Dodany: 03.02.2015 12:32|Autor: Jose

Wojenny odmóżdżacz


Moje kolejne podejście do prozy Svena Hassela spowodowane było chęcią odpoczęcia od poważnej literatury. Odmóżdżenie się co prawda udało, ale nie jestem do końca zadowolony z "Towarzyszy broni".

Kto czytał już powieści Duńczyka, doskonale wie, że to kłamczuszek. Prawdę historyczną na za nic, o czym można było przekonać się czytając "Monte Cassino", w którym - o ile dobrze pamiętam - umniejszał rolę Polaków i posądzał ich o tchórzostwo, tak że wydawca musiał zamieszczać informację ze sprostowaniem. Podobnie z jego historiami - gołym okiem widać, iloma warstwami farby je podkoloryzował. Walczący na wielu frontach i kilkakrotnie ranny (przynajmniej według oficjalnych informacji) Hassel opowiada między innymi o tym, jak niemieccy żołnierze na wschodzie jadali w okopach wspólne obiady z Rosjanami, o bezkarnie popełnianych zbrodniach czy - właśnie w "Towarzyszach broni" - o tym, jak jego oddział wpierw ucztował z ukrywającym się przez nimi Żydem, a następnie zamordował SS-mana, którzy przyczynił się do jego śmierci. Doprawdy, trudno uwierzyć w te historie, ale nie o prawdę chodzi w jego powieściach.

Autor wspomina oddział karny, w którym za towarzyszy miał wiele charakterystycznych postaci, w tym niezwykle silnego i głupiego Małego, cwaniaka Portę oraz wykastrowanego i zazwyczaj spokojnego Legionistę. Wszyscy oni - poza wiernym nazistowskim ideom Heidem - kpią sobie z Hitlera i marzą o zakończeniu wojny. Akcja "Towarzyszy broni" rozgrywa się głównie w niemieckim szpitalu, gdzie przebywa część kompanów. Mniej lub bardziej poważne urazy nie przeszkadzają im w upijaniu się w trupa, odwiedzaniu burdeli, wszczynaniu bójek i tym podobnych działaniach. Sęk w tym, że podobne opowieści czytaliśmy u Hassela wielokrotnie, zatem ich rozrywkowa wartość zdążyła zmaleć. Ileż to już razy Mały kogoś zlał, ile burdeli odwiedzili, w ilu przypadkach udało im się w ostatniej chwili uniknąć prawdziwych tarapatów. Hassel odgrzewa kilkanaście razy przypalony już kotlet, a to, owszem, odmóżdża, ale na dłuższą metę zwyczajnie nudzi i usypia.

Trzy lata temu zarzekałem się, że kończę przygodę z tym pisarzem. Cóż, trzeba było trzymać się tego postanowienia. "Towarzysze broni" zawiedli, a książki Svena Hassela przez długi czas nie wrócą do moich rąk. To czytadełka niezłe dla młodzieży, być może zachęcą niejednego nastolatka do lektury, bo nie ma nic lepszego niż opisy hulanek, ale ja chyba po prostu z tego wyrosłem.


[Recenzję opublikowałem także na swoim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 502
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: