"Wieczny Grunwald" czytałem z wypiekami na twarzy, widziałem że autor pisał powieść z pasją. Emocje, jakie przelewał na papier niwelowały wszelkie niedoskonałości.
"Morfina" bardziej przemyślana, z racji obrazowości opisu i poruszanej tematyki była na tyle interesująca, że czytałem ją z przyjemnością i dość szybko.
"Drach" najprecyzyjniej skonstruowany, najbardziej przemyślany i spójny jest niestety przekombinowany. Po 1/2 tekstu poznałem już zabiegi stylistyczne autora, jego koncepcję filozoficzno-historiozoficzną (płytką i miałką) i szczerze mówiąc nie spodziewam się więcej. Właściwie mam ochotę nie kończyć. Bo i po co? Fabuła opisana jako saga rodzinna ma pewien potencjał (szczególnie traumy wojenne oraz sąsiedzkie), ale przywalona toną ozdobników, nie ciekawi na tyle, by czuć chęć szybkiego przeczytania powieści do końca.
Ozdobniki i fajerwerki zamiast intrygować i wzbudzać podziw - jedynie drażnią. Przy czym nie chodzi mi o język dialogów (język polski poprzeplatany niemieckim i dialektem wasserpolskim nie wiedzieć czemu zwanym tu językiem), bo taki nadaje kolorytu i przynajmniej dla mnie jest w pełni zrozumiały (jako wielkopolska "Pyra" zazwyczaj bez problemu dogaduję się ze Ślązakiem). Nie chodzi mi również o pomysł specyficznego narratora, choć ten z początku odkrywczy, z czasem staje się męczący. Chodzi mi natomiast o wszystkie te wstawki typu "ale to nie ma znaczenia, chociaż ma znaczenie", ciągłe podkreślanie braku sensu egzystencji człowieka i przyrównywanie go do zwierzęcia (np. jelenie Pierwszy i Drugi), popisywanie się wiedzą rusznikarską i wstawianiem w tekst "na siłę" ciekawostek typu cytat z dzienników Susan Sontag, czy informacja o tym, że podczas hiperinflacji w 1990r. można było spłacić kredyt hipoteczny za dwie wypłaty. Zupełny misz-masz i bałagan.
Mam wrażenie, że napuszony intelektualizm autora znajdzie wielu zwolenników wśród czytelników wyznających zasadę "taki to chwalony pisarz, taka zawiła i trudna książka, to na pewno musi być dobre. Nie podoba mi się, ale przecież się nie przyznam".
Nawet warstwa historyczna nie robi takiego wrażenia, jak powinna. Żadną nowością jest przypominanie, że wielu Polaków służyło w armii niemieckiej podczas I czy II wojny światowej. Że trafienie na Volkslistę nie zawsze wiązało się z "zaprzaństwem". Że na pograniczu identyfikacja narodowa była często wynikiem przypadku i osobistego wyboru, a nie zdeterminowana przeszłością jak gdzie indziej. Wreszcie że najokrutniejsze są spory sąsiedzko-rodzinne (okazje do zemsty podczas wojny). To wszystko przecież są cechy nie tylko śląskie. Twardoch z gorliwością neofity uważa Ślązaków za jedynych na świecie, zapominając o Kaszubach, czy po prostu Polakach zamieszkujących w często mieszanych rodzinach na Pomorzu, w Wielkopolsce czy Bydgoszczy.
Jedna z nielicznych tez (historiozoficznych?) Twardocha, która mnie zainteresowała, to hipoteza, że obecnie żyjemy w spokojnych czasach, gdy nie musimy podejmować tak drastycznych decyzji jak kiedyś. Teraz (jeszcze) nie nadeszła chwila, gdy "dobrze jest mieć w domu broń". Pokazane jest to na zasadzie kontrastu pomiędzy życiem i dylematami Josefa Magnora i Nikodema Gemandera. Ale takie czasy się zbliżają, co jak mawia Drach "ma znaczenie, choć zupełnie nie ma znaczenia".
= = = = = =
Po przeczytaniu całości:
O dziwo początkowe zniechęcenie zaczęło ustępować, gdy stopniowo zaczynałem uświadamiać sobie, dlaczego świat przedstawiony jest taki "odrażający, brudny i zły". Dlaczego filozofia ogranicza się do egzystencjalnej pustki. Wydaje się to być świadomym zamysłem wynikającym z takiego, a nie innego narratora. Cały czas musimy pamiętać kim on jest, co mówi o sobie. Zastanówmy się czy nie jest on wielkim kłamcą i czy pomimo okazywanej obojętności tak naprawdę nie przemawia przez niego zło.
W takiej sytuacji na drugi plan przesuwają się moje pozostałe zastrzeżenia, które ograniczyć można do stwierdzenia "za dużo Twardocha w Twardochu". Przypomina mi się recenzja zupełnie innej powieści innego autora, sprzed 60 lat: "Obok wykończonych do ostatniej linijki stron ładuje surowiec łopatą strona za stroną, razem z liśćmi leżącymi na ziemi, gruzem, gęsimi piórami i skrawkami starych gazet sprzed lat (...) te skrawki widać". Niestety żadnemu autorowi nie wychodzi na dobre zbytnie wykorzystywanie elementów życia własnego, swojej rodziny i znajomych. Powoduje to brak dystansu. Spójrzmy na przykłady. Twardoch znany jest jako arbiter elegancji* - mamy w "Drachu" wiele szczegółowych opisów garderoby męskiej z gramaturą bawełny włącznie. Lubi broń - co trzecią stronę mamy dokładny opis wytworów rusznikarstwa. Mam wrażenie również, że historie rodzin śląskich również nie są historiami zasłyszanymi lub wymyślonymi, ale w wielu przypadkach po prostu rodzinnymi.
Poza tym mam wrażenie, że Twardoch chciał w powieści poruszyć zbyt wiele tematów. Wieczny Grunwald był w zasadzie dwutematyczny (polsko-niemieckość i ciało), w "Morfinie" tematów było juz więcej, ale w "Drachu" tego jest już tak dużo, że niektóre zagadnienia, zaledwie zarysowane nie mają miejsca, by pokazać swój potencjał.
Mimo wszystko byłem skłonny ocenić książkę jako bardzo dobrą (wysiłek grzebania w tych liściach i gruzie opłacił się, choć mocna się przy tym pobrudziłem) lecz zakończenie strasznie mnie rozczarowało. Wiem, ze musiało takie być, bo jest logicznym następstwem zapętlenia losów Nikodema i Josefa. Jednak morał, że "największym skarbem jest rodzina" jest trochę banalny.
Na koniec mała ankieta. Proszę o przeczytanie fragmentów dwóch powieści i odpowiedzenie na pytania.
Fragment pierwszy:
„Szyi – szi – sziii – źżiii…! Łomot! – Pocisk runął w to właśnie miejsce i zasłonił go w strasznym huku, wulkanem torfu i kłakami darni! Zabił trzysta komarów, dwie myszy polne, dwie glisty, tuzin czarnych żuczków, Michała Łukaszewicza, szeregowca 105-go Orenburskiego pułku piechoty, oraz sikorkę czarnogłówkę, którą strącił wybuchem z gałązki pobliskiej brzózki. Łukaszewiczowi odłamek nie strzaskał nawet czaszki; ledwo wyłamał nasadę nosa, wbił się przez lewe oko wprost w mózg i ostrymi kantami rozpalonego żelaza rozszarpał wszystko co było wewnątrz głowy. Łukaszewicz nie zdążył krzyknąć. Padając w trawę, ostatnim skurczem palców rozdusił żywą jeszcze biedronkę. Zginęli wszyscy. – Niech im wieczność lekką będzie! – I odlatywał już Anioł Stróż, zwolniony ze swego ziemskiego obowiązku… Gdyby jednak w ostatniej jeszcze chwili zdążył go Łukaszewicz przytrzymać za koniec szaty i krzyknąć: „Stój! Ale ja, powiedz, o Aniele Boży, cóż mam wspólnego z garścią owadów i jednym ptakiem?!” usłyszałby zapewne w odpowiedzi: „Prawie wszystko. Stworzeni zostaliście przez jednego Boga…” (…) – Co do Łukaszewicza, można by go nazwać „żołnierzem nieznanym na kolejce”. Boć przecie i autentyczny żołnierz nieznany, nad którym tli znicz uroczysty, był znany kiedyś. Tylko później zapomniany. – Umrę i ja, a któż będzie „znał”, że syn ogrodnika w domu mego ojca, nazywał się kiedyś Michał Łukaszewicz, który zginął w pierwszej potyczce pod Stallupönen? I cóż to kogo będzie obchodzić…”
Fragment drugi:
W czerwcu 1917 roku bombowce Gotha G bombardują Londyn i bomby z ich komór zabijają stu sześćdziesięciu dwóch cywilów, w tym osiemnaścioro dzieci w szkole podstawowej, co nie ma żadnego znaczenia, bo czym się różnią zabite dzieci od zabitych nie-dzieci; bomby z komór bombowców Gotha G zabijają też trzydzieści dwa psy, sześćdziesiąt kotów, niecały tysiąc szczurów i kilka tysięcy myszy. Każdy z dwóch rzędowych silników bombowca Gotha G jest produkcji Mercedesa, ma sześć cylindrów i dwieście sześćdziesiąt koni mechanicznych mocy, Josef Magnor wraca wraz z 11. Rezerwową Dywizją Piechoty pod Lens, wraca do rudego błota na wzgórze 165, wraca do Loretto, w ziemię, we mnie.
Pytanie - jaka jest relacja pomiędzy ww. tekstami?
a) Autor drugiego fragmentu bezwiednie korzysta z pierwszego?
b) Autor drugiego fragmentu celowo zapożyczył i przetworzył pierwszy fragment
c) Drugi fragment jest polemiką z pierwszym.
d) Zbieżność przypadkowa / nie widzę żadnego podobieństwa.
Pytanie dodatkowe - proszę podać źródło fragmentu nr 1 (nr 2 to oczywiście
Drach (
Twardoch Szczepan)
)
- - - - - - - - -
* zob.
Sztuka życia dla mężczyzn (
Twardoch Szczepan,
Bociąga Przemysław)
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.