Dodany: 01.03.2015 22:09|Autor: asia_

Książki i okolice> Konkursy biblionetkowe

2 osoby polecają ten tekst.

KRWISTY STEK LITERACKI - KONKURS nr 186


Przedstawiam KONKURS nr 186, który przygotował Louri.




"Eskalop z cielęciny

Wziąć dwa funty cielęciny, wstrząsnąć, obrać, zaprawić i zrobić eskalop. Dla smaku można dodać szczyptę soli."

(Jedna strona medalu (Antoni Słonimski))


Wegetarianie, schrupcie szybko trochę kiełków na wzmocnienie nerwów. Mięsożercy - przynieście sobie dużą serwetkę, bowiem ślinka polecieć wam może obficie. Oto na stół wjeżdżają krwiste kawałki literatury!

Jakiś czas temu tematem BiblioNetkowego konkursu był Wegetarianizm w literaturze - dziś przyszła pora na drugą stronę medalu! Do odgadnięcia jest 25 fragmentów, w których się je lub mówi o potrawach mięsnych - jedzą nie zawsze ludzie, nie zawsze coś smakowitego, ale zawsze opisy te wzbudzą skrajne odczucia - przemożną oskomę na danie lub głęboką odrazę do "pożerania padliny" lub "krzywdzenia przyjaciół". Powiem jednak więcej - poniższe fragmenty (dość drastyczne miejscami) pokażą każdemu, że wcześniejsze zdania mogą nabrać dużo głębszego, czasem paradoksalnie dosłownego, sensu. Mam jednak nadzieję, że - w myśl zasady "niech chwalą lub ganią, byle o tym mówili" - z obu stron do łamania sobie głowy nad dusiołkami przystąpi jak najwięcej BiblioNetkowiczów!

Punktacja:
- sam autor = 1 pkt.
- tytuł niedokładny (np. "Baśnie Andersena" zamiast "Brzydkie kaczątko) = 1 pkt.
- sam tytuł (dokładny, czyli raczej wiersz czy opowiadanie, niż tytuł zbioru; raczej księga czy tom, niż tytuł cyklu bądź zbioru) = 2 pkt.
- autor + dokładny tytuł = 4 pkt.

Maksimum = 100 pkt.

Wiadomości, ze swoim nickiem BiblioNetkowym jako tytuł maila, proszę wysyłać na adres [...] do soboty 14 marca, godz. 23:59, zaznaczając, czy i jakiego rodzaju podpowiedź byłaby oczekiwana. W kolejnych wiadomościach proszę używać opcji "odpowiedz".

Wszystkie tytuły prócz sześciu mam ocenione.



Mięso pod różnymi postaciami je się od czasów antycznych...

1.


Dziesiątego dnia tego miesiąca niech się każdy postara o baranka dla rodziny, o baranka dla domu. Jeśliby zaś rodzina była za mała do spożycia baranka, to niech się postara o niego razem ze swym sąsiadem, który mieszka najbliżej jego domu, aby była odpowiednia liczba osób. Liczyć je zaś będziecie dla spożycia baranka według tego, co każdy może spożyć. Baranek będzie bez skazy, samiec, jednoroczny; wziąć możecie jagnię albo koźlę. Będziecie go strzec aż do czternastego dnia tego miesiąca, a wtedy zabije go całe zgromadzenie o zmierzchu. I wezmą krew baranka, i pokropią nią odrzwia i progi domu, w którym będą go spożywać. I tej samej nocy spożyją mięso pieczone w ogniu, spożyją je z chlebem niekwaszonym i gorzkimi ziołami. Nie będziecie spożywać z niego nic surowego ani ugotowanego w wodzie, lecz upieczone na ogniu, z głową, nogami i wnętrznościami. Nie może nic pozostać z niego na dzień następny. Cokolwiek zostanie z niego na następny dzień, w ogniu spalicie. Tak zaś spożywać go będziecie: Biodra wasze będą przepasane, sandały na waszych nogach i laska w waszym ręku.



...po awangardową nowoczesność.

2.


Ńe liżće ust kohankom, leżąc im na bżuhu!
Jedzće je ze śmietaną i łykajće z cukrem!
Hude szynki dźewczynki są pszedźiwnie kruhe
i dobry jest kobiecyh muskularnych nug krem.

Jak wiele cudnych sokuw ćało kobiet mieśći
cuż wiesz o tym, hoć zdźerasz sukńe, jak firanki,
don żuańe, co ćało swojej pańi pieśćisz
a kturyś żadnej jeszcze ńe pożarł kohanki.



A jada się je w drapaczach chmur...

3.


Milczy nawet wtedy, gdy sadzają nas przy średnio dobrym stole z tyłu głównej Sali jadalnej. Wreszcie odzywa się, lecz tylko po to, by poprosić o szampana Bellini. Na obiad zamawiam pierożki ravioli nadziewane mleczem złotośledzia i kompot jabłkowy – jako przystawki; jako entrée biorę klopsa z chévre w sosie przepiórkowo-bulionowym. Patricia zamawia pizzę z fiołkami i nasionami sosny i, jako przystawkę, zupę z masła orzechowego z wędzoną kaczką i purée z dyni – co brzmi dosyć dziwnie, lecz, jak się później okazuje, jest całkiem niezłe. Magazyn „New York” nazwał tę zupę „zabawną i tajemniczą potrawą” – mówię o tym Patricii, która wyciąga papierosa i ignoruje ogień, jakim jej służę. Siedzi ponura i skurczona, dmuchając dymem prosto w moją twarz i rzucając mi od czasu do czasu wściekłe spojrzenia, na które grzecznie nie reaguję, jak przystoi dżentelmenowi, którym być potrafię. Gdy przynoszą obiad, zaczynam wpatrywać się we własny talerz – klops ma na wierzchu ciemnoczerwone trójkąty okraszone chévre; kozi ser ozdobiono z kolei kropelkami soku z granatów; mięso otoczone jest gestym, brązowym sosem z przepiórek i bulionu, a na krawędzi szerokiego, czarnego talerza ułożono plasterki mango – i, nieco zmieszany, zastanawiam się przez długą chwilę, czy podnieść widelec i zabrać się do jedzenia.
Obiad trwa tylko dziewięćdziesiąt minut, a mimo to wydaje mi się, że spędziliśmy w Bacardii tydzień. W zasadzie nie chce mi się iść do Tunelu, ale dochodzę do wniosku, że będzie to właściwa kara dla Patricii. Rachunek za obiad wynosi 320 dolarów – mniej, niż się spodziewałem, mówiąc szczerze – i płacę moim platynowym AmExem.



...i w przydrożnych karczmach...

4.


- Proszę, oto wino - oberżysta postawił na stole fajansowy dzban. - Jabłecznik z R., wedle życzenia. Żona zaś prosiła spytać, jak też panowie znajdują wieprzowinkę.
- Znajdujemy ją wśród kaszy - odrzekł J. - Co jakiś czas. Nie tak często, jak byśmy chcieli.
Oberża, do której dotarli pod koniec dnia, była, co obwieszczał barwny szyld, oberżą "Pod Dzikiem i Jeleniem". Ale to była jedyna oferowana przez przybytek dziczyzna, w jadłospisie jej nie uświadczyłeś. Tutejszym daniem firmowym była kasza z kawałkami tłustej wieprzowiny i zawiesistym cebulowym sosem. J. dla zasady chyba pokręcił trochę nosem na nadto plebejskie jego zdaniem jadło. G. nie narzekał. Wieprzowinie niewiele można było zarzucić, sos był znośny, a kasza dogotowana - zwłaszcza to ostatnie zaś udawało się kucharkom w dalece nie każdej przydrożnej karczmie.



...a czasem i na parkingach.

5.


Zaparkowaliśmy na parkingu, na którym stało z pięćdziesiąt tirów. Początek był dziwny. Weszliśmy do czegoś, co przypominało wielką, szkolną stołówkę z naszych dawnych czasów. Tyle, że w kolejce do lady zamiast uczniów stały wielkie, wąsate chłopy w siatkowych podkoszulkach albo i bez. Na muskułach prężyły się wytatuowane smoki i biuściaste panienki. Ustawiliśmy się na końcu ogonka, zastanawiając się, co zamówić, ale wielka kobieta za ladą rozwiązała nasze dylematy.
- Jedno czy dwa menu? – huknęła.
- A co by pani radziła? – uśmiechnąłem się.
- Jedno na spółkę – popatrzyła na nas z lekkim rozbawieniem.
Wzięliśmy jedno menu. Tylko my w kolejce ważyliśmy poniżej stu kilogramów.
Na przystawkę brało się do woli zimnych zakąsek z bufetu. A talerz był wielkości miednicy i to nas załatwiło. Po wyjedzeniu oliwek, grillowanych bakłażanów, kiełbasek i stosu sałaty w zasadzie czuliśmy się najedzeni. Ale wjechało na stół danie główne – olbrzymi pstrąg z grilla z górą pieczonych ziemniaków. Do tego butelka wina bez żadnej etykiety; wielka kobieta zapewniła, że domowej roboty z przydomowej plantacji. Trochę przerażeni dumaliśmy, co by było, gdybyśmy zamówili dwa menu. Z niedowierzaniem patrzyliśmy, jak wielcy faceci obok pochłaniają to wszystko, a potem idą po dokładkę bakłażanów i kiełbasek.
Po pstrągu i butelce wina nadawaliśmy się właściwie tylko na długą sjestę, ale na stół wjechały sery. No jasne, przecież obiad bez serów jest nieważny. Po serach nadszedł czas na deser – tarty z jabłkami. Dostałem kawałek, który w zasadzie był porcją dla całej rodziny. Nie miałem już siły protestować, kiedy pojawiła się kawa, a po niej rachunek. Zapłaciliśmy kilkanaście euro i pamiętaliśmy przez lata o tym obiedzie, szukając czegoś takiego w Polsce.



O posiłku takim można plotkować...

6.


- Czy pan nie skończył jeszcze? - zapytał sędzia doktora. - Odpowiedź na pytanie, co jadłem na kolację, nie może chyba trwać tak długo.
- O, nie - odrzekł doktor - pies powiedział mi to już dawno, ale potem opowiadał jeszcze, co pan sędzia robił po kolacji.
- To pana nie powinno obchodzić, proszę mi tylko powtórzyć, co odpowiedział pies na moje pytanie.
- Mówił, że pan sędzia zjadł kotlecik barani, dwa pieczone kartofle i marynowany orzech włoski, a popił pan to szklanką jasnego piwa.
Dostojny Eustachy Beauchamp Conkley zbladł śmiertelnie. - To chyba czary - szepnął - nigdy bym nie uwierzył...



...lub piać mową wiązaną.

7.


Tak
To jest coś
Bo życie
Znaczy:
Kupować mięso Ćwiartować mięso
Zabijać mięso Uwielbiać mięso
Zapładniać mięso Przeklinać mięso
Nauczać mięso i grzebać mięso
I robić z mięsa I myśleć z mięsem
I w imię mięsa Na przekór mięsu
Dla jutra mięsa Dla zguby mięsa
Szczególnie szczególnie w obronie mięsa
A ONO SIĘ PALI



Może mięsożerność wzbudzić wesołość...

8.


A teraz G. przyniosła coś niezwykle dziwnego. Oto kładzie przed każdym na talerzu muszlę! Ależ tak, i to takie duże muszle. Nie wiadomo tylko, czy są prawdziwe, czy też są może z porcelany. I nikt się nie dziwi tym muszlom. Przeciwnie, wszyscy mają bardzo zadowolone miny. W tych muszelkach coś jest zapieczone. Ale co? Z. zabiera się do tego z ogromnym apetytem. Małym widelcem wydobywa zawartość muszelki. Aha, tatko też zajada, aż mu się uszy trzęsą. G. nachyla się nad A. i szepce demonicznie:
- Pyszne są te móżdżki w kokilkach, proszę jeść, panienko.
Móżdżki w kokilkach! Strasznie śmiesznie się to nazywa, ale rzeczywiście, że niczego, niczego sobie. Szkoda, że nie ma więcej, ale pewnie nie wypada się upominać.



...przysłużyć się dobrej zabawie...

9.


Pewnego dnia zobaczyły w miasteczku człowieka, który robił zwierzątka z podłużnych baloników, i postanowiły wykorzystać jego metodę używając do zabawy kawałków kiełbasy. Tworzyły w ten sposób nie tylko zwierzęta powszechnie znane, lecz również takie, które miały szyję łabędzia, nogi psa, a ogon konia, ot, co im wpadło do głowy.
Kłopot zaczynał się dopiero, kiedy trzeba było tę kiełbasę smażyć. T. przeważnie protestowała. W jednym tylko przypadku pozwalała na to bez oporów - kiedy przyrządzało się jej ukochane gwiazdkowe bułeczki. Wtedy nie tylko bez żalu poświęcała swoje zwierzątka, ale wesoło patrzyła, jak się przypiekają na patelni.
Kiełbasę na nadzienie należy smażyć bardzo uważnie na małym ogniu tak, aby była dobrze wysmażona, a zbytnio się nie przyrumieniła. Kiedy jest gotowa, zdejmuje się ją z ognia i dodaje sardynki, z których uprzednio wyciąga się szkielet. Należy również koniecznie zdrapać nożem czarne plamy znajdujące się na skórze ryby. Razem z sardynkami dodaje się cebulę, posiekane chile i zmieloną lebiodkę. Przygotowane w ten sposób nadzienie należy odstawić na jakiś czas.
T. ogromnie lubiła ten moment, lubiła zapach, który unosił się wtedy z nadzienia, gdyż zapachy mają to do siebie, iż przywodzą na pamięć przeszłość z wszystkimi jej dźwiękami i pachnieniami, niemożliwymi do powtórzenia w chwili obecnej. Z rozkoszą brała głęboki wdech i wraz z dymem, i tym specyficznym zapachem, który do niej docierał, wędrowała ku zakamarkom swojej pamięci.



...ale i uroczystej celebracji

10.


Do restauracji, gdziem się miał spotkać z Robertem i jego przyjaciółmi, zbliżające się święta ściągały wiele osób z sąsiedztwa, a także obcych. Gdym mijał dziedziniec, odsłaniający żarzące się kuchnie, gdzie kręciły się na rożnie kurczaki, gdzie piekły się wieprze, gdzie żywe jeszcze homary rzucano w tak nazwany przez hotelarza "ogień wieczny", tłoczyli się (niby w jakimś "Spisie ludności w Betlejem", jak je malowali starzy mistrze flamandzcy) przybysze, którzy, skupieni gromadkami w dziedzińcu, pytali gospodarza lub któregoś z jego pomocników (wskazujących im chętnie mieszkanie w mieście, kiedy się nie wydawali dość "odpowiedzialni"), czy mogą dostać posiłek i pokój, podczas gdy chłopcy biegali, trzymając za szyje szamocące się sztuki drobiu. I w wielkiej sali jadalnej (którą przebyłem pierwszego dnia, zanim dotarłem do pokoiku, gdzie mnie oczekiwał przyjaciel) również przypominał się posiłek z Ewangelii, wyobrażony z naiwnością dawnych wieków i z przesadą Flamandów. Przywodziła go na myśl mnogość ryb, pulard, bażantów, bekasów, gołębi, dymiących, wnoszonych w całej paradzie przez zdyszanych garsonów, którzy ślizgali się dla pośpiechu po posadzce i stawiali je na olbrzymiej konsoli, gdzie je natychmiast krajano, ale gdzie - ile że wiele obiadów dobiegało końca w chwili, gdym się zjawiał - gromadziły się nie zużyte, jak gdyby ich obfitość i pośpiech służby odpowiadały nie tyle potrzebom gości, ile raczej szacunkowi dla świętego tekstu, skrupulatnie przestrzeganego, lecz naiwnie ilustrowanego tymi realnymi szczegółami, zapożyczonymi z miejscowego życia, oraz estetycznej i religijnej trosce o uczczenie święta przez obfitość wiktuałów i gorliwość służebników.



Posiłek mięsny w gronie przyjaciół może być przyjemnością...

11.


- Książę, na zmartwienia najlepiej coś przekąsić. O pustym żołądku nie znajdzie się owocnej rady. Byleby tu miejsca na stole nieco zrobić, jeśli pozwolisz? – już klaskał na służbę. – A mój kucharz, jak raz, zapiekł szczupaki w śmietanie, na przekąskę oczywiście, bo są i żeberka sarnie na wrzosowym miodzie i przepióreczki z jajkami, i danie główne, po raz pierwszy mój panie na twoim stole, pozwól, że ci przedstawię… - Na każde jego słowo wchodziło pięciu służących z półmiskami, które pachniały tak, że nawet pustelnik mógłby popuścić ślubów. Potrawy jedna za drugą znajdowały się na stole, do niedawna zasłanym mapami, a teraz już przykrytym czystą kapą, która – B. nie wiedział, jak i kiedy – wylądowała pod półmiskami. Dwóch kuchcików wniosło olbrzymi gliniany gar z przykrywką. Ustawili go na trójnogu pośrodku stołu, odkryli i zapach, który się z niego uniósł, sprawił, iż półlwy na piersiach wszystkich obecnych Z. miauknęły jak pogłaskane za uchem koty.
Bogumił kontynuował, zauważając wielkie skupienie księcia na garze.
- Gulasz nazwany przeze mnie „dzikim ostępem”! Oto garnek niczym drużyna zbrojna, a w nim wojownicy: na czele karkówka z niedźwiedzia, w poczcie udziec dziczy i comber sarni, a w ogonie, ogon! Bobrowy, proszę bardzo! Wszystko to w sosie zaprawianym jałowcem, ziołem leśnym i przełożone grzybami. (…)
Kasztelan posłał zwiadowców za P., na dworze wciąż lało, cóż innego mieli do roboty, niż ulec B. Z. i garnkowi „dzikiego ostępu”. Ulegli, zaprawili go miodem, jak podkreślał podczaszy „równie leśnym”, i polegli.



...choć też mrożącym krew w żyłach horrorem.

12.


Nagle E. poczuł zapach pieczonego mięsa! Nie dochodził jednak ze spiżarni. Nie dochodził też z kuchni. E. pobiegł za następny narożnik – i ujrzał tam schludnie udekorowany stoliczek. Był dopasowany do jego rozmiarów, z białym obrusem, paroma kwiatkami, a przede wszystkim z upieczonym na chrupko ptakiem na porcelanowym talerzu. E. obwąchał go. Był to dziki ptak, zwykle takich nie jada, woli udomowiony drób, ale teraz było mu naprawdę wszystko jedno: czuł głód!
E. chciwie pożarł ptaka, od nóżek po pierś, na skrzydełkach kończąc. Nadal jednak był głodny. Pozostały wnętrzności. Również i one nie należały do jego przysmaków, ale dzisiaj nie miał zamiaru być wybredny. Pożarł nereczki i wątrobę, a nawet łykowate serce. Potem zabrał się za żołądek. Najpierw sprawdzimy, czy nie ma w nim czegoś nieapetycznego. Co takiego zjadł ten ptak? – zastanawiał się i sprawnie niczym chirurg przeciął pazurami żołądek.
Jako pierwsza wypadła jagoda jałowca. Nic dziwnego w przypadku leśnego ptaka, pomyślał E. Przetoczył na bok niestrawiony owoc i badał dalej. Ukazał się orzech laskowy. Jeszcze odrobinę otworzył żołądek i odkrył maleńką, dokładnie splecioną wypluwkę z delikatnych źdźbeł. Jagoda jałowca, orzech laskowy i trawy – zdziwił się. – Dlaczego wydaje mi się to znajome?
I wtedy mu się przypomniało. Apetyt minął mu błyskawicznie, a całe ciało przeszył lodowaty dreszcz. Głos kogoś, kogo dobrze znał, rozbrzmiewał w nim niczym głos ducha:
„Na śniadanie jadam zawsze to samo. Jedną jagodę jałowca, parę źdźbeł trawy, jednego orzecha laskowego i trzy poziomki. Okazało się, że ten wetegariański początek dnia dobrze wpływa na mój system trawienny”.
E. podskoczył jak oparzony. Patrzył strwożony na obgryziony szkielet. Tak, proporcje by się zgadzały... Istniał tylko jeden sposób odkrycia prawdy. E. drżącymi łapkami otworzył żołądek do końca. Leżały w nim trzy dzikie poziomki. Ogarniało go na zmianę gorąco i zimno, dopadły potworne mdłości. Uciekł od stołu, na którym spoczywały resztki jego potwornego posiłku. (...)
- To nie może być prawda – wyszeptał. A jednak wiedział, że w swym bezgranicznym łakomstwie spożył właśnie przyjaciela, F.



Co więcej, bywa tak narzędziem rozkoszy (podniebiennych i okolicznych)...

13.


Po zwalczeniu prosięcia i gęsi gotowanej ze śmietaną, z grzybkami suszonymi, w drobną kosteczkę pokrajanymi, zasypanej kaszą perłówką, wjechały na stół krwawe kichy skąpane w kwaśnej kapuście, przysmak, przed którym ukorzyłby się najbardziej syty. I znowu powróciło piwo lekko zmącone goryczką. Goście nie mogli się nachwalić umiejętności Mateusza, który przysiadł w końcu stołu i lubym spojrzeniem obejmował zażerających się biesiadników.
Raz tylko dla uspokojenia swego sumienia zaczepił szlachcica:
- Czy to prawda, zacny panie Gębo, że opowiadają o mnie, jakobym w biedę straszliwą popadł i nikomu już nawet jeść dać nie potrafił?
Pan Gęba nie bardzo przejął się troską w głosie karczmarza i bez namysłu odpalił:
- Opowiadają jeszcze gorsze fabuły o was i jakom żyw, nie umiałem tych wywodów odeprzeć.
- Ajajaj! - zasmucił się Mateusz i pognał do rożnów bliski płaczu.
Pan Gęba roześmiał się i zrobił oko do kwestarza.
- Nigdym o czymś takim nie słyszał, jakem Gęba herbu Dolewaj, ale trzeba psubrata nastraszyć, bo jeszcze w pychę wpadnie, co żarciu nie wyjdzie na dobre.



...jak i wymyślnych tortur...

14.


- Masz tu bób pulchniutki na flamandzkim masełku. Jadłeś kiedy taki w klasztorze? Pyzatyś, nie chudniemy na tym statku. Nie czujesz, jak na grzbiecie rosną ci poduchy sadła? Niedługo materac nie będzie ci potrzebny.
A przy następnym posiłku mniszym:
- Masz tu koeck-bakken, przyrządzone na brukselski sposób; Francuzi też jadają takie naleśniki, ale z mąki ciemnej. Tfy! Zdatne do żałoby. A te są żółciutkie, wyzłocone w piecyku, widzisz, jak ociekają masełkiem? I tak sadłem będzie ociekał twój brzdyń.
- Nie głodnym.
- To fraszka, zjeść musisz. Pomyśl, że kto inny dałby ci naleśniki gryczane. A te z pszeniczki, mój ojcze tłusty; z krupczatki, mój ojcze o czterech podbródkach; ale widzę, że narasta ci piąty, i raduje się serce moje. Jedz!
- Daj mi pokój, grubasie!
Na to J. sierdząc się:
- Jestem panem twego życia i śmierci! Czyżbyś przekładał stryczek nad miskę przecieranego grochu z grzankami, którym uraczę cię niebawem?
I przychodząc z miską:
- Puree z grochu lubi kompanię, dołożyłem przeto niemieckie knedle: cudne kluseczki z korynckiej mąki, rzucane żywcem na wrzątek; ciężkostrawne, ale wytwarzają sadło. Jedz, ile wlezie, im więcej zjesz, tym mocniej kontent będę; nie krzyw się, nie sap jak miech, bo pomyślę, żeś się przeżarł; jedz! Chyba lepiej zjeść niż zadyndać? Zobaczmy twoje udko. Tłuścieje, tłuścieje! Dwie stopy siedem cali obwodu. Któraż dorówna mu szynka!
I po godzinie wracał do mnicha.
- Masz tu gołąbków dziewięć. Dla ciebie ustrzelono te niewinne ptaszęta, co fruwały ufnie nad statkiem; nie gardź nimi; każdemu napchałem brzuszek masełkiem, bułeczką, skrobaną gałką muszkatołową i goździkami tłuczonymi w moździerzu mosiężnym, świecącym jak twoje pyski. Wielmożny Pan Słońce rad jest na pewno, mając sposobność przeglądać się w facjacie tak jasnej jak twoja, bo podbitej tłuszczem, który mnie zawdzięczasz.



...do których należy nawet samo o jedzeniu słuchanie (szczególnie, gdy się jest głodnym).

15.


— Daj pan spokój! Katar żołądka lekarze sami wymyślili! Najczęściej powstaje ta choroba z liberalizmu i z pychy. Nie zwracaj pan uwagi. Na przykład, nie chce się jeść albo mdli pana, a pan niech nie zwraca uwagi i niech pan je do woli. Jeżeli, dajmy na to, podadzą na pieczyste parę dubeltów, do tego kuropatwę lub tłuściutkie przepióreczki, to, słowo uczciwego człowieka, zapomina się o każdym katarze. A indyczka pieczona? Biała, tłusta, taka soczysta, wie pan, prawdziwie, jak nimfa…
— Tak, prawdopodobnie jest to smaczne — powiedział prokurator, uśmiechając się smutnie. — Indyczkę, może być, zjadłbym.
— Boże drogi, a kaczka? Jeżeli wziąć kaczkę młodziutką, upiec ją w brytfannie, z kartofelkami, tak, żeby kartofle były pokrajane na drobne kawałki, przyrumieniły się i przesiąkły kaczym tłuszczem i żeby…
Twarz filozofa Miłkina nabrała wyrazu zwierzęcego, chciał, widocznie, coś powiedzieć, cmoknął wargami, wyobraziwszy sobie, widocznie, pieczoną kaczkę, lecz nagle, jakby porwany przez jakąś siłę nieznaną, nic nie mówiąc, chwycił kapelusz i uciekł.



Szkodzi czy boli mięsnych potraw niedobór...

16.


Ach, gdybyż w tak pogodny dzień człowiek miał coś do zjedzenia! Owładnęło mną wrażenie wesołego ranka, uczułem ogromne zadowolenie i bezwiednie zacząłem nucić półgłosem. Przed wystawą masarza stała kobieta z koszem i spekulowała na temat kiełbasy na obiad. Spojrzała mi w oczy, gdym przechodził. Miała tylko jeden ząb sterczący z przodu. W ciągu ostatnich dni byłem zdenerwowany i przewrażliwiony, toteż twarz ta wydała mi się wstrętna. Ząb sterczał z warg niby mały palec, a spojrzenie, jakim mnie ogarnęła, nie wyrażało niczego innego poza - kiełbasą. Straciłem od razu apetyt i zadławiło mnie w gardle. Doszedłszy do bazarów napiłem się u studni trochę wody. Spojrzałem na wieżowy zegar kościoła Zbawiciela - była dziesiąta.



...równie mocno jak nadmiar...

17.


Sposób i okoliczności, w jakich poczęła G. były takie: a kto nie wierzy, niech mu się stolec wypsnie! Owo i jej się wypsnął jednego poobiedzia, trzeciego dnia lutego, iż zjadła zbyt wiele godbilów. Godbile są to tłuste flaki z wołów tuczonych przy żłobie i na łące bliźniaczej. Łąki bliźniacze to takie, które dają trawę dwa razy do roku. Z onych spaśnych wołów dano zabić trzysta sześćdziesiąt siedm tysięcy i czternaście, iżby były na tłusty wtorek posolone tak, aby z początkiem wiosny było pod dostatkiem wołowiny, jako iż na początek uczty godzi się uczcić solone mięsiwo, a to dla lepszego smaku na wino.
Flaków była obfitość, jak łatwo pojmiecie, a były tak smakowite, iż wszystko oblizywało palce. Ale największy kłopot był z tym, iż nie można było ich długo przechować, byłyby się bowiem zepsuły, co znów się nie godziło: zaczem postanowiono zećpać je do szczętu, niczemu nie przepuszczając. K'temu zaproszono wszystkich mieszkańców Senny, Swili, Skały Klermonckiej, Wogodry, nie przepominając takoż Kondreju, Manpesiru i innych sąsiadów, wszystkich srogich bibułów, dobrych kompanów i statecznych rypałów. Poczciwina T. wielką miał w tym uciechę i rozkazał, by szafowano jeno miskami. Upomniał wszelako połowicę, aby się nieco powściągała w jedzeniu, ile że zbliża się do kresu ciąży, te zaś bebechy to nie była nazbyt chwalebna potrawa. „Wielką ma snadź lubość w żuciu łajna, powiadał, kto ich zje całą dzieżkę”. Nie bacząc na te przedkładania, zjadła ich szesnaście wiader, dwa garnce i sześć kwart. O cóż za wspaniała moc materii łajnotwórczej musiała się po niej przewalać we wnętrzu!



...choć ten ostatni bywa mile widziany.

18.


Królewicz zawołał więc grubasa i rzekł:
- Będziesz dziś gościem moim i najesz się do syta.
Kiedy przyszli na łąkę, grubas popuścił pasa i w kilka chwil zjadł wszystkie woły, że ani włoska nie pozostało. Potem wypił wino wprost z beczek, zlizał ostatnią kropelkę z kranu i zapytał, czy jest coś jeszcze na śniadanie.



Mięso jada nie tylko człowiek, choć i on bywa zjadany...

19.


Po pewnym czasie - upłynęły godziny? - zbliżyła się stara kobieta, niosąc dużą, okrągłą, plecioną tacę. Głowę miała pochyloną. Na tacy leżały paski suszonego mięsa.
K. gwałtownie ocknęła się z zadumy.
Tamta, nie podnosząc głowy, podeszła z szacunkiem do starszych i w milczeniu podsunęła każdemu tacę. (...) R. zjadł jeszcze trochę mięsa, a ona zaciskała zęby i z trudem dławiła łzy.
- Dziwny smak, nigdy czegoś takiego nie jadłem - przerwał, a głos mu się zmienił: - Co to takiego? (...)
- On twierdzi, że to strażak. (...) Strażacy to zbrojni, którzy jeżdżą po kraju i ogłaszają dekret X., że nie wolno rozpalać ognia. Potrafią być brutalni i okrutni. Savidlin mówił, że dwaj z nich przybyli tu parę tygodni temu i powiedzieli, że ogień jest zakazany, i grozili Błotnym Ludziom, kiedy ci nie chcieli się podporządkować nowemu prawu. Mieszkańcy wioski bali się, że tamci mogą pojechać po posiłki. Więc zabili tych dwóch. Błotni Ludzie wierzą, że zjadając wroga, pozyskują jego wiedzę. Musisz zjeść mięso wroga i pozyskać jego wiedzę, by stać się jednym z Błotnych Ludzi. To najważniejszy cel uczty. To, oraz przywołanie duchów przodków.
- Czy zjadłem już dość, by zadowolić starszych? - spytał.
- Tak. - Nie mogła znieść wyrazu jego oczu. Żałowała, że nie może uciec.



...i to na dwa sposoby...

20.


- Cóż mnie obchodzi Źródło Mądrości? Tu jest Źródło Bogactwa! Ten, kto się zanurzy w jego wodzie, staje się bogaczem, bo każdy kamień, którego dotknie, zamienia się w prawdziwe złoto... Ach, jaka głodna jestem!
To powiedziawszy, gruba kobieta ugryzła się we własne ramię, które stało się jeszcze grubsze i bardziej tłuste niż było. Kobieta oblizała się łakomie, schwyciła kawałek złota, spróbowała rozgryźć, ale złoto było za twarde i nie nadawało się do jedzenia.



...albo i trzy...

21.


CZŁOWIEK. Ten wspaniały, mały dwunóg jest od dawna ceniony ze względu na delikatność mięsa. Jest tradycyjną potrawą na Święto Jesieni, podawaną między rybą a pieczystym. Każdy człowiek...



...no dobra, nawet cztery!

22.


Aga, który lubił dobrze żyć, zabrał z sobą cały seraj i umieścił nas w forteczce na Palus-Meotides, pod strażą dwóch czarnych eunuchów i dwudziestu żołnierzy. Narżnięto obficie Rosjan, ale oni oddali nam z nawiązką: spustoszono Azów ogniem i mieczem, nie zważając na płeć ani wiek. Utrzymała się jedynie nasza forteczka; nieprzyjaciel zamierzył wziąć nas głodem. Dwudziestu janczarów przysięgło nie poddać się do ostatka. Przywiedzeni do ostateczności musieli zjeść dwóch eunuchów, aby ratować się od pogwałcenia przysięgi. Po upływie kilku dni postanowili zjeść kobiety.
Był z nami pewien imam, bardzo pobożny i miłosierny; ten wygłosił do janczarów piękną orację, w której skłonił ich, aby nas nie zabijali całkowicie.
— Wytnijcie — rzekł — każdej z pań na razie po jednym pośladku, będziecie mieli bardzo smaczną biesiadę; jeśli trzeba będzie powtórzyć, za kilka dni możecie znowuż wyciąć sobie porcję; niebo poczyta wam za dobre tak litościwy uczynek i pewnie doznacie odeń pomocy.
Imam był bardzo wymowny; przekonał ich. Poddano nas tej strasznej operacji; imam przyłożył nam balsam, którym opatruje się dzieci świeżo obrzezane: byłyśmy wszystkie wpół żywe.



To samo dotyczy na ten przykład psów...

23.


Jego cztery czarne psy walcząc wyrywają sobie kawał mięsa jeszcze ciepłego, niemal żywego. Rozrywają go, obszczekują, podrzucają, mordy czerwone i zaślinione, chropowate podniebienia, kły, błyszczące oczy, wąskie pyski. Gdy mięso zostaje pożarte – zaczynają biegać wokół pana w oczekiwaniu na pieszczotę: moje cztery psy, czarne jak cienie wilków, są krwiożercze i mają ciężkie, okrutne łapy zwierząt czystej rasy. Tylko przy mnie, właścicielu mięsa, którym się żywią, i parku, którego pilnują, są łagodne.
- Rzuć im jeszcze.
Fornal ciska krwawy ochłap ponad psami, które przegapiają to, bo gryzą się między sobą i warczą… uważajcie głuptasy, nie bijcie się, łapcie, czyż nie widzicie, że ta żółta suka podkrada wam żarcie? Rzućcie się na nią, zagryźcie ją. Chuda kundlica, która krążyła wokół moich szlachetnych psów, skorzystała z przemieszania nóg i pysków, aby gwizdnąć im mięso, a teraz ucieka co siły, drżąca, ze zwieszonym łbem, z ogonem między łapami, taszcząc zdobycz przez esplanadę i w końcu znikając za kaplicą. Zanim moje cztery czarnuchy pojęły rozmiar swojej kompromitacji, fornal cisnął im nowy kawał ścierwa. Czy chce w ten sposób kryć złodziejkę? Na pewno odbije to jutro w czasie wyborów, nażre się mojego mięsa, ożłopie moim winem, a potem odda głos przeciw mnie, bo mnie nienawidzi. (…)
Najedzone psy zaczynają tarzać się po świeżej zieloności; całe rano ganiały wokół szop, gdzie szlachtowano cielęta na ucztę po moim zwycięstwie w wyborach. Tam też zjawiła się żółta suka, lizała krwawe skóry porozwieszane na sztachetach w słońcu, paprząc sobie cały pysk krwią, do której ciągnęły natrętne, otępiałe od upału muchy; z drugiej strony esplanady prosiaki czochrały się o pale. Żółta suka jest chuda, chciwa, żarłoczna, nienasycona, zdolna zjeść każde, najobrzydliwsze nawet świństwo.



...i au rebours.

24.


Nagle doznał olśnienia. Psy, tak, właśnie psy. Czy psie mięso było gorsze od końskiego?
Nocą wywabił psy na skraj puszczy i przebił je ostrymi włóczniami. Głośno skowyczały zdychając, co spowodowało, że z szałasów wyszli chłopcy z pochodniami. Zarzucił na siebie martwe ciało jednego z psów i znowu zanurzył się w puszczę.
Ostrym brzegiem kamienia, który zabrał znad rzeki, rozdarł psa na kawałki i zaczął go jeść na surowo. Mięso było wstrętne, od wielu lat nie jadł surowizny, dlatego kilkakrotnie wymiotował. W końcu jednak nasycił głód. Nie mógł tylko niczym usunąć gorączki i z każdą chwilą czuł się słabszy.



Niewątpliwie jednak jedzenie mięsa budzi zupełnie chyba naturalnie ambiwalentne odczucia.

25.


- Co masz w plecaku? - nagle spytał McVriesa Baker. Wysilał się na konwersacyjny ton, ale głos miał wysoki i piskliwy, niemal łamiący się.
- Świeżą koszulę - powiedział McVries. - I parę surowych kotletów siekanych.
- Surowe kotlety... - Olson wywalił język, jakby miał zwymiotować.
- Surowy kotlet siekany to zapas dobrej, szybko przyswajalnej energii - rzekł McVries.
- Z byka spadłeś. Obrzygasz nas wszystkich.
McVries tylko się uśmiechnął.
Garraty po cichu żałował, że sam nie zabrał sobie surowego kotleta. Nie znał się na szybko przyswajalnej energii, ale miał smak na surowy kotlet. Baton czekoladowy i koncentraty się do tego nie umywały.


===========


Dodane 16 marca 2015:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:

Rozwiązanie konkursu
Wyświetleń: 3777
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 20
Użytkownik: asia_ 01.03.2015 22:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Tym razem na konkursowiczów czeka mięsna uczta. Niektóre dania są bardzo smakowite, inne jakby trochę mniej... Ale przecież każdy może wybrać to, co mu najbardziej odpowiada :)

Zapraszamy!

Spośród uczestników tego konkursu wylosowany zostanie zdobywca powieści Kryptonim Verity Elizabeth Wein. Zasady losowania: tutaj.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 04.03.2015 22:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
News konkursowy zniknął już ze strony głównej, pora więc na zachętę i małe podsumowanie po 3 dobach!

Na tę chwilę 10 BiblioNetkowiczów pora się z nożem i widelcem z czasem twardymi stekami ;)
Nieodgadnięte pozostają dusiołki: 3., 5., 23. i 24.
Największy apetyt wzbudziły 1., 4. i 17.
Jestem pod wrażeniem posiekania 14. i 13. (tu aż 2 osoby!)

Na razie wstrzymam się z mataczeniem, ale jeśli są pytania albo jakieś propozycje mataczenia, to proszę się nie krępować :]

No i zapraszam tych, którzy się wahają! Mamy już w stawce kilkoro wegetarian, więc nie ma co się miąs obawiać ;D
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 05.03.2015 21:07 napisał(a):
Odpowiedź na: News konkursowy zniknął j... | LouriOpiekun BiblioNETki
Dziś dołączył kolejny uczestnik, ale niezgadnięte dusiołki trzymają się mocno :)

Może znajdą swych pogromców w zbliżający się weekend? Mam taką nadzieję, jak i na to, że wśród BNetkowiczów znajdą się jeszcze nowi amatorzy mięsnych zagadek ;)
Użytkownik: Sznajper 06.03.2015 06:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Czy ktoś mógłby podać mi przepis na móżdżki w kokilkach z 8? Ponoć kiedyś jadłem, choć trudno mi w to teraz uwierzyć.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 07.03.2015 08:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy ktoś mógłby podać mi ... | Sznajper
Myślałem, że ktoś z uczestników się pokusi :]
No ale nic to - spróbuję coś podpowiedzieć:

Mimo wieku zaledwie średniego, książka ta jest już klasyką młodzieżową; sfilmowana niedługo po wydaniu - na swe czasy była chyba niezwykła w tym względzie, na kształt dzisiejszych hitów, ekranizowanych niemal łącznie z premierą.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 07.03.2015 20:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy ktoś mógłby podać mi ... | Sznajper
Żeby bohaterka mogła zjeść te móżdżki, niezbędna była interakcja obuwia i podobizny za szkłem :-).
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 07.03.2015 20:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Eh, spróbuję coś jeszcze zamotać - może do tych nieodgadniętych

dusiołek 3. pochodzi z dzieła tak szokującego i skandalizującego, że sam autor musiał odchorować pisanie go. Szczęśliwie (chyba) feministkom nie udało się go zablokować ;)

dusiołek 23. natentomiast jest reprezentatywny dla urody świata opisywanego w dziecku, z którego się wywodzi. Zapowiedzią jest zresztą także jego "urocze" imię.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 08.03.2015 22:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Coś uczestnicy nie motają ani nie pytają - strasznie samodzielni w tym konkursie ;)

Małe podsumowanie:

Ilość smakoszy wzrosła do 13! Jedyne nieodgadnięte dusiołki to 5. i 23. Rzadko też trafiano w:

11. a to przecież taka głośna ostatnimi laty książka
12. w której przepisów jest bez liku i sam tytuł nawiązuje do tematu konkursu
14. do której tytułem nawiązuje z pewnością zapowiadany nowy tom sagi jednego z najpłodniejszych polskich twórców
18. to niespodzianka dla mnie, ale widać poprawność polityczna sprawiła, że rodzice są passee
24. tu tata ma 2 skrajnie różne targety czytelników


Nieodgadnięte:
5. niech wskazówką będzie to, iż rodzic celuje w felietonach
23. na razie zostawiam Was z tym, co powyżej :]

A może ktoś jeszcze się skusi na danie mięsne? 1., 4., 17., 21. i 25. są naprawdę często poprawnie typowane :)
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 09.03.2015 13:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Coś uczestnicy nie motają... | LouriOpiekun BiblioNETki
Wiadomość z ostatniej chwili - 5. odgadnięta! Pozostaje zatem jeden uparty dusiołek 23., który ongi uznany za arcydzieło, dziś stanowczo domaga się wznowienia - przy tych wszystkich halloweenach i lalkach monster high...
Użytkownik: KrzysiekJoy 09.03.2015 15:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Oj, tak, tak, lubię takie krwiste befsztyki. Czy ktoś pomoże mi dobrać przyprawy do zestawu numer 5 i 12?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 09.03.2015 17:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, tak, tak, lubię takie... | KrzysiekJoy
5 - rodzic jest jeden , a choć w dusiołkowym fragmencie jest ich dwoje, to w całym tekście i na okładce czworo (a dla tej drugiej połowy rodzic uprawia jeszcze jeden gatunek literacki, oprócz wspomnianego w mataczeniu, oraz dusiołkowego).
12 - E. dostaje takie "wyszukane dania", gdyż podpisał coś w rodzaju cyrografu - tyle, że zobowiązał się oddać nie duszę, lecz coś bardziej materialnego. Można sobie wyobrazić, że ów straszny osobnik, który tego chce, potrzebowałby też gręsiego i prsiego [to nie pomyłka! I mam nadzieję, że nie czołg]?
Użytkownik: KrzysiekJoy 09.03.2015 17:43 napisał(a):
Odpowiedź na: 5 - rodzic jest jeden , a... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dzięki. 12 już mam. W 5 oddałem strzał rozpaczy, może trafię i będę miał pieczyste.:-)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 09.03.2015 18:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki. 12 już mam. W 5 o... | KrzysiekJoy
A 21 może wiesz? Bo rodzica znam, ale jakoś nie mogę na to wpaść.
Użytkownik: KrzysiekJoy 09.03.2015 18:31 napisał(a):
Odpowiedź na: A 21 może wiesz? Bo rodzi... | dot59Opiekun BiblioNETki
Można powiedzieć, że to nie moje klimaty. Rodzic bardzo znany, przyjaciel jeszcze bardziej znanego pisarza. Poznałem część, ale reszty nie dokończyłem.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 09.03.2015 20:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Można powiedzieć, że to n... | KrzysiekJoy
Przyjaciel, powiadasz? Dzięki, chyba wiem!
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 09.03.2015 23:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
A więc wszystkie dusiołki znalazły już swego pogromcę!
Zachęcam jednak do pytania, mataczenia, a także do włączania się nowych smakoszy do gry - zostało jeszcze 5 dni!
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 12.03.2015 08:01 napisał(a):
Odpowiedź na: A więc wszystkie dusiołki... | LouriOpiekun BiblioNETki
Do zakończenia konkursu jeszcze 3 dni! Zapraszam do mataczenia i zgadywania - tak już uczestniczących, jak i nowych zawodników ;)
Użytkownik: mika_p 13.03.2015 17:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Do zakończenia konkursu j... | LouriOpiekun BiblioNETki
A możecie mi powiedzieć, kiedy Louri najczęściej odpowiada na maile? Bo nie wiem, czy już się martwic i słac ponownie, czy jeszcze nie.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 13.03.2015 20:10 napisał(a):
Odpowiedź na: A możecie mi powiedzieć, ... | mika_p
Odpowiedziałem :]
Przepraszam, ale się urlopuję - pozdrowienia z Władka ;)
Użytkownik: mika_p 13.03.2015 20:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Odpowiedziałem :] Przepr... | LouriOpiekun BiblioNETki
Wiem :) O odpowiedzi, bo właśnie próbuję coś jeszcze wykrzesać i napisać re-odpowiedź :)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: