Dodany: 05.03.2015 15:59|Autor: Frider

Słowem malowane


Czy istnieją w Polsce oryginalne miejsca? Egzotyczne zakątki, których nie spodziewalibyśmy się znaleźć na „własnym podwórku”? Większość spośród was zapewne uśmiechnie się z pobłażaniem i niedowierzająco pokręci głową. Polska wydaje się państwem środowiskowo dosyć jednorodnym. Przyroda jest u nas podobna zarówno na północnych, jak i na południowych krańcach kraju. Gdy wsiądziemy do samochodu, by zrobić sobie objazdową wycieczkę, przez całą drogę, wyglądając tylko przez okno, będziemy mieli pewność, że wciąż jesteśmy w Polsce. A jednak...

Nie zawsze przyroda, środowisko naturalne świadczy o oryginalności jakiegoś miejsca. Często tym, co wyróżnia dany region, są ludzie: ich kultura, tradycja, zwyczaje. Wciąż jeszcze wiele rejonów Polski, takich jak Kaszuby, Śląsk czy Tatry, ma niepowtarzalne, oryginalne cechy, odmienność, która dla mieszkańca innego województwa może być zupełną egzotyką. Oczywiście urok tych miejsc to także patyna historycznych wydarzeń, przeszłość dodająca tajemniczości. Jednak główna siła tkwi w ludziach: specyficznych charakterach, często mało zrozumiałym dla postronnych języku oraz obyczajach, czasami pięknych, a czasami po prostu zabawnych.

To obecnie. Jeżeli dodatkowo weźmiemy pod uwagę upływ czasu, spróbujemy cofnąć się o sto lub więcej lat na terenach, gdzie nawet teraz miejscowe wzorce kulturowe są bardzo silne, znajdziemy się w świecie tak bardzo różnym od tego, co znamy z krajowych wyjazdów wakacyjnych, że bliżsi mogą nam się wydać nawet ludzie mieszkający współcześnie za granicami naszego kraju. Słyszeliście Kaszuba mówiącego swoim tradycyjnym dialektem? Łatwiej porozumiecie się na przykład z Ukraińcem.

Władysław Orkan wywodził się z takiego właśnie, zamkniętego dla obcych, środowiska górali karpackich. Urodził się w bardzo ubogiej rodzinie, utrzymującej się z ciężkiej, fizycznej pracy. Zrządzeniem losu, a może raczej dzięki determinacji matki, zamiast zostać w swojej małej ojczyźnie i zajmować się wypasem owiec lub pracą na roli, wyruszył „na nauki” do wielkiego miasta. Ze swoim zapalczywym charakterem oraz charakterystyczną, karkołomną polszczyzną stał się ulubieńcem kolegów. Wśród krakowiaków był trochę jak kolorowy, rajski ptak, ekscytujący odmiennością, budzący zaciekawienie swoim pochodzeniem. Właśnie ten atut Władysław Orkan wykorzystywał w twórczości: nie starał się posługiwać poprawnym, literackim językiem polskim, nie przyłączył się także do współczesnego mu nurtu Młodej Polski. Pozostał oryginalny, nie odżegnywał się od związków z rodzinnymi stronami, pełnymi garściami czerpał z bogatej góralskiej tradycji. Pokazywał to, co piękne i zarazem mało znane: rejon Beskidów, miejsce rdzennie polskie, a jednocześnie tak odległe przez swoją odmienność kulturową. Robił to porywająco, posługując się soczystą, barwną góralską gwarą.

„Z krainy Gorców” jest czymś zupełnie innym niż lektury przeciętnego Kowalskiego, ale także odmiennym od klasyki, od literatury ambitnej czy nawet trudniejszej beletrystyki. Jest to rzecz bardzo specyficzna, o niepowtarzalnym stylu i wyjątkowej elegancji, którą zawdzięcza naturalnej, niewymuszonej prostocie. Pomimo że ma już sporo lat, sprawia zaskakująco świeże wrażenie. Pisana jest praktycznie w całości gwarą góralską, co wcale nie utrudnia odbioru, a daje czytelnikowi bardzo realne uczucie wędrówki w przestrzeni (i chyba też czasie). Po pierwszych stronach miałem wrażenie, że będzie to coś w rodzaju malarstwa sielankowego, przedstawiającego widoki hal, stada owiec, wnętrza góralskich chat. Nic bardziej mylnego; w ostatecznym wydźwięku całość tchnie smutkiem i melancholią. Skoro wspomniałem o malarstwie: obrazy przedstawione w książce podobne są trochę do twórczości Aleksandra Kotsisa. Jego tematem także były góry, ich mieszkańcy, sceny z codziennego życia. I podobnie pokazywał tę piękną niezaprzeczalnie scenerię w smutnych, stonowanych, popielato-burych barwach. Na tle pysznej (choć malowanej przygaszonymi kolorami) przyrody, na pierwszym planie górskich pejzaży, zawsze widoczna jest ludzka bieda i rezygnacja, z każdego kąta wyziera smutek.

Pomimo niewątpliwego piękna języka i łatwo wyczuwalnej miłości pisarza do stron rodzinnych, „Z krainy Gorców” ma w sobie sporo żalu. I nie chodzi tylko o to, że autor przedstawił tu przytłaczającą nędzę, głód, brak nadziei na poprawę losu. Także rozdziały poświęcone tematom neutralnym (np. pięknu przyrody) lub z natury swojej radosnym (np. miłości) mają ostatecznie wydźwięk tragiczny, zwykle zmierzają do posępnego zakończenia (nawet jeżeli zostało ono pięknie ukazane). Jest jednak w tej książce coś, co sprawia, że czyta się ją fenomenalnie (przynajmniej takiemu ceprowi jak ja): klimat. Cudowny klimat górskich lasów, ukrytych polan, witalności młodych pasterzy. Narracja jest prosta, bezpośrednia, uczuciowa. Przedstawieni ludzie – nieskomplikowani, szczerzy: co w sercu, to na ustach. Swoją trudną egzystencję, od świtu do nocy wymagającą pracy fizycznej praktycznie ponad siły, przyjmują z cierpliwością i pokorą. Bywają porywczy, lecz gniew raczej rzadko wypływa z zepsutego serca. Orkan nie zapomniał jednak także o tych, którzy nie poradzili sobie z trudami nędznej egzystencji, o tych, którzy stali się złośliwi, wulgarni i w gniewie łatwo rwą się do bitki. Pokazał zarówno ludzkie miłosierdzie, jak i skrajną nietolerancję, zarówno dumę, jak i piekące upokorzenie. Niby jak w codziennym życiu, jak dzisiaj dookoła nas, jednak w scenerii dodającej wszystkiemu niesamowitego uroku: na górskich halach, w uwędzonych dymem kurnych chatach, na ścieżkach wijących się urwistymi zboczami ku wysokim szczytom, we wnętrzach drewnianych kościółków.

Prawdziwą wisienkę na torcie stanowią licznie przytaczane góralskie przyśpiewki, zwykle tworzone przez górali na gorąco, zgodnie z tym, co im w danym momencie w duszy gra. Między innymi opisane jest tutaj zejście pasterzy z hal, gdy prowadząc oddzielnie, różnymi ścieżkami bydło z pastwisk, młody chłopak i dziewczyna romansują ze sobą, wiodąc „dialog” za pomocą zaczepnych przyśpiewek. Jest w tej scenie tak olbrzymi ładunek radości, młodości, niewinności i jednocześnie napięcia erotycznego, że czytelnik zaczyna zazdrościć parze zalotników. Młodzi przekomarzają się ze sobą, zwodzą się, dają sobie nadzieję i ze śmiechem ją odbierają. Flirtują śpiewając, całym sercem i duszą składają hołd młodości i życiu. Po prostu piękne.

Władysław Orkan nie szukał szczególnych tematów, nie silił się także na skomplikowaną fabułę. Pokazał to, co mu było najbliższe, najlepiej znane, a co jednocześnie dla większości czytelników okaże się zupełną egzotyką.

Tematy przedstawione w omawianym zbiorze można uznać za banalne, jednak warto pamiętać, że banały zwykle są prawdziwe; to kłamstwo, fałsz lubi przybierać wyszukane formy.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 764
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: