Dodany: 03.08.2009 11:41|Autor: siostra potwora

Brisingr. Historia człowieka, który kochał trzmiele


Uwaga: tekst zawiera szczegóły rozwoju akcji i nadaje się raczej dla tych, którzy z książką już się zapoznali.


Nie zamierzałam czytać tej książki. "Najstarszy" rozczarował mnie do tego stopnia, że postanowiłam spisać na straty p. Paoliniego. Jednak dziwnym trafem podczas wizyty w bibliotece "Brisingr" obrócił się do mnie swoim grubym grzbietem i szyderczo wyszeptał: "A więc poddajesz się?". I tym sposobem jednak przeczytałam trzecią część "Dziedzictwa".

Prawdę mówiąc, w książce wiele się nie dzieje, chociaż spokojne tempo akcji mnie osobiście nie przeszkadza. Co więcej, uważam "Brisingra" za lepszą książkę niż "Najstarszy". Nie pod wzlędem stylu, ten bowiem wydał mi się momentami zbyt pompatyczny. I na pewno nie pod względem oryginalności kreowanego świata, bo już dawno stwierdziłam, że "Dziedzictwo" to nic innego, jak mieszanka "Władcy Pierścieni", "Gwiezdnych wojen", "Ziemiomorza" i "Jeźdźców smoków z Pernu". W sumie trudno powiedzieć, co mnie przekonało do tej książki; po prostu czytało się ją dość szybko i przyjemnie.

Historia jest prosta, po wielkiej bitwie na końcu "Najstarszego" czas na kolejne potyczki, a w międzyczasie należy wywiązać się z przysiąg złożonych w tomie poprzednim.

Jeśli chodzi o fabułę: po lekturze wielu recenzji obawiałam się długich i bardzo nużących opisów bitew, z dokładnym uściślaniem, gdzie który oddział się ustawił i co zrobił. Jednak mimo że bitew jest faktycznie sporo, opisane są, moim zdaniem, po macoszemu i trochę dziecinnie. Do historii przeszedł już Roran, który zabił stu dziewięćdziesięciu trzech wrogów (ktoś to liczył!!!) - najwyraźniej nie wpadli oni na żaden sprytny manewr, np. by wyciągnąć mniej licznych przeciwników z miasta na otwartą przestrzeń lub choćby zajść Rorana od tyłu. Pojedynki też są jakieś blade. Ogromnie rozczarowała mnie śmierć jednego z Ra'zaców. Spodziewałam się rozgłośnego szczęku broni, podskoków, walki na śmierć i życie, potwornego stwora trzymającego się kurczowo życia, szlochów, kaszlu, wycia itd. Tymczasem straszny pogromca jeźdźców ginie w jednym akapicie. Trzask-prask i gotowe, nawet nie zauważyłam kiedy.

Ogromnie zirytowała mnie heroiczność bohaterów. Zdaje się, że Paolini ma poważny problem: Eragon miał dwa tomy, żeby nabyć nowych umiejętności i stał się po prostu zbyt silny, a przez to niewiele rzeczy przychodzi mu z trudem. A to zawsze skutkuje nudą.

Na tym nie koniec. Mamy przecież Rorana - He-Mana, który dokonuje cudów podczas bitew, pokonuje w zapasach urgala dwa razy większego i trzy razy cięższego oraz znosi pięćdziesiąt batów, co zresztą uważam za karę nadmiernie barbarzyńską, bo nawet na statkach pirackich dostawało się (przynajmniej w teorii) najwyżej trzydzieści dziewięć batów. Czarę przepełnia kropla w postaci Nasuady, która dokonuje tego, czego nigdy nikt nie dokonał, nacinając sobie ręce osiem razy, by przekonać hardego panka o swoim zwierzchnictwie.

To doprowadza mnie z kolei do spraw politycznych. Paolini chciał chyba wplątać w fabułę trochę dworskich intryg, ale cóż, nie przekonał mnie w najmniejszym stopniu. Zamiast zjednoczyć się w obliczu zagrożenia, każdy chce wyszarpnąć kawałek dla siebie i sprawić problemy prawdziwym dobrym wojownikom. Tych butnych pseudosprzymierzeńców trzeba bez końca ugłaskiwać, co w "Brisingrze" sprowadza się do prawienia komplementów. Raz jeszcze wspaniałość Eragona dała mi się we znaki: chłopak jest uwielbiany i podziwiany, wciąż się przed nim kłaniają i tytułują go a to "Argetlamie", a to "Cieniobójco". Nie bez przyczyny najbardziej podobała mi się ta część książki, w której Eragon wędrował zupełnie sam i nie miał kto mu lizać butów.

Rozterki duchowe bohaterów ("czy powinniśmy zabijać?") nie przeszkadzały mi za bardzo, chociaż chwilami miałam wrażenie, że Eragon to weteran wojny w Iraku czy ktoś taki. Jednak to, że Paolini przypomniał sobie o wpływie walk na psychikę młodego człowieka, jest godne podziwu. Wydaje mi się jednak, że bardziej pasowałyby do pierwszej, może do drugiej części. Do trzeciego tomu Eragon powinien okrzepnąć i zahartować się w zabijaniu.

O pompatyczności stylu już wspomniałam. Do łez doprowadził mnie fragment, w którym Eragon pada z wyczerpania i ma dość życia, ale nagle widzi trzmiela. I zamiast wymamrotać coś półprzytomnie i zachichotać histerycznie, on stwierdza z całą powagą, że trzmiel jest piękny i świat z trzmielem jest światem, w którym on, Eragon, pragnie żyć. Scena była jednocześnie patetyczna i groteskowa. Tak, moi państwo: Eragon, Shur'tugal, Argetlam, Cieniobójca, Płonące Ostrze, Cesarz Samotnych Wysp etc. etc. żyje na tym świecie dla trzmieli.

Wielkie brawa natomiast należą się za urgale i wzmianki o krasnoludzkich dzieciach, czyli to, czego zawsze brakowało mi u Tolkiena, gdzie wszystkie orki były brzydkie, więc bezwarunkowo złe, a wszystkie krasnoludy miały brody i dwieście lat.

W sumie "Brisingr" nie jest książką złą, lecz daleko mu do ideału. Jeśli ktoś jest "Dziedzictwem" zauroczony, ten tom również przyjmie z zachwytem. Jeśli jednak ktoś czytał już trochę fantasy i w ogóle powazniejszej literatury, może poczuć się zawiedziony. Ja, przy najlepszych chęciach, mogę postawić jedynie 3.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3592
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: moreni 07.12.2009 23:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Uwaga: tekst zawiera szcz... | siostra potwora
Świetna recenzja.:) Zawiera wiele celnych spostrzeżeń, których sama lepiej bym nie ujęła. A fragment z trzmielem (jak ja mogłam go w książce nie zauważyć i nie zapamiętać?) wywołał atak dzikiego chichotu.:)
Użytkownik: moldur 18.12.2009 21:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Uwaga: tekst zawiera szcz... | siostra potwora
Dobrze powiedziane. Nie pamiętam, kiedy czytałem tak kiepską książkę jak trzecia część Dziedzictwa. Łudziłem się, że Paolini wyrósł z młodzieńczego "Eragona" i po "Najstarszym" nabrał nieco dystansu do swojej twórczości, ale jak już powiedziałem - łudziłem się tylko. "Brisingr" jest chyba najgorsza z tych wszystkich, choć zdanie te bardziej się klaruje po przeczytaniu innych pozycji i zdobyciu pewnej krytyki, inaczej pewnie bym nawet nie spojrzał na tę powieść pod tym kątem.
Cóż, rozczarowuje, zanudza, irytuje, denerwuje i poraża pewnym brakiem logiki. Nie można powiedzieć, że Paolini nie przemyślał sprawy - wręcz przeciwnie, tak ułożył całą opowieść, by wpakować Eragona, czy Rorana w takie sytuacje, tudzież kłopoty (przez małe "k", nie czuje się bowiem charakteru wydarzeń, wszystkie te bitwy, pojedynki są tak mdłe, że aż niewiarygodne) po to tylko, by powieść rozrosła się do opasłego tomu. Jednak to przemyślenie było naiwne, widać jak sztuczna jest akcja, widać wyraźnie, że Paolini kieruje kroki bohaterów tylko po to, by "coś się działo", a tak naprawdę nic się nie dzieje. Wiele fragmentów można wyciąć, skrócić, przeredagować et cetera, było by lepiej. Ale nawet fachowe poprawki nie uczynią z tej książki dzieła. Postaci są płaskie jak naleśnik, wydarzenia wydają się sztucznie przeprowadzone (gdzieniegdzie nawet deux ex machina, a potem człek drapię się w czoło i pyta się, po co to? - po to, by było kolejne sto stron i nie trzeba było kończyć czytać za wcześnie), akcja toczy się w dziwny, niespójny, wymuszony sposób, nie czuje się głębi. Istnieje tak naprawdę TU i TERAZ w świecie Eragona. Nie czuje się, że coś innego dzieje się gdzieś indziej. Jakkolwiek to brzmi...
W pewnych chwila odnosiłem wrażenie, że Paolini po prostu się popisuje znajomością pewnych rzeczy, tu jakaś sztuka, tam też jakaś, to wiem jak i to wiem... Takie rzeczy wyglądają nienaturalnie i emfatycznie. Nie wywiera to dobrego efektu.
Do Twojej wypowiedzi trzeba się przyłączyć i podpisać wyraźnie. Brisingr przeczytałem z ciekawości, by przekonać się, czy Paolini się rozwija, czy robi postępy. Pod względem marketingu i zarabiania pieniędzy pewnie tak, ale literacko stoi w miejscu. Jedyne co potrafi to pisać rozwlekle i rozdmuchiwać opowieść do setek stron.
Użytkownik: winky 30.09.2010 20:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Dobrze powiedziane. Nie p... | moldur
Kocham cię za tę wypowiedź. :) Moje zdanie na temat tej - i każdej innej - powieści napisanej przez Paoliniego jest niemal identyczne.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: