Dość często mówi się o ekranizacjach (w postaci filmów lub seriali) książek. Zazwyczaj przy tej okazji pojawia się mnóstwo dyskusji na temat jakości przeniesienia z kart powieści na duży (lub mały) ekran, doboru obsady i wierności fabule. Tymczasem mnie ostatnio zaintrygowały działania idące w drugą stronę. Przelanie na papier to co można już zobaczyć na ekranie telewizora / monitora.

To co mnie najbardziej boli, to mizerna jakość takiej "literatury", szczególnie zauważalna w przypadku prostej konwersji ekran - książka. A przecież niejeden film niesie w sobie taki ładunek emocjonalny, że dobrze spożytkowany, mógłby zaowocować stworzeniem książki wybitnej. Wyobraźcie sobie książkę na podstawie "Incepcji" lub "Interstellara" napisaną przez autora, który potrafi przedstawić pogłębione ludzkie profile i wciągający świat międzyludzkich relacji.

Ja wiem, że prościej jest wziąć scenariusz i dodać do niego kilka nic nie wnoszących opisów, ale przez takie podejście żaden "sksiążkowany" film nie odniesie prawdziwego sukcesu.

Nieco lepiej wygląda sprawa w przypadku książek osadzonych w jakimś uniwersum. Bardzo dobrym przykładem są książki ze świata "Gwiezdnych wojen". Co prawda większość z nich jest równie interesująca, co wyścigi z balkonikami w domu starców, ale można wśród nich odnaleźć kilka perełek pokroju trylogii Thrawna, napisanej przez Timothy'ego Zahna. To był naprawdę niezły kawałek czytadła SF. Czyli da się... dlaczego zatem "daje się" tak rzadko? Czy naprawdę jedyna odpowiedź brzmi: "bo ludzie i tak kupią"? To chyba nie tylko o to chodzi...

Na zakończenie tej czytatki mam do Was prośbę. Jeżeli znacie przykłady dobrego przeniesienia z ekranu na karty książki to dajcie mi znać. Jak pisałem, mam teraz fazę na takie "dzieła" i szukam materiału do obserwacji.

Moja poprzednia czytatka: Kinowy "Paddington" - niespodzianka na duży plus