Dodany: 23.12.2014 11:43|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Pół poduszki i wigilijna herbata z cukrem


Chęć przeczytania tego oryginalnego dzieła wzbudził we mnie któryś z tekstów znalezionych w antologii „100/XX”, a że dzięki życzliwości niezawodnego Marginesa (dziękuję!) okazało się ono osiągalne, zamiar został zrealizowany. Rzecz składa się z dwóch tomów, z których pierwszy to właściwe pamiętniki – pokłosie konkursu zorganizowanego w roku 1931 przez Instytut Gospodarstwa Społecznego – w nowej, powojennej edycji, drugi zaś zawiera: dość obszerne omówienie skutków kryzysu ekonomicznego lat 30 i związanego z nim bezrobocia, opis dalszych losów tych autorów pamiętników, których udało się odnaleźć pomysłodawcom reedycji oraz potężny zbiór recenzji prasowych poprzedniego (przedwojennego) wydania antologii. Pierwszy, mimo solidnej objętości, czyta się niemal jak powieść, zresztą niejedna opisana w nim historia wydaje się żywcem wyjęta z realistycznej prozy lat międzywojennych. Drugi, choć stanowi jego niezbędne dopełnienie, jest znacznie mniej porywający. Wprowadzenie głównie podsumowuje to, czegośmy się już dowiedzieli z lektury pamiętników; Relacje z powojennych kolei losu odnalezionych pamiętnikarzy, choć bez wątpienia ciekawe, spisane są oficjalnym, gazetowym stylem; recenzji zaś jest tyle i w gruncie rzeczy tak do siebie podobnych, że czytanie ich zwyczajnie męczy.

To, co warto tu odnotować, pochodzi zatem głównie z tomu pierwszego, za wyjątkiem garstki informacji statystycznych, podanych we wprowadzeniu do tomu drugiego (i raczej niewyolbrzymionych, o co można by je było podejrzewać, gdyby obliczenia czynione były za czasów peerelowskich). Całkowite liczby bezrobotnych i w konsekwencji precyzyjny odsetek bezrobocia są dość trudne do ustalenia ze względu na niedoskonałość metod, niemniej jednak da się oszacować, że relatywnie niskie bezrobocie występowało na samym początku lat 20, kiedy to duża liczba młodych mężczyzn została zmobilizowana z powodu wojny polsko-bolszewickiej, po czym szybko wzrosło, by przez następnych kilka lat utrzymywać się na mniej więcej stałym poziomie, a wreszcie między rokiem 1930 a 1932 raptownie podskoczyć o blisko dwieście procent. Liczba bezrobotnych wówczas wahała się – w zależności od źródła - od niespełna ośmiuset tysięcy do nieco ponad miliona; nie wliczając rolnictwa, przeciętnie na 3 pracujących przypadało 1-2 bezrobotnych, a część z tych pracujących należała do „półbezrobotnych”, zatrudnionych np. na 2-3 dni w tygodniu, oczywiście za odpowiednio niższe wynagrodzenie. Gdy dokonano podsumowania stanu posiadania rodzin robotniczych mających jednego czy dwoje żywicieli i rodzin, w których nikt już nie miał pracy, w tych pierwszych „w latach 1926/27 na 1 osobę (…) przypadało 1,48 palta, 2,26 ubrań męskich, 4,99 koszul męskich, 1 ręcznik i 0,85 poduszki”, zaś w tych drugich „w 1932 r. badania wykazały tylko 0,65 palta, 1,08 ubrań męskich, 1,84 koszul męskich, 0,67 ręcznika, 0,56 poduszki”[1]; sprawdziwszy, jak te liczby przekładają się na rzeczywistość, uświadomimy sobie, że wkrótce po doświadczeniu bezrobocia w przybliżeniu co trzecia osoba nie miała w czym wyjść z domu jesienią czy zimą, a co siódmy ojciec rodziny czy dorosły syn nie posiadał nawet koszuli na zmianę, nie mówiąc o własnym komplecie pościeli... W tekstach pamiętników niejedno znajdziemy na to potwierdzenie: „podczas snu jestem okryty dwiema rzeczami: moją jesionką i paltem matki”[2], „dzieci te dwoje to siedzą w domu bose, bo nie mają obuwia”[3], ale i iskierkę optymizmu przez łzy: „ostatecznie tak można włożyć najbardziej podartą skarpetkę, że nie będzie widoczna dziura”[4].

Podczas lektury rzuci się w oczy przede wszystkim fakt, że przed bezrobociem nie chroniły ani zasługi frontowe (na żołnierzy, którzy „cudu nad Wisłą” nie okupili życiem, lecz wrócili z wojny cało, nie czekały dawne stanowiska), ani żadne właściwie kwalifikacje zawodowe - „było 16 handlowców, pośredników i bankowców, 2 byłych urzędników państwowych i 2 oficerów (…), 12 nauczycieli i wychowawców oraz różnego rodzaju artystów”[5], a także 10 traczy, 8 strycharzy, 5 policjantów, 2 stangretów, 2 organistów, 2 sanitariuszy i 1 prowizor, 1 masztelarz {pisownia wówczas dopuszczalna}, 1 bronzownik {j.w.}, 1 mydlarz, 1 piernikarka, 1 kuśnierz, 1 pucer – ani coś, co dziś, pod nazwą elastyczności zawodowej, ma stanowić odpowiedź na zmieniające się potrzeby rynku pracy; wówczas ta zdolność nazywała się płynnością i zapewniała takie oto fluktuacje zatrudnienia: „wojskowy – oficer – gajowy – budowniczy – rysownik – stróż – szofer – werkmistrz; zamiatacz podwórzowy – tragarz – krojczy – buchalter – sprzedawca okrężny”[6], „pomocnik kucharski – ogrodnik – bileter; (…) ślusarz – pisarz – policjant; kaflarz – garbarz – gazeciarz; górnik – tkacz – kontroler kasy chorych”[7]. Z samych pamiętników dowiadujemy się, że praktycznie wszyscy, którzy zdecydowali się opisać swój los – w każdym razie wszyscy, którzy pracowali nie tylko na siebie samego (a więcej niż co czwarty z tych, co podali swój stan rodzinny, miał na utrzymaniu powyżej czterech osób!) – zdeterminowani byli jąć się każdego zajęcia i za każdą zapłatę, byle nie być głodnym i nie musieć patrzeć w oczy głodnym i obdartym matkom, żonom, dzieciom. Jeśli nikt nie chciał dać zatrudnienia, próbowali zatrudniać się sami: „począłem handlować drobiem, parę razy zarobiłem kilkadziesiąt złotych, a potem straciłem, bo mi się dużo podusiło. (…) zacząłem na placu kupować ubrania używane (…) i na tym zarobiłem czasem parę złotych, czasem musiałem oddać za tę cenę com kupił”[8], „ja wyrzynam laubzegą z dykty różne ramki do fotografii, a kolega też bezrobotny sprzedaje je”[9], „wędka do ręki i nad rzekę. Szczęście mi sprzyjało, mogłem dniówkę zarobić do 2 złotych”[10], „Gram na skrzypcach (…). Mam kolegę (też bezrobotny) – gra na gitarze. (…) Może by tak po podwórzach. Nie. Wstyd! To przecież żebractwo. (…) No to lepiej po knajpach. (…) Gram do 11 wieczór. Zarobiłem 65 groszy, 2 serdelki, 2 bułki, 5 papierosów. (…) Dozorca domaga się za otworzenie bramy. Płacę 30 groszy”[11], „żona wzięła z firmy D., gdzie pościel wyrabiają, guziczki do kołder i je obszywa, zarabiając po 1 gr od guziczka, jednak więcej nie zrobi jak 50 sztuk, bo wieczorami nafty żałuje”[12]. Na co wystarczały takie dochody, można sprawdzić: jeden z pamiętnikarzy na Wigilię miał: „Pięć potraw. 1/ Opłatek. 2/ Zupa grochowa. 3/ Kapusta z grzybami. 4/ Po całym grzybie smażonym na oleju. 5. Herbata z cukrem”[13], a także opracował „przepis na sporządzenie klopsu, dowolnej wielkości (…). Bierze się śledzionę, obrzynki z ryjoszka, trochę koniny (…), suchego chleba tartego do należytej wielkości, upiec na słoninie”[14], notując przy okazji ceny surowców: ryj – 40 gr za pół kg, konina – 40 gr za kg, śledziona – 25 gr. Widocznie miał zapas suchego chleba, ale dla niektórych „chleb to też jest luksusem, na który sobie stale pozwolić nie można”[15]. Co zatem? „Rano gotuję zupę kartoflaną, na obiad kartofle z kapustą lub z jakim barszczem i czasem maszczone, ale więcej postne, a kolacja to się zostawia z obiadu i przygrzewa”[16], albo i skromniej: „Woda gotowana, posolona i trochę olejem pokraszona (…), kartofle i ocet [kwas] z kapusty okraszone olejem”[17]. Jedni szybciej, inni trochę później nie wytrzymywali i zaczynali wyprzedawać się z mienia nabytego za lepszych czasów: „sprzedałem stół dębowy i 4 krzesełka za 30 zł, a nas kosztowało 140 zł”[18], zwłaszcza gdy w oczy zajrzała nie tylko bieda, ale i choroby, o które nietrudno przy takiej diecie i takich warunkach mieszkaniowych („3,2 metra szerokości, 2,1 metra długości i 3 metry wysokości (…), dwoje dzieci śpi na łóżku razem z tą wdową, a ja z żoną na ziemi”[19], „W izbie zimno, bo nie ma czym palić. Ściany wilgotne, mokre, aż się woda po nich leje. W oknach dziury szmatami pozatykane, obok których wiatr mroźny całymi kaskadami wpaduje.(…) Dzieci (…) nogi szmatami pookręcały i siedzą przez cały Boży dzień na łóżku (…) wszystkie pięcioro śpią na jednym łóżku w poprzek, bo wzdłuż łóżeczka to jest niemożliwe, żeby się pomieściły”[20]. A nie każdy miał takie szczęście w nieszczęściu, jak autor pamiętnika nr 6, którego żonie doktor, poznawszy położenie rodziny, dał „kartkę do szpitala, żebym tylko żonę odwiózł, a reszta to mnie już nie obchodzi, gdyż za szpital już uregulował. W czasie choroby żony przysyłał przez służącą co dzień dwie kwarty mleka i pieczywo przez blisko dwa miesiące. Zaznaczam, iż doktor ten był izraelitą, nazwiska nie wymieniam, gdyż prosił, żeby nikomu o tym nie wspominać”[21]. Ci, którym się nie powiodło, musieli stanąć w obliczu tak przykrej sytuacji, jak cieśla ze Lwowa, któremu kilkumiesięczne dziecko zmarło na tyfus: „odźwierna spytała, kiedy myślę je pochować. W kilku słowach opowiedziałem jej swoje położenie. ‘Dobrze, pochowamy je sami’, rzekła i zamknęła okienko. Odszedłem. Nigdy nie będę wiedział, jak i gdzie zostało pochowane, ale męczy mnie wspomnienie, że na tym gmachu był napis ‘Anatomia’”[22]…

Cóż tu komentować? Prawda, że nie wszystkie pamiętniki opisują aż tak drastyczne sytuacje; w niektórych w ogóle niewiele jest konkretów, zastępowanych przez autorów płomiennymi perorami, zdradzającymi oczytanie w literaturze najbardziej zaangażowanej społecznie, choć niekoniecznie mającej wartość artystyczną, lub zgoła w propagandowych ulotkach partii lewicowych („straszliwy polip redukcyjny chciwymi mackami opasuje i wpija się miąższem swego oślizłego cielska w najbardziej nieszczęśliwe i najbardziej biedne jednostki”[23], „czy będę jeszcze pracował przy budowie nowego gmachu ustroju społecznego, szczęśliwy ze szczęścia biednej, wiecznie wyzyskiwanej i okradanej masy proletariackiej…”[24], „XX wiek aż ryczy jak ciele do matki o ustrój społeczny, a wy politycy, społecznicy i dyplomaci pertraktujecie ze zdegenerowanymi, pozbawionymi wszystkich pierwiastków społecznych nędznikami i sprzysiężonymi fatalistami złotego cielca”[25; pisownia i interpunkcja oryginalna]. Kilka bardziej przypomina utwory literackie, niż autentyczne relacje ludzi dotkniętych nieszczęściem (a jak się można dowiedzieć z II tomu, jeden z nich faktycznie jest dziełkiem od A do Z zmyślonym, napisanym przez zdolnego młodzieńca, który po prostu… marzył o zdobyciu głównej nagrody „250 złotych, za wszelką cenę”[26]. Jeśli odrzucić te ekstrema, i tak pozostaje obraz dość przygnębiający, choć z drugiej strony nieobcy czytelnikowi, który za lat szkolnych nie stronił od Konopnickiej, Orzeszkowej (bieda ich bohaterów jest przecież ta sama, tylko wydatki i długi w rublach, a nie w złotych liczone…), Żeromskiego i Nałkowskiej. A z chwilą, gdy się go z całą jego wyrazistością ujrzy, trochę mniej dziwi coś, co było nie do pojęcia dla ludzi wywodzących się z ziemiaństwa, inteligencji, ba, nawet zamożniejszego chłopstwa: że z chwilą, gdy pojawiła się szansa na nowy ustrój, który obiecał dać wszystkim po równo, opowiedziała się za nim tak duża część społeczeństwa, nie patrząc na to, kto ów ustrój wprowadza i jakie ograniczenia przy tym narzuca. Bo choćbyśmy temu nie wiem jak mocno zaprzeczali, dla znacznej części ludzi byt naprawdę określa świadomość, nawet jeśli ten byt to tylko gumofilce zamiast stóp okręconych szmatami, zupa pomidorowa i bułka z pasztetówką zamiast wody z olejem i solą, M-3 ze ślepą kuchnią zamiast zawilgoconej izdebki w suterenie, „kąta przy samym klozecie”[27] albo noclegów „pod strychem (…), w piwnicy lub na stopniach schodów sklepowych”[28].

Po co dzisiaj czytać takie rzeczy? Bo się łatwiej poznaje historię w ten sposób, niż poprzez kilka suchych zdań i cyfr w podręczniku. Bo się lepiej rozumie ludzi, dla których liczy się najpierw to, czy mają co do garnka włożyć, a dopiero potem wolność słowa czy inne wartości niematerialne. Bo się bardziej docenia to, co się ma: mniej dokucza świadomość, że szef zrzędzi, energetyka podnosi opłaty za prąd, a u dentysty kolejka…



[1] antologia „Pamiętniki bezrobotnych”, red. Adam Andrzejewski i in., wyd. Państwowe Wydawnictwo Ekonomiczne, Warszawa 1967, t.II, s.26.
[2] Tamże, t. I, s. 142.
[3] Tamże, t. I, s. 562.
[4] Tamże, t. I, s. 87.
[5] Tamże, t. I, s. 25.
[6] Tamże, t. I, s. 25.
[7] Tamże, t. I, s. 28.
[8] Tamże, t. I, s. 46.
[9] Tamże, t. I, s. 119.
[10] Tamże, t. I, s. 179.
[11] Tamże, t. I, s. 220.
[12] Tamże, t. I, s. 513.
[13] Tamże, t. I, s. 314.
[14] Tamże, t. I, s. 313.
[15] Tamże, t. I, s. 118.
[16] Tamże, t. I, s. 561.
[17] Tamże, t. I, s. 179.
[18] Tamże, t. I, s. 117.
[19] Tamże, t. I, s. 117.
[20] Tamże, t. I, s. 325.
[21] Tamże, t. I, s. 117.
[22] Tamże, t. I, s. 556.
[23] Tamże, t. I, s. 105.
[24] Tamże, t. I, s. 113.
[25] Tamże, t. I, s. 257.
[26] Tamże, t. II, s. 92.
[27] Tamże, t. I, s. 123.
[28] Tamże, t. I, s. 112.




(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2074
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: margines 29.12.2014 21:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Chęć przeczytania tego or... | dot59Opiekun BiblioNETki
Niesamowita recenzja zapisu potężnej części życia ludzi w początkach ubiegłego już wieku.
I masz rację.
Takie rzeczy wg mnie też powinno się czytać, żeby po prostu znać i móc o wiele lepiej rozumieć historię swego kraju, może nie tę ukrytą w nomen omen często suchych liczbach, a właśnie jako historię żywych ludzi.
Niezmiernie mi miło, że jednak udało mi się przyczynić do powstania takiej! recenzji i do odgarnięcia, chociaż na chwilę, tych „Pamiętników bezrobotnych” z kurzu zapomnienia.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: