Dodany: 30.11.2014 11:54|Autor: Ciachoo

Afryka w opowieściach autora horrorów


Odkąd zacząłem czytać Kinga, Koontza, Mastertona i innych autorów wprowadzających mnie coraz głębiej w kręgi horroru i fantastyki, które uwielbiam, słyszałem gdzieniegdzie o Łukaszu Orbitowskim. Orbitowski - utalentowany pisarz. Orbitowski - polski King. Orbitowski - utalentowany pisarz. Orbitowski - najważniejszy przedstawiciel polskiej fantastyki. Tej nigdy nie czytałem wiele. Nieco zaczęło się to zmieniać w ubiegłym roku, kiedy sięgnąłem po Grzędowicza, Wegnera i Dukaja, którzy udowodnili mi, że warto ją poznawać. Musi więc przyjść czas i na Orbitowskiego w końcu. Jednak nie stanie się to już dzisiaj. Życie czasem bywa przewrotne i zaskakuje, i tak samo jest w tym przypadku, bo znajomość z Łukaszem Orbitowskim, paradoksalnie, zaczynam nie od jego najgłośniejszych powieści grozy i fantastycznych, a od literatury podróżniczej, która w jego wydaniu jest podobno czymś całkowicie nowym.

Lubię literaturę podróżniczą, podobnie jak historyczną i fantasy, za eskapizm, który umożliwia. Z tą jednak różnicą, że w przypadku fantasy i powieści historycznych zawsze ląduję myślami, a może nawet i duchem, w obcym świecie, od podstaw stworzonym przez autora, zaś dzięki książkom podróżniczym poruszam się w opisywanym przez autora naszym świecie, z tym, że kilkaset tysięcy kilometrów dalej, więc i ten świat jest dla mnie niemal całkowicie obcy.

"Zapiski nosorożca. Moja podroż po drogach, bezdrożach i legendach Afryki", które trafiły w moje ręce, nie są pozycją stricte podróżniczą, to bardziej dziennik podróży Łukasza i Agaty po Republice Południowej Afryki, który przeplata się z legendami afrykańskimi. Czytamy na przemian opisy tego, co im się przydarzyło i legendy, które autor, po dokładnym poznaniu, napisał po swojemu. Sprawia to, że rozdziały są krótkie, nieraz tylko czterostronicowe, ale tym bardziej ciekawe i szybko się je czyta.

Łukasz Orbitowski nie bawi się w tworzenie jak najlepszego wizerunku Afryki jako pięknego miejsca turystycznego czy baśniowej krainy, gdzie chcielibyśmy się koniecznie znaleźć. Opisuje szczerze i bezstronnie wszystko to, co widzi, nie tylko faunę i florę, którymi się oczywiście zachwyca (zwłaszcza pawianami i nosorożcami), ale także ludzi, z którymi zawsze chętnie rozmawiał, wyciągał informacje na temat ich życia, kultury i obyczajów afrykańskich, a także przeżywał lepsze i gorsze momenty podczas swojej podróży. Jeśli miał ochotę pochwalić człowieka za pomoc, robił to. Jeśli chciał ponarzekać na odgrzewane, a nie świeże jedzenie - również tak czynił. Często zdarzało mu się przy tym zakląć albo rzucić ostrzejszy dowcip, co nie każdemu przypadnie do gustu, ale to kolejna oznaka szczerości autora, który gdy ma chęć użyć wulgaryzmu - używa go, a nie pomija dla lepszego wizerunku.

I taka w zasadzie jest ta książka. W pełni prawdziwa. Czasem magiczna. Ukazująca RPA i Afrykę w pełnym świetle. Często jako piękne, dzikie i cudowne. Czasem jako biedne, brudne i przerażające. Zawsze szczerze i bez napuszczenia. Orbitowski to nie Cejrowski, Halik czy Fiedler. To całkowicie inna literatura. Inna relacja. Ale też dobra i jeszcze bardziej zachęcająca do poznania tajemniczego miejsca, jakim jest Czarny Ląd, o którym od dawna się opowiada, i jeszcze długo będzie, w ten czy inny sposób.


[Recenzja ukazała się wcześniej na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 897
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: