Dodany: 07.11.2014 15:31|Autor: misiak297

Między miłością a konwenansem


W „Wieku niewinności”, nagrodzonym prestiżowym Pulitzerem w 1921 roku, Edith Wharton zabiera nas do Nowego Jorku lat 70. XIX wieku. Trafiamy do światka tamtejszej śmietanki towarzyskiej. To grupa ludzi podporządkowana sztywnej etykiecie. Ci wszyscy Wellandowie, Mingottowie, Beaufortowie, van der Luydenowie czy Jacksonowie znają obowiązujące zasady - dla nich tak jasne jak to, że po nocy przychodzi dzień, a dwa razy dwa daje cztery. Oni wiedzą, jak się zachować, jakie stroje włożyć, jakich słów nie używać, a na jakie można sobie pozwolić, kiedy dopuszczalne jest spóźnienie, a kiedy wymaga się punktualności, z kim wypada rozmawiać, a kogo raczej należy unikać. Oni też bezlitośnie osądzają innych, którym zdarzy się przypadkowe potknięcie w bezwzględnej etykiecie. W tych kręgach żyje się jakby pod ciągłą obserwacją - każdy ruch musi być starannie przemyślany, a każde słowo odpowiednio wyważone. Czytając powieść Wharton można odnieść wrażenie, że trafiło się do pełnego nadęcia teatru, w którym aż duszno od samokontroli.

I oto do tego hermetycznego świata trafia Ellen Oleńska, która nieoczekiwanie powraca z Europy. Jej przybycie wzbudza niezdrową ciekawość, a i niemałe oburzenie. Przecież to ta czarna owca, która uciekła od despotycznego, brutalnego męża - polskiego hrabiego spowinowaconego z rodem Sobieskich. Mało tego - potem najpewniej żyła z jego sekretarzem! A teraz wraca jak gdyby nigdy nic i zachowuje się tak niestosownie - nakłada niewłaściwą suknię na doroczny bal u Juliusa i Reginy Beaufortów, zaprasza do siebie zaręczonych mężczyzn, określa przyjęcie u van der Luydenów jako "miłe", chodzi po ulicach w godzinach szczytu, ośmiela się płakać i popełnia szereg innych skandalicznych zbrodni podobnego typu.

Cóż, lokalni wyznawcy sztywnych zasad są dla niej bezlitośni. W obronę bierze ją jedynie Ted Archer, młody prawnik, który ma w życiu wszystko - wysoką pozycję, bogactwo i świetne perspektywy na przyszłość (bardzo korzystne małżeństwo z odpowiednią panną - piękną i posażną May Welland, notabene kuzynką Ellen). Wbrew sobie zakochuje się on w nietuzinkowej hrabinie Oleńskiej, która na wpół świadomie rzuca wyzwanie skostniałej społeczności. Czy jego miłość do „upadłej” kobiety pozostanie bezkarna?

W wielu recenzjach „Wieku niewinności” pojawiają się stwierdzenia w rodzaju: „co za nudy", „przez pół książki nic się nie dzieje", „ależ to męczące". Trudno mi się z nimi nie zgodzić, ale też trudno mi je zaakceptować, bo w istocie mowa tu o zaletach powieści. Edith Wharton niezwykle wnikliwie portretuje amerykańskie wyższe sfery tamtych lat. Odbija się to również w tekście - rzeczywiście nie ma wiele akcji, są głównie spotkania, przyjęcia, bale i rozmowy. A jednak opisując kolejne zdarzenia, amerykańska pisarka przybliża tamto środowisko i sposób jego funkcjonowania. Współczesny czytelniku - duszno Ci przy lekturze, uderza Cię panująca w powieści specyficzna klaustrofobia? Właśnie o to chodzi, tak to wtedy musiało wyglądać! Wszyscy żyją tu w przyciasnych gorsetach konwenansów, pod baczną obserwacją krewnych i znajomych. Niektórzy, jak Ted Archer, chcieliby się wyrwać z tego świata, złamać zasady, pokazać wszystkim Beaufortom, Wellandom i Mingottom, że można żyć poza przytłaczającym kodeksem konwenansów i dobrych manier. Inni, zmuszeni do wypowiadania określonych kwestii, wyznawania konkretnego światopoglądu, tłumienia emocji, zachowywania się w ściśle wyznaczony sposób - tracą samych siebie, nawet o tym nie wiedząc. To dotyczy zwłaszcza May Welland. Narzeczona Archera stanowi "produkt" swojej epoki - oduczona samodzielnego myślenia, oddana bez reszty kolejnym rolom (najpierw córki, później narzeczonej), pełna zahamowań - jest w zasadzie istotą ograniczoną i dość głupią. Nie z własnej winy jednak - to sposób wychowania zabił prawdziwą May, zrobił z niej coś na kształt woskowej kukły. Na marginesie trzeba przyznać, że Edith Wharton potrafi się pochylić nad swoimi bohaterami. Buduje świetne portrety psychologiczne, wiele miejsca poświęca nie tylko głównym osobom dramatu (Tedowi Archerowi, tajemniczej, pełnej sprzeczności Ellen Oleńskiej czy uległej May Welland), ale również tym pozostającym na drugim planie (pani Archer, Regina Boufort, Catherine Mingott, państwo Wellandowie, pan Jackson). Ich emocje rzadko są wyrażone wprost - wszystko rozgrywa się w ogromnym napięciu, wśród półsłówek, znaczących spojrzeń, niejednoznacznych gestów.

Ted Archer jest postacią tragiczną, bo świadomą tego, co się wokół dzieje. Wie, że jest niewolnikiem konwenansów, ale tego nie akceptuje. Z drugiej strony trudno mu się przeciwstawić narzuconemu porządkowi. Ellen Oleńska staje się symbolem wyzwolenia (to ona właśnie uświadamia Tedowi, iż „samotność polega na tym, że żyje się wśród tych wszystkich miłych ludzi, którym zależy tylko na udawaniu”*). A jednak czy jej obecność wystarczy, aby Archer rzucił wyzwanie nowojorskiej etykiecie, odwołał ślub, wyrwał się ze sztywnych więzów narzuconych przez społeczeństwo? Tragizm Archera ma jeszcze drugie dno - wbrew pozorom, twarde zasady nie są nienaruszalne. Mody się zmieniają, pewne zwyczaje odchodzą do lamusa, nakazy i zakazy zostają złagodzone, ktoś dziś pogardzany jutro będzie hołubiony. Dla kogo te zmiany nadejdą za późno? Wiele z tego, co szokowało potężnych Archerów, Mingottów i Jacksonów, stanie się normą w następnym pokoleniu. Dla niektórych osób może być jednak za późno.

Wydaje się, że „Wiek niewinności” jest dziś pozycją dosyć rzadko przywoływaną w literackich dyskusjach poświęconych tragicznym miłościom. A przecież dramat Teda Archera, Ellen Oleńskiej i May Walland niczym nie ustępuje historii Emmy Bovary, Heathcliffa, Anny Kareniny czy Scarlett O'Hary. Warto poświęcić i tej opowieści czytelniczą uwagę.


---
* Edith Wharton, "Wiek niewinności", przeł. Anna Bańkowska, wyd. Prószyński i S-ka, 2010, s. 78.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5417
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 5
Użytkownik: Suara 15.11.2014 20:57 napisał(a):
Odpowiedź na: W „Wieku niewinności”, na... | misiak297
Niezwykle celna recenzja, odbieram "Wiek niewinności" dokładnie tak samo. Gratuluję zwinności słowa.
Użytkownik: Monika.W 11.05.2020 15:37 napisał(a):
Odpowiedź na: W „Wieku niewinności”, na... | misiak297
Spodobała mi się kiedyś Twoja recenzja, dodałam do schowka z notatką, że od Ciebie trop. I wreszcie przeczytałam (właściwie odsłuchałam). Jestem zauroczona. Jaka nuda? Jak to nic się nie dzieje? Przecież dzieje się, aż za dużo.
Użytkownik: misiak297 11.05.2020 16:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Spodobała mi się kiedyś T... | Monika.W
:)
Użytkownik: OlimpiaOpiekun BiblioNETki 12.11.2020 21:10 napisał(a):
Odpowiedź na: W „Wieku niewinności”, na... | misiak297
Nie wiem jak "Wiek niewinności" można nazwać nudną powieścią. Czytałam ją z wypiekami na twarzy, zauroczona piórem Wharton.

Autorka niesamowicie celnie i szczegółowo oddała klimat życia towarzyskiego elity tamtych lat.


Maleńka uwaga: nowe, piękne (okładka) wydanie tej powieści zawiera sporo błędów i literówek.

Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 07.06.2021 09:04 napisał(a):
Odpowiedź na: W „Wieku niewinności”, na... | misiak297
No hej, to ja, tu jestem, daję tylko 3.0 "Wiekowi niewinności" i nawet Twoja recenzja mnie nie przekonała ;) Uważam, że tło akcji jest bardzo ubogo zarysowane, praktycznie jakikolwiek wątek z sensem to ten Beauforta, w resztę jestesmy wrzuceni bez wielkich ceregieli i uzasadnień "bo tak". Rozumiałbym jeszcze, że "niewolnicy konwenansów" postępują w określony sposób bez potrzeby namysłu czy autorefleksji, ale postępujący im wbrew (czy zastanawiający się nad takim uczynkiem) również nie prezentują sterowania namysłem - co najwyżej impulsami uczuciowymi. Dodatkowo odniosłem wrażenie, że autorka chce przekazać w ostatecznym rozwiązaniu Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu


Krzywdę książce (która jest pisana dobrym językiem) zrobiła też tłumaczka Łada-Zabłocka (czytałem wydanie Czytelnika z 1981r.), ponieważ jest w niej wiele lapsusów i "nieświadomości językowej" (np. klienci "biegną do banku", a nie "był run na bank"), czego wisienką na torcie była "najmniejsza linia oporu" :D Zastanawia mnie też, dlaczego w nowym tłumaczeniu główny bohater ma na imię Ted, a nie Newland, jak jest też w oryginale?
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: