Dodany: 23.06.2009 12:18|Autor: carmaniola

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Nocni wędrowcy
Jagielski Wojciech (ur. 1960)

4 osoby polecają ten tekst.

Władcy much?


Dziecko jest kimś, kto z reguły budzi w nas pozytywne uczucia. To istota bezbronna i bezradna, którą winniśmy kochać, otaczać opieką i chronić. Wydaje się niemożliwym, by dzieci, największy skarb każdej ludzkiej społeczności, budziły w jej dorosłych przedstawicielach przerażenie. A jednak - w Ugandzie, „W kraju Aczolich dzieci, szczególnie po zmroku, wywoływały w ludziach niepohamowany, choć bacznie skrywany lęk. Na widok dzieci pracujący w polu wieśniacy rzucali wszystko i brali nogi za pas”[1].

Po krwawych rządach Amina i Obote wydawałoby się, że najgorsze minęło i już nic gorszego nie może się w Ugandzie wydarzyć. I choć w wielu rejonach sytuacja rzeczywiście zaczęła ulegać poprawie, to północ kraju została dotknięta koszmarem, przy którym poprzednie potworności wydawały się niewinną zabawą. Grozę wzmagał fakt, że sprawcami terroru stały się najniewinniejsze z istot – dzieci.

„Pojawiły się nagle, prawie niepostrzeżenie. Wyłaniały się z ciemności, spod ziemi jak zjawy. Zmierzały pieszo, dziesiątkami ze wszystkich stron, do niemal wymarłego, pogrążonego w przedburzowej ciszy miasta. Szły pewnie, bez pośpiechu, jak ktoś powtarzający po raz tysięczny czynność doskonale mu znaną i niekryjącą już żadnej tajemnicy”[2].

Czyż nie brzmi to jak fragment horroru? Dzieci, o których mowa wyżej, nocą biorące w posiadanie miasto, oddawane im przez dorosłych zabarykadowanych w swoich domach, są tylko dziećmi – wędrują kilometrami, by noc, czas upiorów, spędzić tam, gdzie mają szansę przetrwać i nie stać się częścią piekielnej machiny. Bowiem noce w kraju Aczolich należą dzieci-wojowników, dzieci-potworów, które niepostrzeżenie wyłaniają się nagle z czerni wokół bezbronnych wiosek i obozów uchodźców. Po ich przejściu zostają zgliszcza i przeraźliwie okaleczone trupy, a dziecięcy oddział zwycięsko eskortuje kolejną grupę porwanych rówieśników, którzy mają powiększyć grono żołnierzy Bożej Armii.

„Najlepiej się do tego nadają te najmłodsze […]. Osiem, dziewięć lat, nie starsze. Takie już są wystarczająco samodzielne i silne, żeby rozumieć i robić, co się im każe. A jednocześnie za małe, by rozróżnić dobro i zło. Można je jeszcze wszystkiego nauczyć”[3].

Porwania i wykorzystywanie dzieci, także jako żołnierzy, na terenach ogarniętych wojennymi zawieruchami nie było i nie jest czymś wyjątkowym. Dzieci-żołnierzy można spotkać także w Mozambiku, Kongo, Sudanie, Afganistanie czy też w Kambodży i Kolumbii. Ale tam walczącymi armiami dowodzą dorośli.

„Boża Armia była chyba jedynym na świecie, a może i w historii wojskiem dzieci, które toczyło wojny z dorosłymi i dokonywało zbrodni i okrucieństw, na jakie dorośli by się nie poważyli. […] Na północy Ugandy, poza nielicznymi najważniejszymi przywódcami, takimi jak Joseph Kony […] niemal wszyscy partyzanci z Bożej Armii byli dziećmi”[4].

Spełniła się pisarska wizja Goldinga z „Władcy much”? Nie! Ugandyjscy władcy much nie ukształtowali się sami. To dorośli stworzyli potwora, szatańskie perpetuum mobile, które raz wprawione w ruch zataczało coraz szersze koła, wciągało w swoje tryby coraz to nowe ofiary, zmuszając je by stały się jego częścią i podtrzymywały ten, wydający się nie mieć końca, koszmar.

To tam, do krainy władców much, zabiera nas w swojej najnowszej książce Wojciech Jagielski.

Obszerne informacje na temat historii Ugandy i jej najbliższych sąsiadów tworzą solidne fundamenty, na których wspiera się opowieść o dzieciach z Bożej Armii. Liczne dygresje pozwalają złapać oddech, uwolnić się na chwilę od koszmaru – są jak koło ratunkowe, które nie pozwala czytelnikowi zatonąć w morzu okrucieństwa i krwi.

Ogromny dystans autora do relacjonowanych zdarzeń pozbawił opowieść znamion sensacji, ale jednocześnie sprawił, że momentami miałam wrażenie, iż czytam suchy, bezosobowy raport. Czułam się osamotniona i bezradna wobec natłoku własnych uczuć. Ale może tak być musi – każdy powinien stanąć wobec tych faktów sam i przeżyć je we własnym wnętrzu.



---
[1] Wojciech Jagielski, „Nocni wędrowcy”, wyd. W.A.B., 2009, s. 67.
[2] Tamże, s. 12.
[3] Tamże, s. 65.
[4] Tamże, s. 91.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 10549
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 20
Użytkownik: cordelia 23.06.2009 22:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziecko jest kimś, kto z ... | carmaniola
Niewesoło, niewesoło... Przypomina mi się "Miasto Boga" i mały roześmiany chłopiec strzelający, gdzie popadnie (w życiu nie widziałam tyle strzelaniny naraz, co na tym filmie, ale może jestem nie na bieżąco). Strach pomyśleć, co wyrośnie z tych spośród rekrutów Bożej Armii, którzy zdążą dorosnąć.

A temat "Nocnych wędrowców" przypomina mi recenzję pewnej powieści Ōego, przeczytaną kiedyś w Biblionetce... Przejrzałam Cię, Chan Han! :-)
Użytkownik: carmaniola 25.06.2009 10:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Niewesoło, niewesoło... P... | cordelia
Ech, ja nie wymagam "odkrycia". Podobnie jak to, że tam, gdzie z dziećmi jest coś nie w porządku, zawsze znajdzie się winny - dorosły. I czasem wystarczy jeden nawiedzony psychopata by zniszczyć tak wiele ludzkich istnień. Jeszcze kiedy czytałam Bestie znikąd (Iweala Uzodinma) miałam niewielkie złudzenia, że to przerysowanie na potrzeby podniesienia dramaturgii powieści, a nawet podejrzewałam niepotrzebne epatowanie okrucieństwem. Po przeczytaniu książki Jagielskiego straciłam ostatnie złudzenia.

Te dzieci, niektórym udało się uciec, inne wpadały w ręce żołnierzy podczas potyczek, lub(!) zostały "poddane" (oddziały, którymi dowodzili dorośli, którzy liczyli na ułaskawienie w zamian za dobrowolną kapitulację), trafiały do specjalnych ośrodków, które miały je przywrócić normalnemu życiu. I pojęcie "normalne życie" w tak wykrwawionym, zniszczonym kraju jest sporym eufemizmem, i te śmieszne sto dni "kuracji". Potem... jeśli miały jeszcze rodziny, i jeśli te nie bały się ich przyjąć z powrotem, to wracały do domów, jeśli nie, trafiały do przytułków. Co dalej? Trudno powiedzieć czy i ilu z nich uda się dalej żyć "normalnie".
Użytkownik: cordelia 30.06.2009 21:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Ech, ja nie wymagam "odkr... | carmaniola
Zaryzykowałabym hipotezę, że normalnie nie uda się żyć żadnemu, chociaż ostatecznie nigdy nie wiadomo. A cała ta sprawa przypomina mi, że w dzieciach, przynajmniej niektórych, tkwi zalążek okrucieństwa, które najwidoczniej można bardzo szybko rozwinąć, osiągając nadzwyczajne rezultaty. W każdym razie w sprzyjających warunkach zrobienie z dziecka potwora jest, jak sądzę, łatwiejsze niż wychowanie go (w jakichkolwiek warunkach) po ludzku.
Użytkownik: carmaniola 01.07.2009 10:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Zaryzykowałabym hipotezę,... | cordelia
Trudno mi się nie zgodzić z Twoją wypowiedzią, szczególnie z ostatnim zdaniem, które na dodatek brzmi już bardzo swojsko. ;-)
Użytkownik: cordelia 04.01.2016 21:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Trudno mi się nie zgodzić... | carmaniola
Na wszystko przyjdzie czas. I właśnie, po sześciu i pół roku, przyszedł na "Nocnych wędrowców". Nie było wesoło, ale bardzo się cieszę, że przeczytałam tę książkę. Wyłuskany wątek: kariera Idiego Amina Dady i jej koniec w wyniku najechania na Tanzanię rządzoną przez Juliusa Nyererego, czyli prymitywny osiłek kontra wątły intelektualista. Podoba mi się wynik tego starcia. Podoba mi się ta książka. I podoba mi się serwis, który mi ją polecił! :-)
Użytkownik: carmaniola 05.01.2016 09:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Na wszystko przyjdzie cza... | cordelia
Oooo! Jak miło Cię widzieć! A już myślałam, że zaginęłaś gdzieś w czeluściach Internetu. ;-)
Cieszę się, że przeczytałaś i że wzbudziła Twoje zainteresowanie (o podobaniu się chyba jednak nie można pisać, chociaż to bardzo dobra rzecz). Wątku Amina i Nyerere z tej książki zupełnie nie pamiętam - pozostały mi w głowie strzępy, które akurat wolałabym wyprzeć... Ale masz rację - wynik tego akurat starcia może napawać optymizmem. ;-)

Witaj ponownie królewska córo! :-)))
Użytkownik: cordelia 06.01.2016 14:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Oooo! Jak miło Cię widzie... | carmaniola
Królowo polecanek! Chyba domyślasz się, że serwis, o którym wspominam dwa posty wyżej, to istota z krwi i kości? Co ja bym zrobiła bez Ciebie? Po ile nie sięgnęłabym pyszności? Miniony rok był wyjątkowo chudy czytelniczo, ale już pracuję nad tym, żeby to nadrobić. Na dobry początek Mrożek, "Tango z samym sobą" i "Baltazar", a w dalszych planach następny Jagielski, "Trębacz z Tembisy". :-)
Użytkownik: carmaniola 07.01.2016 09:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Królowo polecanek! Chyba ... | cordelia
Się rumienię! ;-) Życzę Ci w takim razie by ten nadchodzący rok obfitował w moc fantastycznych lektur. Początek, jak widzę, masz pyszny - smacznego! ;-)
Użytkownik: cordelia 07.01.2016 22:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Się rumienię! ;-) Życzę C... | carmaniola
Dzięki! Ja Tobie też życzę pyszności. :-)
Użytkownik: oyumi 24.06.2009 09:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziecko jest kimś, kto z ... | carmaniola
O, przeczytam koniecznie. Takie tematy to jedna z moich intelektualnych obsesji, na półce właśnie czekają "Dzieci Hitlera: Historia pokolenia, które pozbawiono wyboru". Choć ostatnio powtórzyłam "Oni nie skrzywdziliby nawet muchy: zbrodniarze wojenni przed trybunałem w Hadze", o ludziach zupełnie dorosłych, pozornie zwyczajnych - i to mnie chyba przeraża jeszcze bardziej.

Użytkownik: niqaab 25.06.2009 08:34 napisał(a):
Odpowiedź na: O, przeczytam koniecznie.... | oyumi
Brzmi ciekawie, niewiele dotąd miałam do czynienia z reportażami Jagielskiego, ale muszę koniecznie nadrobić :)
Użytkownik: carmaniola 25.06.2009 10:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Brzmi ciekawie, niewiele ... | niqaab
Opowieści Jagielskiego - po trzykroć tak. To nie tylko wielka dawka informacji o świecie ale także ogromnie plastyczny język. Proponowałabym na pierwszy ogień Modlitwa o deszcz (Jagielski Wojciech (ur. 1960)) - rejon Ci bliski, a książka fantastyczna.
Użytkownik: carmaniola 25.06.2009 10:39 napisał(a):
Odpowiedź na: O, przeczytam koniecznie.... | oyumi
Mnie chyba jednak bardziej przeraża niszczenie istot, które nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że są niszczone. Nadal nie mogę sobie wyobrazić zastraszonego ośmiolatka, który maczetą masakruje swoją własną rodzinę.

W książce Jagielskiego, po raz pierwszy chyba, spotkałam się z postawą, która skłania się ku rezygnacji ze sprawiedliwości - John Kony jest ścigany przez trybunał w Hadze - byle tylko w udręczonym wojnami kraju zapanował pokój. Przyznam, że mam mieszane uczucia ale skłonna jestem zgodzić się z ludźmi optującymi za takim rozwiązaniem - wszystko byle tylko zakończyć ten koszmar i uchronić pozostałe dzieci. Może to najlepsze rozwiązanie.
Użytkownik: pawmal 10.08.2009 20:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie chyba jednak bardzie... | carmaniola
Przykro mi, ale trochę pomieszałaś w tej recenzji cytaty. Poczytaj jeszcze raz książkę:-)
Użytkownik: moremore 27.04.2010 17:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziecko jest kimś, kto z ... | carmaniola
Mnie ten Jagielski nie zachwycił, przede wszystkim dlatego, że nie skupił się na tym najbardziej podkreślonym temacie, tylko mu się ta relacja totalnie rozjechała. Ty Carmaniolo piszesz: "Liczne dygresje pozwalają złapać oddech, uwolnić się na chwilę od koszmaru – są jak koło ratunkowe, które nie pozwala czytelnikowi zatonąć w morzu okrucieństwa i krwi." Według Ciebie potrzebna była ta przydługa dygresja o siedzeniu w Kampali? O nudzie, o tym, jak to Jagielski miał wysłać korespondecję, ale mu się tekst nie "klei"? Jak spotyka się z przedstawicielami opozycji i potem nijak tego wątku nie kończy? Coś kuleje w tej książce. Ja zgrzytałam zębami podczas trafiania na te mielizny warsztatowe. Fantastyczny temat co i rusz odpływa w dal, jakby sam autor stracił dla niego serce, potem jest wyciągany, nie wiedzieć czemu, ot, przez kaprys - "może jednak pojadę do Gulu, choć już rezerwowałem bilety na samolot do Europy". Zaczyna autor jakąś interesującą dygresję i ją urywa, bez refleksji, to, co Ty określasz mianem dystansu, ja nazwałabym niestarannością. Włóczy się Jagielski po stolicy, zwiedza, trochę opowie o Obote, trochę o Aminie, o teraz widzimy więzienie, no to trochę o duchach, a teraz przydługi opis wieczoru w hotelu i niepotrzebny dialog z recepcjonistą, który niczego nie wnosi. Paradoksalnie bardzo interesujące są cytaty wypowiedzi innych osób, teksty na przykład wywiadów z lekarzami dyktatorów, kochankami, przyjaciółmi, politykami opozycji...

Ponieważ cenię sobie reportaż w ogóle, szanuję wiedzę autora i jego wysiłek, żeby to wtajemniczenie osiągnąć - dałam książce mocną 4kę. Ale gdyby oceniać sprawność, z jaką "Nocni wędrowcy" są napisani, nie powinnam dać więcej niż 3, co mnie smuci, bo początek książki jest świetny, późniejsze rozczarowanie nadchodzi jak te burzowe chmury, które często Jagielski opisuje, nieuchronnie.

Jeśli interesuje Cię temat Afryki, to oprócz świetnego Kapuścińskiego polecam też na przykład to Strategia antylop (Hatzfeld Jean), bo widziałam, że nie czytałaś :)
Też o konfikcie wewnętrznym, też o problemach społecznych, też o przemocy, cierpieniu i próbie poradzenia sobie z powrotem do rzeczywistości, ale literacko o niebo lepsze.
Pozdrawiam!
Użytkownik: carmaniola 27.04.2010 21:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie ten Jagielski nie za... | moremore
Każdy podchodzi do sprawy inaczej. Mnie te dygresje wydały się potrzebne z dwóch powodów: żadne państwo nie istnieje w próżni i to co się dzieje w krajach ościennych ma swoje przełożenie na sytuację w kraju opisywanym, no i jest to rzeczywiście chwila na złapanie oddechu przez czytelnika i... autora.
Myślę bowiem, że ten temat - fantastyczny jak piszesz - jest ciężki do udźwignięcia - nie tyle pisarsko, co psychicznie. Możliwe, że samemu Jagielskiemu potrzebny był dystans, stąd wyimaginowana postać wychowawczyni, która przejęła obowiązek wprowadzenia czytelnika w najmroczniejsze zakamarki pełnego bezsensownego okrucieństwa świata, i te dygresje, które pozwalają na chwilę odwrócić wzrok od morza krwi, krwi którą przelewają dzieci.

Czasem zbyt wielkie emocjonalne zaangażowanie przekłada się na pewną "suchość" w przekazywaniu faktów. I to mnie nie dziwi, i nie jestem skłonna czynić z tego zarzutu. Obawiam się, że przekaz skoncentrowany wyłącznie na tych krwawych jatkach stałby się w odbiorze, nie przekazem tragicznych zdarzeń, ale tanią sensacją, po którą sięgaliby amatorzy mocnych wrażeń. I to nie byłoby dobre, i pewnie tego chciał uniknąć autor. Na ile mu się udało?
To prawda, nie jest to "Modlitwa o deszcz", która mnie zachwyciła, ale jednak, to kawałek niezłej literatury faktu. Potrzebnej i wartościowej.

Za polecankę dziękuję - zaraz spróbuję ją zlokalizować i zdobyć. :-)
Użytkownik: moremore 28.04.2010 00:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Każdy podchodzi do sprawy... | carmaniola
Ja nie krytykuję autora za brak ścisłości w przekazywaniu faktów, to bardzo dobrze, że kreśli pejzaż polityczny regionu, że pisze o kontekście w jakim Uganda funkcjonuje, bardzo zresztą interesująco. I proszę, nie sprowadzaj mnie do poziomu odbiorcy żądnego taniej sensacji, fruwających rąk i hektolitrów krwi. Ja krytykuję sprawność warsztatową autora w tych miejscach, które dla całości książki nie wnoszą nic poza mechanizmem stronotwórczym, takiego przeplatania dla samego przeplatania nie lubię, bo też nie rozumiem. Ile razy pyta się autor sam siebie, co jeszcze robi w tym kraju, dzieli się z czytelnikiem wątpliwościami czy badać dalej sprawę Samuela, a może nie, wyjechać, może nie, irytowała mnie ta postawa reportera, naciągał moją czytelniczą cierpliwość...
Oczywiście, dystans mógł się pojawić jako efekt potrzeby oddalenia się od tematu, to rozumiem, natomiast ja się czepiam braków kompozycji, albo samego kształtu kompozycji, coś mi nie gra w tej książce. Można się upierać, że to kawał dobrej literatury faktu, dla mnie to zaprzepaszczona szansa na pokazanie rzeczywistości bez tych wszystkich quasi powieściowych wtrętów, niepotrzebnych, tego błąkania się po miejscach, refleksji na błahe tematy, dialogów, które niczego nie wnoszą. Przyzwyczaiłam się, że reportaż to mięso faktów, to skondensowana rzeczywistość, nawet, jeśli jest w tym miejsce na osobiste odniesienia autora, jesgo emocje czy stanowisko, jego wyraźny stempel warsztatowy. Tak pisze Nowak, Kurczab-Riedlich, Zaremba, Krall, Szczygieł, no nie wiem, tak pisał Kapuściński! Nie przypominam sobie, żebym czuła się tak poirytowana przy Hebanie...

Może nigdy Jagielskiego nie polubię, nie wiem, może ma tak specyficzny styl, pozdrawiam mimo, J. :)
Użytkownik: carmaniola 28.04.2010 08:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja nie krytykuję autora z... | moremore
Omatko, wcale nie zamierzałam włączać Cię do jakiegokolwiek grona miłośników krwi. Przepraszam jeśli to tak zabrzmiało. Co do warsztatowej sprawności, albo raczej co do czytelniczego odbioru tej książki, zgodziłam się z Tobą, że nie jest najlepsza rzecz Jagielskiego, przy czym upieram się, że dla mnie, te wszystkie "wstawki" miały sens i miałyby nawet gdyby chodziło tylko o ukazanie żywota reportera, który część czasu spędza na oczekiwaniu na sygnał, gdzie się pali i dokąd jechać. Wyłączenie tego może sprawiłoby, że książkę czytałoby się jednym tchem, ale ujęłoby jej autentyczności.

Co do "Hebanu", to mamy odmienne zdanie - mnie akurat ta książka Kapuścińskiego nie zachwyciła i nią poczułam się rozczarowana, mimo że ogólnie bardzo sobie jego twórczość cenię. Podobnie zresztą jak pisanie Jagielskiego. Ale to już chyba rzecz gustu i oczekiwań.
Użytkownik: ilia 23.02.2012 15:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziecko jest kimś, kto z ... | carmaniola
Podobnie jak Moremore uważam, że p. Jagielski "nie skupił się na tym najbardziej podkreślonym temacie", czyli na dzieciach z "Bożej Armii". Jest to tragedia, koszmar, potworność nie do ogarnięcia, jest to problem nie do rozwiązania.
Bo, czy dzieci (i to nie tylko kilkunastoletnie, ale i małe dzieci), które przez kilka lat zabijały ludzi, często też swoich rodziców, rodzeństwo, a zabijały, masakrowały, okaleczały maczetami w bestialski sposób; dzieci, które nauczono, że zło to dobro, a dobro to zło; czy takie dzieci jeśli uda im się uciec z tego piekła, z tej partyzanckiej "Bożej Armii" lub zostaną odbite przez wojsko - to czy przez 100 dni dwie!!! terapeutki plus ksiądz, zdołają przywrócić kilkadziesiąt dzieci o tak zaburzonym poczuciu dobra i zła, o tak zaburzonej i zwichniętej psychice przez koszmar, który przeżyły i który tworzyły, do społeczństwa?
Do społeczeństwa, które się tych dzieci boi. Panicznie się boi tych dzieci, które nadal są w partyzantce, ale też boi się tych dzieci "odzyskanych", tych po "terapii", często nawet najbliższa rodzina ich nie chce, nie mówiąc o społeczności ich dawnych wiosek. Czemu nie należy się dziwić, bo czasem te dzieci, które wrócą już do domu, w konflikcie z rówieśnikiem lub rodziną, zamiast pokłócić się lub uderzyć - zabijają.
A dzieci z partyzantki nadal porywają nowe dzieci z wiosek i nadal uczą je mordować. I nikt nie wie jak to błędne koło zatrzymać.
A tych dzieci jest tysiące.
Tragedia.
Użytkownik: carmaniola 23.02.2012 15:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Podobnie jak Moremore uwa... | ilia
Nie bardzo rozumiem co chcesz powiedzieć poprzez powtarzanie tego wszystkiego co Jagielski w swojej książce napisał. Tragedia, koszmar, problem nie do rozwiązania. Pewnie. I co miał zrobić Jagielski? Zasypać czytelników większą ilością wydarzeń mrożących krew w żyłach? Wynaleźć i podać w książce przepis na lek na całe tego świata zło?
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: