Przedstawiam KONKURS nr 182, który przygotowała
Syrenka.
„MOMENTY” w LITERATURZE
- Fajną książkę wczoraj czytałem
- Momenty były?
- Były, były...
Parafrazując słynny monolog radiowy Zaorskiego i Kociniaka, zapraszam do zabawy! Przedstawiam najbardziej znane, ale też te nieco zapomniane – ale zawsze z wypiekami na twarzy czytane, płomienne i zwariowane sceny erotyczne literatury polskiej i światowej. W sam raz na coraz dłuższe i zimniejsze wieczory (ale, ale, kochani! - obym w lipcu nie musiała organizować konkursu o porodach!) .
Do odgadnięcia jest
20 fragmentów. Za każdy można otrzymać 2 punkty: po jednym za autora i tytuł, czyli łącznie
40 punktów. Termin nadsyłania odpowiedzi minie w czwartek
13 listopada o godzinie 23:59.
Konkurs jest bardzo prościutki, bo uznałam, że skoro chodzi o dobrą zabawę, to będę konsekwentna... Odpowiedzi, propozycje odpowiedzi, pytania i wątpliwości proszę przesyłać na adres:
[...] . Dyskusje na forum bardzo mile widziane, myślę jednak, że nikt nie powinien mieć problemu z rozszyfrowaniem wszystkich lub prawie wszystkich fragmentów! Zapraszam do zabawy!
1.
Kiedy już zapłonie namiętność w niewieście, niechaj on wszystkich innych odprawi ofiarowawszy im kwiaty, balsamy i betel. I gdy już sami pozostaną, niechaj, jako się rzekło, obłapianiami i różnorodnym działaniem ją uraduje. Wtedy też niechaj rozwiąże węzeł jej szaty i dalej, jako się rzekło wcześniej, postępuje. Oto i początek miłowania.
2.
Boże, bądź ślepy i głuchy -
Idę do ładnej dziewuchy
3.
Komu chciało się wątłego kwiatka i odrobiny francuszczyzny, wybierał Babette. Komu zależało na doświadczeniu i na tym, żeby było tanio, szedł do Starej Billig. Kto lubił igrać z niebezpieczeństwem i nie stronił od brutalności, mógł spróbować z Jolantą. Kto się wstydził samego siebie, mógł popatrzeć ukradkiem na Czarną Ingę. A ten, kto pragnął absolutnego fałszu, szedł do Annie Syreny.
Bo Annie Syrena miała to, co niedźwiedzica S. nazywała „najlepszym udawanym orgazmem w całej branży”.
4.
Najczęściej jednak i najpełniej jej nocne marzenia wypełniał obraz, który ktoś jej przypadkowo podsunął – może doktor, może N., może R.T. O tej ciemnej nocy, gdy wszyscy w wiosce idą do młyna i tam, na sianie S., w mroku, w szmerze przyśpieszonych oddechów, sycą wzajemnie głód swej miłości. Znają się, a przecież ciemność czyni ich nieznajomymi, odgradza od siebie, a zarazem pozwala na zbliżenie. Była pewna, że wśród wielu mężczyzn rozpoznałaby swoimi nozdrzami ciało doktora i jego oddech, a on – może nawet nieświadom z kim to czyni – upokorzyłby ją bez wstydu.
5.
Później, kiedy leżała na plecach z założonymi pod głowę rękami i rozrzuconymi nogami, gdzie płonęła kępka jasnych włosów przylizanych gładko do góry, moje oczy spoczęły na stole. Był na nim bukiet z wiosennych tulipanów i gałązek bazi, i jeszcze parę gałązek świerczyny. I ja, niczym we śnie – nie, nie pod wpływem wspomnienia, ono zjawiło się dopiero potem, dopiero potem przypomniałem sobie powracający motyw – zerwałem gałązki, połamałem na kawałki i obłożyłem nimi jej przyrodzenie. Piękny był jej brzuch usłany dookoła gałązkami świerczyny.
6.
Koński tętent zlewał się w jedno z ruchem ich ciał, kiedy w pełnym galopie odbywali swój pierwszy stosunek w pozycji, bądź co bądź, szalenie niewygodnej.
7.
Nie wiem, nie pamiętam, ile razy w ten pierwszy dzień Karol zaspokajał samotnie swoją żądzę na mnie bez mojego udziału. Za każdym jednak razem ból stawał się coraz bardziej znośny, a przyjemność coraz większa, coraz przenikliwsza i coraz głębiej sięgająca do wnętrza mojego jestestwa.
I wreszcie przyszła ta błogosławiona, najcudowniejsza chwila, kiedy poprzez ciągle jeszcze pojawiający się ból poczułam po raz pierwszy w życiu budzącą się najpierw nieśmiało i jakby z wahaniem – rozkosz, która wraz z ruchami naszych ciał poczęła się we mnie wzmagać, narastać coraz szybciej i szybciej, przenosić się z miejsca, gdzie się zbudziła, na coraz odleglejsze części mojego ciała, aż ogarnęła wszystko we mnie – od czubków palców u nóg po korzonki włosów na głowie – zalała mnie całą, zatopiła w ogniu, wybuchła przejmującym najsłodszym wstrząsem wszystkich mięśni i wyzwoliła się w krzyku. W krzyku już nie bólu, lecz najwyższego szczęścia cielesnego, jakie jest dane przeżyć człowiekowi.
8.
Był krzepki fizycznie, ale robił użytek ze swej siły z rozwagą. Posiadał jednak jeszcze inny rodzaj mocy.
Seks stał się tylko jednym ze sposobów jej wyrażania. Cały czas, który spędziła z R., w jakiś sposób przygotował ją na to, że fizyczny kontakt sprawi jej przyjemność, że załamie się wieczna rutyna zachowań. Ale nie spodziewała się aż takiej intensywności doznań.
Jakby nie tylko jej ciało brał w posiadanie. I to przerażało. Początkowo była całkowicie pewna, że cokolwiek zrobią razem z R.K., jakaś jej część pozostanie na uboczu, część która należy do rodziny i życia w M.C.
Ale on zagarnął wszystko, właściwie bez żadnego wysiłku. Powinna wiedzieć, że tak się stanie, już kiedy pierwszy raz go zobaczyła, jak wysiada z furgonetki i pyta ją o drogę. Już wtedy wyglądał jej na szamana, powinna była zaufać instynktowi.
Kochali się tak przez godzinę, albo i dłużej, a potem on odsuwał się powoli na bok i cały czas patrząc na nią zapalał dla siebie i dla niej papierosa. Albo po prostu leżał obok, cały czas gładząc ją jedną ręką. Potem nagle znowu był w niej, szeptał do ucha słodkie słowa, przerywane pocałunkami. Obejmując ramieniem przyciskał ją do siebie i sam przyciskał się do niej.
9.
- F. widział Cię w nocnej koszuli? - zaczął majaczyć roznamiętniony głos męża. - Nabijesz głowę małemu zdrożnymi myślami. Może dziś w nocy będzie miał swój pierwszy erotyczny sen.
Usłyszała jego podniecony chichot i też się zaśmiała: „Co ty wygadujesz, wariacie?” Jednocześnie, niby to chcąc dać mu klapsa, opuściła lewą rękę na brzuch d. R. Ale dłoń opadła na pulsującą i unoszącą się ludzką włócznię.
- No, no, a cóż to znowu? - zawołała d. L., ściskając ją, ciągnąc, puszczając i ponownie chwytając. - Spójrz no tylko, co za niespodzianka.
10.
Zazdrość moja bezsilnie po łożu się miota:
Kto całował twe piersi, jak ja, po kryjomu?
Czy jest wśród twoich pieszczot choć jedna pieszczota,
Której, prócz mnie, nie dałaś nigdy i nikomu?
Gniewu mego łza twoja wówczas nie ostudzi!
Poniżam dumę ciała i uczuć przepychy,
A ty mi odpowiadasz, żem marny i lichy,
Podobny do tysiąca obrzydłych ci ludzi.
I wymykasz się naga. W przyległym pokoju
We własnym się po chwili zaprzepaszczasz łkaniu,
I wiem, że na skleconym bezładnie posłaniu
Leżysz jak topielica na twardym dnie zdroju.
Biegnę tam. Łkania milkną. Cisza niby w grobie.
Zwinięta, w kształt węża, z bólu i rozpaczy
Nie dajesz znaku życia – jeno konasz raczej,
Aż znienacka za dłoń mę pociągasz ku sobie.
Jakże łzami przemokłą, znużoną po walce
Dźwigam z nurtów pościeli w ramiona obłędne,
A nóg twych rozemknione pieszczotami palce
Jakże drogie mym ustom i jakże niezbędne!
11.
Pogładził jej twarz, delikatnie przesunął kciukiem wzdłuż linii szczęki i pochylił głowę, zatrzymując się tuż przed jej lekko otwartymi ustami. Czuła jego gorący oddech i zadrżała w oczekiwaniu na to, co miało nadejść. Przymknęła oczy i objęła jego kark dłońmi, gładząc go po włosach. Przywarł do niej, jeszcze bardziej, już nieco mocniej gładząc jej plecy i zatrzymując dłoń na granicy pośladków. Przechylił głowę jeszcze mocniej i dotknął gorącymi wargami jej ust, w tak słodko zniewalający sposób, że lekko jęknęła, przywierając do niego całym ciałem. Wtedy wpadł w szaleństwo pożądania i już bez żadnych zahamowań całował ją mocno i głęboko, jedną ręką mocno obejmując jej pośladki, a drugą błądząc pod bluzką w poszukiwaniu kawałka jej nagiej skóry. Oparł ją o pobliskie drzewo i ocierał się o nią swoim twardym, drżącym nieco ciałem, aż poczuła, jak bardzo jest podniecony. Wiedziała, że to wszystko dzieje się zbyt szybko, ale poczuła tak gwałtowne spalające ją pragnienie, że nie mogła myśleć realnie i zatrzymać tej fali, która ich zaczynała ogarniać. Niemal wyszarpnął koszulkę z dżinsów i dotarł dłonią do piersi, którą zaczął delikatnie pieścić przez materiał bielizny. To spowodowało, że wygięła swe ciało i osunęła się lekko w jego ramionach. Przytrzymał ją, oderwał się i szepnął jej w usta:
- Jezu... zwariuję przez ciebie...
12.
(…) A H. kolanami grzebie. To mówię: Jak tak chcesz, to leź na wierzch.
Ja na wierzch?
A co!
Jak?
A odsuń pierzyne, a ja na środku sie ułoże.
Co ty!
Leź, mówie, już mnie napaliło, już widze tamto, co pod lampo było: Nałaź!
Wstydze sie.
Kogo? Dzieci śpio, tato śpio. A tamta nie słyszy. A jak posłyszy, to co? Takie ogierowe koryto!
13.
Rozpoczęty w noc sylwestrową romans Gabrielli i Steve'a został ponownie skonsumowany nazajutrz, zanim wstali z łóżka, i jeszcze kilka razy po południu tego samego dnia. Potem, przez następne dni, Gabriella odnosiła wrażenie, że nie robią nic innego. Na dole, wśród pensjonariuszy pani Boslicki, odnosili się do siebie uprzejmie i powściągliwie, ale przy pierwszej nadarzającej się okazji gnali osobno na górę i zaczynali się kochać. Kochali się wszędzie i w każdy możliwy sposób, a Steve nauczył Gabriellę rzeczy, których nie uważała za możliwe. To nie była czysta niewinna miłość, która łączyła ją z Joem – to było coś zupełnie innego, potężnego i uzależniającego jak narkotyk. Gabriella potrzebowała całej siły woli, aby rankami wstawać do pracy.
14.
N. skuliła się, jakby przejęta nagle dreszczem czułości. Oczy jej zwilgotniały; kurczyła się w przypływie podniecenia zmysłowego. Rozplotła ręce, opuściła je i nerwowo ścisnęła piersi. Rozkoszując się własnym ciałem, pieszczotliwie ocierała policzki o ramiona. Jej żarłoczne usta tchnęły pożądaniem. Wysunęła wargi i w długim pocałunku przytknęła je do ciała, uśmiechając się do drugiej N., która także całowała siebie w lustrze.
M. westchnął głęboko. Drażniła go ta samotnie odczuwana przyjemność. Naraz jakby się w nim wicher zerwał. W porywie brutalności chwycił N. wpół i rzucił ją na dywan.
- Zostaw mnie – krzyknęła. - To boli!
15.
A potem wszystko zmieniło się w to... Zwalili się na siebie jakby z nieskończonej, bezwarunkowej w istocie wysokości obojętnej przestrzeni. To darcie na strzępy ucieleśnionej w miękkich zwałach rozkoszy, to bezwstydne odarcie ze skóry nagiego mięsa palącego się dziką żądzą, to nieludzkie nasycanie wydartego z trzewi prawie metafizycznego bólu... Nasycanie bólu? Tak. Znowu przekonał się, że to jest jednak coś, i w ten sposób rozwiązuje problem natychmiastowego, na poczekaniu, zwariowania, zapadł jeszcze głębiej w nieprzezwyciężone objęcia swych potworów z Krainy Dna. Ryjąc jak wieprz całym sobą w najstraszniejszym świństwie istnienia, wisiał nad całym światem, świdrując wzrokiem wściekłego jastrzębia tonące w bezgranicznej przepaści zła tamte oczy. W ich spotęgowanej rozkoszą ukośności, zdawała się lśnić Tajemnica Bytu. A wszystko to kłamało zawzięcie, z bestialską, idiotyczną furią. Doszedł G. do szczytu: usamotnił się w tej chwili okropnej, zamiast się omamić złączeniem dwóch ciał. Psychicznie dalej w tym kierunku pójść nie można. Bardziej był samotnym teraz niż wtedy z T. w dzieciństwie i nawet niż wtedy w łazience.
16.
Pierwsza zasada w takich przypadkach: za żadne skarby nie dać po sobie poznać, że misiek się podoba! Troszkę zwolnić i tyle. Nie odwracać się, nie gapić! Niech zdobywa. Bo jak się człowiek rzuci mu na szyję, to on pomyśli, że to jakieś stare czuczło, które już bierze wszystko, jak leci, nie przyjrzawszy się nawet. Więc ja główkę wysoko, zwalniam, nie oglądam się, idę. Dupą staram się nie kręcić, wyprostowuję się maksymalnie, profilem odpowiednim (lewy lepszy) do niego się odwracam, brzuch wciągnięty, coś z piasku podniosę, dalej rzucę, puszkę kopnę po męsku. Wyprzedził mnie, ogląda się. Trzydzieści lat, kątem oka widzę... Wysportowany. To ja se cygarety cienkie wyciągam zza kąpielówek, bo tylko w grajdole na golasa jestem, i ostentacyjnie siadam w wydmie. I teraz – zgodnie ze wszystkimi znanymi mi regułami gry – on powinien usiąść też, kilka metrów dalej i się pogapić raz po raz. A co bardziej zboczeni, to walą od razu. Palę, a ręce aż mi drżą na myśl o zdobyczy tak łatwej, tak miłej sercu memu... No i wtedy Fajny popełnia błąd numer osiemnaście!
17.
Młody małżonek, któremu dbająca o swój wygląd żona niechętnie pozwalała na częstsze stosunki, opowiedział mi następującą historię, która szczególnie bawiła i jego, i jego żonę. Po nocy, w czasie której przekroczył ponownie nakaz abstynencji, golił się rano we wspólnej sypialni i użył przy tym – jak czynił to już wielokrotnie z lenistwa – leżącego na nocnym stoliku puszku do pudru (
Puderquaste) żony, która jeszcze leżała w łóżku. Troszcząca się szczególnie o swoją cerę kobieta jeszcze raz zakazała mu tego i zawołała podenerwowana:
„Du puderst mich ja schon wieder mit deiner Quaste”. Kiedy śmiech małżonka zwrócił jej uwagę na przejęzyczenie (chciała powiedzieć:
„Du puderst dich schon wieder mit meiner Quaste” - „Ty znowu pudrujesz się moim puszkiem”, a powiedziała: „Ty znowu pudrujesz mnie twoim puszkiem”), zaczęła się w końcu śmiać sama (
pudern jest u wiedeńczyków powszechnie używanym wyrażeniem spółkowania, a puszek jako symbol falliczny nie budzi wątpliwości).
18.
Pociągał go niezwykły kształt ust dziewczyny. Czy takie wargi w ogóle się spotyka? - Lekko dotknął ich czubkiem małego palca. Były suche. Skóra wydała się gruba. Nagle dziewczyna zaczęła lizać wargi – nie przerwała tej czynności, dopóki ich dobrze nie zwilżyła. E. cofnął palce.
- Czy dziewczyna potrafi całować się nawet przez sen? - Starzec pogładził ją lekko po włosach za uchem. Były grube i twarde. Wstał i przebrał się.
- Nawet najzdrowsza może się przeziębić w ten sposób. - E. schował ręce dziewczyny, a koc podciągnął na piersi. Przytulił się do niej. Dziewczyna się odwróciła i z jękiem wyciągnęła ręce. Starzec został zdecydowanie odepchnięty. To go znowu rozbawiło, tym razem nie mógł opanować śmiechu..
- Rzeczywiście, jaka z niej dzielna uczennica!
Dziewczynę uśpiono tak, żeby nie mogła się obudzić, straciła władzę nad swoim ciałem, więc mógł z nią robić, co chciał, ale E. nie miał już sił ani ochoty brać jej siłą. Albo też dawno zapomniał, jak to się robi. Zbliżył się do niej z łagodną zmysłowością, ze spokojną akceptacją. Szedł ku niej wiedziony poczuciem bliskich więzi z kobietą. Chęć przygody, pożądanie przyspieszające oddech już go opuściły. Odrzucony niespodziewanie, śmiał się myśląc o tego rodzaju sprawach.
- Jestem stary – wymamrotał.
19.
Miłość...
F. też zaczynał już z nią się porać, nie dlatego, żeby się w którejś ze znajomych dziewczyn zakochał, bo unikał ich, coraz częściej w ich towarzystwie nieporadnie spłoszony, czując gorzko braki swojej niedomęskości. Ale jak je dopełnić?... Z jakich podręczników czerpać potrzebną wiedzę! Z szafy bibliotecznej gabinetu udało mu się wykraść schowaną przez mamę za szeregiem książek powieść „Kult ciała”, bo słyszał od kolegów, że to jest szalenie podniecające i zakazane, więc ją czytał wieczorami leżąc w łóżku, z „Panem Wołodyjowskim” na kołdrze, aby – w razie nagłego wejścia mamy – na czas chwycić „Wołodyjowskiego”, a „Kult” wsunąć pod kołdrę.
Rzeczywiście, to było niesłychane! Bohaterka lubieżnie się obnażała, pozwalając na szalone pieszczoty bohaterowi, który zachowywał na ciele jedynie długie, czarne pończochy, ale – w ostatniej chwili, gdy chciał ją posiąść, ona odmawiała mu skrytych tajemnic swego ciała i zostawali tacy nie do końca sobą nasyceni: półdziewica z półkochankiem. Straszne i wspaniałe! (…)
Była wiosna, gdy czytał ów „Kult ciała”. Słoneczne majowe rano, drzwi od balkonu otwarte, po jego balustradzie spacerowały gołębie i w głębi pokoju Teofila ładziła pościel, kiedy nagle – w trzepocie skrzydeł – gołąb siadł na gołębicę, a wówczas Teofila, która akurat trzymała rozpostarte prześcieradło F. w dłoniach zaśmiała się:
- Paniczowi też byłby już czas do samiczki!
20.
- Czy nie potrzebuje pani mężczyzny? - zapytałem, przerażony własną śmiałością.
Podniosła szklankę i wypiła łyk herbaty.
- Bardzo, ale nigdy nie spotkałam mężczyzny, z którym chciałabym być. Tak było, zanim poznałam Leslie'ego, i tak jest dotąd. Kiedy go poznałam, sądziłam, że będzie moim kochankiem, ale on powiedział, że chce zaczekać, aż się pobierzemy. Wydało mi się to głupie, ale zaczekaliśmy. Po ślubie wiele razy próbowaliśmy, ale nic nam z tego nie wyszło. Chwilami wyobrażałam sobie, że rabin z Kłębowa nie chce do tego dopuścić, bo Leslie jest chrześcijaninem. Po pewnym czasie nabraliśmy wstrętu do tych spraw.
- Więc oboje jesteście ascetami – powiedziałem.
- No, nie wiem. Ja oddaję się namiętnym romansom w moich rojeniach na jawie. Czytałam Freuda, Junga, Stekla, lecz jestem przekonana, że oni nie mogą mi pomóc. Jestem zdumiona swoją szczerością wobec pana. Nigdy przedtem nie pisałam listów do żadnego autora. Z zasady w ogóle nie piszę listów. Trudno mi nawet zmusić się, żeby napisać do ojca. A tu nagle napisałam do pana, a potem zadzwoniłam. Zupełnie jak gdyby wszedł we mnie jeden z pańskich dybuków. Teraz, kiedy pan otworzył, powiedzmy, jakąś zamkniętą dotychczas sferę, mogę panu powiedzieć coś jeszcze. Odkąd zaczęłam czytać pana książki, stał się pan kochankiem w moich fantazjach i sprawił pan, że wszyscy inni zniknęli.
===========
Dodane 14 listopada 2014:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu