Dodany: 17.12.2014 12:33|Autor: LouriOpiekun BiblioNETki

Wiatrem niesiony ten świat płynie w przeszłość


„Obejście składało się z pięciu budynków i muszę to opisać, ponieważ od jakiegoś czasu nie mogę zaznać spokoju. Zresztą niedługo rozpadną się ostatecznie i opis stanie się opowieścią, która przetrwa tylko dzięki czyjejś wierze”[1].

Autobus, pamiętający lata 80. albo i wcześniejsze, z trudem dźwiga się serpentynami, zwanymi „agrafkami”, na Przełęcz Małastowską. Wysiadłszy na samej górze, najpierw odwiedzamy cmentarz żołnierzy austriackich z czasów I wojny światowej. Potem wspinamy się łagodną ścieżką na szczyt Magury, aby zielonym szlakiem zejść do Smerekowca. We wsi tej spotykamy jedynie rozbrykane szczeniaki, które wykatulały się z jednego z domków. Musimy je odnieść na podwórko, bo chcą najwyraźniej wraz z nami wybrać się na wędrówkę. Następnie mamy przymusowy postój na suszenie glanów – kto normalny próbuje sforsować po kamieniach rzeczkę, która zwykle ma 3 m szerokości, ale tamtego lata wylewa na szerokość 10 m!? Nie szkodzi, to wspaniała przygoda, szczególnie z ukochaną osobą… Wspinamy się więc na Banne, by sturlać się do kolejnej wioski – Skwirtnego, a stamtąd już prosta droga przez Kozie Żebro do Wysowej. Cały dzień nie spotkaliśmy ani jednego mieszkańca tych okolic, ani jednego turysty na szlaku. Gdy okazją podjeżdżamy do Ropy (miły pan podwozi nas 5 km bliżej, choć mu nie po drodze), a potem łapiemy autobus pospieszny do Gorlic (wcale nie ma tu przystanku, ale nie szkodzi), słyszę: „Dziękuję, że potrafisz pokazać mi takie piękno, nawet w zwykłym pniu porośniętym mchem”, szeptane na ucho…

Wy, drodzy Czytelnicy, nie musicie odwiedzać tych rejonów Beskidu Niskiego, przybliży je Wam wspaniale Andrzej Stasiuk w książce „Nie ma ekspresów przy żółtych drogach”. Nie tylko je zresztą: autor zabiera nas do wielu miejsc, które sam zwiedza w „gorszej” Europie – Polsce, Rumunii, Albanii, na Ukrainie; ale i do Niemiec, na Bliski i Daleki Wschód, a także w przeszłość tych miejsc – do głębi wspomnień własnych i swoich przyjaciół. Ów zbiór esejów jest kolażem stylów czy tematów obecnych w twórczości pisarza: obrazy Beskidu Niskiego jak w „Dukli” i „Opowieściach galicyjskich”; wspomnienia z dzieciństwa analogiczne do tych z „Jak zostałem pisarzem”; reminiscencje z podróży na Zachód, przywodzące na myśl „Dojczland”; zachwyt wreszcie nad Europą dawnych „demoludów”, jak w „Jadąc do Babadag”. Niektóre teksty są bardzo krytyczne, stanowią mimo wszystko skargę na to, że ludzkość i krainy przez nią zamieszkane dotknięte są współczesną dekadencją, pełną kiczu czy niebezpiecznych idei. Inne zaś przepojone są nieznaną mi wcześniej u tego autora łagodnością, wyrozumiałością wręcz wobec niepochwalanych elementów rzeczywistości. Stasiuk bawi się wyrazami, przywołuje zapomniane określenia i słowa, a także gwarę czasów komuny, której równocześnie daje (ostatnie?) świadectwo. Bowiem świat przezeń opisywany jest światem ginącym i nieodwiedzanym, choć opisy te równocześnie przyczyniają się do odwiedzania, a więc dalszego tracenia tych miejsc. Jak jednak oprzeć się niezwykłości przemijającej postaci świata? Pisze Stasiuk o siermiężności Polski B i specyficznej kiczowatości:

„W jakimś sensie jestem fanem tej dzikości serca. Fanem tych seledynowo-żółtych fasad, zamków przydrożnych, drewnianych gospód wielkości krążowników przykrytych hektarami słomy, różowych sex-shopów w szczerym polu, warsztatów samochodowych z korynckimi pilastrami na trzy piętra (tak, tak, przy wjeździe do Rzeszowa od zachodu). Odurzają mnie składy krasnali, w których pospołu stoją lwy, orły, wielbłądy, bociany i Matki Boskie, hipnotyzuje mnie ta przestrzeń, gdzie feudalne miesza się z globalnym, a babcine wioski giną w płomieniach postmoderny. Narkotyzuje mnie ta otchłań, te zaświaty pełne wieśniaków o ciężkim chodzie i spracowanych dłoniach, wędrujących przez labirynty wypełnione chińszczyzną w tysięcznych kształtach i kolorach, by ją w końcu zanieść do domów i stroić te domy na podobieństwo domów w reszcie świata. W złoty plastik stroić, w srebrny, w oszukany kryształ, w chemiczną tęczę”[2].

W książce obecne jest wszechogarniające poczucie śmierci, przenikającej całą rzeczywistość, ale jako jej dobrze znana część, której nikt się nie boi, a cierpliwie na nią czeka, choć nie wyczekuje. I jest to śmierć tak ludzi, jak i ich otoczenia, ich kultury i tego, co im znane od dzieciństwa. Wiedzą, że zginie to wszystko razem z nimi, tak jak inne, zapomniane zwyczaje i codzienność odeszły z wcześniejszymi pokoleniami. Tyle że teraz bardziej żal, bo więcej jest świadków tego powolnego odpływu i świadectwa są wyraźniejsze – reportaż okraszony zdjęciami albo nawet nagraniami.

„Na tym moim końcu świata, gdzie kończą się drogi i nie działają telefony komórkowe, leży [na cmentarzach wojennych] pół Europy. Oprócz Włochów leżą Węgrzy, Czesi, Słowacy, Ukraińcy, Żydzi, Rosjanie, Bośniacy o islamskich i słowiańskich imionach, Niemcy, Austriacy i Polacy. Umarłe wsie, pogrzebani mieszkańcy, martwi żołnierze nieistniejących armii. A jednocześnie pustka gór, zieleń, upał, cisza i drapieżne ptaki stojące nieruchomo w rozgrzanym powietrzu nad dolinami. Świat przypomina wtedy wielki, spokojny cmentarz całkowicie pozbawiony grozy śmierci. Wtedy prawie czuć pod stopami kolejne warstwy historii, ruin i kości. Bardzo jednak możliwe, że to specyfika tych stron, tego dziwnego rozdroża między Wschodem, który obcuje ze śmiercią jeszcze intensywniej, a Zachodem, który stara się w śmierć nie wierzyć”[3].

To nostalgia świata zamrożonego w przeszłości.


---
[1] Andrzej Stasiuk, „Nie ma ekspresów przy żółtych drogach”, Wydawnictwo Czarne, 2013, s. 129.
[2] Tamże, s. 133.
[3] Tamże, s. 59.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1333
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 18.12.2014 17:55 napisał(a):
Odpowiedź na: „Obejście składało się z ... | LouriOpiekun BiblioNETki
Dla chcących złapać klimat Beskidu:
http://s3.flog.pl/media/foto/3308959_beskid-niski-2o11.jpg
:)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: