Dodany: 15.11.2014 23:50|Autor: aleutka

Czytatnik: Notatnik

9 osób poleca ten tekst.

Wnuczka do orzechów część pierwsza - zgrzyty i tarcia


Wiecie, co trzeba zrobić przed lekturą nowej Musierowicz? Trzeba przeczytać możliwie wiele możliwie najbardziej krytycznych recenzji. Wtedy - wbrew oczekiwaniom - natrafia się na całkiem przyjemną lekturę. Niepozbawioną zgrzytów, powodującą niekiedy cierpnięcie zębów i zdumienie, ale całkiem przyjemną, by nie powiedzieć MIŁĄ.
Załatwimy najpierw
ZGRZYTY, CIERPNIĘCIA I ZDUMIENIE (ale będzie też miło, tylko w drugiej części). SPOILERY następują. Nie omawiam też wszystkich irytujących mnie drobiazgów, tylko to, co najbardziej ukłuło.

1. Migracja kuchni z Roosevelta. Wielokrotnie pisałam juz na forum, że Jeżycjada potrzebuje moim zdaniem powiewu świeżego powietrza, bo w kuchni Borejków zapanował zaduch a autorka popadła w rozleniwienie. Przebłyski domu Żeromskich, domu Dziubów czy rodziny Janickich - wszystko to pokazuje, ze Musierowicz ma potencjał, ale popadła w rutynowo Borejkowska atmosferę. Okładka Wnuczki była obiecująca - konkretnie obiecywała wyprowadzkę. I wyprowadzka nastąpiła, ale na bogów, nie o to mi chodziło!! Teraz mamy Roosevelta 5, tyle że na wsi...

2. Natura, przyroda i inne żyjątka. Wystepują tu podlane sentymentalnym sosem i doprawione pieprzem pogardy dla miasta i miastowych. Miasto tłamsi i dusi. Miasto odstawia starszych ludzi na boczny tor, a natura panie dzieju pozwala im być sobą (bo natura sama z siebie nie likwiduje wszak osobników słabszych i starszych z bezosobową obojętnością). Zaznaczmy od razu - nie mam nic przeciwko przyrodzie obecnej w książkach nawet w XIX wiecznym zgoła natężeniu przy którym Nad Niemnem wydaje sie miejskie. Mam natomiast spore zarzuty związane z idealizacją tejże przyrody, zwłaszcza kosztem miasta. Bo miasta to tylko brud i smród, a nie laboratoria produkujące aspirynę czy fabryki dostarczające ciasteczek owsianych i łóżek z pilotami, ze o wydawnictwach i drukarniach nie wspomnę). Przyroda natomiast to wyłącznie piekno i przemyślany system i inne harmonie, a nie walka o byt. Miastowi zas to (poza Borejkami rzecz jasna) wyłącznie idioci nieporadni i ogłupieni. Z tym mam naprawdę spory problem. Czy o tym pożarze nie mogli na przykład poinformować przejeżdżający ludzie z miasta chociażby? Niechby nawet Aurelia z Konradem, albo Cesia z Hajdukiem...

3. Zachowanie Doroty jako Przyszłej Lekarki. Tak, główna bohaterka, hoża Dorota Rumianek rozważa medycynę jako potencjalną drogę kariery. Spójrzmy więc na jej zachowania w tym względzie.

3a Zgadzam się z uwagą zgłoszoną bodaj na blogu zwierza popkulturalnego - ta jedna scena powinna spowodować wycofanie nakładu z księgarń. Scena, w której Dorota natrafiwszy w lesie na osobę nieprzytomną najpierw - rozważając różne opcje - dochodzi do wniosku że nie zastosuje oddychania usta-usta bo - uwaga - w trakcie kursu pierwszej pomocy w gimnazjum jeden z nieokrzesanych kumpli próbował naruszyć jej integralność osobistą podczas ćwiczeń praktycznych z tegoż oddychania. Wiecie, to jest takie właśnie myślenie, które powinien stosować lekarz. Mam niezbyt przyjemne wspomnienia w związku z nauką tej techniki, więc nie będe jej używać, choćby miała uratować komuś życie. (Pomijamy tu fakt, że nasza hoża Dorotka w ogóle nie sprawdza tak trywialnego detalu jak drożność dróg oddechowych). Ale najgorsze dopiero nastąpi. Otóż H.D. wyeliminowawszy ze swego arsenału sztuczne oddychanie dochodzi do wniosku, że najlepszą w takiej sytuacji metodą będzie WLAĆ OSOBIE NIEPRZYTOMNEJ DO GARDŁA ALKOHOL. Bo widziała to na filmach - nie, wcale nie żartuję. Początkowo - kiedy przeczytałam o tym u zwierza - doszłam do wniosku, że chodzi po prostu o pokazanie dziewczyny, która nie ma pojęcia o zasadach udzielania pierwszej pomocy bo jej to nie interesuje, a ponieważ nie wie - panikuje. Wtedy taki błąd byłby w pełni zrozumiały. Byłby wciąż straszliwy - w ten sposób naprawdę można kogoś zabić, jednym z całkiem realnych zagrożeń przy nagłej utracie przytomności jest zadławienie ze skutkiem śmiertelnym - ale wiadomo by było, skąd się to wzięło. A jednak nie. Mamy tu do czynienia z Przyszłą Lekarką, osobą, posiadającą całkiem spory księgozbiór medyczno-przyrodniczy, osobą, która później będzie się popisywać wiadomościami na temat leczniczych właściwości orzechów włoskich i wiedzą na temat skali Tannera i innych aspektów hormonalnych różnych etapów dorastania u nastolatków. Osobą, która nauczyła się tego i owego w kwestiach medycznych od matki pielęgniarki. I ta osoba nie ma pojęcia na temat podstawowych zasad udzielania pierwszej pomocy. Można też zwątpić w jej inteligencję - na litość boską nawet nie wiedząc jak postąpić z osobą nieprzytomną stosunkowo łatwo się domyślić, że jeśli płyn dostanie się do tchawicy osoby, która może nie być w stanie odkrztusić, to wesoło nie będzie. I książka propagująca taką niebezpieczną bzdurę będzie miała szerokie grono czytelniczek, które być może uznają, że jest to najwłaściwsza metoda postępowania w takiej sytuacji. Co robi bowiem osoba ratowana (lekarka, doktor nauk medycznych Ida z domu Borejko) odzyskawszy przytomność, krztusząc się i dławiąc, kiedy to (jak autorka opisuje ze smakiem) płyn ciurkał jej do tchawicy? Ochrzania naszą h.D. pod hasłem "Dziecko, mogłaś mnie ZABIĆ"? Skądże znowu. Chwali ją, że zachowała się niczym rasowa pielęgniarka. Chroń mnie Boże przed tak niekompetentymi pielęgniarkami. Mam ochotę krzyknąć DZIECI, NIE PRÓBUJCIE TEGO W DOMU. Gdzież są niegdysiejsze śniegi, gdzie Celestyna, która na podstawie przeczytanych książek medycznych potrafi poprawnie zdiagnozować chorobę dziecięcą (prosty przypadek, ale zawsze).

3b. Do domu Dorotki trafia Ignacy Grzegorz. Wskutek odrobinę na siłę komicznych okoliczności zostaje pogryziony - przez pszczołę i szerszenia równocześnie, bo co autorka ma sobie żałować. I.G. nie może zasnąć wskutek bólu i nasza dzielna h.D. śpieszy na ratunek. Po zastosowaniu (napiżamowo) kompresu i podaniu szklanki z wapnem h.D. śpieszy ze wsparciem. A, przepraszam. Stwierdza po prostu "Nie jęcz, nie jęcz, co z ciebie za facet, aż tak nie boli". I to jest osoba, która jest oburzona na lekarza pierwszego kontaktu, lekceważącego pacjentów. Wiecie, czego nienawidzę - u wszystkich, ale u lekarzy szczególnie? Właśnie takiej maniery "ja wiem lepiej, jak bardzo cię boli, nie rób z siebie ciamajdy i nie przesadzaj". Droga Przyszła Lekarko, ludzie mają różny próg odporności na ból (i to doprawdy zdumiewające, że jeszcze o tym nie wiesz, przy swoim imponującym oczytaniu medycznym). To że podwójne ukąszenie nie złamałoby takiej twardzielki jak ty nie znaczy, że u innej osoby nie może powodować bólu trudnego do zniesienia (możesz też mieć do czynienia z osobą uczuloną). Najlepszym sposobem na to aby pacjent się zamknął w skorupie odcinając możliwość kontaktu jest właśnie takie protekcjonalne umniejszanie jego problemów. Najlepszym sposobem na to, aby pacjenci przestali przychodzić jest emanowanie takim wewnętrznym krytykanctwem że "ktoś tu chyba (ktosiem jest osoba po wypadku, omdleniu, ewidentnie obolała i możliwe że w szoku) się ze sobą cacka". Emanowanie postawą "po prostu weź się w garść" nie pomaga w takich sytuacjach. To sie zdarza lekarzom pierwszego kontaktu, ale ty przecież będziesz Lekarką Idealną bo znajduesz się w musierowiczowersum i jesteś kreowana na Ideał. Nawet jeśli przyjąć, że mamy do czynienia z hipochondrykiem, czyli człowiekiem, którego problemy są przede wszystkim natury psychicznej - nie sądzę aby takie dziarskie zbywanie zadziałało. Wydaje mi się w ogóle, że to jest dość poważny problem na wielu płaszczyznach w najnowszych powieściach Musierowicz - brak szerszej skali empatii (nie wiem, jak to inaczej ująć). Chodzi mi o fakt, że króluje cierpkie, chłodne współczucie, kostyczne pełne dystansu wsparcie, kpina i umniejszanie problemu - a wszelkie inne zachowania zostają uznane za użalanie się nad sobą (zwłaszcza u chłopców). Nic pośredniego. Albo twardziel milczący, pracujący na zawał w wieku lat czterdziestu, albo miągwa zapłakany. Nie ma tu miejsca na otwarte wyrażanie bólu, nawet przy kimś, kogo kochamy i komu ufamy, przed kim moglibyśmy się odsłonić. Ani na bycie z kimś kto cierpi. Nierozczulanie się nad nim, nierozdmuchiwanie jego problemów ale i nieumniejszanie ich. Po prostu bycie z kimś, nawet kiedy nic nie da się powiedzieć. To było wcześniej w Jeżycjadzie i zanikło - nie potrafię powiedzieć kiedy.

4. Co wolno chłopcu to nie tobie dziewczyno. Ignacy Grzegorz cierpi nie tylko fizycznie. Chłopak ma autentycznie złamane serce, rzuciła go bowiem dziewczyna, wysyłając krótkiego maila pod hasłem "Wyjeżdżam do Paryża, żegnaj". Wiecie, każdy by zwątpił. Ignacy wycofuje się więc, uznając - moim zdaniem słusznie - że po tak lakonicznym (by nie powiedzieć nietaktownym) zerwaniu nie pozostaje nic innego. Ale kobiety książkowe - z Dorotką na czele - radzą naszemu Werterowi aby o Magdusię walczył. I dzieje się to z pełną aprobatą autorki i zostaje uwieńczone sukcesem. Bo wiecie, dziewczyna, która mówi "żegnaj" mówi tak naprawdę "Goń mnie, ścigaj i odzyskaj". Ida stwierdza to wprost, sugerując, ze Magdusia, ta spryciula, uciekła tylko po to, aby Ignacy Grzegorz ją gonił. To jest rozumowanie pod hasłem że "NIE" znaczy "być może" i nienawidzę tego z całej duszy. Przy czym najwyraźniej tylko u kobiety takie zachowanie jest zachętą do ścigania i mężczyzna, ten rasowy jak wiemy (przynajmniej Ida wie...) myśliwy, potrzebujący zwierzyny od czasu do czasu powinien wtedy WALCZYĆ. Bo kiedy walczy dziewczyna - próbując się z partnerem skontaktować (nic więcej nie wiemy, naprawdę) - to jest wrednym, narzucającym się bluszczem. (Tu mnie ponosi, bo ja Agatę naprawdę bardzo lubiłam i Agata z McDusi NIGDY nie narzucałaby się komuś niczym Igor Bogatka. Agata była prawdziwą damą, obdarzoną prawdziwym taktem, autentycznym poczuciem humoru i realnym dystansem do siebie samej. Fakt, że próbowała się z Józinkiem skontaktować telefonicznie częściej niż raz nie jest od razu ZBRODNIĄ BLUSZCZOWANIA. No ale oczywiście skoro trzeba się Agaty pozbyć, należy z niej zrobić osobę ekstremalnie antypatyczną, narzucającą się jędzę, przez którą Józinek omal nie zdał matury).

5 Co wolno dziewczynie, to nie tobie chłopcze. Natalia, zwana przez synów czule Matalią pozostaje oderwaną od prozy życia, nieco nadopiekuńczą i abstrakcyjną mglistą i nieuchwytną istotą o potężnej intuicji, odbierającą telefony zanim zdążą zadzwonić a równocześnie potrafiącą uprać spodnie z telefonem komórkowym w kieszeni. U synów budzi to rozczulenie i chęć ochrony tej chwiejnej istoty. Bo takie roztargnienie u kobiety wysoce intuicyjnej i pięknej ulotną, celtycką urodą jest w pełni zrozumiałe i rozczulające. Mężczyzna wykazujący się podobnym roztargnieniem jest po prostu ciamajdą niezasługującym na uwagę. Zdaniem naszej hożej Dorotki, jeśli w dodatku pisze on wiersze to nie masz już dla niego nadziei, bo mężczyzna piszący wiersze czyni to wyłącznie z powodów lękowych, zamiast jak należy wziąć się w garść i zacząć żywić rodzinę. Łaskawie uniewinnia nasza Dorotka Słowackiego, bo skoro rodziny nie założył to ma prawo do nieżyciowości. Gdzież są niegdysiejsze śniegi, gdzie Mila, która kochała Ignacego nie wbrew jego kompletnej nieżyciowości, ale właśnie także dzięki niej? I zgadzała się w kwestii przewagi Plutarcha nad czekoladą dla córek? Pod pewnymi względami Jeżycjada robi się bardziej staroświecko przestarzała niż była w latach siedemdziesiątych...

6. Idy idiotyzmy czyli pokwitanie i klimakterium w jednym. Nastepuje w tym tomie dość nieporadna próba rehabilitacji Idy. Dorotka mowi nam wręcz drukowanymi literami (w mailu do mamy) - co należy o Idzie myśleć. Dowiadujemy sie mianowicie, że Ida owszem sprawia wrażenie narwanej kozy, (a to rzucanie w syna słoikami to tylko taki uroczy wyraz temperamentu zapewne) - ale za to jako lekarka jest świetnie zorganizowana, bardzo kompetentna i umie okazywać współczucie. No może rzeczywiście dostaje sie ono pacjentom, bo juz siostrzeńcowi niekoniecznie. Nie mówiąc o mężu. W życiu prywatnym, w jednej z najważniejszych sfer, czyli wieloletnim związku Ida zachowuje się jak osoba kompletnie niedojrzała i pozbawiona podstawowej empatii. Mężczyzna potrzebuje od czasu do czasu pościgać zajączka, bo inaczej nudno. Ucieknę więc, nie mówiąc ani słowa o tym gdzie jestem i co się ze mną dzieje. O ile można znaleźć w sobie wyrozumiałość dla Magdusi, która jest młoda i ma prawo do takiej niedojrzałości, o tyle w przypadku Idy człowiek ma ochote nią potrząsnąć. Ida sie otrząsa na wzmianke o klimakterium, ale to jest tak naprawde znacznie gorsze, to sprawia wrażenie połączenia klimakterium i wczesnej fazy pokwitania, kiedy mhhhoczna nastolatka żoładkuje się wewnętrznie, że jak im zniknie to dopiero wtedy pożałują. Takie zachowania były zrozumiałe w przypadku piętnastoletniej Idy uciekającej z Czaplinka, ale człowiek miał nadzieję, że trochę dorosła od tego czasu, doprawdy. Dodatkowo - niczym nastolatka z zaburzeniami odżywiania (konkretnie ortoreksją) Ida jest obsesyjnie zainteresowana wagą swoją i innych. Cieszy sie w sumie, kiedy sukienka Dorotki okazuje sie na nia, Idę, za duża. Nie zawaha się w niezbyt taktownych słowach ponownie skrytykować Magdusi i jej nawyków żywieniowych. Doprawdy nazywanie Idy "boginią empatii" (!!) budzi w tym kontekście jedynie śmiech pusty. Gdzież są niegdysiejsze śniegi, gdzie czasy, kiedy szydzenie z pulchności Belli bylo jednoznacznie kwalifikowane jako brak taktu i popełniał coś takiego jedynie ostatni cham. Od dawna już, kiedy czytam o Idzie, mam ochotę rzucić poezją tak, aby Borejkowie łatwiej zrozumieli. Czy ta kwoka proszę pana byla dobrze wychowana??

7. Zachowania Dorotki jako dzielnej dziewoi - czyli od braku taktu po chamstwo zwykłe i horyzonty, dumne z tego, że są ograniczone. W zasadzie 3b i 5 już się pod to kwalifikuje, ale pojawiają się i inne przebłyski. Stwierdzenia w rodzaju że ta twoja poezja to jak wietrzna ospa, wyrośniesz z tego i podobne. Jak klasyczny ekstremalny ekstrowertyk, irytująco hoży - Dorotka nie uznaje zasady gryzienia się w język. Nie zastanawia się, czy to co powie może kogoś dotknąć. Trochę się tego uczy pod wpływem Ignacego Grzegorza, do czego jeszcze wrócę. No i przeprasza post factum, więc jest nadzieja. Może to było zaplanowane przez autorkę. (Bo jest w sumie takie zachowanie dość prawdopodobne psychologicznie, nawet jeśli irytujące). Możliwe - ponieważ wątek Dorotki będzie częścią conajmniej dyptyku - że jest to część ewolucji tej postaci, a to z kolei stanowi część szerzej zakrojonego planu podważenia tego okropnego archetypu Dzielności jako Udawania że Problemów Nie Ma i Udzielania Wsparcia przez Wyśmiewanie. Bo tu właśnie wkroczy Ignacy Grzegorz i odegra całkiem ważną choc skromna rolę. No ale tu juz wkraczaja zalety, czyli c.d.n. ale aby to było w pełni zrozumiałe muszę wspomnieć o

8 Czyli Czarek Majchrzak w roli właściciela firmy przewozowej. Och, jak mogłaś autorko, no ale c.d.n

Wnuczka do orzechów (Musierowicz Małgorzata)


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6365
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 20
Użytkownik: misiak297 24.11.2014 15:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiecie, co trzeba zrobić ... | aleutka
Trudno się z Tobą nie zgodzić, Aleutko! Obawiam się, że przez MM zostałabyś uznana za wroga i trolla w jednym. Nawet pomimo zapowiedzianych peanów...
Użytkownik: asia_ 24.11.2014 16:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiecie, co trzeba zrobić ... | aleutka
Co do punktu 3, to mnie jeszcze przeraziło, że Dorota (a możliwe, że także Ida) podała Ignasiowi środki nasenne bez pytania go o zdanie/ewentualne alergie/inne zażywane leki i poinformowała go o tym dopiero po fakcie. Pomyślałam, że jeszcze kilka takich dobrych dusz i chłopak zejdzie z tego świata z powodu przedawkowania.
Użytkownik: aleutka 24.11.2014 16:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Co do punktu 3, to mnie j... | asia_
Tez mnie uderzylo, ze smieszy nasza Dorotke fakt, iz Ignas dostal podwojna dawke srodka nasennego (a powinno raczej zaniepokoic), zakladam jednak ze gdyby mial jakas powazna alergie albo zazywal inne leki to Ida wiedzialaby o tym i zareagowala w momencie, kiedy uswiadomila sobie, co zrobily.
Użytkownik: asia_ 24.11.2014 16:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Tez mnie uderzylo, ze smi... | aleutka
Zgoda, Ida zapewne doskonale zna jego stan zdrowia, więc jest usprawiedliwiona. Dorota natomiast absolutnie nie. Ten fragment zapewne miał pokazywać pokrewieństwo dusz i pewną jednomyślność Doroty i Idy, ale wyszło kiepsko. Ach, i Ida nie ma możliwości zareagować, bo Dorota nie przyznaje się jej do tej drugiej dawki.
Użytkownik: aleutka 24.11.2014 20:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Zgoda, Ida zapewne doskon... | asia_
Rzeczywiscie, mnie sie skrot myslowy wytworzyl, ze Dorota powiedziala Idzie i ze sie smialy, bo to ach, takie zabawne. Dorotka sie w ogole zapowiada na fatalnego lekarza, no ale to poniekad rozwine w czytatce o zaletach ;)
Użytkownik: lady P. 24.11.2014 16:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Tez mnie uderzylo, ze smi... | aleutka
W "Idzie sierpniowej" ojciec Borejko podaje Idusi chyba podwójną porcję Neospasminy. Ten sam pomysł, tyle że z wykorzystaniem chemicznego środka nasennego, nie jest zabawny, lecz przerażający...
Użytkownik: lady P. 24.11.2014 16:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiecie, co trzeba zrobić ... | aleutka
Ja też nie lubię Dorotki. Razi mnie ten jej brak empatii - Ignaś nie ma prawa do pasji i zainteresowań (wyrośnie z nich i zacznie borykać się z życiem!), a ona sama owszem, ma takie prawo. Np. ta scena, gdy Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Użytkownik: aleutka 24.11.2014 20:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też nie lubię Dorotki.... | lady P.
No ale ona jest usprawiedliwiona, bo to jej droga do zostania lekarzem, a wiec kims spolecznie uzytecznym. Wlasnie ten skrajny pragmatyzm Dorotki troche mnie razi. Jestem pewna ze gdyby na przyklad zachwycila sie czyms kompletnie niepraktycznym i abstrakcyjnym, na przyklad jezykiem Etruskow, to by probowala to w sobie wyrugowac, bo to przeciez takie kompletnie zbedne. Jak poezja ;)
Użytkownik: lady P. 24.11.2014 21:06 napisał(a):
Odpowiedź na: No ale ona jest usprawied... | aleutka
Tak, jeśli ona będzie takim lekarzem, który się zna na wiśniach, a nie umie/nie chce prawidłowo udzielić pierwszej pomocy, to ja dziękuję. ;)
Użytkownik: joanna.syrenka 26.11.2014 20:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiecie, co trzeba zrobić ... | aleutka
A mnie się podobało!
Tylko ja się nie skupiam na pierodłach typu podwójna dawka środka, nadwrażliwość Natalii, co wzorowo powinna wykonywać (a czego nie robić pod żadnym pozorem!) Dorotka jako przyszły lekarz albo czy korespondencja Idy z Gabrysią jest snobistyczna i w dodatku "na siłę"... :P

Odebrałam "Wnuczkę" jako naprawdę przyjemną, zgrabnie napisaną lekturę (być może nieco przewidywalną) , choć nie powiem - gdzieś ta magia Jeżycjady umyka, i też nie wiem, od którego tomu to nastąpiło...
Użytkownik: aleutka 26.11.2014 23:01 napisał(a):
Odpowiedź na: A mnie się podobało! Ty... | joanna.syrenka
Ależ ja też. Właśnie o tym piszę na początku - że po lekturze tylu krytycznych recenzji spodziewałam się straszliwego gniota i zostałam pozytywnie zaskoczona. O zaletach będzie druga część, najpierw zrzuciłam z serca co ciążyło.
Użytkownik: lady P. 27.11.2014 12:27 napisał(a):
Odpowiedź na: A mnie się podobało! Ty... | joanna.syrenka
Też się nie skupiałam, samo rzuciło się w oczy. Ogólnie wrażenia umiarkowanie pozytywne - na 4, w każdym razie ta część lepsza niż straszna "McDusia". Brakowało mi czegoś w tym tomie. Może kuchni Borejków? Albo Laury, którą wbrew wszelkiej logice bardzo lubię. ;) Czytając porównywałam "Wnuczkę..." do "Sprężyny", obie części są do pewnego stopnia podobne do siebie, bo Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Użytkownik: hburdon 26.11.2014 23:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiecie, co trzeba zrobić ... | aleutka
„Nie ma tu miejsca na otwarte wyrażanie bólu, nawet przy kimś, kogo kochamy i komu ufamy, przed kim moglibyśmy się odsłonić. (...) To było wcześniej w Jeżycjadzie i zanikło - nie potrafię powiedzieć kiedy.”

Hm. Było? Bo jak przeczytałam to pierwsze zdanie, to przyszło mi do głowy, że tego w Jeżycjadzie nie było nigdy. Cierpieć owszem, wolno, ale koniecznie w milczeniu. Wybuchy gniewu są traktowane z wyrozumiałością, ale na wybuchy żalu nie ma miejsca, bo wybuchy żalu są dla miągw. Taka wybiórcza empatia. Nie?
Użytkownik: misiak297 27.11.2014 00:31 napisał(a):
Odpowiedź na: „Nie ma tu miejsca na otw... | hburdon
Hm... A Nutria i kwestia "siódemkowej" w "Kwiecie kalafiora"?
Użytkownik: aleutka 27.11.2014 00:34 napisał(a):
Odpowiedź na: „Nie ma tu miejsca na otw... | hburdon
Nie jestem pewna. Mila umiała Idę pocieszyć w Idzie sierpniowej nie popadając w kąśliwą, drwiącą nutę, która stała się ostatnio jej znakiem firmowym (a Ida miała zaledwie klasyczny nastolatkowy napad mroczności pod hasłem "Nikt mnie nie rozumie"). Ktoś to porównał z zachowaniem Mili wobec Róży, która ma przecież prawdziwy, naprawdę poważny problem - i aż dreszcze człowieka przechodzą. Ciotka Lila umiała się powstrzymać od śmiechu widząc, że Aniela przeżywa prawdziwy dramat i umiała ją pocieszyć w sposób zupełnie naturalny. Nawet w Opium, kiedy Gabriela przybiera dziarską minę i usiłuje wmówić Kresce, że nie warto płakać z powodu faceta, po czym samokrytycznie przyznaje, że sama ryczała godzinę temu, a potem, jak mówi autorka, popłakały sobie razem przez chwilę i było im lżej. Hej, może to właśnie wtedy? Wkracza Mila i ochrzania, że powinny się podtrzymywać na duchu zamiast ronić łzy... Może to był początek? Ale nie, bo ukoronowaniem tego była rozmowa Belli i Czarka, kiedy on jej opowiedział o swoich autentycznych lękach egzystencjalnych a Bella zorientowała się, że Czarek płacze i umiała po prostu być przy nim bez natychmiastowego szukania konkretnych środków zaradczych. Musierowicz wręcz sugerowała, że Bella odważyła się pokazać Czarkowi bez słów, że boi się tak samo jak on czasami. Więc ja nie wiem, moim zdaniem to właśnie ta zmiana coraz bardziej zaczyna mi przeszkadzać. Bo ja rozumiem, że Gaba czy Dorota są przedstawione jako dziarskie - ten typ tak ma. Tylko że w Jeżycjadzie zawsze były też inne typy. Natalia, która zerwawszy z Tuniem chce wyjechać nad morze aby się uspokoić, zaskoczona siłą własnego wybuchu i emocji. Bebe, w której właśnie pokazano jak bardzo takie ukrywanie emocji może być ucieczką przed sobą samą. Ale ostatnio jest właśnie tendencja, że tylko dziarskość dominuje i dziarskość jest super a reszta to be i wybuchy żalu miągw.
Użytkownik: hburdon 27.11.2014 12:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie jestem pewna. Mila um... | aleutka
Tak, masz rację.
Użytkownik: Czajka 27.12.2014 18:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiecie, co trzeba zrobić ... | aleutka
"Im więcej poznaję życie, tym bardziej przekonuję się, że >>posiądą ziemię<< ludzie, co żyją z dala od miast. Na przykład Londyn na dłuższy pobyt jest okropny; nie tylko ma ohydny klimat, ale jego mieszkańcy wciąż gonią za rozrywkami. Nie ma spokoju dla ducha - nie ma z czego zbierać plonów."
Listy, Katherine Mansfield

Właśnie jestem świeżo po lekturze Wnuczki i bardzo mi się podobało. Zwłaszcza natura mi się podobała i zdecydowanie nie zgadzam się, że została podlana sentymentalizmem. Ojciec Borejko wyraźnie stwierdza, że natura godzi z przemijaniem. Miasto jest konieczne, ale jest jakimś nieporozumieniem. Natura jest dla ludzi, miasto dla ludzi za bardzo nie jest. I odczuwa się to właśnie silniej z wiekiem.

W każdym razie, generalnie zgadzam się z Twoimi zarzutami. Co prawda Dorota ma dopiero siedemnaście lat, więc mogłabym jej darować te nieodpowiedzialne zachowania, najwyraźniej realizm został tu poświęcony na rzecz humoru.
Jeżeli zgrzytamy na razie, to jeszcze dodam, że nie wyobrażam sobie, żeby nastolatkowie w pierwszej rozmowie ustalili zasady związku wykluczając instynkty rozrodcze. Podobnie zdziwiłam się, że Pulpie do poczucia bezpieczeństwa potrzebna była biblioteka z Roosvelta, zawsze kojarzyłam ją jako pewnie osadzoną w tym swoim ogrodnictwie.
A Ida, hm, Ida będzie coraz gorsza, na pewno i jeszcze niejednego pomaluje na zielono. :)
Użytkownik: Marylek 27.12.2014 20:30 napisał(a):
Odpowiedź na: "Im więcej poznaję życie,... | Czajka
Czajeczko, masz PW. :)
Użytkownik: aleutka 31.12.2014 22:33 napisał(a):
Odpowiedź na: "Im więcej poznaję życie,... | Czajka
Och Czajko droga, ja świetnie rozumiem, że można odczuwać zmęczenie miastem - przy takiej hiperwrażliwości na hałas i inne bodźce i takim głębokim związku z przyrodą jak u Mansfield albo przy takim zwykłym, fizycznym zmęczeniu upałem jak u Ignacego - ale budowanie całej powieści na takiej dychotomii, że oto w mieście nie ma dosłownie NIC pozytywnego, a wszyscy miastowi poza Borejkami są be trochę mnie drażni. Miasto może wszak mieć pozytywną energię.

Och ja to wręcz odczułam tęsknotę za Idą malującą Lisieckich i szalejącą temperamentnie, ale z charakterem a nie charakterkiem pozbawionym skrupułu wszelakiego. Zastanawiam się wręcz czy sobie całą Jeżycjadę odświeżyć od samego początku... Szósta klepka to już vintage i dobry rocznik niewątpliwie ;)

No wiesz, zasadę ustalić mogli. Bo wiadomo - zasada zasadą, a życie życiem ;) Jak to mówił Pratchett "Mort i Isabel od pierwszej chwili poczuli do siebie żywiołową niechęć a wiadomo, do czego to w końcu prowadzi..."

A potrzeba biblioteki dla poczucia bezpieczeństwa zaskoczyła chyba nawet samą Pulpę :)
Użytkownik: Czajka 03.01.2015 15:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Och Czajko droga, ja świe... | aleutka
Ja oczywiście również dostrzegam to czarno-białe przedstawianie. Zresztą to chyba nie po raz pierwszy, zwłaszcza czarne u Musierowicz jest zawsze strasznie czarne. I oczywiście ta publika od pożaru prosto z miasta była dyskryminująca. Zgadzam się. Ale poza tym niesprawiedliwym przedstawieniem, Musierowicz przemyciła właśnie tę główną myśl o wyższości natura nad miastem, z którą ja się zdecydowanie zgadzam, dlatego wybaczam jej tę grubą kreskę. Może też dlatego jej wybaczam, że Wnuczkę traktuję jako literaturę objawiającą prawdy, że tak w uproszczeniu pozwolę sobie.

Te naleśniki na trawie (czy jakoś podobnie), no cóż, to była wpadka z metaforą, moim zdaniem, natomiast wracając jeszcze do miasta. Oczywiście, miasto nie jest złem wcielonym. I tak sobie myślałam, przywołując wielką literaturę. Bo "cedr na Libanie o pięknych konarach i cień rzucających gałęziach" w Biblii i morze jak wino w Iliadzie, ale było tam też Jeruzalem i była Kreta i nie można tego deprecjonować.
Nie chodzi też o to, że natura jest sielankowa, bo nie jest, a miasto nie, bo może być.
Moim zdaniem jednak, to nie jest zwykłe zmęczenie upałem. Po prostu człowiek bardziej jest wrośnięty w naturę. Pewnie dlatego, że dłużej. Jest bardziej symboliczna i metafizyczna. I to co Ignacy mówił - pochowajcie mnie gdzieś przy drodze (jak u Tołstoja zresztą) właśnie dobrze tę myśl oddaje. Bo śmierć, pochówek jest tak samo smutny w mieście jak i na łonie natury, ale Flaubert pisał w którymś ze swoich listów, że jeżeli już, to chciałby być pochowany na zarośniętym cmentarzu. "Lubię szczególnie roślinność w ruinach: ten najazd przyrody na dzieło człowieka, natychmiast gdy zabraknie tam jego ręki, by swego dzieła bronić, wzbudza we mnie radość głęboką i bujną. Nowe życie powstaje na śmierci."

W tym właśnie widzę między innymi przewagę natury; Goethe pisał też, że Sztuka powinna być jak Natura. O to chodzi - człowiek nie jest w stanie stworzyć nic lepszego (pod wielu względami).

A w przypadku Doroty - musimy mieć nadzieje na piękną przyjaźń, która też jest fajna jakby nie patrzeć. :)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: