Jeśli nie prawo, to kto lub co?
O Grishamie słyszałem wielokrotnie. Nawet widziałem co najmniej dwa filmy na podstawie jego powieści. Były dobre, dosyć skomplikowane, niemniej z przyjemnością się je oglądało. Ale nie aż tak dobrze, żeby sięgnąć po ich źródło. I oto zupełnie przypadkowo wpadła mi w ręce "Apelacja".
O głównym wątku piszą nasi wydawcy niby dużo, a jednak mało. Oto prowincjonalny sąd wydaje wyrok na korzyść poszkodowanej przez wielki koncern chemiczny kobiety. Wysokość odszkodowania jest szokująca. No i zaczyna się. Koncern wytacza swoje największe działa przeciwko nie tylko małej, sympatycznej i uczciwej kancelarii adwokackiej, lecz również przeciwko systemowi ferowania wyroków. Oto specjaliści od organizacji kampanii wyborczych za duże pieniądze usiłują za pomocą walki politycznej umieścić w sądzie najwyższym stanu człowieka, który będzie sprzyjał polityce wielkich spółek. Ot i niby wszystko, ale to tylko schemat.
Grisham jest mistrzem opisu nie tylko kruczków prawnych, zawiłości prawa stanowego czy postaw przysięgłych. On przede wszystkim znakomicie kreśli postawy i zachowania przeciętnych Amerykanów. Podczas całej lektury odnosiłem wrażenie, że znajduję się w opuszczonym magazynie wypełnionym plastikowymi kubkami, talerzami, frytkami i hamburgerami. Jeżeli do tego dodać pizzę i chińskie potrawy, otrzymujemy nieco egzotyczny obraz kraju, w którym walczą ze sobą mądrzy, wykształceni, chciwi, pobożni i niezwykle realistycznie nastawieni ludzie.
Drugi obraz to kampania wyborcza. Stowarzyszenia chrześcijańskie, antygejowskie i antyaborcyjne akcje w opisywanym stanie jakże przypominają mi nasze jeszcze bardzo nieśmiałe ruchy w Toruniu i okolicach. My po prostu raczkujemy w tych sprawach. Oszałamia mnogość oszalałych w swoich poglądach stowarzyszeń, grup, grupek i organizacji religijnych tworzonych na czas kampanii. Macherzy od kampanii wyborczych umieją i potrafią wykorzystać je perfekcyjnie w złej sprawie.
A główni bohaterowie? Cóż, trzeba jakoś żyć, chociaż poświęciło się sprawie cały majątek. Trzeba wiązać koniec z końcem nawet po ogłoszeniu bankructwa osobistego (a nasza ustawa gdzieś sobie działa, ale chyba niezbyt skutecznie).
Cenię w tej powieści nietuzinkowe zakończenie, które nie jest próbą majstersztyku. Jest takie, jak prowincjonalna Ameryka - tak sobie przynajmniej wyobrażam.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.