[6] Tamże, s. 29.
[7] Tamże, s. 29.
[8] Tamże.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1090
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: sowa 17.03.2015 23:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Już dawno nie czytałam ks... | dot59Opiekun BiblioNETki
Miałam identyczne odczucia, lekturę "Karła" nieledwie odchorowałam (dawno to było, ale do dziś mnie otrząsa na samo wspomnienie) i mimo zachwytu kunsztem pisarskim Lagerkvista omijam go od tamtej pory szerokim łukiem. Oj, pisał ci on nie dla sów...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: