W głąb króliczej nory
Pamięć o tym, co zdarzyło się wczoraj i przed kilkoma dniami silnie zakotwicza nas w rzeczywistości. Czy możemy bowiem budować własną teraźniejszość i codzienność nie wiedząc, jacy byliśmy jeszcze wczoraj? „Kilka dni z życia Alice” to pogodna opowieść o kobiecie, która stanęła przed takim właśnie wyzwaniem.
Alice niczym Alicja z Krainy Czarów nagle wpada do króliczej nory i znajduje się w świecie, którego nie zna. Do nowej rzeczywistości nie zaprowadził jej jednak królik z zegarkiem, a drobny wypadek. Zegar w umyśle Alice zwariował i przesunął się o 10 lat wstecz. Bohaterka odkrywa, że jej ciało uległo transformacji i to zupełnie bez udziału buteleczek czy ciasteczek zachęcających, by je spożyć. Alicja myliła słowa wierszy, Alice uświadamia sobie, że utraciła pamięć o dekadzie swojego życia. Znajomi i rodzina wyglądają zupełnie inaczej, niczym fantastyczne istoty z Krainy Czarów. Jakby tego było mało, wszyscy zadają jej pytania, na które nie zna odpowiedzi i Alice może odczuć, co spotkało Alicję na herbatce u Szalonego Kapelusznika.
Liane Moriarty stworzyła powieść nietuzinkową. Wydawać by się mogło, że utrata pamięci to wyeksploatowany temat. Pisarka jednak nakreśliła pozornie błahą opowieść o kobiecie z klasy średniej, prowadzącej dom i wychowującej dzieci, która zmusza do refleksji. Pod płaszczykiem zwykłej powieści obyczajowej przemyciła znacznie więcej. Jest to nie tylko pytanie o zmiany, jakim podlega człowiek, ale również o duchową drogę, jaką przechodzi, o utracone wartości i cele.
Alice staje przed niecodziennym zadaniem – musi oswoić swoją teraźniejszość i nauczyć się żyć w zupełnie jej nieznany sposób. Mimo iż nie poznaje siebie w lustrze – fizycznie ani mentalnie – podejmuje walkę. Już na starcie objawiają się jej wszystkie błędy, jakie popełniła, porzucone ścieżki i zapomniane wartości. Alice nie pyta o drogę powrotną Kota z Cheshire, tylko rzuca się w szaleńczy pościg za tym, co utraciła i usiłuje zmienić rzeczywistość.
Gdyby Liane Moriarty chciała jedynie stworzyć bestseller, na tym ta opowieść mogłaby się zakończyć. Jednak pisarka ukazuje całą złożoność ludzkiej natury i nie lekceważy jej niejednoznaczności. Sięga głębiej, odsłaniając niedoskonałości i wielowymiarowość psychiki. Alice przejdzie długą drogę, by odzyskać swoje marzenia.
Kolejnym atutem powieści są bohaterowie drugiego planu. Postacie babci i siostry Alice zostały świetnie nakreślone i rozbudowane. Jednocześnie są one ściśle powiązane z tożsamością głównej bohaterki i wpisują się w zasadniczy nurt powieści, którym jest poszukiwanie samego siebie.
Autorka „Kilku dni z życia Alice” pisze przystępnie i obrazowo. Prosty styl i język budują atmosferę rodziny z sąsiedztwa, znanej wszystkim nijako ponadkulturowo, nawet jeśli Australia jest odległa geograficznie*. Tym samym czytelnik wsiąka w powieść, wtapia się w nią i podąża naturalnie za problemami tytułowej bohaterki.
Warto poświęcić kilka godzin, by przeczytać „Kilka dni z życia Alice” i zastanowić się, czy gdyby zabrano nam ostatnie 10 lat życia, poznalibyśmy sami siebie? Czy mamy odwagę wskoczyć do króliczej nory?
---
* Pamiętacie, jak Alicja spadając w głąb króliczej nory zadawała sobie pytanie, czy przeleci całą ziemię na wylot i znajdzie się w Australii? Liane Moriarty co prawda nigdzie nie wspomina o „Alicji w Krainie Czarów”, ale dla mnie te dwie powieści tworzą pewny intertekstualny dialog, nawet jeśli jest on całkiem niezamierzony.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.