Dodany: 16.02.2015 21:11|Autor: A.Grimm

Wspomnienia Współpracownika Prawdy


„Moje życie. Wspomnienia z lat 1927-1977” – niewielka książeczka napisana przez kard. Józefa Ratzingera może wywołać u nieostrożnego i słabiej zorientowanego czytelnika grymas rozczarowania. Mylący jest zwłaszcza tytuł, który pozwala, w pierwszej chwili przynajmniej, spodziewać się autobiografii obfitującej w barwne anegdoty, rozbudowane opisy ludzi, miejsc czy nawet własnych odczuć, a w przypadku osoby zaangażowanej duchowo – rozwoju jej relacji z Bogiem, z tym wszystkim bowiem wiążemy na ogół w wyobraźni coś, co zwykliśmy określać jako wspomnienia. I dopiero poniewczasie, w moim przypadku po przeczytaniu prawie całej tej książki, przychodzi otrzeźwienie. Czego ja się właściwie spodziewałem?

Kardynałowi Ratzingerowi i późniejszemu papieżowi Benedyktowi XVI niejeden raz przypisywano wrażliwość wybitnie intelektualną; książeczka ta jest jej doskonałym potwierdzeniem. Owszem, zaczyna się od wspomnień z dzieciństwa, z istoty swojej pozbawionego intelektualnych podstaw, przeżywanego za to emocjonalnie i za pomocą zmysłów. Każdy, kto liczył na rozwinięcie wątków z tych lat, szczególnie z okresu wojny, mógł się jednak poczuć rozczarowany. Wspomnienia z pierwszych dziesięcioleci życia zajmują mniej więcej 40 stron. Kardynał daje się poznać jako osoba wrażliwa i przywiązana do rodziny, a chociaż nie ucieka od słów odsłaniających jego uczucia, to nie ma w nich żadnych wyrw, nie ma przesileń, nie ma śladu negatywnych odczuć, co zresztą bynajmniej nie łączy się w tym przypadku z wrażeniem lukrowania czy próby ukrycia czegokolwiek. Raczej doskonale koresponduje ze spokojem, jakim emanuje emerytowany już papież.

Najlepiej charakteryzuje go jednak dalsza część książki; nie tyle zresztą charakteryzuje, ile po prostu wyraża. Kardynał po opisie zniszczeń wojennych i radości z powrotu do najbliższych przystępuje do przedstawienia swojej drogi w ramach struktur Kościoła: od seminarium przez uniwersytet – zarówno w roli studenta, jak i wykładowcy – aż po arcybiskupstwo w Monachium. Wspomnieniom tym towarzyszy opis dominujących ówcześnie idei, charakterystyka (oczywiście pod kątem głoszonych poglądów) wykładowców i teologów, relacjonowanie najbardziej gorących sporów. Wszystko to, mimo że odpowiednio skrócone na potrzeby niedługiej autobiografii, jest niezwykle subtelne. Nie trzeba mieć dużego doświadczenia czytelniczego, aby zorientować się, że to rzeczywistość, w której obrębie kardynał czuł się najlepiej, która najbardziej go zajmowała i której oddałby najchętniej wszystkie strony tej niewielkiej książeczki. Nawet incydent z odrzuceniem pracy habilitacyjnej (skrytykował w niej, o ironio, jedną z recenzujących go osób, co nie pozostało bez odpowiedzi, właśnie w postaci odrzucenia) posłużył kardynałowi przede wszystkim do zreferowania powiązań myśli Bonawentury ze współczesnym rozumieniem teologii historycznej, a także ideowymi kontrowersjami, z jakimi można by ją ewentualnie połączyć.

Błędem byłoby odmawiać kard. Ratzingerowi i późniejszemu papieżowi żywego ducha wiary, w tym wrażliwości duchowej, a przypisywać wyłącznie zimny, chociaż subtelny intelektualizm. W istocie ten ostatni jest odbiciem wiary głęboko przeżywanej, nie chcę powiedzieć – wyrafinowanej, bo to groziłoby już posądzeniem o sztuczność, z całą pewnością jednak wielopoziomowo odczuwanej.

Nie do każdego trafi ta książka. Pociąg kardynała do intelektualnych rozważań, mimo że pozbawionych waty słownej i powszechnego dziś bełkotu, niektórych pewnie utwierdzi w przekonaniu, skądinąd słusznym, że Benedykt XVI to papież intelektualista, a przy tym nie pozwoli docenić jego postaci.

Sam nie mogę w pełni zachwycić się tą autobiografią, chociaż – jakkolwiek paradoksalnie by to brzmiało – już osoba autora mój zachwyt (a aprobatę na pewno) budzi. Konsekwencja w prowadzeniu wspomnień pozbawionych, mówiąc ordynarnie, emocjonalnych samogwałtów nie jest dzisiaj często występującym zjawiskiem. Dlaczego więc nie mogę całkowicie zachwycić się książką? Czyżby brakowało mi jednak tych samogwałtów? Nie, w żadnym razie; możliwe, że przyczyna należy do najbanalniejszych i jest nią niezwykła zwięzłość wspomnień. Może gdyby znalazło się w nich ciut więcej materiału (warto dodać w tym miejscu, że spora liczba zdjęć jest miłym dodatkiem*), to i uczucie niedosytu byłoby mniejsze.


---
* Joseph Ratzinger, „Moje życie. Wspomnienia z lat 1927-1977”, Edycja Świętego Pawła, 1998.


[Tekst został też umieszczony na stronie lubimyczytac.pl]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 891
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Rbit 17.02.2015 13:11 napisał(a):
Odpowiedź na: „Moje życie. Wspomnienia ... | A.Grimm
Bardzo trafne spostrzeżenia. Zastanawiam się, czy znam jakakolwiek inną autobiografię napisaną w podobnym, intelektualnym i powściągliwym emocjonalnie stylu. Na myśl przychodzi mi jedynie Apologia pro vita sua (Newman John Henry) która z pewnością jest dobrze znana Benedyktowi.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: