Dodany: 14.01.2015 23:30|Autor: anek7
Genialna hochsztaplerka
Jesienią 1845 roku pojawiła się w Paryżu pewna kobieta. Głosiła, że nazywa się Makryna Mieczysławska i była przeoryszą zlikwidowanego przez władze rosyjskie klasztoru bazylianek w Mińsku. Twierdziła, że za odmowę przyjęcia prawosławia tak ona, jak i pozostałe siostry były przez wiele lat więzione, zmuszane do ciężkiej pracy i torturowane, do tego stopnia, że większość z nich zmarła w niewoli lub została trwale okaleczona. Makrynie udało się w końcu uciec z niewoli i dotrzeć do Poznania. Stamtąd już bez większych problemów wyjechała do stolicy Francji, gdzie stała się ulubienicą polskiej emigracji, a jej opowieści o mękach przeżytych w obronie wiary poruszyły nie tylko jej rodaków, ale również francuską opinię publiczną. Wkrótce udała się do Rzymu, gdzie spotkał się z nią papież Grzegorz XVI. Mieczysławska została już w Wiecznym Mieście, stanęła na czele nowo utworzonego zakonu i do końca swych dni (zmarła w 1869 roku) cieszyła się dużą popularnością.
Jeszcze za życia Makryny trafiali się wątpiący w jej historię, tym bardziej iż władze carskie kilkakrotnie starały się przekonać wszystkich, że to zwykła oszustka, a jej opowieści są wyssane z palca. Jednak dopiero kilkadziesiąt lat później, w roku 1923, ks. Jan Urban w oparciu o liczne źródła historyczne zdemaskował Makrynę Mieczysławską jako oszustkę.
Jacek Dehnel to jeden z popularniejszych współczesnych polskich autorów. W jego dorobku znajdziemy powieści, opowiadania, felietony i utwory poetyckie, a także przekłady (m.in. "Wielkiego Gatsby'ego" F.S. Fitzgeralda). Jego utwory są tłumaczone na wiele języków, a on sam jest laureatem licznych nagród i wyróżnień przyznawanych za twórczość literacką.
Niestety, moja znajomość twórczości Dehnela nie jest zbyt imponująca - dotychczas przeczytałam jedynie "Lalę". Byłam nią zachwycona, więc kiedy nadarzyła się okazja, by poznać najnowszą powieść, czyli "Matkę Makrynę" - nie wahałam się ani chwili.
Narracja prowadzona jest dwutorowo: opowieść, którą Makryna wzruszała Polaków na emigracji przeplata się z "prawdziwą" historią Ireny Wińczowej, kobiety, która podawała się za prześladowaną bazyliankę.
Od razu powiem, że o Makrynie Mieczysławskiej i jej opowieści słyszałam już wcześniej (w końcu studiowałam historię), chociaż szczegółów martyrologii mińskich bazylianek nie znałam. Ta część książki, chociaż czytałam ją z zainteresowaniem, nie wniosła więc wiele nowego do mojej wiedzy na temat Makryny (no, może poza opisem tortur stosowanych wobec mniszek). O wiele bardziej zainteresowana byłam jej drugim obliczem, czyli Wińczową.
Że Irena jest oszustką, dowiadujemy się od niej samej niemal na początku powieści. Oto wdowa po rosyjskim oficerze, alkoholiku i brutalu, najprawdopodobniej Żydówka, zostaje bez środków do życia. Przypadkiem poznaje siostrę bazyliankę, która po likwidacji swego rodzimego klasztoru zatrzymuje się u wileńskich bernardynek, i od niej słyszy co nieco na temat losu członkiń jej zgromadzenia. Kiedy musi opuścić Wilno i wręcz żebrać, aby przeżyć, zaczyna się podawać za mniszkę, która cudem uciekła z rosyjskiej kaźni. Jej opowieści wzruszają słuchaczy, otwierają nie tylko serca, ale i mieszki, tyle że prawda szybko wychodzi na jaw. Rzekoma Makryna musi opuścić rodzinne strony, bo im dalej od Wilna i Mińska, tym mniejsza możliwość, że oszustwo wyjdzie na jaw. I tak trafia na paryskie salony...
W powieści Dehnela spotkamy wiele osób znanych z kart naszej historii: począwszy od twórców kultury - Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego, Norwida, poprzez księcia Adama Jerzego Czartoryskiego i jego otoczenie związane z Hotelem Lambert, na księdzu Aleksandrze Jełowickim i innych duchownych kończąc. Wszyscy oni dali się omotać sprytnej oszustce, co może świadczyć o jej charyzmie i pewnej inteligencji - w jej historię uwierzyli ludzie wykształceni, kulturalni i inteligentni. Owszem, Makryna trafiła ze swoją historią na niezwykle podatny grunt - kilka lat wcześniej upadło powstanie listopadowe, w kraju szerzyły się represje, a emigranci starali się przekonać świat o rosyjskim okrucieństwie wobec Polaków - jednak to nie do końca tłumaczy fenomen fałszywej zakonnicy.
Dehnel świetnie kreuje swoją bohaterkę - możemy obserwować metamorfozę, jakiej podlega Irena/Makryna: od rozpaczy i desperacji, poprzez bezczelne kłamstwo i fałszywą pobożność, aż do genialnej mistyfikacji, w którą chyba w końcu sama uwierzyła. Można mieć o niej różne zdania, można jej współczuć, można się na nią oburzać, ale jednego nie można jej odmówić - niesamowitego wręcz opanowania i żelaznej konsekwencji w budowaniu własnego wizerunku.
Na koniec należy jeszcze wspomnieć o języku powieści. Narratorką jest sama Makryna, która siłą rzeczy posługuje się polszczyzną z XIX wieku, a jej wypowiedzi pełne są określeń pochodzących z gwary litewskiej. (Od razu dodam, że do tekstu dołączony jest słowniczek, więc bez problemu można zrozumieć, o co chodzi).
Jacek Dehnel po raz kolejny udowadnia, że jest mistrzem słowa. A ja po raz kolejny przeczytałam genialną powieść, która wyszła spod jego ręki.
Zdecydowanie polecam.
[Tekst opublikowałam na swoim blogu]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.