Dodany: 01.09.2009 18:01|Autor: Franco1987

Książka: Karzeł
Lagerkvist Pär Fabian

2 osoby polecają ten tekst.

Jak zobaczyć ZŁO, albo rozmowa z własnym karłem


Karzeł  n i e  j e s t   człowiekiem. Kim więc jest? Wykarmionym na piersi najnędzniejszej niewiasty stworzeniem, powołanym do życia poprzez ludzkie łono wybrykiem natury, z ciekawością szkicowanym przez odwiedzającego dwór księcia Mistrza Bernardo, istotą karmioną nienawiścią i - pełną nienawiści. Sługą, który nalewa truciznę do kielichów, sędzią, który biczuje pokutnicę i odmawia jej rozgrzeszenia, wzgardliwym obserwatorem rodzących się miłości, wrogiem dzieci oraz ich zabaw, wrogiem ludzkości i jej zabawy w życie.

Być może także figurą alegoryczną, jak gdyby zła zamkniętego w półludzkiej postaci karła, zła niedostrzegającego w niczym nadziei, doskonale za to wypatrującego we wszystkim zarodki fałszu, obłudy i nędzy ludzkiego życia. Lagerkvist nie próbuje Karła uczynić w żaden sposób dwuznacznym, wręcz przeciwnie – jest on stały, niezmienny i ciągle w ten sam sposób ponury. Czy jednak jest uosobieniem zła? Wszak gardzi on życiem otaczających go ludzi właśnie dlatego, że wydaje mu się ono złem przesiąknięte. Obnaża pychę Bernarda, próżność księżnej, fałszywość księcia, marność życia w ogóle. Być może złem Karła jest jego brak wiary w cokolwiek, lecz dlaczego miałby w cokolwiek wierzyć, skoro bystrym okiem dostrzega wszędzie tę samą obłudę? Karzeł Lagerkvista nie jest zły sam z siebie, jest jakby zarażony złem – tym, które wypił z mlekiem najnędzniejszej kobiety, gdy matka sprzedała go za kilka skudów, by stał się błaznem na dworze, tym, którym napełniali go ludzie wyśmiewający się z niego na ulicy, pogardzająca nim hołota i lekceważący go posiadacz dwuznacznej mądrości, Mistrz Bernardo.

Karzeł jest naczyniem, w którym zebrała się cała żółć, jaką ludzkość karmi siebie nawzajem, jest czarą goryczy, która napełnia się zdradą, hańbą, rozwiązłością, lubieżnością, okrucieństwem i obojętnością ludzi. Karzeł nienawidzi świata pełnoprawnie i choć nie jest istotą, której należy bić brawo, on jeden nie oszukuje nikogo, nie oszukuje siebie. Cieszy się wprawdzie na wojnę, zabija chętnie, pogardza nawet dzieckiem – obrazem niewinności. Karzeł jest przerażający i do szpiku zły, ale nie jest zły swoim złem, tak jak czara sama z siebie nie napełnia się trucizną. Świat, który opisuje Lagerkvist, istotnie godny jest pogardy. Ludzie są w nim wolni i tacy właśnie, sami się zniewalają; mogąc wybierać, wybierają dla siebie zło, zło, które ich bawi, rozkoszuje i podnieca. A Zło zawsze będzie łatwiejsze niż Dobro.

Czytając „Karła” nie można jednak zapominać, że to jego świat, Świat Lagerkvista, miejsce, które stworzył i powołał do życia sam. To świat, który widziały jego oczy i świat, na który cierpiała jego dusza. To świat odbijający 1944 rok, czas, w którym powstawała książka, to wyraz zwątpienia i zupełnej beznadziei, wyraz przejmującego bólu i krzyk w stronę pustki, to brak wiary w Boga i w słowa, których się zazwyczaj używa mówiąc o Nim: miłość, bliźni, pokój. I nie wiem, co dodać do tego, bo doświadczenie świata takiego, jakim był wtedy, to koszmar i niekończące się ciemności.

A jednak żyjemy tu i teraz i większość z nas zapomniała już o tym, że przez świat przetoczyły się dwie wojny światowe, że ludzie wciąż wykorzystują się, nienawidzą, tłamszą. I wciąż, jak księżna czy Bernardo, popełniamy te same grzechy: oszukujemy się obłudnie, z pychą spoglądamy na nasze maszyny i przedmioty, które czynią życie wygodnym. Uśpiliśmy naszego karła i strąciliśmy go do najciemniejszego lochu w zamku, zapominając o jego istnieniu. Ten karzeł jest istotnie istotą starszą od ludzi, pradawną. A kielich wciąż napełnia się naszymi grzechami i niech nikt nie zapomina, że trucizna nie powstaje samoistnie, że sączy się prosto z naszych serc, prześwituje z naszej codzienności. Zza naszych pleców wygląda karzeł i szyderczo się uśmiecha. A my wciąż karmimy go, znosimy mu do lochów pożywienie, udając, że go tam nie ma.

By świat nie okazał się zbyt podobny do tego, który stworzył Lagerkvist, powinniśmy odwrócić się i spojrzeć mu w twarz, wytrzymać jego powagę, wzrok, z którego patrzą tysiąclecia cierpienia i krzywdy, mordów i drobnych kłamstw, o które potykamy się codziennie także dzisiaj. Wziąć na siebie ten ciężar, całą tę schedę naszych przodków – krew, stosy trupów, nienawiść - i przyznać się do swojego karła. Zacząć z nim rozmowę. Być może wtedy zmieni się w nas coś i Zło, choć tak przebiegłe, będzie musiało stanąć z nami twarzą w twarz, zamiast pustoszyć nas od wewnątrz, za naszym cichym przyzwoleniem.

I być może wtedy, zamiast być jak Mistrz Bernard rysujący na papierze potwory, które nosił w sobie i sam stwarzał, staniemy oko w oko ze Złem, które przeprowadzi nas po nieznanej nam części naszej istoty, tej wiecznie zaciemnianej i skrywanej, na jakiś drugi brzeg, gdzie ujrzymy prawdziwe Dobro, które będzie owocem naszego najprawdziwszego pragnienia, tego, które nie lękało się spojrzeć w samo jądro ciemności, rozpocząć rozmowę z naszym własnym Karłem.

I być może takie doświadczenie doprowadzi każdego do jego własnej i prawdziwej teodycei.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1530
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: