Małostkowość i uprzedzenia
"dzienniczek" przeczytałam z uwagą wpatrując się w małostkowość otoczenia. Chrześcijanie mają tutaj swój portret.
Poniżenie, okrucieństwo z jakim jest traktowana Faustyna - zasługują na wnikliwe studium. Tak trudno było istotom wierzącym uwierzyć, że ktoś prosty żyje życiem wewnętrznym, nieustanną obecnością Boga? : "Siostry się czepia każda choroba..."
" Pójdzie siostra Faustyna, bo bardzo pada."
A wystarczyło żyć jak wszystkie - kusi Szatan ( sama to konstatuje).
Ciężar jaki dźwiga Faustyna polega na świadomości tego "co dzieje się w duszy mojej." A w duszy był Przyjaciel, jedyny i niezawodny.
Przylgnęła do Niego całą swą istnością.
Dlaczego ktoś ze znakomitych teologów nie zanalizuje "kamieni" rzucanych w Faustynę nie przez wrogów, ale przez braci i siostry zakonne?
Ta szara mysz przypomniała uczonym w piśmie o Bożej miłości, o zdrojach łask, o Bogu wewnętrznym - dawała do zrozumienia, że
odbiór tych darów nie jest bezwarunkowy: "...dusza, która nie przyjmuje łask, które są dla niej przeznaczone, w tej samej chwili otrzymuje inna dusza."
I jeszcze jedna mała rewelacja: "Nigdy nie szukałam Boga gdzieś daleko, ale we własnym wnętrzu...". - Jestem wdzięczna Faustynie, że nie odtwarza tego co mówią kaznodzieje ( przecież słyszała wiele homilii), biskupi, teologowie, ich dzieła i że nie pamięta ich mądrości (czy oni to zauważyli?). Bóg w tabernakulum serca tak prosty, że w prostocie znajduje schronienie swej miłości.