Dodany: 19.02.2015 12:53|Autor: WiadomościOpiekun BiblioNETki

3 osoby polecają ten tekst.

Trzeci tom „Stulecia Winnych” pod koniec kwietnia - rozmowa z Ałbeną Grabowską.


Sylwia Skulimowska: Jest Pani lekarzem neurologiem-epileptologiem, mamą trójki dzieci, autorką książek dla dzieci i dorosłych. Jak Pani to robi? To pewnie często zadawane pytanie, ale naprawdę liczba zajęć, które udaje się Pani połączyć, jest imponująca.

Ałbena Grabowska: To rzeczywiście pytanie, które słyszę najczęściej. Sama już zaczynam się zastanawiać, jak udaje mi się godzić te role ;-). Pisanie jest moją pasją i powołaniem życiowym, bardzo mi zależy na tym, żeby przelać na papier moje historie. Mam ogromną dyscyplinę pracy. Kiedy jestem w trakcie pisania książki, każdą wolną chwilę poświęcam pisaniu. Staram się napisać trzy strony dziennie, choćby to niestety miało mieć miejsce w nocy, kosztem mojego snu. Poza tym nie pracuję już tak aktywnie jak kiedyś, nie mam dyżurów, do pracy jeżdżę trzy razy w tygodniu. Nie posiadam także telewizora, więc nie mam pokus, żeby włączyć i oglądać.

 

Kiedy zaczęła się Pani przygoda z pisaniem? W 2010 roku ukazały się opowiadania edukacyjne o padaczce pt. „O małpce, która spadła z drzewa”, a zaraz po nich „Tam, gdzie urodził się Orfeusz. Bułgaria, jakiej nie znacie”. Czy pisała Pani coś wcześniej, na przykład w dzieciństwie lub jako nastolatka?

Pierwsza książka powstała w 2010 roku z potrzeby przekazania moim dzieciom wspomnień o drugiej ojczyźnie – Bułgarii. Ona chronologicznie była pisana przed „Małpkami” i zapoczątkowała moją przygodę z pisaniem. Kiedy czekałam na jej wydanie, pojawiła się propozycja napisania bajki terapeutycznej, a potem mój syn chciał, żebym napisała „książkę o nim, czyli o chłopcu, który wolał gry komputerowe od prawdziwego życia”. Po napisaniu tych dwóch książek dla dzieci zrozumiałam, że chciałabym swoją przyszłość związać z pisaniem. Wcześniej także pisałam, ale głównie w celach zarobkowych. To były teksty do popularnych czasopism, listy, porady, krótkie opowiadania. Pracowałam tak przez osiem lat dorabiając sobie do skromnej lekarskiej pensji. Bardzo dużo się dzięki takiemu pisaniu nauczyłam, szczególnie warsztatu, dyscypliny pisania historii, „zmieszczenia się” w zleconej ilości znaków. Takie „pisanie od zawsze” pewnego dnia przekułam w tworzenie „prawdziwych” książek. Jako dziecko i nastolatka pisałam wiersze do szuflady (ciągle tam są) i krótkie opowiadania. Niektóre były nawet publikowane w lokalnej prasie. Swoją przyszłość związałam jednak z medycyną i nawet do głowy mi nie przyszło, że któregoś dnia będę bardziej kojarzona z pisaniem niż z moim zasadniczym zawodem.

 

Potem pojawił się pierwszy tom z cyklu „Julek i Maja”...

To był właściwie pomysł mojego syna, który miał dość słuchania o „Małpce, która spadła z drzewa” i zażądał bajki dla siebie. Sam określił, że akcja miałaby się dziać w grze komputerowej. Osobiście nie znam się na grach, zupełnie mnie to nie interesuje ani nie ciekawi. Przyszło mi do głowy, że takich książek i filmów, w których bohaterowie poruszają się w wirtualnym świecie, było już bardzo dużo. Zaczęłam się zastanawiać, jak ja mogłabym to opisać. Wtedy pomyślałam, że taka gra mogłaby rozgrywać się w ludzkim mózgu. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę. Podczas pisania konsultowałam się z synem, który miał wtedy dziewięć lat. Z jednej strony rzeczywiście mi pomagał, bo wyłapywał wszelkie błędy związane z opisami gier, z drugiej strony stworzyłam coś na kształt pomostu między nim a mną. Udało mi się wniknąć do jego świata.

 

Podobno trudniej jest pisać dla dzieci niż dla dorosłych. Dzieciom albo się coś podoba, albo nie. Są bardzo wymagające i szczere w ocenie. Woli Pani pisać dla młodszych czytelników czy starszych? A może nie ma to specjalnego znaczenia?

W moim przypadku chyba nie ma. Obecnie, po serii książek dla dorosłych, znów mam ochotę napisać kolejny tom przygód Julka i Mai. Ta seria wyzwala we mnie niezwykłe pokłady wyobraźni. Chociaż to nie do końca jest tak, że dla dzieci pisze się bardziej swobodnie. Pisanie dla nich wymaga wielkiej dyscypliny i żelaznej konsekwencji w tworzeniu historii. Ja jednak nie zrezygnuję z tworzenia dla dzieci. Mam swoich wiernych fanów, którzy czekają na kolejny tom przygód Julka i Mai. Zdarza mi się nawet słyszeć: „Julek to ja…”, co jest niezwykłe dla pisarza.

 

Pani książki czasem wywołują w czytelniku niepokój, nie są to lekkie, optymistyczne historie, weźmy np. „Lot nisko nad ziemią”. Czy miała Pani czasem trudności ze znalezieniem wydawcy?

Miałam trudności w przypadku mojej pierwszej powieści, „Coraz mniej olśnień”. Jeden z wydawców chciał zmiany narracji, zakończenia, ocieplenia głównej bohaterki. Twierdził, że czytelniczki nie zidentyfikują się z kontrowersyjną bohaterką. Nie ugięłam się, bo już wiedziałam, że napisałam taką powieść, jak chciałam. Przemyślałam kreacje bohaterek i sposób narracji, zanim zaczęłam pisać. Dosyć długo szukałam, ale kiedy już znalazłam, powieść odniosła sukces. „Lot nisko nad ziemią” pisałam już dla wydawnictwa Zwierciadło. Powieść wywołała kontrowersje, były głosy, że to bardzo smutna powieść, że zakończenie nie takie. Oczekiwano zaskoczenia podobnego jak w „Olśnieniach”, podkreślano, że powieść jest mniej atrakcyjna. Uważam jednak, że ten niepokój, który spowodowałam przez napisanie tej powieści, był wart wszelkich kontrowersji.

 

Wydaje się, że każda Pani książka ma odmienny styl. Zaryzykuję twierdzenie, że największym powodzeniem cieszy się saga „Stulecie Winnych”. Chyba lubimy rodzinne historie. Skąd wziął się pomysł na taką trylogię rodzinną, na połączenie fikcji z historią Polski? Zbieranie materiału do książki zajęło pewnie dużo czasu.

Każda moja książka jest inna. Mam własny styl, rozpoznawalną narrację, ale bardzo dbam o to, żeby nie pisać jednej powieści ubranej w różnych bohaterów. Nawet poszczególne tomy „Winnych” mają różne tempo i moderację pisania. Pierwszy jest bardzo nostalgiczny, melancholijny, tempo ma wolne i spójne. Drugi tom jest rwany, szarpany, narracja przypomina wyświetlanie zdjęć z wojny. To zamierzony zabieg, ale nie wszystkim się podoba. Trzeci tom z kolei będzie siermiężny jak PRL, o którym opowiada.

Uważam, że epickie powieści zawsze mają zwolenników. Tam, gdzie głównym bohaterem jest rodzina zmagająca się z codziennością i historią, można wiele przekazać. Chociaż nie powiem, że pisanie sagi jest łatwe. Wymaga ogromnej dyscypliny, podporządkowania dziejów bohaterów faktom historycznym, precyzji i spójnego tempa. Nie zbierałam materiałów szczególnie długo. Zresztą zrobiłam to z ogromną przyjemnością. Tylu ciekawych rzeczy dowiedziałam się o tym, jak wyglądało życie w Brwinowie przed pierwszą wojną światową, w czasie 20-lecia międzywojennego, w czasie wojny i po wyzwoleniu. Materiału miałam aż nadto. Musiałam rezygnować z pewnych wątków.

 

Dlaczego akurat Brwinów?

Odpowiedź jest bardzo prosta – mieszkam w Brwinowie. Osadzenie akcji w mieście, z którym jestem związana wydało mi się wyborem oczywistym. Po co pisać o miejscu, które może jest piękne, ale daleko i nie jest nam w żaden sposób bliskie? Mieszkam w Brwinowie od 13 lat. Czuję się związana z tym miastem. Pracuję w tutejszej przychodni, moje dzieci chodzą do szkoły w Brwinowie. Lokalny patriotyzm wyraża się w umieszczeniu autentycznych postaci, opisie miejsc, nadaniu powieści wiarygodnych rysów. Nie było to trudne, ponieważ mogłam na własnej skórze i nogach poczuć klimat tych miejsc. Saga spotkała się z bardzo dobrym przyjęciem ze strony mieszkańców miasteczka. Zaczepiają mnie ludzie, których do tej pory nie znałam, zadają pytania, wyrażają uznanie dla sagi. To ogromnie miłe.

 

Trochę brakowało mi w „Stuleciu Winnych” informacji o źródłach historycznych, z których Pani korzystała. Czy w następnym tomie pojawi się może taki spis?

Raczej nie. Nie korzystałam z poważnych opracowań, ponieważ nie jest to książka historyczna. Nie omawiam historii Polski ani Brwinowa, nie piszę biografii Lilpopa czy Iwaszkiewicza. Korzystałam głównie z mniej oficjalnych źródeł, z archiwów kościelnych, notatek i pamiętników mieszkańców Brwinowa. W książce pojawi się za to drzewo genealogiczne rodziny Winnych. Wydaje mi się, że raczej tego brakuje.

 

Czy w historii Winnych kryją się doświadczenia Pani rodziny?

W pierwszych dwóch tomach nie. Natomiast w trzecim akcja przenosi się do Pruszkowa, mojego rodzinnego miasta. Opisałam mnóstwo sytuacji, faktów, które pamiętam. Ciekawa jestem ogromnie, jak przyjmą tę książkę moi koledzy z podstawówki i liceum.

 

Mnóstwo emocji w sadze wzbudzają Anna Winna i jej babcia Bronisława, kobiety mądre i odważne, choć, przynajmniej jeśli chodzi o Anię, nieidealne. Czy ma Pani swoją ulubioną postać w „Stuleciu Winnych”?

To Ania Winna – kobieta z krwi i kości, silna i delikatna, rozważna i romantyczna, moralna i błądząca. Słowem, pod pozorem osoby miłej i dobrej – kryje się ogromnie złożona postać.

 

Po przeczytaniu drugiego tomu od razu zaczęłam szukać w Internecie informacji o premierze kolejnej części. Kiedy ukaże się trzeci tom?

Trzeci tom jest już napisany i ukaże się pod koniec kwietnia. Będzie inny niż dwa pierwsze. Bardzo serdecznie zapraszam.

 

Czy w ostatnim tomie pojawią się nowe bliźniaczki?

Oczywiście. Kolejne pokolenie i kolejne bliźniaczki – córki Basi – Julka i Ulka. To ich oczami będziemy oglądać rzeczywistość PRL-u.

 

Między premierami poszczególnych tomów są bardzo krótkie przerwy. Czy cały tekst sagi powstał już wcześniej, czy tak szybko pisze Pani kolejne części?

Każdy z tomów pisałam trzy miesiące. Mam ogromną dyscyplinę pisania – staram się napisać codziennie 3 do 5 stron. Po raz pierwszy spotkałam się także z presją ze strony czytelników. Zaskoczyło mnie to, jak bardzo ludzie czekają na kolejne części książki.

 

Po publikacji trzeba zająć się promocją, bez tego dzisiaj nawet najlepsza książka może pozostać niezauważona przez czytelników. Czy lubi Pani udzielanie wywiadów, spotkania autorskie, czy wolałaby Pani zaszyć się gdzieś i zostawić promocyjne sprawy wydawnictwu?

To jest bardzo przyjemna część pisarstwa. Odpowiedzi na pytania czytelników, oczekiwanie na recenzje blogerów i opinie czytających. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że jest mi to obojętne. Do recenzji mam zdroworozsądkowe podejście, pewnie dlatego, nie dostałam żadnej jednoznacznie złej. Mam świadomość, ze niektórym książka może się nie podobać. Jeden lubi kapustę, inny mielone. Jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził. Ja się cieszę, że mam coraz więcej czytelników. Wreszcie mam wydawnictwo, które zajmuje się promocją moich książek i mojej osoby. Wcześniej sama się tym zajmowałam, znajdowałam blogerki, wysyłałam im książki. Teraz ten czas mogę poświęcić na pisanie.

 

Po premierze ostatniej części „Stulecia Winnych” czas na zasłużone wakacje czy rozpoczyna Pani pracę nad nowym projektem, marzeniem?

Muszę odpocząć kilka miesięcy. Emocjonalnie potrzebuję regeneracji. Rodzina Winnych okazała się ogromnie wymagająca. Potrzebuję teraz czasu. Potem napiszę piąty tom przygód Julka i Mai. Następnie może kryminał…. Taki „moisty”, nietypowy, bardzo fabularny. Może ;-).

 

I jeszcze na koniec pytanie typowe dla naszego serwisu. Co lubi Pani czytać?

Lubię powieści. Márquez, Saramago, Doris Lessing, Deborah Moggach, Michael Cunninhgam… Jako dziecko zaczytywałam się Dumasem, Michaelem Ende, bajkami… Kochałam polskich autorów – Krystynę Siesicką, Małgorzatę Musierowicz, Ewę Nowacką, Aleksandra Minkowskiego.

Nie stronię też od dobrego kryminału ;-)

Dziękuję za rozmowę.

Ałbena Grabowska - lekarz neurolog- epileptolog, pisarka, mama trójki dzieci. Autorka cyklu książek dla dzieci pt. „Julek i Maja” oraz powieści dla dorosłych między innymi „Coraz mniej olśnień” i „Lot nisko nad ziemią”". Dużą popularnością cieszą się najnowsze książki pisarki, dwa tomy sagi „Stulecie Winnych”. Imię Ałbena w języku bułgarskim oznacza kwitnącą jabłoń.

Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: