Dodany: 29.12.2014 10:21|Autor: kliva

Brak poszanowania od małego?


Do założenia tematu zainspirowała mnie wczorajsza sytuacja i stwierdziłam, że chętnie poznam opinię Biblionetkowiczów na temat tej "książki".
Otóż wczoraj, podczas jazdy samochodem po osiedlu natknęłam się na dwie dziewczynki w wieku okołopodstawówkowym. Z zadowolonymi minami ciągnęły coś za sobą. Na początku myślałam, że to pies, bo było na smyczy, ale po bliższym przyjrzeniu się zorientowałam się, że to... książka. Już chciałam się zatrzymać i wyłożyć niszczycielkom co za zbrodnię właśnie popełniają. A potem zauważyłam tytuł. Dzięki przedświątecznych wojażach po Empikach znałam zawartość książki. I pytanie do Was: co uważacie o takiej "książce", której celem jest zniszczenie jej? Czy przyklejanie gumy, deptanie i rzucanie o ziemię jest tylko formą zabawy czy podświadomie wpaja w młodych brak poszanowania dla książek?
Wyświetleń: 6120
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 30
Użytkownik: Książeczka 82 29.12.2014 12:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Do założenia tematu zains... | kliva
Książki kocham od zawsze. W moim domu jest ich mnóstwo. Od najmłodszych lat wpajamy córce ( razem z mężem ), że książki to swego rodzaju świętość i należy je szanować. Dom bez książek jest martwy i smutny. Dlatego z ogromnym szacunkiem podchodzę do książki.
Użytkownik: zsiaduemleko 29.12.2014 13:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Do założenia tematu zains... | kliva
Pytaniem jest, na ile "Zniszcz ten dziennik" pasuje do pojęcia książki i tego wszystkiego, co w książkach najcenniejsze - treści. No właśnie. To raczej coś w rodzaju pamiętnika, notatnika, kolorowanki dla starszych dzieci, a że wydane w formie tradycyjnej książki, to pewnie stąd wynika problem. Bezwartościowa treściowo, puste strony, krótkie zadanka, proste rysunki. Przestrzeń do samodzielnego zapełnienia, jak zeszyt z szaradami, czy kolorowanka dla pięciolatka, nie widzę powodów do zmartwienia. Nie oszukujmy się: uczniowie podstawówki/gimnazjum gorsze rzeczy robią podręcznikom ;) Sam nie jestem bez winy, ale to nie sprawiło, że teraz nie szanuję książek.
Użytkownik: Szeba 29.12.2014 13:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Do założenia tematu zains... | kliva
Może nie na temat, ale z sensem ;) - mnie bardzo zdziwiło, że za takie coś ludzie dają kasy jak za prawdziwą książkę i że to chyba jest nawet na wierzchołku listy bestselerów?? Ale patrząc po gadżeciarskim szopie empiku, to chyba wszystko się zgadza ;)
Użytkownik: Aleena 29.12.2014 14:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Do założenia tematu zains... | kliva
Moim zdaniem, ten "twór" jest odsądzany od czci i wiary, bo komuś przyszło do głowy, by potraktować to jako książkę. Jeśli podejdziemy do tego jako "dziennika" i wyrobu z rodzaju gadżetów papierniczych, to nagle nie jest to takie straszne.
Obserwowałam zmagania z tym zeszytem znajomą 12-latkę: obmyśliła pomysłową okładkę i realizowała zadania do wykonania z zapałem i pasją. Była zachwycona. Co w tym złego? Nie rozumiem.

Nota bene książki uwielbia czytać i te, które się nie mieszczą na jej regale i z których wyrosła przekazuje bibliotece. Szkoda, że nie możecie zobaczyć w jak idealnym stanie są te egzemplarze. Jej ukochaną autorką jest Dorota Terakowska.

Nie sądzę by ten zeszyt kogokolwiek mógł zdeprawować... to tylko zabawa. Dla mnie niezrozumiała, ale dla dzieciaków fascynująca.

Użytkownik: wwwojtusOpiekun BiblioNETki 29.12.2014 14:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Do założenia tematu zains... | kliva
To raczej jedna z książek interaktywnych w założeniu rozwijająca kreatywność i eksperymentowanie, wpisująca się w nurt antykolorwanek. Ja mam np. To nie jest książka: Burz i twórz! (< praca zbiorowa / wielu autorów >) i sporo książek Tullet Hervé. Tulleta moje dzieci uwielbiają (mi też się podoba), a ta pierwsza jeszcze czeka na oddanie do przetworzenia.
Nie wydaje mi się, żeby takie używanie produktu przeznaczonego do zabawy było czymś złym lub wyrabiało jakieś niewłaściwe nawyki. Dzieci (przynajmniej moje) instynktownie czują respekt przed książkami, czy komiksami i obchodzą się z nimi z reguły z należytą atencją, bo obserwują jak zachowują się dorośli. Co innego wszelkiego rodzaju kolorowanki, gazetki, czy katalogi reklamowe. Z tego wycinają, drą i przyklejają wszystko co się da (chyba że są kucyki lub playmobil - wtedy taka gazetka jest święta! :).
Użytkownik: Rigel90 29.12.2014 19:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Do założenia tematu zains... | kliva
Strach pomyśleć co "kreatywni" ludzie robią/zrobiliby ze "Steal This Book" A. Hoffmana:)
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 29.06.2015 12:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Do założenia tematu zains... | kliva
Aha - czyli nic nowego teraz nie napiszę, ale się podzielić czymś muszę, bo inaczej się uduszę:

wczoraj w parku na taką konstrukcję do wspinania http://bi.gazeta.pl/im/e8/a8/f5/z16099560Q.jpg wlazło parę dzieciaków i ów "dziennik" na wyścigi rzucało na glebę. Zapewne było to jedno z poleceń zawartych w środku książki, a może wręcz realizacja zalecenia tytułowego. W każdym razie sytuacja wzbudziła moje duże zniesmaczenie i konkluzję, że tak naprawdę jest to świetna nauka nieposzanowania książek!

Jeżeli chodzi o książki "aktywnościowe" to bardzo mi się podoba seria Kolorowy trening antystresowy , natomiast ten wykwit (a rzucane jest na rynek coraz więcej prób naśladownictwa) jest zwyczajnie szkodliwy. Jak już rozumiem, hitem sprzedażowym książka stała się chyba tylko dlatego, że dzieciaki każą to rodzicom kupować jako element zabaw podwórkowych typu "zbieranie pokemonów" (przepraszam za słaby przykład, ale "za moich czasów" wymieniało się historyjkami z "donaldów" ;) ).
Użytkownik: hburdon 29.06.2015 13:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Aha - czyli nic nowego te... | LouriOpiekun BiblioNETki
Dzieci wspólnie bawią się książką w parku, a tobie wzbudza to wyłącznie zniesmaczenie? :) Ja bym się cieszyła. Że wspólnie. Że się bawią. Że w parku. I że książką. Same pozytywy!

Już pisałam o tym w innym wątku, ale mnie się ta książka bardzo podoba. Tylko że jak już pisano wyżej -- nazywanie tego książką jest nieporozumieniem. Nb. w języku angielskim terminem "book" określane są tak książki, jak i zeszyty, notesy itp.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 29.06.2015 14:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzieci wspólnie bawią się... | hburdon
Oczywiście, w USA panowie w śmiesznych, białych i czubatych czapeczkach też się fajnie bawią ;)

Ja rozumiem nasze semantyczne dociekania, ale wygląda to jak wygląda - moja Żona nie wiedziała, co to za "book" i była zdziwiona, że dziecki rzucają książką. I jak książka to "coś" wygląda i się zachowuje - gdy ciepnąć tym z 3m na ziemię...
Użytkownik: parilicium 30.06.2015 15:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzieci wspólnie bawią się... | hburdon
Niestety, nie jestem w stanie dostrzec w pozytywów tej sytuacji. Dla mnie tego typu wydawnictwa (a obecnie mamy do czynienia z ich zalewem) są jedynie przykładem dziadostwa, które przedstawia się jako kultura i przywdziewa płaszcz kreatywności (nota bene "kreatywność" jest jednym z najbardziej nadużywanych i zdewaluowanych obecnie słów). Rzucanie książką to, w mojej opinii, zwycięstwo antykultury, triumf tandety, szmiry i prostactwa. Żal drzew, z których papier posłużył do wydrukowania tego czegoś.

Moim zdaniem akceptacja tego typu "literatury" oraz zawartych w niej zaleceń to przyzwolenie na to, by gorsze wypierało lepsze, na to, by równać w dół, na to, by następna była książka pod tytułem "Spal to" (bo przecież zawsze - szczególnie jeżeli przyniesie to komuś zysk - można pójść dalej, prawda?).

Cieszyłaby mnie natomiast sytuacja, w której dzieci na drapaku czytałyby wspólnie książkę, w której opisane są gry, zabawy i ćwiczenia na świeżym powietrzu, a potem próbowały je wspólnie wykonywać (książkę na czas ich trwania odkładając starannie na bok).

Użytkownik: wwwojtusOpiekun BiblioNETki 02.07.2015 11:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Niestety, nie jestem w st... | parilicium
Według mnie nie można tego typu publikacji traktować jako literatury, a nawet "literatury", tylko jako swego rodzaju zeszyty ćwiczeń, czy rozbudowane kolorowanki.
Rozumiem, że Ci się to nie podoba, jednak nawet publikacja typu "Spal to" miałaby swoją rację bytu (o ile ktokolwiek by to rzeczywiście wydał i kupił). Żal by było drzew i papieru, ale mi tak samo żal drzew na Harlequiny, bo nie mam zamiaru ich czytać, ale przecież nie powinienem pomstować nad tym, że ktoś to czyta i znajduje w tym frajdę - nie mogę romansów nie akceptować, bo mi się nie podobają.
Chcę powiedzieć przez to, że rzeczy przeznaczone do kolorowania, wycinania, rzucania, czy palenia nie niszczą się ani nie demoralizują nikogo, jeśli się je koloruje, wycina, rzuca lub pali. Te książki, nawet mimo nadużywania pojęcia kreatywność, rzeczywiście uczą kreatywnego podejścia - innego spojrzenia na rzeczywistość, eksperymentowania, zauważania tego co może umknąć, ciekawego, niekonwencjonalnego wykorzystania materiałów. Oczywiście jedne robią to lepiej, inne gorzej i żeby znaleźć wartościowe pozycje trzeba szukać - nie można jednak wszystkich takich publikacji wkładać do jednego kosza pt. "upadek kultury".


"Cieszyłaby mnie natomiast sytuacja, w której dzieci na drapaku czytałyby wspólnie książkę, w której opisane są gry, zabawy i ćwiczenia na świeżym powietrzu, a potem próbowały je wspólnie wykonywać (książkę na czas ich trwania odkładając starannie na bok)."
Z mojego doświadczenia wynika, że dzieci (nie tylko moje) mając do dyspozycji książki z opisami zabaw i książki pozwalające na kreślenie i "niszczenie" umiejętnie z nich korzystają. Te które można to "niszczą", a te, które nie są do niszczenia traktują tak, jakbyś sobie tego życzył.
Natomiast ci, którzy nie mają styczności ze zwykłymi książkami i tak nie nauczą się obchodzenia z nimi dzięki zakazom używania niszczarek.
Użytkownik: aleutka 30.06.2015 23:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Do założenia tematu zains... | kliva
Przyznam że nie rozumiem. To nie jest książka. To coś nazywane po angielsku art journalem (a więc dziennik też nie do końca). Docelowo nie jest chyba przeznaczone do księgarni tylko raczej sklepów papierniczych. Oryginał zwie się "Wreck this journal" o ile pamiętam. Wreck w tym kontekście znaczy raczej wprowadź chaos, zburz - niż zniszcz. Wielu z nas zakłada że kreatywność to od razu poziom Michała Anioła i Kaplicy Sykstyńskiej, ale na podstawowym poziomie zaczyna się inaczej - od spojrzenia na pewne rzeczy z innej perspektywy. Niekiedy oznacza to, że musimy się uwolnić od paraliżującego strachu przed chaosem. Nie musi być symetrycznie. Nie musi być realistycznie. Ba, nawet estetycznie być nie musi. (A w każdym razie nie musi się zgadzać z jakąś jedynie słuszną definicją estetyki). Nie musi być koniecznie kredka, ołówek, farba. Kawa się nadawa, a herbata daje fantastyczne plamy,zdaniem wielu dzieci. Można użyć kaszy manny, i to będzie śnieg. Można przykleić jesienny liść gumą do żucia bo kleju akurat pod ręką nie ma. Przyznam, że dziecko które by tak postąpiło zaciekawiłoby mnie i wcale bym nie wypominała braku szacunku dla tworzywa. Do tego właśnie służą art journale. Nie widzę związku z szanowaniem książek.

A szanowanie książek to już w ogóle temat na osobny esej jest. Anne Fadiman go popełniła, więc tu tylko podam kilka jej uwag. Podobnie jak ludzi tak i książki można kochać na różne sposoby. Są zwolennicy miłości dworskiej, pełnej czci i szacunku, daremnie próbującej zachować nieskalany, księgarniany wygląd przedmiotu westchnień. A są tacy, którzy zaczytują na śmierć i w ogóle uważają, że to strasznie ograniczające używać książek wyłącznie do czytania. Anne podaje przykłady z obu końców spektrum - kolegę, prawnika, który używa własnych wizytówek bo srebrne zakładki stosowane przez żonę są o kilka mikronów za grube. Ciotka, która używa zawsze tej samej pocztówki - włożenie obrazkiem do góry oznacza, że czytała stronę po lewej... Po przeciwnej stronie znajduje się jej ojciec (to był człowiek formatu Umberto Eco - cała ta erudycja zdawała się przychodzić mu bez wysiłku..), który gdy czytał jakieś czytadła czekając na samolot po prostu wydzierał przeczytane rozdziały, żeby zmniejszyć wagę bagażu. Są w tym końcu spektrum ludzie, którzy po książkach bazgrzą, malują, dla których stopień zużycia i zniszczenia jest miarą zażyłości. Im bliżej jesteśmy tego końca spektrum tym łatwiej zaakceptować samą koncepcję art journalu wydaje mi się.

Najpiękniejszy fragment, w którym książka spotyka ideę art journalu też znalazłam u Fadiman:
"Kiedy miałam cztery lata, często budowałam zamki z dwudziestodwutomowego kieszonkowego wydania Trollope'a, będącego własnością ojca. Mój brat i ja mieliśmy również komplet drewnianych klocków, ale Trollopy były lepsze: granatowe jak nocne niebo, o proporcjach idealnie pasujących do dziecięcej rączki, a poza tym, ponieważ były wysokie i cienkie niczym karty, nadawały się znakomicie do konstruowania tam i mostów zwodzonych..."

A są i jeszcze więksi szaleńcy:

https://www.google.ie/search?q=book+art&es_sm=122&​tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=wgGTVcaAOsGV7Aa​6xaCIDg&ved=0CCAQsAQ&biw=1269&bih=698
Użytkownik: hburdon 02.07.2015 10:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Przyznam że nie rozumiem.... | aleutka
To mi przypomina "Wild" Cheryl Strayed, która idąc wzdłuż zachodniego brzegu USA z całym dobytkiem na plecach rozpaczliwie potrzebowała zmniejszyć ciężar bagażu. Wykończona po całodniowym marszu spędzała wieczór czytając, a rano na ognisku paliła przeczytane poprzedniego dnia strony.

Myślę, że zbyt powszechny jest kult książek jako przedmiotów. Powinniśmy bardziej koncentrować się na ich treści, a mniej na dbaniu, żeby były pod każdym względem nieskalane.

Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 02.07.2015 10:56 napisał(a):
Odpowiedź na: To mi przypomina "Wild" C... | hburdon
Ciężko będzie poznać treść, jeśli książka będzie zniszczona :]

Wiemy chyba wszyscy, jacy książkowi weterani potrafią bywać w bibliotekach - powyrywane i poszarpane strony, notatki, rysunki, plamy, sklejki jedzeniem, piciem i wydzielinami, rozpadająca się całość, nawet spotkałem kiedyś powycinane fragmenty - nie wiem, czy przez domorosłego cenzora, pisarza anonimów czy czytelnika "zaktywizowanego" pseudodziennikiem pani Keri Smith ;) Jedna z najważniejszych dla mnie książek ("Limes inferior" Zajdla) przy pierwszym czytaniu zakończyła się bardzo niespodziewanie, bo... miała wyrwane ostatnie kilka kartek. Zaś u mojej babci jest prawdopodobnie ciekawa książka Wirgińczyk: Jeździec z równin (Wister Owen) , jednak jej nie wezmę, bo w niej z kolei brak kilkunastu kartek na początku.

Rozumiem, że to wygląda na skrajne przypadki, ale IMHO radzenie rzucania i innego niszczenia zestawu scalonych kartek wyglądającego na książkę, a jedynie zasłaniający się wymyślną nazwą, prowadzi do tego, że szacunek do książek jako przedmiotów delikatnych i wrażliwych na sposób traktowania będzie coraz niższy.
Użytkownik: wwwojtusOpiekun BiblioNETki 02.07.2015 11:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Ciężko będzie poznać treś... | LouriOpiekun BiblioNETki
Czym innym jest sklejanie kartek książek z biblioteki, a czym innym "niszczenie" książki (przedmiotu) przeznaczonej do wycinania, rzucania itd - zwłaszcza, że w tym drugim przypadku osoba niszcząca ma z reguły swój egzemplarz jednorazowego użytku.
Kolorowanki też się niszczą przy kolorowaniu, a wycinanki przy wycinaniu?
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 02.07.2015 11:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Czym innym jest sklejanie... | wwwojtusOpiekun BiblioNETki
Zdaje mi się, że się nie zgodzimy :] ale trudno - można się pięknie różnić ;)

Jeszcze raz tylko powtórzę - wycinankę czy kolorowankę niełatwo pomylić ze zwykłą książką (a przynajmniej do pewnego czasu - dziś pewnie już są przykłady nierozróżnialne), natomiast "coś" pani Smith WYGLĄDA jak książka, nawet jeśli ktoś będzie się zapierał, iż nią nie jest :) Obawiam się po prostu (możliwe, że bezpodstawnie), że traktowanie zalecane przez "Zniszcz ten dziennik" będzie potem rzutowane na uzus postępowania z książkami do czytania.
Użytkownik: wwwojtusOpiekun BiblioNETki 02.07.2015 11:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Zdaje mi się, że się nie ... | LouriOpiekun BiblioNETki
To jest w pewnym sensie książka:
rzeczownik, rodzaj żeński
(1.1) dokument piśmienniczy w postaci publikacji wielostronicowej o określonej liczbie stron, o charakterze trwałym; zob. też https://pl.wikipedia.org/wiki/Książka w Wikipedii
(1.2) pot. treść książki (1.1) (np. powieść)
(1.3) oprawiony plik arkuszy papieru przeznaczony do zapisków
(1.4) karc. brydż minimalna liczba wziątek minus jedna potrzebna do pokonania przeciwnika w danej rozgrywce

punkt 1.3 pasuje do takich publikacji, choć pojęcie "zapiski" jest nieco ograniczające, ale to raczej (w mojej ocenie) definicja jest niedopracowana.
Nie jest to natomiast dzieło literackie, ani nie ma charakteru trwałego (bo z założenia się to "niszczy" :-).


"Obawiam się po prostu (możliwe, że bezpodstawnie), że traktowanie zalecane przez "Zniszcz ten dziennik" będzie potem rzutowane na uzus postępowania z książkami do czytania."
To by znaczyło, że przed powstawaniem takich publikacji nikt książek nie niszczył i dopiero takie publikacje spowodowały opisane przez Ciebie niszczenie książek bibliotecznych. Może nawet będzie wręcz przeciwnie? Może takie publikacje uchronią literackie książki, bo ktoś sobie już poużywa wcześniej? :-)
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 02.07.2015 12:07 napisał(a):
Odpowiedź na: To jest w pewnym sensie k... | wwwojtusOpiekun BiblioNETki
Wolałbym podejście platońskie do idei książki, a nie porównanie z definicją lepszą lub gorszą ;)

"To by znaczyło, że przed powstawaniem takich publikacji nikt książek nie niszczył i dopiero takie publikacje spowodowały opisane przez Ciebie niszczenie książek bibliotecznych. Może nawet będzie wręcz przeciwnie? Może takie publikacje uchronią literackie książki, bo ktoś sobie już poużywa wcześniej? :-) "

Twoje przypuszczenie jest sprzeczne z prawami Murphy'ego ;p Natomiast wniosek wyżej jest jak powiedzenie, że ponieważ przed wynalezieniem bomby burzącej były ataki katapultami, więc bomba zasadniczo nie jest zbyt groźna ;)
Użytkownik: wwwojtusOpiekun BiblioNETki 02.07.2015 12:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Wolałbym podejście platoń... | LouriOpiekun BiblioNETki
"przed wynalezieniem bomby burzącej były ataki katapultami, więc bomba zasadniczo nie jest zbyt groźna"
To moim zdaniem chybiona analogia. Bomba nie zmieniła idei bombardowania, tylko dała większe możliwości i siłę rażenia. Samo pojawienie się publikacji w rodzaju "Zniszcz ten dziennik" nie tworzy nowej idei, ani nawet nie zwiększa siły rażenia w procesie niszczenia książek - może jedynie zwiększyć kreatywność w tym zakresie. :-)
Wydaje mi się, że każdy kto widzi obok siebie książkę literacką i taką do niszczenia instynktownie widzi różnicę, a jeśli nie zna takich literackich, to i tak tych bibliotecznych niszczył nie będzie, bo nie będą w jego zasięgu (swoje chyba może, skoro sobie kupił?).
Użytkownik: aleutka 02.07.2015 12:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Zdaje mi się, że się nie ... | LouriOpiekun BiblioNETki
Byc moze, choc trudno mi sobie wyobrazic, zeby ktos kto skonczyl "Wreck this journal" uznal to za uzus i nie zdawal sobie sprawy z roznicy miedy ksiazka a art journalem (bo tym wlasnie jest "Wreck..). Nie sposob sie pomylic, naprawde. Jezeli poza tym uczy sie dziecka szacunku do ksiazek to nie bedzie taki art journal wplywal na ich traktowanie. Ufam inteligencji ludzi, ktorzy uzywaja art journala zgodnie z przeznaczeniem.

Poza tym uwazam, ze naprawde - ksiazki, ktore sa wlasnoscia prywatna mozna traktowac dowolnie.
Moge sie wzdrygac widzac pociete Muminki, ale dopoki to nie sa moje ani biblioteczne Muminki, dopokoi naleza do osoby, ktora je pociela - nie moja to sprawa. Sa ludzie, ktorzy traktuja ksiazki z zazyloscia i intymnoscia, ktora powoduje, ze taka ksiazka staje sie czyms w rodzaju palimpsestu, dialogu. Mam wrazenie, ze same ksiazki to lubia (a w kazdym razie - ze wola to niz pelne rewerencji podejscie, ale moge sie mylic ;)

Trzeba uczyc szacunku dla CUDZEJ wlasnosci, a wiec pozyczonych ksiazek. Ale z wlasnymi wlasciciel moze postepowac jak mu serce dyktuje. Moja corka uwielbia Piaskowego Wilka, ale nie lubi ilustracji. Sa czarno biale i smutne jej zdaniem. Pokolorowala je wiec bez skrupulow (przy moim cichym aplauzie). Mamy teraz jedyny i unikalny egzemplarz. Niektore ilustracje bez zmian. Moze kiedys moje wnuki wlacza sie do kolorowania, kto wie.
Zmartwilabym sie, gdyby zaczela traktowac ksiazki wyraznie destrukcyjnie bez jasnego powodu, gdybym ja przylapala na nie wiem - paleniu ksiazek "bo tak". Ale bylby to dla mnie sygnal, ze takie traktowanie ksiazek jest symptomem czegos glebszego, ze sprawa nie jest prosta i nie ogranicza sie do braku dobrych manier i szacunku dla slowa drukowanego.
Użytkownik: Marylek 02.07.2015 12:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Zdaje mi się, że się nie ... | LouriOpiekun BiblioNETki
Ten link był już kiedyś tutaj zamieszczany. Obejrzyj i powiedz, czy to jest niszczenie książki?
https://www.youtube.com/watch?v=pCM7bn5I7rg
Wszystko jest kwestią podejścia i interpretacji.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 02.07.2015 12:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Ten link był już kiedyś t... | Marylek
Piękne, tylko... zauważ, że pisałem o rzucaniu o ziemię tym "cósiem". Jaki odsetek "użytkowników" tak będzie potrafić?
Jak często udaje się zrobić z piasku coś takiego?
http://www.lovethispic.com/uploaded_images/21677-Sand-Castle.jpg
a jak często garść piachu ląduje na głowie towarzysza zabawy?
IMHO "raz do roku to i kura pierdnie" ;)
Użytkownik: wwwojtusOpiekun BiblioNETki 02.07.2015 13:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Piękne, tylko... zauważ, ... | LouriOpiekun BiblioNETki
Im więcej ludzi będzie miało dostęp i szansę spróbowania, tym większa szansa, że komuś się uda. :-)
Nie każdy jest Van Goghiem, ale wielu ludzi maluje dla przyjemności - odbierać im farby, bo nie spełniają wyśrubowanych norm?
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 02.07.2015 13:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Im więcej ludzi będzie mi... | wwwojtusOpiekun BiblioNETki
Moje spostrzeżenia dotyczą ex post korzystania z "Dziennika" :)
Użytkownik: wwwojtusOpiekun BiblioNETki 02.07.2015 13:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Moje spostrzeżenia dotycz... | LouriOpiekun BiblioNETki
Moje też, choć akurat miałem kilka innych podobnych produktów.
Użytkownik: aleutka 02.07.2015 16:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Piękne, tylko... zauważ, ... | LouriOpiekun BiblioNETki
Nie rozumiem, to znaczy co - mamy zabraniac dostepu do piasku bo wiekszosc dzieci ograniczy sie do radosnego zakopywania wspoltowarzyszy a tylko jeden z nich wyrosnie na artyste?
Stosujac taka logike powinnismy ograniczac dostep do farb bo Rembrandt byl tylko jeden a wiekszosc dzieci ktore maluja radosne bohomazy nie wyrosnie na artystow, a spora ich czesc bedzie mazala po scianach, plamila stoly itd itp.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 02.07.2015 17:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie rozumiem, to znaczy c... | aleutka
Nie, chodzi o to, że mało kto zrobił coś rzeczywiście tak kreatywnego - i najczęściej nic takiego nawet nie ma zamiaru robić. Zaś rzucanie tą "książką" z kilku metrów nie jest raczej wielkim osiągnięciem. Boże, naprawdę chyba mam problem z jasnym wyrażaniem się, bo ciągle jakieś nieporozumienia czy nadinterpretacje spotykam x)
Użytkownik: aleutka 02.07.2015 22:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie, chodzi o to, że mało... | LouriOpiekun BiblioNETki
No ale ten ktos super kreatywny zaczynal zapewne od radosnego rozrzucania piasku i budowania prymitywnych babek (i jesli byl choc troche jak inne dzieci to uwielbial je potem niszczyc w drobny mak i zasmiewac sie glosno. I jeszcze raz. I jeszcze). Wszyscy zaczynamy od bardzo niewielkich osiagniec (czesto w oczach doroslych nie sa to w ogole osiagniecia...)* wiec stworzenie jakiegos obszaru gdzie takie nie-osiagniecia sa dozwolone moze pomoc przejsc na nastepny etap. Stworzenie takiego bezpiecznego obszaru na eksperyment, gdzie nikt cie nie wysmieje za dziecinne zachowanie nie jest niczym zlym a juz zwlaszcza nie zacheca do niszczenia ksiazek...

*A potem wbija nam sie do glowy, ze jak malowac to jak Michal Aniol i inni wybitni wylacznie. Wiec odkladamy farby do szafy i zapominamy jak pomalowalismy kiedys obrus herbata, albo wycielismy dziure w przodzie sukienki mamy bo najpiekniejsze sa cery, wiec stworzylismy okazje do czegos pieknego a tu mama sie zlosci... A te wszystkie art journale to smieci w ogole i powinnismy byc grzeczni, kolorujac (TYLKO KREDKAMI! PISAKI PRZESIAKAJA I KSIAZKA SIE NISZCZY!) nie wychodzic poza linie, bron Boze jakies fioletowe liscie i tak dalej.

PS No jezeli rzeczywiscie CIAGLE jakies nieporozumienia i nadinterpretacje spotykasz to moze cos jest na rzeczy...
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 03.07.2015 10:44 napisał(a):
Odpowiedź na: No ale ten ktos super kre... | aleutka
Nie dramatyzowałbym, w dyskusji "Nędznicy" o czytaniu zgadzaliśmy się generalnie ze sobą, a podobną różnicę zdań/dorozumienia jak powyższa Ty miałaś np. z Porcelanką ;)

Ad meritum - powtarzam: niczego nie zabraniam ani nie narzucam, wyraziłem tylko swój niepokój, że ta "książka aktywizacyjna" prócz możliwych pozytywnych efektów (kreatywność, dobra zabawa, terapeutyczność) może nieść także zagrożenia - np. przyzwyczajenie do nieszanowania książek w ogólności. I chodzi mi TYLKO o ten aspekt :)
Użytkownik: aleutka 03.07.2015 11:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie dramatyzowałbym, w dy... | LouriOpiekun BiblioNETki
Ja tez wyzej pisalam, ze ufam inteligencji uzytkownikow takiego journala. Naprawde potrafia pojac roznice miedzy journalem a ksiazka. Sam fakt ze to na zewnatrz wyglada jak ksiazka nie zmyli takiej osoby mam nadzieje. Kolorowanki tez potrafia wygladac jak ksiazki, niekiedy bardzo kunsztownie wydane, z obwolutami i w ogole*, a nikt jakos larum nie podnosi ze budza odruchy nieposzanowania dla ksiazek i zachecaja do mazania po nich, bazujac wylacznie na ich podobienstwie zewnetrznym.

*http://www.amazon.co.uk/Secret-Garden-Inky-Treasure-Colouring/dp/1780671067/ref=sr_1_2?ie=UTF8&qid=143​5917099&sr=8-2&keywords=secret+garden+colouring+book
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: