Dodany: 07.11.2014 11:46|Autor: epikur

Prawdziwy obraz sfrustrowanego obywatela Stanów Zjednoczonych


Amerykański sen. Zdobyć milion dolarów, być znanym, lubianym, cenionym, dumnym ze swoich dzieci, móc się każdemu nimi pochwalić. A jaka jest rzeczywistość przeciętnego obywatela Stanów Zjednoczonych (i nie tylko Stanów)? Mieszkanie w betonowej dżungli, w małym domku usytuowanym między bezdusznymi wieżowcami, za który przez najlepsze dwadzieścia pięć lat swojego życia spłacasz kredyt. A na dodatek dzieci, które przez te wszystkie lata nie spełniają Twoich oczekiwań...

„Śmierć komiwojażera” to najsłynniejszy dramat Arthura Millera. Akcja dzieje się pomiędzy dwiema wojnami światowymi. Willy Loman, główny bohater twórczości Millera, jest sześćdziesięcioletnim mężczyzną, który całe życie przepracował jako komiwojażer. Nie dorobił się wielkiej fortuny w tym zawodzie, wręcz przeciwnie. Cały czas spłaca swoje długi, a jego szef - mimo autorytetu, jakim cieszy się wśród znajomych starszy sprzedawca - wciąż wysyła go w podróże służbowe, zamiast pozwolić mu na pracę blisko miejsca zamieszkania. Tymczasem do rodzinnego domu zawitał Biff, niespełniona nadzieja ojca na syna sportowca. Biff zadowala się pracą za dolara za godzinę, niczego więcej nie będąc w stanie osiągnąć. Na dodatek chłopak najwyraźniej cierpi na kleptomanię. Rodzina Lomanów pogrąża się w kryzysie. Coś wisi w powietrzu.

Utwór jednego z najbardziej znanych w Stanach Zjednoczonych dramaturgów przeraża. Z pozoru płytka opowieść o przeciętnym dniu z życia typowej amerykańskiej rodziny, zamienia się w prawdziwy horror, kiedy do głosu dochodzą frustracje wynikające z nieporozumień wewnątrz rodziny... Wydarzenia jednego dnia powodują u każdego z domowników, może poza stojącą na straży domowego ogniska panią Loman, wzajemne pretensje, które przeradzają się w poważny konflikt z wzajemnym przywoływaniem duchów przeszłości. Dosłownie i w przeszłości. Główny bohater wdaje się w dialog z duchem swojego brata Bena, będącego dla niego autorytetem, przykładem człowieka dorabiającego się fortuny dzięki własnej przedsiębiorczości. Takim właśnie chciałby siebie widzieć Willy. Atmosfera w domu staje się gęsta. Na i na (kwaśny) deser piorunująca końcówka dramatu, która nie pozostawia żadnych złudzeń.

Być komiwojażerem nie jest łatwo. Sześćdziesięcioletnim komiwojażerem - tym bardziej. Jednak, jak się okazuje, być dobrym, przykładnym ojcem i szczęśliwym mężem jest najtrudniej. Ludzkiej naturze trudno nawyknąć do przeciętności, a amerykańska mentalność wymagająca bycia wiecznie uśmiechniętym nie zawsze ma rację bytu. Zwłaszcza w domowych czterech ścianach. Atmosfera w „Śmierci komiwojażera” przypomina mi rodzinne niesnaski w „Tangu” Sławomira Mrożka. Tak niewiele dramatów się czyta, a jeżeli już - wydają się one mówić o podobnych problemach...


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 17170
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: