Dodany: 18.11.2014 12:57|Autor: anna-sakowicz

Książka: Rzeźby w maśle: Prozy z pamięci
Frania Arkadiusz

3 osoby polecają ten tekst.

„Rzeźby w maśle”


Czasami jedynym sposobem na zapanowanie nad własnym życiem jest pisanie. Ubrane w słowa, poprzedzielane przycinkami i rozdmuchane powietrzem spacji wydaje się uporządkowane i logiczne. Można jeszcze je wyrzeźbić w maśle… Nożem delikatnie uformować tłuszcz… To nie będzie nic trwałego. Wystarczy wyższa temperatura, a rzeźba spłynie wspomnieniem dotyku „rzeźbiarza”, ale przecież potem można zacząć od nowa.

Arkadiusz Frania w książce „Rzeźba w maśle” wciąga czytelnika w świat swoich myśli, uczuć, refleksji i doświadczeń. I muszę przyznać, że dałam się uwieść autorowi. Poniosło mnie w namiętności czytania. W pewnym momencie łapałam się na tym, że starałam się nauczyć na pamięć niektórych fraz. Frania posługuje się tak pięknym językiem, że czytelnik czuje rozkosz lektury w pełnym wymiarze.
Nie znałam tego autora wcześniej, ale po przeczytaniu tej książki mam ochotę na jeszcze. Styl, sposób opowiadania, postrzegania świata jak dla mnie niezwykle poetycki i jakże trafny!

Książce nadano podtytuł „Prozy z pamięci”. W pierwszej chwili miałam więc wrażenie, że będą to ot takie wspomnienia pana mniej więcej w moim wieku, zatem bardzo mi bliskie, trochę zabawne, trochę refleksyjne, ale po każdej przewróconej stronie zatapiałam się niczym w maśle, słowa przylepiały się do mnie, a zmysły wariowały. Narrator to Frania A. – poeta, polonista i mąż, człowiek z niezwykłą wrażliwością i niesamowitym darem językowym. Jego postrzeganie rzeczywistości było mi bardzo bliskie. Przyznaję, że dawno nie czytałam tak pięknie napisanej książki.

Podczas lektury zastanawiałam się, jaki to gatunek. Opowiadania? Felietony? Autor nie podpowiada rozwiązania czytelnikowi. Są to po prostu „prozy” (celowo użyte w liczbie mnogiej). Według mnie niesamowicie poetyckie. I gdyby ktoś koniecznie chciałby ode mnie usłyszeć, jakim gatunkiem posłużył się Frania, powiedziałabym: prozą poetycką, bo ta proza ma bardzo poetycki rytm. A metafory, celowo przekształcone związki frazeologiczne, aforyzmy, ironia, oksymorony powodują niezwykłe wrażenia czytelnicze.

„Czym zatem różni się poezja od prozy? Poezja jest esencją, proza – esencją esencji, a życie – fusami”. […] Proza to najszlachetniejszy stan skupienia poezji”.[1]

Obok mężczyzny (narratora) ważną rolę w książce pełni Agatka – jego żona. Wydaje się bardzo kobieca, trochę matkuje mężowi. Jednak w relacjach pomiędzy bohaterami widać miłość, szacunek i troskę. On prawie zawsze mówi o niej „Agatka” nie Agata. Ale nie jest to książka o miłości. Są tu refleksje na temat poezji, stereotypu poety, warsztatu literackiego, dzieciństwa, czytelnictwa, przemijania itp. Autor stawia bardzo trafne diagnozy otaczającej go rzeczywistości. Zmusza czytelnika do refleksji również nad samym sobą, nad sposobami własnego istnienia: „Wiem, że trzeba mnie rozsadzić z sobą. Jak jesteśmy razem, ciągłe wiercenie, nieusiedzenie na tyłku, stukanie do okien z dykty podklejonej żywicą”. [2]

Ciekawym zabiegiem są wtrącenia skierowane do redaktora czy korektora książki. Narrator jakby „boi się”, że jego celowe łamanie reguł czy tworzenie zaskakujących połączeń może być odebrane jako błąd. A tutaj każde słowo jest jakby rzucone przed czytelnika z premedytacją, z prowokacją do myślenia. Autor czasami bawi się niektórymi formami.

„McDonald’zie (podoba mi się ten niepoprawny zapis, może redaktor lub korektor uznają, że w słusznej słowotwórczej sprawie zastosowałem zasadę licentia poetica)”. [3]

Na uwagę zasługuje też humor narratora. Sporo fragmentów z pewnością rozśmieszy czytelnika (np. łapanie moli).

Najwięcej miejsca jednak autor poświęca refleksjom na temat tworzywa literackiego. Pisze o męce twórczej: „Przecież jak nie ma odcisków od długopisu czy klawiatury, podkrążonych oczu, trudno mówić o tworzeniu. Pisanie to wszakże czynność psychiczno-fizyczna. Musi boleć w głowie, mięśniach”. [4]

Jednak były dwie rzeczy, które nie do końca przypadły mi do gustu. Czasami autor stosuje wyliczenie. Wyrzuca wtedy ciągiem po kilka wyrazów o znaczeniu synonimicznym. I przyznam szczerze, że w początkowych tekstach trochę mnie to irytowało. Potem jednak, nie wiem, czy się przyzwyczaiłam i kompletnie mi to nie przeszkadzało, czy może jednak autor robił to rzadziej, ale na pewno już mnie to nie raziło.

I najważniejsza sprawa: okładka. Wiadomo, że strona graficzna książki nie zawsze zależy od autora i kwestia gustu, co się komu podoba. Mnie niestety okładka książki „Rzeźba w maśle” nie podobała się wcale. Pewnie nie zwróciłabym na nią uwagi w księgarni. Tu aż się prosi piękna grafika, która choć trochę oddałaby piękno języka, jakim posłużył się autor.

Dla mnie Arkadiusz Frania to niezwykłe odkrycie. Na pewno będę trzymać kciuki za pisarza, bo uważam, że przed nim sporo nagród literackich. A książka na pewno da rozkosz niejednemu (nie tylko) poloniście.


PS. I po tych słowach wyobrażam sobie autora, który siedzi przed swoim komputerem, czyta moją opinię i „merda ogonem”, bo zrobiłam tak jak zapragnął, zajrzałam do „książki, od początku, od środka, od końca, na dowolnej kartce”. Bo to jedna z tych książek, do których trzeba powracać!
„Jestem bezwstydny, gdy tak się narzucam, pcham do oczu, merdam ogonem jak głodny pies”. [5]

[1] Arkadiusz Frania: "Rzeźby w maśle. Prozy z pamięci". Warszawa: Nowy Świat, 2014, s. 145
[2] tamże, s. 142
[3] tamże, s. 36
[4] tamże, s. 77
[5] tamże, s. 142

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 538
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: