Pomysł na Mariusa
Po "Merrick" kolejna opowieść kolejnego z wampirów nieco roczarowuje. Być może wynika to z braku dynamiczności, ruchu, a być może jest to celowy zabieg, mający narracją "wtłoczyć" czytelnika w umysł ponaddwutysiącletniego wampira.
Marius jest dla mnie najbardziej ludzki spośród wszystkich wampirów pojawiających się na łamach książek Anne Rice. Mimo swojego wieku i doświadczenia, ciągle podlega zawirowaniom uczuciowym. Ulega zaślepieniom i bywa emocjonalnie nieostrożny. Jest trochę pogubionym estetą-magiem. Czarodziejem. Mentorem. Mam wrażenie, że boi się być sobą - jest rozdarty między nienagannie wychowanym patrycjuszem z czasów starożytnego Rzymu a pełnym temperamentu kochankiem. Owo rozdarcie jest powodem prawie wszystkich problemów, z jakimi borykał się na przestrzeni lat. Utrata domu w Rzymie, Santino, Amadeo/Armand, trójkąt emocjonalny między nim, Pandorą i Bianką.
Lubię tę pełną sprzeczności postać, aurę tajemniczości, jaką wytwarza wokół siebie, pewną nieuchwytność, niesprecyzowanie i ciągłą samotność, mimo wielu towarzyszy życia. Jest nieprzewidywalny - nigdy na dobrą sprawę nie wiemy, jak się zachowa, co powie. I to w tej postaci cenię: sama dookreślam, dopisuję, dopowiadam, "doopowiadam"... Uwielbiam tak skonstruowanych bohaterów, by czytelnik mógł pozwolić sobie na twórczy wysiłek intelektualny.
Marius przypomina mi trochę Gandalfa z "Władcy Pierścieni". Może to z racji wieku i tajemnicy, jakiej strzegł przez lata. Jeśli nie jest to do końca trafne skojarzenie, to wydaje mi się, że i tak jak najbardziej na plus :).
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.