Dodany: 12.08.2009 22:57|Autor: miłośniczka

Epidemia i egoizm


„Publishers Weekly” nazwał „Pocałunek Liszta” Susanne Dunlap „romansem pełnym werwy i tajemniczości”. „Booklist” także schlebia amerykańskiej pisarce; pisze: „Dunlap wprowadza nas w atmosferę romantycznego Paryża i sprawia, że czytając, zapominamy o teraźniejszości”*.

Tak, to wszystko prawda. Powieść czyta się jednym tchem, jest ona pełna werwy, tajemniczości w niej nie brakuje, a o teraźniejszości zapominamy, bo… zawsze zapominamy czytając książki (prawdopodobnie). Świetnie oddaje atmosferę epoki, w której jest umieszczona. Jednakże…

Rok 1832. Paryż jest zarażony cholerą, dziesiątkującą miasto jak wojna. Młoda hrabianka Anne traci matkę i zostaje zdana na łaskę ojca, który nigdy nie okazywał jej ani szacunku, ani miłości, ani żadnych innych ciepłych uczuć. W dodatku zamyka na klucz salę balową, a w niej fortepian, jedyny przedmiot, w którym młoda dama po śmierci matki ulokowała swoje uczucia. Anne nie zostaje już nic. Niebawem poznaje przyjaciółkę matki, madame d’Agoult, która wprowadza ją w kręgi towarzyskie. Zakochuje się w młodym, przystojnym, namiętnym Franciszku Liszcie, będącym już sławnym pianistą. U jej boku zjawia się również dwóch innych mężczyzn – dobrze zapowiadający się lekarz oraz daleki kuzyn, o którym wcześniej nie miała pojęcia.

I teraz pojawia się parę moich wątpliwości. Dotyczą one bohaterek: naiwnej i egoistycznej Anne oraz jej protektorki. Cholera zbiera w mieście ogromne żniwo. Żal z powodu zmarłej młodo matki wciąż jeszcze (podobno) gore w sercu dziewczyny. Ojciec najwidoczniej ma ogromne problemy – nie sposób tego nie zauważyć. Z domu wciąż znikają cenne przedmioty, powoli zamieniając przytulne niegdyś miejsce w ruinę. Coraz częściej pojawiają się w nim tajemniczy goście. I co w tym czasie robi Anne? Czym się przejmuje? O czym rozmyśla nad świeżo usypanym grobem matki? O miłości. O miłości, która jeszcze nawet nie jest miłością, zaledwie (ewentualnie!) kiedyś mogłaby nią być! Cóż za egocentryzm. Żal do całego świata zamyka jej oczy na straszne wydarzenia, które dzieją się tuż obok. Zamiłowanie do muzyki jest tu jak najbardziej na miejscu: można dzięki niej uciec choć na chwilę w lepszy świat marzeń, ale żeby tak prędko wyrzucić z serca i pamięci bliskie osoby? Natomiast madame Marie d’Agoult… Owszem, pomaga swej młodej podopiecznej, jednakże ani na chwilę nie zapomina o tym, że to jej należy się romans z kompozytorem. Dzieci, matka i mąż również nie zajmują odpowiednio dużo miejsca w jej sercu. Martwiąc się o Anne, równocześnie robi wszystko, żeby zepsuć jej reputację, jeśli tylko ta śmie zbliżyć się do Liszta! I pojawia się pytanie. Czy dla samego miłosnego wątku, który jest przecież głównym w gatunku, na jaki zdecydowała się Dunlap, można tak przedstawiać ludzi danej epoki? To chyba nie jest w porządku. Ani jedna postać, może poza młodym lekarzem, nie jest postacią z krwi i kości; bohaterowie są zbyt papierowi, wyraźnie określeni każdy jedną cechą. To tak, jakby chcieć narysować portret jedną farbą. Jakby napisać książkę używając jedynie samogłosek… Nie lubi się takich książek.

Cała fabuła jest świetnie skomponowana, ale wzbogacona o takich bohaterów nie broni się nawet przed posądzeniem o bycie zwykłym romansidłem. Trochę szkoda, mogłoby z niej coś wyrosnąć. Coś innego, niż gruszki na wierzbie czy śliwki na sośnie. Szkoda. Naprawdę szkoda.

Trzy.



---
* Susanne Dunlap, "Pocałunek Liszta", tłum. Bożena Krzyżanowska, wyd. Świat Książki, 2008, teksty z okładki.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 960
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: