Dodany: 09.02.2015 17:23|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Książka: W Chinach jedzą księżyc
Collée Miriam

1 osoba poleca ten tekst.

Szanghajskie perypetie



Recenzuje: Dorota Tukaj


Wyjeżdża człowiek z miejsca, które zna na wylot, osiedla się gdzieś, gdzie mówią innym językiem, mają inne priorytety, obyczaje, potrawy, i usiłuje żyć jak tubylcy… Nie licząc etnografów oraz notorycznych obieżyświatów, których celem nadrzędnym jest poznanie, a także przymusowych uchodźców, którym w zasadzie wszystko jedno, gdzie znajdą dach nad głową, byle nie zaznać już więcej wojny, głodu czy terroru, sytuacja taka wymaga na ogół dobrze wyważonego namysłu i przygotowania się na poważne zmiany. Na zaskoczenia i trudy można się narazić nawet przeprowadziwszy się za miedzę (vide np. „Rok w Prowansji” Mayle’a), a cóż dopiero, gdy się trafia w całkowicie odmienny krąg kulturowy, tak jak para młodych Niemców, której przychodzi spędzić trochę czasu w Szanghaju.

Firma delegująca Tobiasa do Chin pokrywa koszty przeprowadzki, wynajęcia domu, przedszkola dla dziecka i kursu językowego dla Miriam, ale resztą muszą zająć się sami. A jak się przekonują, ta reszta daje o sobie znać każdego dnia, od rana do nocy (a czasem i nocą), i niemal w całości spoczywa na głowie niepracującej żony. Zakupy, kontakty z sąsiadami i rodzicami (a raczej prawie wyłącznie matkami) przedszkolnych koleżanek Amelie, perypetie z niezliczonymi fachowcami usiłującymi opanować niezliczone awarie sprzętu domowego i z kolejnymi „ciociami”, czyli gosposiami… Bariera językowa okazuje się najmniejszą z tych, które trzeba pokonać, bo i z Chińczykami jako tako znającymi angielski porozumienie wcale nie jest łatwiejsze: jak tu znaleźć wspólny język z kimś, dla kogo otrzymanie w prezencie ozdobnego zegara jest afrontem, urwanie się żyrandola – przejawem działania złych duchów, chlipanie i bekanie przy jedzeniu – manifestacją dobrego wychowania, a kłamanie i oszukiwanie – niezbędnym elementem kontaktów na linii pracownik–pracodawca i usługodawca–klient?… Jakże kontrastują ta powszechna bylejakość i niechlujstwo z osławionym niemieckim porządkiem i pedanterią! Ba, nawet dobrze obeznanemu z brakoróbstwem i bałaganiarstwem mieszkańcowi Europy Środkowej włosy się jeżą na myśl o podłączeniu na odwrót przewodów klimatyzatora, nie mówiąc już o wyrzucaniu odpadków przez okno na chodnik albo wpychaniu resztek obiadu między blat a zlew w mieszkaniu, w którym montuje się meble! Trzeba przy tym dodać, że Tobi i Miriam udają się do Chin z nastawieniem wyraźnie pozytywnym i nie sprawiają – jak inny „długonosy”, Maarten J. Troost, autor „Zagubionego w Chinach” – wrażenia, że cokolwiek zobaczą, z czymkolwiek się spotkają, i tak im to nie przypadnie do gustu. Wręcz przeciwnie, we wszystkim starają się szukać dobrych stron, a wracając ze świątecznego urlopu w Niemczech nie czują „żalu ani zwątpienia”, tylko przypływ sił do mierzenia się z nowymi wyzwaniami, które pozwolą im lepiej zrozumieć kraj i ludzi. A jaką decyzję podejmą po roku pobytu?...

Autorka opisuje szanghajskie perypetie swojej rodziny z reporterskim zacięciem (na niemieckich stronach można wyszukać informację, że przed wyjazdem pracowała dla czasopisma „Stern”) i z humorem, starając się celnie wypunktować wszystkie zauważone wady i śmiesznostki tubylców, a przy tym w miarę możności unikając uogólnień i przypinania łatek. Jej książka nie należy ani do wpędzających Europejczyka w przeświadczenie, że nie znajdzie dla siebie miejsca w innym kręgu kulturowym, ani do tych, których autorzy zdają się twierdzić, iż wszędzie jest jak w domu, a tylko oferma i malkontent nie potrafi się przystosować; nie jest też przewodnikiem zawierającym gotowe instrukcje na wszelkie okazje. Nie – po prostu ostrzega, że im dalej od ojczyzny i im bardziej obco, tym trudniej być może, a to, jak się te trudności znosi, zależy od wielu rzeczy, nie tylko od wyjściowego nastawienia. Drobne usterki – „dlaczego miałyby nie polubić kolczyków i botek”, „kolby kukurydzy (Tobi z obrzydzeniem wypluł jeden z nich)” [podkreśl. rec.] – powstały najwyraźniej przy produkcji wydania polskiego, są przy tym nieliczne i w żaden sposób nie zaburzają pozytywnego odbioru tekstu. A teraz czy zechcemy sprawdzić, jaki to księżyc jedzą w Chinach i jak on smakuje, zależy już tylko od nas…


Tytuł: W Chinach jedzą księżyc
Autor: Miriam Collée
Tłumaczenie: Elżbieta Zarych
Wydawnictwo: Pascal 2014
Liczba stron: 302

Ocena: 5/6

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1219
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: