Dodany: 15.10.2014 20:58|Autor: A.Grimm

Książka: Pająki pana Roberta
Pucek Robert

3 osoby polecają ten tekst.

Dziurawa kładka


Na ideę połączenia przyrody z humanistyką mało kto zareaguje dzisiaj choćby uśmiechem politowania, najprawdopodobniej zaś odbiorca takiego pomysłu wzruszy po prostu ramionami albo stwierdzi, że nie lubi „Nad Niemnem”. Gdzie przyroda, a gdzie humanistyka? — aż prosi się o takie pytanie. Wydaje się, że obie dziedziny mają ze sobą niewiele wspólnego, szczególnie gdy pod tą pierwszą rozumiemy nauki szczegółowe, innymi słowy, wiedzę niemalże prosto spod lupy albo mikroskopu, a pod tą drugą — kolaż lirycznej wrażliwości i filozoficznej refleksji. Można by pomyśleć, że z takiego eklektyzmu nie może wyjść nic dobrego. Autor „Pająków pana Roberta”, tytułowy pan Robert, zapragnął jednak udowodnić, że te dwa, zdawać by się mogło — wykluczające się światy, są do pogodzenia.

Z trudności, jakie siłą rzeczy z takich prób mogły wyniknąć, autor doskonale zdawał sobie sprawę, czemu daje wyraz już we wstępie, pisząc, że „książeczka ta (...) jest donkiszotowską próbą przerzucenia kładki ponad rowem nieporozumień oddzielającym świat przyrodników od świata humanistów”[1]; trudności o tyle większych, że za obiekt obserwacji i zarazem kontekst potrzebny rozważaniom natury bardziej ogólnej obrał pająki. Nie dość, że przyroda, to jeszcze w wydaniu najbardziej odstręczającym, przynajmniej dla większości ludzi. Ale to tylko estetyka, tymczasem niechęć do owadziego świata może mieć bardziej złożone podstawy. Pan Robert z wyrzutem wspomina pokpiwania Zbigniewa Herberta ze słynnego XVI-wiecznego holenderskiego entomologa Jana Swammerdama. A czemu to nasz słynny i ceniony (także przez autora omawianej książki) poeta pokpiwał z renesansowego przyrodnika? Robił to ponieważ owady — jego, tj. Herberta zdaniem — są bliżej niebytu niż bytu, krótko mówiąc zajmowanie się nimi jest czcze i bezwartościowe. Z tą opinią, pan Robert, ma się rozumieć, zgodzić się nie mógł i na obronę Swammerdama, a zarazem na obronę entomologii, wytoczył ciężkie działa w postaci cytatów ze znanych humanistów i przyrodników, a także, rzecz jasna, w postaci własnych obserwacji i refleksji.

Pan Robert najchętniej przypisałby sobie religijność pluralistyczną (leibnizjańską monadologię) — formę uduchowienia kontrastującą z religijnością mistyczną i monistyczną. Z tych może na pierwszy rzut oka dość hermetycznych wyrażeń daje się wyłuskać, na czym opozycyjność obu postaw polega. Pierwsza wiąże się z otwarciem na świat i czerpaniem z niego bodźców do rozwoju duchowości, druga jest natury wewnętrznej — introspektywnej. W tym drugim przypadku osoba zamyka się na świat, a rozwój duchowy osiąga dzięki badaniu siebie (tą drogą szuka też Boga i relacji z Nim). Pan Robert, żywo odbierający otaczającą go rzeczywistość, czerpiący przyjemność z najdrobniejszych przejawów życia, m.in. właśnie z istnienia pająków i ich zachowania, jest na wskroś przesiąknięty religijnością pluralistyczną. Czy inaczej mógłby bez satysfakcji przytoczyć te słowa francuskiego filozofa Nicolasa Molebranche'a: „świat wypełniony nieskończonością wielkich i małych zwierząt jest piękniejszy i jest znakiem większej inteligencji niż jakiś inny, w którym nie byłoby owadów”[2]?

Ta wrażliwość pewnie nie każdemu przypadnie do gustu, a kolejne rozdziały poświęcone określonym gatunkom pająków, spotykanym na co dzień przez autora, wydadzą się tym, czym dla Herberta była pasja Jana Swammerdama. Czczą gadaniną i próbą upoetycznienia tego, czego w istocie upoetycznić czy upiększyć się nie da. Można by więc powiedzieć, że dziurawa jest kładka, która miała służyć połączeniu przyrodoznawstwa z humanistyką, a jednak — można nią przejść. Można i to nawet jeśli dotąd bliżej nam było do wspomnianej już wrażliwości monistycznej, której zresztą, co warte podkreślenia, autor nie uważa za gorszą.

Nie tylko ta donkiszoteria rozmarzonego przyrodnika może sprawić czytelnikowi niemało kłopotu, z równymi oporami może przyjść zaaprobowanie stylu pana Roberta. Styl ten, co wynika poniekąd właśnie z dopiero co przypomnianej donkiszoterii, ma w sobie element kreowanej prostoty. Pan Robert pisze o sobie per „Pan Robert”, co nie jest znowu zabiegiem tak często spotykanym w literaturze, dzięki niemu i dzięki innym elementom redukującym pozycję autora w świecie natury, życie pająków i szerzej — owadów, nabiera znaczenia. Pan Robert, skromnie usuwający się do trzeciej osoby, przyjmujący postawę nieszkodliwego prostaczka, eksponuje lepiej przedmiot książki. Nie, nie przedmiot. Podmiot. Z jakim powodzeniem? Czasami blisko już takiej narracji do infantylności czy dość oczywistej pozy, szczególnie gdy pewne zwroty powtarzają się nagminnie, nie są to jednak wahania na tyle duże, a sama książka na tyle długa, by miały mocniej wstrząsnąć czytelnikiem. „Pająki pana Roberta” mogą być przyjemną lekturą i chyba, chociaż tutaj byłbym ostrożniejszy w ocenie, mogą sprawić, że przynajmniej niektórzy z nas cieplej albo z większym zainteresowaniem spojrzą na naszych codziennych, chociaż z reguły niezauważanych, a jeśli zauważanych, to pogardzanych, towarzyszy.

[1] Robert Pucek, „Pająki pana Roberta”, wyd. Czarne, Wołowiec 2014, s. 22.
[2] Ibid., s. 15.

Tekst pojawił się też na stronie lubimyczytac.pl

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1190
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Rbit 27.10.2014 15:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Na ideę połączenia przyro... | A.Grimm
Może i kładka jest dziurawa, ale z pewnością zachęciłeś mnie do próby jej przejścia.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: