Dodany: 16.03.2015 08:43|Autor: Dzióbek

Wydać pensję na buty


Po wpisaniu w Google'u hasła "Doda torebka" na pierwszym miejscu znalazłam informację, że piosenkarka już ma cacko od Hermèsa (marzenie wszystkich kobiet, autorytarnie stwierdza artykulik) za 7,5 tysiąca $. Przypuszczalnie jest to przedmiot wysokiej jakości, ale na zdjęciach torba niczym się nie wyróżnia. I właśnie tego typu informacje sprawiły, że przeczytałam książkę o wytwórcach dóbr luksusowych. Chciałam odkryć, co to za dziwny światek, w którym prezentacja nowej torebki jest wydarzeniem?! Dlaczego ludzie tak świrują na punkcie luksusowych marek, że są w stanie wydać pensję na buty? Czy to jak z potrzebą kupowania nowych książek (którą doskonale rozumiem), z tą różnicą, że liczy się tylko wygląd okładki, bo treści po prostu nie ma?

W książce brak jednoznacznej odpowiedzi, po co ludziom luksus. Są jedynie stwierdzenia w stylu "A luksus to przecież nic innego jak marzenia o drogocennych klejnotach, pysznych strojach, dalekich podróżach"[1] lub "Świat luksusu (...) ma to do siebie, że kto zajrzy tam chociaż raz, ten musi za nim tęsknić i nie wystarczy mu już nic innego"[2]. To mi niczego nie wyjaśniło, więc - w nadziei na lepsze zrozumienie motywacji psychofanów Gucciego - obejrzałam nawet totalny gniot "Diabeł ubiera się u Prady". Gdyby nie przepiękna Meryl Streep, w ogóle nie byłabym w stanie dotrwać do zakończenia. Mimo tego poświęcenia - dalej nic...

Dlaczego ponadpięćsetstronicowa książka nie tłumaczy fenomenu apaszek za 300 zł czy też 3.000 €? Bo Yann Kerlau jest na to zbyt konkretny. Po króciutkim wstępie przedstawia historie 7 rodzin. Szalenie prosto, bez kombinowania i jakichkolwiek zabiegów stylistycznych. Sporo pisze o giełdzie, marketingu i dywersyfikacji marki, bardzo mało o kolorach, fakturach i fasonach. Na szczęście autora interesowały też charaktery właścicieli firm - inaczej "Dynastie" byłyby nieznośnie drętwe. Więcej mówią o drodze do sukcesu i koniecznych predyspozycjach osobowościowych, by go odnieść, niż o zjawisku luksusu.

I tutaj nic nowego pod słońcem: wszyscy założyciele dynastii mieli tytaniczne pokłady energii, nie bali się ryzyka, byli prekursorami zarówno w swoim rzemiośle, jak i w kwestiach marketingowych, stale dążyli do rozwoju. Co ciekawe, sukces osiągali niezależenie od tego, czy byli jak zimna, bezwzględna Gabrielle "Coco" Chanel, czy jak uroczy i wielbiony przez pracowników Guccio Gucci (nie wiem, jego rodzice nie mieli pomysłu na imię, więc go wołali po nazwisku?). Chanel usprawiedliwia troszkę fakt, że wychowywały ją zakonnice - więcej ciepła doznałaby prawdopodobnie dorastając z prawdziwymi pingwinami na Antarktydzie.

Ale w końcu nie tylko Grande Mademoiselle miała ostro pod górkę. Salvatore Ferragamo (są takie buty, podobno słynne) zaczął pracę u szewca w wieku 9 lat, doszedł do fortuny, wszystko stracił, po czym doszedł do jeszcze większej fortuny. Louis Vitton jako 14-letni analfabeta uciekł z domu z pustymi rękami. Thierry Hermès pracował po 17 godzin na dobę itd. Gdyby tylko, zapracowując się na śmierć, wiedzieli, ile z tych rodzinnych firm zostanie w rękach osób o nazwiskach Gucci, Cartier, Vuitton. Naprawdę bardzo ciekawie się teraz przedstawiają sprawy własności, głównie za sprawą machinacji giełdowych. Zainteresowanych odsyłam do książki.

Aha, "Dynastie" należy koniecznie czytać z Google'em pod ręką, bo nie ma w nich żadnych zdjęć, a co rusz padają nazwy konkretnych i, jak zapewnia autor, kultowych przedmiotów (o których nigdy nie słyszałam). Uroda jednych jest dyskusyjna, innych - faktycznie urzekająca, ale czy to wystarczy jako usprawiedliwienie dla rozrzutności?


---
[1] Yann Kerlau, "Dynastie, które stworzyły luksus", przeł. Joanna Józefowicz-Pacuła, wyd. Świat Książki, 2012, str. 32.
[2] Tamże, str. 217.


[Recenzję zamieściłam wcześniej na blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 995
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: