Autor recenzji: malynosorozec
Pozycja, o której piszę, jest książką kucharską. Wbrew temu, co napisano na okładce albo temu, co można znaleźć na jej temat w internetowych opisach. To ubarwiona książka kucharska, i kropka. Owszem, na pierwszych stronach figuruje test (jakich pełno znajdziemy w internecie) mający pomóc ustalić, jaki mamy typ kaca, dalej następują szczegółowe opisy jego poszczególnych rodzajów (najmocniejszy punkt w dziele pana Crawforda), a wreszcie coś (zwykle humorystycznego) o samych przepisach (w jakich okolicznościach autor je poznał, jak najlepiej podawać danie itp.) Plus kilka cytatów, w rodzaju tego: "Że też ludzie mogą do ust przyjmować wroga, co ich okrada z rozumu! Uciechy, rozrywki, hulanki na to są, aby nas obracały w bydlęta!"*. I na koniec krótki opis idealnego dnia na kacu według Miltona Crawforda.
Reszta to przepisy. Te autor podzielił ze względu na rodzaj kaca, jaki nam dolega, dodając gwiazdki oznaczające stopień trudności i czas, jaki będzie nam potrzebny na realizację danego przepisu. Co mnie niezmiernie zdziwiło, to obecność dań tak prostych, jak „klasyczna kanapka z bekonem” czy „indyjska lemoniada”. Wydawałoby się, że do przygotowania takich specjałów nikomu nie będzie potrzebna żadna książka. Ale są także przepisy wymagające niemałego kunsztu w sztuce kulinarnej, np. „angielska tortilla śniadaniowa” czy „pikantne cynaderki jagnięce na grzankach”. Do tego kilka koktajli i deserów. Wszystko opisane w miarę prosto i zrozumiale.
Oczywiście żeby sprawdzić przydatność owej książeczki, należy któregoś wieczora doprowadzić się do określonego stanu, a rano zastosować się do porad autora. Tak właśnie, ku rozpaczy mojej drugiej połówki, zrobiłem. Problem polegał na tym, że następnego dnia nawet bez pomocy testu pana Crowforda swój stan określiłem jako Kaca Mordercę, który uniemożliwia przygotowanie jakiejkolwiek potrawy. Ba! W moim przypadku niemożliwe jest nawet odczytanie tytułu omawianej książki, nie mówiąc już o wypełnieniu testu czy zrozumieniu jakiegokolwiek przepisu. Moja druga połówka nie wykazała chęci pomocy (może dlatego, że poprzedniego wieczora zbyt entuzjastycznie podszedłem do prób doprowadzenia się do potrzebnego stanu?). Eksperyment zakończył się więc całkowitym niepowodzeniem.
Pozostało przetestowanie wszystkiego na sucho (czyli na trzeźwo). I tutaj stwierdzam, że to, co można uzyskać po zastosowaniu niektórych przepisów jest całkiem, całkiem. Skupiłem się na deserach, grzankach, kanapkach. Czyli czymś, na czego przygotowanie pozwalają moje skromne umiejętności kulinarne.
A po ogólną opinię co do składu dań i objawów, jakie mają leczyć zwróciłem się do znajomej, która w CV pod hasłem wykształcenie wpisuje: dietetyk, technik żywienia. I w większości pokrywała się ona ze słowami zawartymi w książce.
Jednak w związku z „KACastrofą...” nasuwa mi się zasadnicze pytanie: W jakim celu w ogóle kupować ową pozycję? Jako książka kucharska - myślę, że zdecydowanie przegrywa z innymi pozycjami na rynku. Żeby potraktować ją jako zabawny poradnik, zawiera za mało tekstu niestanowiącego przepisów. Jako niewinny, humorystyczny prezent? Możliwe, że w niektórych przypadkach takie zastosowanie ma sens. Ja jednak myślę, że większość moich znajomych, początkowo zaintrygowanych okładką, szybko rozczarowałoby się zawartością owego prezentu. Może lepiej zamiast na tę książkę, przeznaczyć pieniądze na klasyczny sposób wyleczenia kaca: klinika?
---
* William Shakespeare, „Othello”, cyt. za: Milton Crawford, „KACastrofa, czyli jak leczyć skutki picia wódki”, przeł. Regina Mościcka, wyd. Pascal, 2014, s. 111.
Tytuł: KACastrofa, czyli jak leczyć skutki picia wódki
Autor: Milton Crawford
Wydawnictwo: Pascal, 2014
Liczba stron: 120
Ocena recenzenta: 2,5/6
Więcej tekstów autora recenzji na jego blogu
www.malynosorozec.blogspot.com.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.