Do napisania tej czytatki sprowokował mnie dzisiejszy artykuł z BiblioNetki:
Przegląd prasy: Jak czytają polskie nastolatki?. Przeprowadzone badania wykazują, że dzieci i nastolatki rzadko sięgają po książki. Powodów jest bardzo wiele, ja obecnie próbuję jakoś uporać się z jednym z nich.
Mam 7 letnią córkę w drugiej klasie szkoły podstawowej. Czyta chętnie, ale nadal sprawia jej to problemy: musi literować zanim przeczyta cały wyraz, przez co czytanie długich tekstów trwa długo i jest męczące. Ma też problem z długimi, złożonymi zdaniami - często gubi się i nie rozumie. W jej klasie jest kilkoro dzieci, które czytają już szybko i płynnie, ale spora część jest na podobnym poziomie. Chciałabym, aby w przyszłości lubiła czytać, więc staram się, aby było to dla niej przyjemne. Po pierwsze, to ona wybiera książki, które chce przeczytać. Dzięki temu to ona, a nie ja, przychodzi w wolnej chwili z książką na wspólne czytanie, bo jest ciekawa jak potoczą się dalej losy bohaterów. Po drugie, czytanie rzeczywiście jest wspólne - jedną stronę czyta ona, jedną ja, dzięki czemu nie męczy się za bardzo, a i pokonywanie kolejnych rozdziałów idzie szybciej, fabuła się rozwija i się nie nudzimy. Każdą przeczytaną książkę wpisujemy do tabelki nad łóżkiem i mała cieszy się z postępów. Tak sobie spokojnie produkuję przyszłą czytelniczkę.
Ale, przyszła kryska na matyska. Nasza czytelnicza idylla skończyła się, gdy córka wróciła do domu z książką
Puc, Bursztyn i goście (
Grabowski Jan (1882-1950; Gołkont-Grabowski Jan, pseud. Rawski Jan Antoni lub Molski Antoni))
ze szkolnej biblioteki, z zadaniem przeczytania jej na za trzy tygodnie. Cóż było robić, odłożyłyśmy w połowie książkę
Hania Humorek (
McDonald Megan)
i zabrałyśmy się za szkolną lekturę. Wydawało mi się, że będzie fajnie, książka o pieskach, dzieci lubią zwierzęta - nic bardziej mylnego.
"Puc, Bursztyn i goście" to książka napisania niezwykle archaicznym językiem. O ile to nie problem dla mnie, to dla mojej córki owszem. Po przeczytaniu pierwszego rozdziału stwierdziła, że ona w ogóle nie rozumie o co tu chodzi. Już pierwsze zdanie: "Dzień zapowiadał się wcale niewesoło"[1], było dla niej niejasne - kto dziś używa takiego zwrotu? Mała nie wiedziała co to balia, niecnota, drapichrust, gwałt (tu w znaczeniu: awantura), pęta, drwalka, co to znaczy wikłać się, majtnąć, szmyrgnąć, co Puc miał na myśli mówiąc: "Weźmiesz ty ode mnie porządne wnyki za te wróble!"[2], co Katarzyna chciała powiedzieć, gdy krzyczała: "Jezus, Maria! Psy! A bodaj was!"[3]. Musiałyśmy przeczytać rozdział jeszcze raz, zatrzymując się co drugą linijkę i wyjaśniając sobie, co się właściwie stało. Rozumiem, że obcowanie z tym językiem może być wartościowe, że dzieci mogą dowiedzieć się, że język zmienia się z czasem, ale czy nie mogą dowiedzieć się tego później, gdy będą starsze i czytanie będzie im łatwiej przychodziło?
Kolejny problem to treść książki. Pierwszy rozdział to 8 stronicowa opowieść o tym, że dwa psy pogryzły się na podwórzu. Kolejne siedem rozdziałów na 56 stronach to dalsze opowieści o tym, że dwa psy pogryzły się na podwórzu, albo na rynku, albo na dworcu, albo w kurniku - bardzo różnorodna fabuła. Pomiędzy jedną, a drugą psią walką, do domu w którym mieszkają Puc i Bursztyn przyjeżdżają goście: Tiuzdejek i Mikaduchna, więc podejrzewam, że druga połowa książki będzie o tym, że cztery psy pogryzły się na podwórzu, rynku, dworcu, w kurniku. Ponadto psie walki osadzone są w scenerii, której współczesne dzieci chyba nie rozumieją. W domu mieszkają: państwo, Krysia (córka państwa, jak sądzę) i Katarzyna (służąca). Na podwórzu kury i kaczki. Moja córka mieszka w małym mieszkanku z mamą i tatą, których nikt "państwem" nie nazywa, a kiedy odwiedza koleżanki z klasy, drzwi nie otwiera służąca-gospodyni, która odpowiada "Niestety, państwa i panienki nie ma w domu". Dzieci nie są w stanie identyfikować się z tym bohaterami. Może, gdyby trochę więcej udziału w historii miała Krysia, byłoby im łatwiej.
Niestety główną bohaterką, zaraz po psach, jest Katarzyna, która albo wykrzykuje co chwilę: "Jezus, Maria!" ( "Mamo, czy ja to mogę na głos przeczytać? Bo wiesz, pani na religii mówiła, że niewolno tak, bez powodu wołać Pana Boga?":) ), albo ewentualnie bije psy: ręką, butem, brudną bielizną, mokrą bielizną, kijem, ewentualnie za karę polewa psy lodowatą wodą z węża albo brudną wodą z mydlinami po praniu. Inni bohaterowie książki też sobie używają - biją psy laską, parasolką, zgniłym pomidorem. Po za tym przyjazd gości do domu jest wystarczającym powodem, aby zapomnieć dać psom jeść, w końcu to tylko psy, prawda? Jakoś zaśpią swój głód. Takie praktyki były pewnie normalne w 1933 roku, kiedy książka została pierwszy raz wydana, ale dla współczesnych dzieci, uczonych, że zwierzęta czują, że należy je dobrze traktować, nie wolno męczyć, trzeba o nie dbać, to jest nie do przyjęcia. Córcia co chwilę pyta mnie, dlaczego oni ciągle biją te psy, jak nie lubią psów, to po co sobie kupili? Nie chce czytać takiej książki.
Ostatecznie mała przed czytaniem lektury ucieka jak może, gdy ją przymuszę, to wścieka się po kilka akapitach, płacze, że nic nie rozumie, że chyba jest głupia, bo nie umie tego czytać. Myślałam, że to może tylko ona, że tak jej książka Jana Grabowskiego nie podeszła, dopóki nie zaczęli ze mną rozmawiać inni rodzice. Wszyscy opowiadający o tym samych problemach, z którymi ja się zetknęłam. Z powodu jednej lektury czytanie zmieniło się z przyjemnego sposobu na spędzenie wolnego czasu, w jakiś okropny przymus, związany z płaczem i utratą wiary we własne możliwości. Jeszcze kilka lektur i do naszych dzieci w końcu dotrze, że czytanie książek to coś, co się robi na siłę, bo inaczej pani od polskiego wpisze pałę. A my będziemy pomstować na czym świat stoi, że przez "internety" i telewizję dzieci nie czytają.
Od znajomej, której córka chodzi do innej szkoły dowiedziałam się, że wychowawczyni zrobiła wśród dzieci ankietę i kiedy okazało się, że zdecydowana większość klasy uwielbia cykl "Zaopiekuj się mną" Holy Webb (
Zaopiekuj się mną [Holly Webb]), postanowiła, że dzieci mają przeczytać najnowszą książkę z tej serii. Bo na tym etapie edukacji chodzi o to, aby dzieci zachęcić do czytania czegokolwiek. Zazdroszczę.
[1] Jan Grabowski, "Puc, Bursztyn i goście", Nasza Księgarnia, 1995, str. 5
[2] Tamże, str. 6
[3] Tamże, str. 13
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.