Dodany: 11.01.2015 00:14|Autor: Frider

Cztery pory roku


„O starodawnym, bo jak bór odwiecznym, rodzie mowa tu będzie. Ma on przodków we wszystkich wiekach i tradycję we wszystkich szczepach ludzkości; boć nie ród to ciała, lecz duszy, nie ród mieszkańców, lecz lasu miłośników, przyrody czcicieli”[1].

Jaka jest Twoja ulubiona pora roku? Świeża, pachnąca i jasnozielona wiosna? A może poważna, surowa, skłaniająca do refleksji zima? Czy wskażesz raczej na dojrzałą, bogatą jesień o kolorowym obliczu? A co powiesz o lecie, z jego słońcem, ciepłem i radością? Może to właśnie ono jest okresem, na który wytrwale czekasz już od chwili nadejścia pierwszych jesiennych deszczy? W „Lecie leśnych ludzi” znajdziesz zalety wszystkich pór roku i sam będziesz mógł ocenić, który czas jest tym najpiękniejszym.

Ta opowieść początkowo sprawia wrażenie hołdu złożonego Naturze. Ale nie takiej, jaką widzimy za oknem. Tutaj mamy do czynienia z czymś o wiele pełniejszym, bardziej pierwotnym i dzikim. Miejscem, w którym przebywają bohaterowie jest las, lecz inny od tego, jaki znamy z jesiennych przechadzek w poszukiwaniu grzybów. Las przedstawiony w książce to wiekowa puszcza, rzadko odwiedzana przez człowieka, otoczona bagnami, pełna mrocznych zakątków, ale i świetlistych polan. Bór ten przypomina żywy organizm, gdzie każdy element ma swoje stałe miejsce i służy większej całości. Panuje tutaj podniosła atmosfera, w której człowieka przepełnia głębokie, chociaż trochę nieokreślone uczucie euforii i podobnie jak w kościele, także tutaj ma on poczucie swojej małości, w pokorze pochyla czoło przed dostojeństwem miejsca.

Bohaterowie – lekarz, naukowiec i mieszkaniec okolicznej wsi (później także młody chłopiec, zapaleniec chcący zasłużyć na miano „leśnego człowieka”) – zamieszkują chatę położoną w samym środku leśnej głuszy. Nie przybyli tutaj, aby zażyć wypoczynku. Starają się jak najpełniej zintegrować z naturą i jednocześnie dogłębnie ją poznać – być tak blisko niej, jak to tylko jest możliwe. Żyją w sposób, który dzisiaj nazwalibyśmy skrajnie prymitywnym – wszystkie sprzęty domowe wykonali samodzielnie, nie mają bieżącej wody i oczywiście także elektryczności, żywią się tym, co uda im się zdobyć: łowią ryby, uprawiają ogródek, szukają ptasich jaj. Rytm ich dnia wyznacza słońce i pogoda. Budzą się o świcie, wykonują zaplanowane prace, prowadzą obserwacje przyrodnicze. Wieczorami, przy świetle gasnącego światła, kończą drobne prace domowe, później jeszcze chwilę siedzą wspólnie przy ogniu dzieląc się wrażeniami z minionego dnia, by z nadejściem mroku zapaść w spokojny, pozbawiony koszmarów sen szczęśliwych ludzi. Ich życie jest proste, zajęcia nieskomplikowane, ale dzięki temu wtapiają się w swoje otoczenie, harmonizują z nim. Czy są tylko miłośnikami przyrody? Kimś w rodzaju pasjonatów powrotu do natury? Nie, to o wiele więcej. Są „leśnymi ludźmi”, oddającymi bezgraniczny hołd przyrodzie.

Upływa czas i zmieniają się pory roku, przyoblekając las w różne szaty. Można by sądzić, że Rodziewiczówna chciała stworzyć powieść o współistnieniu człowieka i przyrody, pokazać możliwy, choć wyidealizowany związek, jaki ich łączy. Jednak w tej historii pojawiają się dodatkowe elementy. Stopniowo, bardzo płynnie i wręcz mało zauważalnie, autorka wprowadza nowe motywy. W chacie wisi obraz Częstochowskiej Pani, zawsze pali się pod nim lampka. Mieszkańcy codziennie oddają mu cześć, modlą się i polecają Bogu, dziękując pokornie za każdy przeżyty dzień. „Salve Regina”, mówią, w słowach tych zawierając zarówno cześć dla Królowej, jak i miłość do Matki. Religijność tych ludzi jest równie prosta i szczera jak ich codzienne życie. Zresztą określenie „religia” nie pasuje tutaj. To słowo stosunkowo młode, wyrosłe na na gruncie czegoś dużo wcześniejszego – Wiary. Ich wiara jest instynktowna, choć w pełni uświadomiona. Jest uduchowieniem stanowiącym bodziec do życia. Oni modlą się z potrzeby serca, robią to tak naturalnie, jak się oddycha, z wielkim szacunkiem i pewnością, że wszystko, co w życiu otrzymują jest im dane od Boga. Jednocześnie ich religijność jest w jakiś sposób pierwotna, tak jakby wypływała z samego serca Ziemi, tak jakby wiara chrześcijańska przeplatała się w nich z pogańskimi rytuałami chwalącymi odwieczną Naturę. Scena, gdy w Noc Świętojańską (czyli w wigilię św. Jana) palą ognisko, śpiewając pieśni o Kupale i modląc się równocześnie, ma bardzo niepokojący rytm. Takie wymieszanie tradycji pasuje jednak idealnie do dzikiego miejsca, w którym do niego dochodzi.

Kolejny element fabuły wprowadzony jest najpóźniej i jakby ostrożnie. Trzeba tutaj wspomnieć, że akcja „Lata leśnych ludzi” rozgrywa się w okresie rozbiorów, w latach, gdy Polska nie istniała na mapach świata. Podzielona między trzech zaborców, już tylko w umysłach Polaków nadal jest wolnym państwem. I oto poprzez bagna otaczające las do chaty „leśnych ludzi” dociera Odrowąż – ich mentor, nauczyciel i przyjaciel. Odrowąż nosi w sobie tajemnicę: podczas powstania narodowowyzwoleńczego zmuszony został do opuszczenia towarzyszy broni, ukrywających sztandar pułku. Po latach podjął starania o odnalezienie tych osób (albo chociaż sztandaru), ale jego wysiłki nie przyniosły efektów. Nie stracił jednak nadziei i wciąż uparcie przeszukuje lasy w poszukiwaniu wskazówek. Wraz z tą postacią Maria Rodziewiczówna wprowadza ostatni element powieści: głęboki, prawdziwy patriotyzm. Podobnie jak wiara, jest on bardzo powiązany z przyrodą. Ukazany został jako miłość do ojczystej ziemi i jej darów. Patriotyzm współgra z poszanowaniem ciężkiej pracy, z miłością do natury i umiejętnością współżycia z nią.

Tutaj patriotyzm to także pamięć o tych, którzy oddali życie w obronie tej ziemi.

Maria Rodziewiczówna stworzyła piękną książkę. Opowieść prowadzącą od hołdu złożonego ojczystej, polskiej przyrodzie poprzez ukazanie wartości wiary ludzi czystego serca i otwartych umysłów do ideałów patriotyzmu, wiążącego w sobie dwa poprzednie czynniki.

„Lato leśnych ludzi” to głównie opowieść o wierności i szacunku. Wierności Bogu i Ojczyźnie oraz szacunku dla majestatu Natury.

Lato kończy się, przemija wraz z nadejściem jesiennych słot. W sercach ludzi zaczyna budzić się tęsknota za powrotem słońca i bujnością świeżej zieleni. Nie warto jednak się smucić.

„Milknie wszystko i tęsknieje. Ale żeby spoczynku nie było i ponurości jesieni, i grozy zimy, nie byłoby szczęścia zmartwychwstania. Trzeba mieć ufność i mądrość ptaka, rośliny, zwierza. Mijamy, a trwamy”[2].


---
[1] Maria Rodziewiczówna, „Lato leśnych ludzi”, wyd. Prószyński i S-ka, 2005, s. 5.
[2] Tamże, s. 223.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 10590
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 24
Użytkownik: epikur 13.01.2015 00:28 napisał(a):
Odpowiedź na: „O starodawnym, bo jak bó... | Frider
Maria Rodziewiczówna to jedna z najlepszych polskich pisarek. Bardzo lubię czytać jej książki. Jednak "Lata leśnych ludzi" nie rozumiem. Książka zupełnie nie dla mnie, pełna infantylności, literackiego chaosu i nieścisłości. Wszyscy się tą książką zauraczają , ja jednak ledwie dociągnąłem do końca i nie mogłem zauważyć drugiego dna w tej lekturze. Może kiedyś... Za bardzo lubię MR, żeby nie móc zmienić zdania na temat jej twórczości. Jednak może lepiej zrozumiem, kiedy będę już starszy i bardziej.... zdziecinniały. ;)
Użytkownik: Frider 13.01.2015 22:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Maria Rodziewiczówna to j... | epikur
Z książek Rodziewiczówny czytałem tylko „Lato leśnych ludzi” i „Strasznego dziadunia”. W stylu bardzo do siebie podobne ("Dziadunio" zabawniejszy). Nie oceniłbym ich jako infantylne, wydaje mi się, że bardziej pasuje słowo ”naiwne”, ale przez to także bardziej urocze, ciepłe. Ja jestem chyba mocno zdziecinniały, bo mi się „Lato...” bardzo podobało :).
Co byś polecił z innych jej książek, dla przeciwwagi?
Użytkownik: epikur 14.01.2015 16:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Z książek Rodziewiczówny ... | Frider
Ciężko napisać, że można polecić którąś z książek Rodziewiczównej dla przeciwwagi, bo wszystkie które czytałem są napisane w podobnym stylu. Tak jak sam napisałeś, są tak pięknie "naiwne". Unosi się w nich duch starych, minionych czasów, o których możemy przeczytać tylko w podobnych książkach. A bohaterów kreślonych przez Panią Marię próżno szukać wśród tych dzisiejszych. Tak przynajmniej myślę. Ja polecam wszystkie książki tej autorki, które do tej pory przeczytałem. Od "Dewajstisa", przez "Strasznego dziadziunia" aż po "Macierz". Oczywiście poza "Latem...", której to książki nie zrozumiałem.
Użytkownik: aleutka 13.01.2015 09:23 napisał(a):
Odpowiedź na: „O starodawnym, bo jak bó... | Frider
Z calej ksiazki najlepiej zapamietalam te scene, kiedy Rosomak i kumple zabili piskleta sowy, bo wredny drapieznik polowal na inne ptaki i dlatego bylo tak cicho. Zapamietalam ze zyczyl tym sowom zeby sczezly, podlece. Juz jako dziecko (mialam okolo dziesieciu lat kiedy czytalam) uwazalam to za skrajna glupote. Jak mozna winic drapieznika ze jest drapieznikiem, dziala zgodnie ze swoim instynktem i poluje? Jaki naukowiec mysli w taki sposob? Mialam wrazenie, ze u Rodziewiczowny to musi byc LADNA harmonia z natura.
Użytkownik: sowa 13.01.2015 16:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Z calej ksiazki najlepiej... | aleutka
Przeczytawszy Twój komentarz obiecałam sobie solennie, że będę omijała tę powieść szerokim łukiem. Dotychczas kojarzyła mi się jedynie z "Siekierezadą" Stachury, która ma podtytuł "Zima leśnych ludzi" niejako w uzupełnieniu do "Lata..." Rodziewiczówny - i niech tak zostanie...
Użytkownik: Frider 13.01.2015 22:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Z calej ksiazki najlepiej... | aleutka
Tak, mnie też to uderzyło. Nasze wrażenie jest jednak podejściem współczesnego, „cywilizowanego” człowieka, wychowanego na zupełnie innych wartościach, niż było to przyjęte sto lat temu. Dla ludzi ówczesnych nie istniały pojęcia ekologii, równowagi w przyrodzie (jako koniecznego ograniczenia przyrostu populacji roślinożerców, poprzez naturalne działania drapieżników), nikt się nie zastanawiał nad ginięciem rzadkich gatunków ( i potrzebą ich ochrony - także zwierząt drapieżnych). Bohaterowie książki rozumują w inny sposób – bronią słabszych. Ich sposób myślenia jest po prostu inny, pewnie trochę bardziej prymitywny od współczesnego. Kierują się bardziej porywami serca, a nie analitycznym myśleniem, zresztą nie mieli współczesnej nam wiedzy. Inna rzecz, że Rodziewiczówna zupełnie świadomie idealizuje – jej bohaterowie mają być jak najbardziej szlachetni w całości - stąd ta niechęć do drapieżników jako strony atakującej, być może jest to świadomy zabieg będący przenośnią i piętnujący zaborców. Tak czy inaczej masz rację, przy czytaniu odbiera się to jako pewną niekonsekwencję bohaterów (i autorki).
Użytkownik: aleutka 14.01.2015 11:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, mnie też to uderzyło... | Frider
Nie wiem czy do konca sie zgadzam. Naturalisci dziewietnastowieczni starali sie patrzec na przyrode bez zludzen wydaje mi sie. Taki Dygasinski na przyklad.

Jako dziesieciolatka tez chyba nie do konca umialabym wyjasnic pojecie ekologii (nie ograniczanej do ochrony srodowiska) i potrzeby zachowania gatunkow.Ale juz wtedy rozumialam, ze zwierzat sie nie obwinia za to ze sa jakie sa. Wydaje mi sie, ze lesni, ludzie tak kochajacy i starajacy sie zrozumiec nature, obcujacy z nia tak blisko powinni byc w stanie dojsc do podobnych wnioskow. (U mieszczucha by mnie takie rozumowanie na temat ach, wrednych sow nie zaskoczylo). Nadal uderza mnie niekonsekwencja w sensie ze przeciez psy i koty tez poluja i to "lesnym" nie przeszkadza najwyrazniej. Wlasnie o tym mowie, kiedy upieram sie ze dla Rodziewiczowny to miala byc "ladna" harmonia z natura, troche taka - czy odwaze sie to powiedziec? - udomowiona harmonia z natura. To troche dziwne w ksiazce, ktora ma opiewac bor i nieujarzmiona przyrode.

Zgodze sie - to jest takie rozumowanie w sensie bronienia slabszych, nawet jesli niekonsekwentne. Ale drazni.

Moze dlatego bardzo lubilam filmowa adaptacje (serial mlodziezowy), te przenoszaca realia w lata osiemdziesiate dwudziestego wieku. ( Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu) - tam wlasnie kladziono nacisk na ochrone srodowiska i lasu jako ekosystemu. To "Lato..." mnie po prostu zachwycilo. Taki Zuraw byl prawdziwym biologiem. Plus zdjecia oczywiscie, mialam wrazenie ze przemierzyli cala Polske szukajac najpiekniejszych lasow jakie istnieja...
Użytkownik: Kamkamkam 19.12.2023 09:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Z calej ksiazki najlepiej... | aleutka
Nawet nie potrafię sobie wyobrazić ile złego sprawiła ta opinia - ilu ludzi odwiodła od przeczytania tej genialne książki. Opinia napisana ewidentnie przez osobę która albo w ogóle nie przeczytała książki, albo nie przeczytała jej ze zrozumieniem.
Lesni ludzie nigdy nie skrzywdzili żadnej sowy (może nie licząc przegonienia jednej ze strychu po przezimowaniu). Zabili za to puchacze, które się rozpanoszyły i zabijały wszystko dookoła. Czyli zrobili to, co robi się nawet dzisiaj, gdy np. populacja wilków albo dzików się rozrośnie zbytnio i zagraża równowadze w przyrodzie.
Zachowanie puchaczy jest przeciwieństwem zachowania leśnych ludzi, którzy nie zabijają zwierząt (prócz ryb - coś jeść trzeba, a i to tylko tyle, ile im potrzeba), dbają o otaczającą przyrodę, wystawiają lizawki, stawiają budki lęgowe, leczą zwierzęta jeśli tego potrzebują. Żyją w harmonii z przyrodą, współpracują z nią
Użytkownik: fugare 19.12.2023 11:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Nawet nie potrafię sobie ... | Kamkamkam
A ja nie potrafię sobie wyobrazić miłośników przyrody (ani literatury) zabijających bezbronne pisklęta puchacza, w ogóle jakiekolwiek pisklęta, czy dorosłe stworzenia. Nie sądzę więc, aby opinia o książce wynikająca z empatii dla zwierząt mogła zrobić komukolwiek coś złego, szczególnie wziąwszy pod uwagę kontekst, w jakim to zabijanie występuje.
Użytkownik: Kamkamkam 19.12.2023 19:02 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja nie potrafię sobie w... | fugare
Miłośnikami przyrody akceptujacymi konieczność zabijania jesteśmy wszyscy - chyba każdy z nas (prócz dzieci) zdaje sobie sprawę z planowego zabijania saren gdy jest ich za dużo lub dzików. Jest to naturalny proces i nikogo nie oburza. Każdy kto ma ogródek lub działkę, nawet jeśli jest największym miłośnikiem przyrody, zastawia pułapki na nornice niszczące plony albo poluje na kreta niszczącego trawnik. Tępienie szkodników jest dla nas naturalne. Dlatego napisałem że naturalne jest to co zrobili lesni ludzie - wytepili szkodniki niszczące las. Jeśli chodzi o pisklęta - co mieli z nimi zrobić? Zostawić żeby zdechły z głodu byłoby nieludzko, wychować, wykarmić żeby je zabić gdy będą dorosłymi szkodnikami tak samo.
Co do opinii o książce do której się odniosłem to chyba jest dosyć oczywiste że nie była napisana z empatii dla zwierząt tylko z niedokładnego przeczytania albo z niezrozumienia. A złego zrobiła sporo - kolejne komentarze od osób, które pisały ze miały przeczytać, ale po przeczytaniu komentarza zrezygnowały mówią same za siebie. Te osoby mogłyby przeczytać i same ocenić tę sytuację, co pewnie doprowadziło by do bardziej trafnych wniosków.
Użytkownik: fugare 19.12.2023 22:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Miłośnikami przyrody akce... | Kamkamkam
To twoja opinia, więc może nie pisz "wszyscy".
Użytkownik: Kamkamkam 20.12.2023 10:36 napisał(a):
Odpowiedź na: To twoja opinia, więc moż... | fugare
Oczywiście że wszyscy - jeśli zobaczę w piwnicy w bloku szczury i zamówię deratyzację to będzie przez każdego popieranie. A przecież to jest zabijanie zwierząt. Są sytuacje w których zabijamy zwierzęta i nikogo to nie oburza
Użytkownik: Marylek 20.12.2023 10:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Oczywiście że wszyscy - j... | Kamkamkam
Zgłaszam votum separatum! Przeze mnie nie będzie to popierane.

Po pierwsze, jeśli na terenie, gdzie znajduje się blok, będą żyły koty miejskie, żadna szczurzyca nie założy gniazda w piwnicy, bo będzie bać się o młode. Wybieram koty, naturalnych wrogów szczurów.

Po wtóre, jeśli deratyzacja oznacza wyłożenie trutki, to jest to ohydna metoda, powolne bolesne zabijanie zwierzęcia tyko dlatego, że można. Cywilizowane społeczności nie stosują tej metody. No i nieskuteczna, zabija tylko pojedyncze osobniki, kamikadze wysłane przez stado na zwiad.

Wybieram więc szukanie innych metod.

Nota bene, krety, o których była mowa powyżej, można odstraszać ultradźwiękami, nie trzeba ich zabijać. A w czasach, gdy myśliwi nie mieli ustalonych "kwot" na swoje zabawy w zabijanie, natura jakoś sobie radziła z nadmiarową liczbą "saren czy dzików". To ludzkie wtrącanie się w prawa przyrody zaburza naturalną równowagę.

Konstrukt myślowy "wszyscy tak sądzą" jest bardzo ryzykowny i raczej się nie sprawdza.
Użytkownik: Kamkamkam 20.12.2023 11:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Zgłaszam votum separatum!... | Marylek
Nie no to celna uwaga - tam gdzie można stosować humanitarne środki tam powinniśmy. Chociaż co do kotów to jestem przeciwny - sam mam kota i go nie wypuszczam. U siebie wieszam budki legowe dla ptaków, karmniki, a koty są szkodnikami polujacymi na ptaki.
Jeśli chodzi o krety to stosowałem odstraszacze, siatki itp. Ale średnio to działa. Każdy kto choć raz walczył z kretem wie, że po prostu trzeba go złapać.
Nornice i myszy łapię w pułapki - nie stosuję trutki, bo nie chciałbym żeby jakiś kot zjadł zatrutą mysz. Dodatkowo ostatnio gdzieś w okolicy gniazduje pustułka i codziennie z rana widzę jak poluje u mnie w ogródku na gryzonie - nie chcę jej otruć.
Mieszkam na wsi i choć nie zajmuję się rolnictwem to wiem, jaki byłby problem z sarnami, jeśli nie byłyby ograniczane. Sarny obecnie nie mają naturalnych wrogów - nie ma wilków, niedźwiedzi itp, więc ich populacja bardzo szybko się rozrasta.
A co do całej konwersacji która wynikła na ten temat to mi chodziło o to, że komentarz do którego się odniosłem był napisany tak, jakby lesni ludzie szli sobie po lesie, znaleźli gniazdo sowy i zabili pisklęta, bo ich nie lubią. Każdy kto przeczytał wie, że tak to nie wyglądało - im chodziło o te konkretne osobniki, które zaburzaly równowagę.
A ten komentarz całkowicie odbierał ochotę na przeczytanie książki - gdyby nie to że już ją znałem to pewnie bym uwierzył i jej nie przeczytał.
Użytkownik: fugare 20.12.2023 11:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie no to celna uwaga - t... | Kamkamkam
Autorka komentarza, który tak Cię zirytował nie stara się zniechęcić nikogo do książki. Zauważa i podkreśla tylko niekonsekwencję Rodziewiczówny - z jednej strony życie bohaterów w harmonii z naturą, a z drugiej brutalna ingerencja w postaci zabicia piskląt.
Użytkownik: Kamkamkam 20.12.2023 12:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Autorka komentarza, który... | fugare
To prawda, nieźle mnie zirytował - po pierwsze dlatego, że to jedna z moich ulubionych książek.
Po drugie, ten komentarz jest nacechowany negatywnie, mimo to jest całkowicie chybiony - nie było tak jak opisała to autorka.
Po trzecie sam staram się dbać o przyrodę, ale rozumiem eliminowanie szkodników, nawet jeśli zachowują się w zgodzie z naturą - stonka jedzącą ziemniaka albo nornica marchewkę jest całkowicie naturalna, ale je eliminujemy.
Różnica polega na tym, że mijając nornicę ryjącą na łące, zostawiam ją w spokoju, usuwam ją dopiero jak ryje w moim ogródku. Tak samo lesni ludzie - wokół nich jest wiele drapieżników, z którymi żyją w harmonii - dopiero gdy para drapieżników zaburza tę harmonię interweniują
Użytkownik: fugare 20.12.2023 12:43 napisał(a):
Odpowiedź na: To prawda, nieźle mnie zi... | Kamkamkam
Nie zgadzamy się więc w tej kwestii, ale docenić trzeba zacięcie z jakim bronisz motywacji, książkowych bohaterów sprzed ponad stu lat. :)
Tezy są moim zdaniem nie do obronienia, ale Rodziewiczówna byłaby zadowolona!
Użytkownik: Marylek 20.12.2023 11:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie no to celna uwaga - t... | Kamkamkam
Ja też swojego kota nie wypuszczam, ale koty miejskie to co innego. Zauważ, że zawsze (mało precyzyjne określenie, wiem) były i jakaś równowaga w przyrodzie istniała. Dziś człowiek wie lepiej i wtrąca się do wszystkiego. W porównaniu z działalnością morderczą przeciętnego miejskiego kota, człowiek jawi się jako bóg mordu i zniszczenia.

"Sarny obecnie nie mają naturalnych wrogów - nie ma wilków, niedźwiedzi itp, więc ich populacja bardzo szybko się rozrasta."
Zgadza się, ale dlaczego nie ma wilków i niedźwiedzi? Kto je wytrzebił? Kto zmienił gospodarkę leśną w taki sposób, że sarny mają mnóstwo jedzenia? Pisze o tym leśnik Wohlleben Wohlleben Peter, jak zwierzęta same regulują swoją płodność, w zależności od podaży jedzenia na danym terenie. To my zaburzyliśmy tę równowagę.

Pracowałam kiedyś w firmie, gdzie cały zarząd to byli myśliwi - na korytarzach wypchane jelenie, w gabinetach rzędy poroży i ptaków, w gabinecie szefa - wielki wypchany niedźwiedź. Opowiadała mi sekretarka, jak ów szef polował na niedźwiedzi - nieustępliwie, z helikoptera go tropił i zastrzelił, używając celownika laserowego. Przez pół Syberii go gonił, bo niedźwiedź, podlec, uciekał i się krył! A dzielny myśliwy chciał mieć trofeum dla ozdoby gabinetu.

Książki Rodziewiczówny nie czytałam (i nie zamierzam), rozumiem jednak, że opisuje sytuację w czasie minionym. Jeśli jednak chcielibyśmy ekstrapolować opisywane sytuacje na dzisiejsze czasy, łatwo zobaczymy, jak wiele się zmieniło w obyczajowości.
Użytkownik: wwwojtusOpiekun BiblioNETki 20.12.2023 13:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też swojego kota nie w... | Marylek
Co do kotów miejskich, czy nie miejskich, to nie jestem taki pewien w kwestii ich możliwości trzebienia przyrody w porównaniu z człowiekiem.
Można o tym poczytać np. tu:
naukowy.blog.polityka.pl/2017/04/13/kot-lownia/
Co do szczurów:
naukowy.blog.polityka.pl/2018/11/03/strach-ma-kocie-oczy/

A niedawno ukazało się też badanie w Nature:
www.nature.com/articles/s41467-023-42766-6

Koty w sensie ekologicznym (czyli nauki zajmującej się strukturą przyrody) trzeba traktować jak gatunek inwazyjny.
Użytkownik: wwwojtusOpiekun BiblioNETki 19.12.2023 20:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Nawet nie potrafię sobie ... | Kamkamkam
"nie skrzywdzili żadnej sowy (...). Zabili za to puchacze"
Puchacze to nie sowy?

Żeby zachować równowagę i harmonię w przyrodzie raczej potrzebne są drapieżniki właśnie. www.newsweek.pl/zdrowie-i-nauka/nauka/drapiezca-pilnie-poszukiwany/334vnfl
Użytkownik: Kamkamkam 20.12.2023 10:45 napisał(a):
Odpowiedź na: "nie skrzywdzili żadnej s... | wwwojtusOpiekun BiblioNETki
No należą do jednego rzędu. Ale wątpię, żeby autorka postu zastosowała skrót myślowy, ewidentnie pomyliła fakty z książki i do tego się odniosłem. Zwłaszcza że z jej opisu wynikało że lesni ludzie po prostu znaleźli jakieś gniazdo sowy i zabili pisklęta "żeby szczezły", a tak po prostu nie było. Znaleźli drapieżnika, który zaburza równowagę i go usunęli.
Całkowicie się zgadzam, że drapieżniki są potrzebne w przyrodzie, ale w całej książce nie ma wzmianki że lesni ludzie usuwają drapieżniki - chodziło o tego konkretnie osobnika, a nie ogólnie o puchacze, drapieżniki, sowy czy coś w tym stylu.
Użytkownik: wwwojtusOpiekun BiblioNETki 20.12.2023 12:53 napisał(a):
Odpowiedź na: No należą do jednego rzęd... | Kamkamkam
Wybacz, ale skoro puchacze to sowy, to ktoś kto pisze o nich w taki sposób nie popełnia błędu. Co najwyżej jest mało precyzyjny. Natomiast jeśli ktoś pisze, że zabito puchacze a nie sowy, to popełnia błąd.

Aleutka napisała, że zabili sowy, bo było za mało ptaków, a o tym "żeby szczezły", to było przy okazji. Ten fragment wygląda tak:
"— Nie żywić przeklętego płodu! Łby im pokręcić!
Rosomak cisnął na ziemię gniazdo i lęg.
— Szczeźnijcie do ostatniego! — warknął."
Zaiste miłośnik przyrody... Był to element zemsty za jeża Tupcia. Całość tego fragmentu z wątkiem puchaczy można przeczytać tu:
Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Bardziej przekonuje mnie interpretacja Fridera o innej wrażliwości.
Przypomina mi to opisy rzezi kaszalotów u Verna, jako czegoś naturalnego i oczywistego, bo przecież po co komu takie stwory:
Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Oba te opisy wykazują się skrajnym aprzyrodnictwem w świetle obecnej wiedzy. Moim zdaniem nie można przykładać do tego obecnych standardów, czy wrażliwości ani próbować udowadniać, że to ma jakieś uzasadnienie poza inną mentalnością ludzi piszących te powieści i ich ewentualną ograniczoną wiedzą na te tematy. Raczej wydaje mi się, chcieli coś innego tu przekazać, niż jakieś naukowe, czy przyrodnicze przesłanie.


Fragmenty zaczerpnąłem z:
wolnelektury.pl/katalog/lektura/rodziewiczowna-lato-lesnych-ludzi.html
wolnelektury.pl/katalog/lektura/20-000-mil-podmorskiej-zeglugi.html
Użytkownik: Kamkamkam 20.12.2023 14:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Wybacz, ale skoro puchacz... | wwwojtusOpiekun BiblioNETki
Co do tego czy puchacze to sowy i na odwrót nie będę się spierał. Moim argumentem było to, że autorka postu po prostu źle zrozumiała/pomyliła fragment tekstu, a potem oparła na tym swoją opinię, a to czy przypadkiem trafiła w podgrupę jest bez różnicy.

Co do fragmentu, który przytoczyłeś, to myślę że przytoczenie takiego krótkiego fragmentu tekstu zaciemnia obraz. Wygląda to tak jakby zabijali dla przyjemności. Albo z zemsty. Warto zauważyć że akapit wcześniej się zastanawiali czy nie zachować małych. Warto by też dodać następny akapit, który pokazuje ładnie motyw:
" - Na przyszłą wiosnę ten ostęp stanie się ptasim wyrajem. Żatokują tu głuszce-
-brodacze, będą kuć dzięcioły, mysikróliki powieszą kunsztowne kołyski, w świerkach
osiądą gołębie. Wrócą tubylce radne, zapobiegliwe, niedrapieżne, wesołe i łagodne. Teraz
ci uczynili pustynię!"
Użytkownik: wwwojtusOpiekun BiblioNETki 20.12.2023 16:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Co do tego czy puchacze t... | Kamkamkam
Przytoczyłem cały ten fragment o puchaczach - jest ukryty pod paplą. Żeby to zobaczyć musisz kliknąć w tekst "Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu"

W tym krótkim wycinku chodziło mi tylko o pokazanie tego szczeźnięcia, bo to rzeczywiście była emocjonalna zemsta, gdy zorientowali się, że jeż zginął - większy fragment:
"A wtem spod świerka rozległ się żałosny okrzyk Pantery:
— O zbrodniarz! Toć tu leży skórka z naszego Tupcia!
— Co znowu! — zawołał Żuraw. — Alboż jeden jeż w lesie. Pokaż, ja poznam. Gdym mu nóżkę opatrywał, musiałem jeden pazur obciąć.
Zamilkł, więc Rosomak spytał:
— No i co?
— Tak! Nie ma naszego Tupcia! — odpowiedział Żuraw, a Pantera rozjuszony krzyknął:
— Nie żywić przeklętego płodu! Łby im pokręcić!
Rosomak cisnął na ziemię gniazdo i lęg.
— Szczeźnijcie do ostatniego! — warknął.
Leśny człowiek spełnił odwet puszczy."


"Warto zauważyć że akapit wcześniej się zastanawiali czy nie zachować małych."
opisane jest to tak:
"A jakże, stare orłowe gniazdo zagrabił i swój przeklęty lęg umieścił. Jest troje młodych. Jeszcze białe, ledwie wyklute, a już kłapią szczękami i w rękę mnie dziobią. Może żywcem wziąć i wychować na niewolników?"
Jakoś mi to nie wygląda na "zachowanie małych", tylko na hodowlę "przeklętych" "niewolników". Ciekawe, czy orłowe pisklęta zachowywały się inaczej. ;-)

To:
" - Na przyszłą wiosnę ten ostęp stanie się ptasim wyrajem. Żatokują tu głuszce-brodacze, będą kuć dzięcioły, mysikróliki powieszą kunsztowne kołyski, w świerkach
osiądą gołębie. Wrócą tubylce radne, zapobiegliwe, niedrapieżne, wesołe i łagodne. Teraz ci uczynili pustynię!"
jest właśnie typowy pokaz anaukowości prezentowanego podejścia do przyrody wynikający zapewne z mentalności i poglądów ludzi z tamtych czasów.


Innym objawem takiego podejścia do środowiska naturalnego jest np. opisywanie przez Lema w "Astronautach" stopienia lodowców, jako wielkiego osiągnięcia ludzkości, a zdaje się była tam też mowa o osuszeniu Morza Śródziemnego, zalaniu Sahary i przerobieniu tego systemu na elektrownię wodną z prądnicami w Gibraltarze. A co! Kto bogatemu zabroni ;-)
W końcu tam "Wiele już lat minęło od upadku ostatniego państwa kapitalistycznego. Kończył się trudny, bolesny i wielki okres sprawiedliwego przetwarzania świata. Nędza, chaos gospodarczy i wojny nie zagrażały już wielkim planom mieszkańców Ziemi". :-D
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: