Dodany: 20.01.2015 22:11|Autor: Frider

Książka: Lekarze
Gordon Noah

2 osoby polecają ten tekst.

Ostry dyżur


Szpitalne Izby Przyjęć dużych miast (czy też Oddziały Ratunkowe, będące ich rozszerzeniem) na całym świecie wyglądają podobnie. Przypominają areny, na których odbywały się w starożytności igrzyska. Ciągły hałas, ruch, podekscytowanie. Tutaj codziennie można spotkać się z cierpieniem, bólem i strachem, łzy rozpaczy sąsiadują z uśmiechem odzyskanej nadziei i mieszają się z euforią zwycięstwa. Podobnie jak wtedy, także tutaj krew jest bezcenną relikwią, którą łatwo stracić. Ciągle odbywa się śmiertelna walka, z tą różnicą, że dawnych gladiatorów zastąpili lekarze i pielęgniarki, a bronią nie są miecze i tarcze poparte siłą ramienia, tylko wiedza, umiejętności i inteligencja uzbrojone we wsparcie farmakologiczne. I oczywiście przeciwnik jest zupełnie inny. Tutaj i teraz walczy się z chorobami i urazami ciała, ale także, często, z własnymi słabościami: niepewnością, zmęczeniem, lękiem, rezygnacją i utratą wiary – przypadłościami dotykającymi wszystkich ludzi, u lekarzy szczególnie niepożądanymi.

Jeżeli znacie telewizyjne seriale medyczne, na przykład „Ostry dyżur” czy „Chirurgów”, w tej książce znajdziecie prawie idealne odwzorowanie ich stylu. „Lekarze” nie są opowieścią jednorodną fabularnie, pomimo wyraźnych powiązań akcja prowadzona jest dwutorowo. Autor przedstawia wycinek z życia kilku bostońskich chirurgów pracujących w tym samym szpitalu. Łączy ich sieć zależności, związanych zarówno z wykonywanym zawodem, jak i skomplikowanymi czasem stosunkami osobistymi. Fabuła składa się z dwóch przeplatających się wątków – strony medycznej pracy w szpitalu oraz życia osobistego, tragedii i sukcesów zwykłych ludzi, jakimi są lekarze poza szpitalnym oddziałem. W powieści Gordona przeważa ta druga kwestia. Stosunkowo niewiele znajdujemy tutaj zdarzeń z izby przyjęć, które w „Ostrym dyżurze” przyśpieszały nam tętno i wzbudzały zainteresowanie swoimi medycznymi zawiłościami. Nie spotykamy się także z zagadkami, które stanowiły kwintesencję „Dr. House'a”. Bohaterowie „Lekarzy” to przede wszystkim ludzie, mniej lub bardziej szlachetni, ze swoimi problemami i ideałami. Od innych różnią się jednym – ich zawód jest piętnem, od którego nie mogą się uwolnić. Nie można przestać być lekarzem, nawet jeżeli tego się pragnie, to trochę tak, jakby zamknąć oczy i wmawiać sobie, że świat zewnętrzny nie istnieje. Wybór, że będzie się lekarzem podejmuje się tylko raz, droga powrotna nie istnieje, nawet jeżeli życie osobiste wali się przez to w gruzy.

Można uznać za oczywistość, że aby książka pokazująca losy kilku osób była interesująca, postaci muszą się jak najbardziej od siebie różnić, w każdym możliwym punkcie. Noah Gordon przedstawia trzech głównych bohaterów: Adam Silverstone to syn Żyda i Włoszki, Spurgeon Robinson – Murzyn, Rafael Meomartino – Kubańczyk. Tych mężczyzn różni także pochodzenie społeczne. Adam nie miał szczęścia w dzieciństwie, matka umarła młodo, pozostawiając syna pod wątpliwą opieką ojca alkoholika. Wychowywany głównie przez zabobonną babkę, przez życie idzie z ogromnym trudem, wszystko, co otrzymuje zawdzięczając własnej ciężkiej pracy, wytrwałości i uporowi. Rafael przeciwnie, urodził się w bogatej rodzinie posiadaczy ziemskich i właścicieli cukrowni. Dla niego pieniądze nie stanowią problemu. Sytuacja ulega zmianie w czasie rewolucji na Kubie, Rafe (jak go nazywają) wraz z częścią rodziny ucieka z wyspy i rozpoczyna nowe życie, także zawodowe, w Stanach Zjednoczonych. Spurgeon miał z kolei w życiu dużo szczęścia. Przyszedł na świat jako ubogi czarny chłopak, syn wychowującej go samotnie kelnerki. Uśmiechem losu stało się dla niego małżeństwo matki z bogatym Murzynem, właścicielem firmy ubezpieczeniowej, człowiekiem przedsiębiorczym i inteligentnym. Ojczym kocha Spurgeona jak własnego syna. Opłacał jego studia medyczne i tym samym umożliwił mu rozpoczęcie kariery zawodowej oraz uzyskanie finansowej niezależności. Pomimo sukcesu Spurgeon czuje się wyobcowany w środowisku medyków. Jako jedyny czarny lekarz czuje się gorszy, podejrzliwie doszukuje się podtekstów rasowych w niewinnych nawet rozmowach.

W szpitalu każdy z nich stoi na innym szczeblu zawodowej kariery. Meomartino jest najstarszy i pracuje jako samodzielny już chirurg. Adam to naczelny rezydent, czyli ktoś w rodzaju opiekuna młodych lekarzy, mających szansę na otrzymanie stałej pracy w szpitalu. Natomiast Spurgeon jest zupełnym nowicjuszem, rezydentem dopiero uczącym się praktycznej strony swego zawodu. Wybuchowa mieszanka – trzy całkowicie odmienne charaktery, rasy, narodowości, ideologie, spojrzenia na życie i zawód, upodobania, oczekiwania i temperamenty. Słowem: zupełnie różni ludzie. Biorąc pod uwagę, że każdy szpital to wrzący tygiel wydarzeń, autor powieści mógł sobie pozwolić na prawie wszystko.

Sposób prowadzenia każdego z bohaterów jest zbliżony. Noah Gordon dużo miejsca poświęca ich przeszłości, stara się pokazać, jaki miała wpływ na późniejsze życie i podejście do pracy zawodowej. Wszyscy są młodymi mężczyznami, nietrudno więc zgadnąć, że każdy z nich uwikła się w jakiś związek, w zależności od swojego charakteru mniej lub bardziej trwały. Wybuchy namiętności, zazdrość, osobiste dramaty, rozczarowania miłosne – to wszystko naturalne uczucia, towarzyszące większości romansów. Tutaj stanowią bardzo ważny element narracji, autor rozwija te wątki, chcąc pokazać lekarzy jako osoby niewolne od porywów serca, podążające za jego głosem i podatne na miłosne oczarowanie. Co ciekawe i ważne, pomiędzy niektórymi z nich wystąpią napięcia związane z ich wybrankami serc, ten wątek nie jest może zbyt rozbudowany, ale dodaje fabule swoistej pikanterii. Właśnie, powiązania między bohaterami. Można przyjąć, że pomimo przyjaźni łączącej Adama i Spurgeona oraz ostrożnego wzajemnego szacunku Adama i Rafaela, główną nicią łączącą mężczyzn jest... ledwo skrywana rywalizacja na płaszczyźnie zawodowej. Noah Gordon dość swobodnie przedstawia zależności wewnątrz tej zamkniętej profesji, pokazuje, jak silna jest konkurencja, chęć awansu, postawienia się na pozycji lepszego, silniejszego. Chirurdzy nie tyle traktują rywalizację jako próbę osiągnięcia lepszej sytuacji finansowej i możliwość uzyskania większego prestiżu zawodowego, co raczej stawiają sobie za punkt honoru po prostu bycie sprawniejszymi, bardziej nieomylnymi operatorami niż pozostali koledzy.

Tutaj dochodzimy do chyba najciekawszego zagadnienia w powieści: jak się ma lekarskie powołanie do dążenia ku finansowemu zaspokojeniu. Wydawałoby się, na podstawie rozmów i żartów młodych lekarzy, że każdy z nich stawia na możliwie najszybsze dorobienie się, umożliwiające później podjęcie jak najbardziej bezstresowej i jak najmniej obciążającej pracy. Jednak ta fasada w miarę rozwoju fabuły zaczyna pękać. Widzimy tych młodych ludzi w nieustającym znoju, spędzających często bezsenne noce przy ciężko chorych pacjentach zamiast u boku ukochanej osoby, z którą byli umówieni na spotkanie. Widzimy ich walczących do upadłego o każde życie, zaciskających zęby i niechcących się pogodzić z ewidentną przegraną. Cieszymy się szaleńczo wraz z nimi, gdy jesteśmy świadkami daru nowego życia lub ozdrowienia, otrzymanego wbrew przeciwnościom losu. Towarzyszymy im, gdy przeżywają swoje porażki i nieuniknione błędy, obserwujemy, jak dążą do doskonałości – nie dla pieniędzy, ale dla bezpieczeństwa ludzi, dla uśmiechu wracających do zdrowia. Czujemy ich euforię, gdy wiedzą, że dzięki ich wiedzy i umiejętnościom zostało uratowane życie ludzkie. Na zewnątrz zwykle są surowi, często obojętni i zdystansowani. Wewnątrz wrą uczuciami, często w bezsenne noce przeklinając decyzję o wyborze zawodu.

Autor zaznacza, że sami lekarze i ich najbliżsi także nie są przecież wolni od chorób. Pokazuje ich w tej sytuacji jako zwykłych ludzi, muszących podporządkować się zaleceniom dawnych kolegów, będących teraz ich ratunkiem. Przeżywają to częściowo tak samo, a częściowo zupełnie inaczej niż zwykli ludzie. Z jednej strony świadomość śmiertelnej lub nieuleczalnej choroby przyjmują z taką samą rozpaczą i przerażeniem jak inni pacjenci, z drugiej – są dużo bardziej świadomi samego przebiegu choroby, jej rokowania i możliwości leczenia. To zarazem dar i przekleństwo – dar wiedzy, lecz przekleństwo szybszej utraty nadziei.

Na szpitalnym oddziale chirurgii regularnie odbywają się spotkania lekarzy, na których omawiane są wszystkie zgony, do jakich doszło na dyżurze. Oficjalnie nazywane są Komisją Zgonów, jednak ich popularna nazwa to Sąd Truposzy. W ich trakcie lekarze bez sentymentów analizują wszystkie swoje błędy i niedociągnięcia, sprawdzają krok po kroku, czy danej śmierci można było uniknąć. Nie oszczędzają się nawzajem, starając się z każdego przypadku wyciągnąć wnioski na przyszłość. Udział w tych posiedzeniach kształtuje i hartuje charaktery. Co prawda można stać się oskarżonym, poczuć brzemię winy, ale można także nauczyć się, jak zostać lepszym lekarzem. Ci, którzy zbyt często słyszą na Sądzie Truposzy wyrok skazujący muszą pożegnać się z pracą.

Powieść nie ma finału, bo nie może go mieć. Życie na szpitalnej izbie przyjęć nigdy nie zamiera, nigdy nawet nie zasypia. Lekarz może zmienić miejsce pracy, zająć się innymi chorymi, nigdy jednak nie przestanie być lekarzem, jego życie zawsze będzie biegło tym samym torem. Historię tę mógłby zatem Noah Gordon ciągnąć w nieskończoność, postaci lekarzy zastępując z czasem osobami nowych, pełnych zapału stażystów. Zamknął ją więc jako pewien, nawet niezbyt mocno zaakcentowany, etap w ich życiu, wskazując, że jest ciąg dalszy, chociaż my, czytelnicy, już w nim uczestniczyć nie będziemy.

Mówi się, że pierwszy pocałunek działa jak narkotyk. W przypadku lekarza pocałunkiem przeznaczenia jest pierwszy pacjent, każdy następny pogłębia uzależnienie. Chyba właśnie to chciał nam przekazać Noah Gordon.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1758
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: Pani_Wu 25.01.2015 19:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Szpitalne Izby Przyjęć du... | Frider
"Przygoda" autora z medycyną zaczęła się od "Medicusa". Nawet jeśli ta książka nie jest kontynuacją losów bohaterów, to jest kontynuacją tematu. Jeszcze nie czytałam "Lekarzy".
Użytkownik: Frider 25.01.2015 20:34 napisał(a):
Odpowiedź na: "Przygoda" autora z medyc... | Pani_Wu
Ale heca! Mam "Medicusa" w swojej biblioteczce i oczywiście w bliżej nieokreślonych czasowo planach do przeczytania. A heca polega na tym, że wcześniej nie skojarzyłem, że "Lekarze" i "Medicus" mają tego samego autora :).
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: