Dodany: 03.02.2015 08:56|Autor: carmaniola

Wieczny wędrowiec


„Wśród stu kości i dziewięciu otworów zawiera się ONO. Tymczasem nazwijmy owo istnienie imieniem »Wiatrem Niesiony«. (…) Od dawna przedkładał on nade wszystko »strofy szalone«. A w końcu zbudował na nich swoje życie”[1].

Taki oto zapis znaleźć można w dzienniku „Z podróżnej sakwy” Bashō Matsuo, którego każda chwila życia od tej pory potwierdzała owo oświadczenie.

Bashō to wielki japoński poeta, założyciel jedynej w swoim rodzaju szkoły haiku. A chociaż nie można określić położenia tej szkoły na mapie, bo działała tam, gdzie aktualnie znajdował się jej mistrz, odcisnęła swoje piętno na wielu twórcach i cały szereg z wpajanych przez nią wartości jest aktualnych do dziś. Bashō zaś ma nadal nie tylko wielbicieli, ale i naśladowców.

Urodził się w 1644 roku w prowincji Iga, w rodzinie „samurajów bez ziemi”. Jego dziecięce imię brzmiało Kinsaku, dorosłe – Munefusa. Wcześnie osierocony przez ojca, został przez starszego brata oddany na służbę do rodu Tōdō i tam, wraz ze swym panem i przyjacielem Tōdō Yoshimasą, rozpoczął naukę poezji haikai w szkole teimon, której twórcą był Matsunaga Teitoku (1571-1653). Po śmierci przyjaciela Munefusa wrócił do rodzinnego domu, ale wkrótce zerwał z ustabilizowanym życiem, przyjął imię Bashō (moje śledztwo wykazało, że to dwa ideogramy, oba oznaczające słowo „banan”) i większość czasu spędzał na wędrówkach. A od czasu, gdy w 1682 roku spłonął w pożarze wybudowany przez uczniów jego domek – „Fukagawa no an” albo „Basho’an” („Samotnia pod bananowcem”), poeta dosłownie zamieszkał w podróżach.

„Początek października, pejzaż pod szarym i niepewnym niebem, a ja czuję się jak liść strącony wiatrem, niesiony bez celu –

Tabibito-to . . . . . . . . . . . . . Odtąd wędrowcem
waga na yobaren . . . . . . . . okrzykną mnie niechybnie
hatsushigure . . . . . . . . . . . pierwszy dzień słoty"[2].

Spragniony otaczającego go piękna świata ruszał w drogę, odkrywał je, kontemplował i nie tylko zapisywał w ulotnych strofach, ale po prostu nim żył.

„Doprawdy nie może być tak, by to co oglądamy nie było kwiatem. By to, czego pragniemy i o czym myślimy nie było księżycem. Bo kiedy opisywany kształt przestanie być kwiatem, staniemy się niczym barbarzyńcy. Jeśli tym samym kwiatem przestanie być nasze serce i duch naszych pieśni, staniemy się jeszcze jednym tylko gatunkiem zwierzyny. A więc wyjdź z barbarzyństwa, porzuć w sobie zwierzę, podążaj za Naturą i wróć do Natury”[3].

Dla poety i mistrza wartości estetyczne to nie tylko figury poetyckie, to także zasady etyczne, według których egzystował; całość nierozerwalna i najważniejsza. Nie wystarczyło ukazać piękna świata w strofie wiersza, należało przeżywać każdy dzień tak, by owo piękno potwierdzać. Świadomość nietrwałości i przemijalności Natury nakazywała spoglądać na otaczający świat i samego siebie z dystansem i lekkim przymrużeniem oka.

„(…) kiedy wspinaliśmy się na wzgórze Tsuetsukisaka*, przekręciło się siodło z trokami a ja spadłem z konia…

Kachi naraba . . . . . . . . . . Gdybym piechotą
Tsuetsukisaka-o . . . . . . . . o kiju przeszedł wzgórze
rakuba-ka-na . . . . . . . . . . czy spadłbym z konia

Ciężko mi było i czułem się niezręcznie, szybko więc ułożyłem tę strofę, lecz z tego wszystkiego zabrakło w niej słowa »kigo«”[4] – podkpiwa sam z siebie poeta, a nazwa wzgórza, „Tsuetsukisaka”, co dosłownie znaczy „Wzgórze wspartych na kiju”, potęguje wymowę żartu. Wyobraziłam sobie polskie haiku, gdzie słowem-kluczem jest nazwa szczytu „Giewont”. Sama w sobie nie mówi nic, ale gdyby wstawić w to miejsce określenie „Śpiący rycerz”, jak bardzo strofa mogłaby nabrać treści!

„W połowie marca radość jakąś poczułem – sam nie wiem skąd – i uniesienie, jakby i we mnie drzewa zakwitły wiśniowe. Ta radość będzie mi przewodnikiem, będzie mnie prowadzić, bo oto, w tęsknocie za kwitnącymi drzewami [ogrodów] Yoshino, postanowiłem wyruszyć w drogę. Ach, pójść tak do Ise z wiernym druhem…[5]” – pisze Bashō, we mnie zaś rodzi się tęsknota za budzącą się wiosną, za wyrwaniem się z okowów cywilizowanego świata i ruszeniem w drogę; przed siebie, gdzie oczy poniosą, na łono Natury.

A oto kolejna opowieść zawarta w siedemnastu zaledwie sylabach, gdzie słowem-kluczem jest zarówno „smok”, jak i „moczymorda”.

Ryūmon-no . . . . . . . . . . Wodospad Smoka
hana-ya jogo-no . . . . . . i kwiaty moczymordzie
tsutso-ni sen . . . . . . . . . w gościńcu niosę[6]

Rozrzewnia mnie to haiku, bowiem ja również mam słabość do „moczymordy” – chińskiego poety Li Po, który znany był ze swojego zamiłowania do napojów wyskokowych; plotka głosi, że zakończył życie próbując po pijanemu wyłowić z łódki odbicie księżyca w stawie.

Inaczej niż na Zachodzie, na Wschodzie sztuka jest silnie zintegrowana – poezja, kaligrafia i malarstwo powstawały za pomocą tych samych narzędzi: pędzla, tuszu i papieru. Dlatego też wielu artystów nie tylko zapisywało strofy pięknymi znakami, ale też często uzupełniało zapis swoich wrażeń obrazami. Także Bashō malował, a wiele jego haiku, tak jak poniższe, zostało zapisane na obrazie – tworząc z nim całość.

Horohoro-to . . . . . . . . . . . Rozkołysany
yamabuki chiru-ka . . . . . . opada – kwiat forsycji?
taki-no oto . . . . . . . . . . . . huk wodospadu[7]

Polskie wydanie zapisków Bashō w przekładzie Agnieszki Żuławskiej-Umedy „Z podróżnej sakwy” zostało uzupełnione fragmentami „Dziennika podróży do Sarashina”. Poeta wybrał się tam, by podziwiać pełnię księżyca z uznawanego za jedno z najlepiej nadających się do tego miejsc – szczytu góry Obasute.

Omokage-ya . . . . . . . . . . . Cienie lat dawnych
obahitori naku . . . . . . . . . . płaczą łzami staruchy
tsuki-no tomo . . . . . . . . . . księżyc nas słucha[8]

Ze wzgórzem tym wiąże się opowieść o starej matce porzuconej przez syna. Została ona zaadaptowana przez teatr nō w sztuce pt. „Obasuteyama”: kiedy na górę wchodzi samotny podróżny, by podziwiać ze szczytu pełnię księżyca, pojawia się przed nim duch starej kobiety; śpiewając opowiada historię porzuconej matki i tańcząc sławi moc księżyca, który bywa jedynym towarzyszem samotnych wędrowców. Stawiając siebie na miejscu owego podróżnego, Bashō nie tylko oddaje swoje doznania, lecz również przekazuje całą legendę i treść sztuki.

Podobną opowieść zawiera również haiku:

Kakehashi-ya . . . . . . . . . . . Most nad przepaścią
mazu omoiizu . . . . . . . . . . . wspomnienie z dawnych wieków
komamukae . . . . . . . . . . . . pędzące konie[9]

Kakehashi to wisząca kładka łącząca brzegi przepaści, Komamukae („Święto oględzin koni”) – wielka uroczystość z okresu Heian, w której brał udział cesarz i jego świta. Na przegląd spędzano do Ōsaki konie ze wszystkich cesarskich stajni, a ich droga wiodła przez most Kakehashi. Ponieważ wszystko odbywało się w sierpniu, „komamukae” stało się jesiennym „kigo” - słowem określającym porę roku.

Bashō na swojej drodze życia i twórczości poszukiwał coraz większej prostoty. Dążył – zgodnie z zaleceniem chińskiego myśliciela Lao-tse – do tego, by świat zewnętrzny oglądać oczyma dziecka, które potrafi zadziwić i zachwycić najmniejsza rzecz. I tę cudowność otaczającego nas świata starał się zawrzeć w swojej poezji, a umiejętność patrzenia przekazać swoim uczniom. Zmarł podczas swojej ostatniej ziemskiej wędrówki – w drodze.

Byōchū-gin . . . . . . . . . . . . . W chorobie

Tabi ni yande . . . . . . . . . . . Chory w podróży
yume wa kareno o . . . . . . . śnię, że polem wymarłym
kakemeguru . . . . . . . . . . . . biegam bez końca[10]


To ostatnie haiku stworzone przez mistrza. A mnie się wydaje, że jego sen się spełnił i że wciąż wędruje… Zwraca w zachwyceniu spragnione piękna oczy na niebieskie łąki i wzgórza, wsłuchuje się w szum niebiańskich wodospadów, rozciera na kamieniu błękitny tusz, by zapisać ulotne wrażenia.

I... powraca na nasz ziemski padół za każdym razem, gdy ktoś z kolejnego pokolenia czytelników ze wzruszeniem odczytuje jego strofy.


---
[1] Bashō Matsuo, „Z podróżnej sakwy z dodaniem Dziennika podróży do Sarashina”, przeł. Agnieszka Żuławska-Umeda, wyd. Sen, 1994, s. 11.
[2] Tamże, s. 12.
[3] Tamże.
[4] Tamże, s. 20
[5] Tamże, s. 26.
[6] Tamże, s. 29
[7] Tamże, s. 30
[8] Tamże, s. 61.
[9] Tamże, s. 60.
[10] Bashō, „Oi-nikki” („Dziennik z podróżnej sakwy”), red. Shikō, 1695, w: „Haiku”, przeł. Agnieszka Żuławska-Umeda, wyd. Elay, 2010, s. 59.


[Tekst umieściłam na swoim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 874
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: