Dodany: 22.06.2009 18:34|Autor: cordelia

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Storge
Miłosz Oskar (Milosz Oskar Vladislas de Lubicz)

1 osoba poleca ten tekst.

Dekadent mistykiem, czyli o niezwykłych wynikach niektórych procesów gnilnych


Dziw nad dziwy. Że donżuan i hulaka nagle odkrywa Boga i staje się mistykiem, to ostatecznie jeszcze mogę zrozumieć: znanych jest wiele przypadków nawrócenia, a nie ma powodów, żeby Maria Magdalena nie miała swojego męskiego odpowiednika. Ale żeby tyle nagrzeszyć na piśmie, a mimo to uzyskać literackie rozgrzeszenie, ba! kanonizację, pozostaje dla mnie rzeczą niepojętą, i niewiele zmienia tutaj okoliczność, że to ja sama zarazem obwiniam, rozgrzeszam i kanonizuję, to ostatnie w sensie: włączam do mojego osobistego kanonu lektur.

Delikwentem, o którym mowa, jest Oskar Miłosz, lepiej znany światu jako Oscar Vladislas de Lubicz Milosz, poeta tworzący w języku francuskim, a tworzący tak, że Paul Fort nie zawahał się nazwać go najpiękniejszym darem, jaki kiedykolwiek Europa sprawiła Francji. „Nie ośmieliłbym się traktować go jako mistrza, któremu przynosi się swoje utwory do oceny. Na moją korzyść muszę zapisać wstyd i poczucie wielkiego dystansu, bo widziałem swoje pisaniny jako część tych stosów na podłodze jego pokoju, spychanych przez niego w kąt nogą”[1], pisał o Oskarze jego młodszy krewny, Czesław, który w młodzieńczych latach znalazł w nim opiekuna i mistrza w czasie, gdy ten zdążył już popełnić i odkupić wszystkie przewinienia, które zamierzam tu wymienić, odgrywając poniekąd rolę Adwokata Diabła.

Ich lista nie jest długa, lecz figurują na niej grzechy ciężkie, w tym lubieżność, perwersja, pycha (a przynajmniej pyszałkowatość), werbalne obscena (wprawdzie nieliczne, lecz przez to tym bardziej rażące), nieumiarkowanie w stosowaniu wykrzykników, torturowanie czytelnika niewiarygodnie zagmatwanym wykładem kosmologii objawionej tudzież stosowanie prozy i abstrakcyjnych pojęć naukowych w owym czasie en vogue (takich jak czas, przestrzeń, ruch i względność) do tego, co, moim skromnym zdaniem, dobrze wyrazić można jedynie za pomocą poezji i metafor. A nie jest to bynajmniej pełny wykaz deliktów, które wymieniam tutaj nie tylko ku przestrodze innych czytelników, lecz przede wszystkim po to, żeby - stosując niejako metodę negatywną - dać wyobrażenie o niezwykłej piękności zawartych w zbiorze „Storge” poezji, które nie tylko całkowicie rozgrzeszają ich autora w moich oczach, ale i moją gotowość do potępienia grzesznika zmieniają w zachwyt, dla wyrażenia którego po prostu nie znajduję słów. Niech więc Adwokat Diabła wspomoże, jak potrafi, oniemiałego Adwokata Boga.

Większość wspomnianych grzechów Oskar Miłosz popełnia w „Miłosnym wtajemniczeniu”, utrzymanym w dekadenckim duchu romansie, w którym czytelnik niepodzielający upodobań epoki musi cierpliwie znieść cmentarną estetykę powieści, atmosferę rozprzężenia obyczajowego wspieraną sugestywnymi obrazami organicznego rozkładu, bohatera w postaci podstarzałego donżuana, nową Beatrycze w osobie weneckiej kurtyzany (której nienasycone miłosne apetyty stanowią niejako przeciwwagę anielskości Beatrycze dantejskiej, która, nieosiągalna dla swego wielbiciela, pozostała dlań poniekąd semper virgo), dość ostry seks (szczęśliwie oszczędzono czytelnikowi szczegółowych opisów, lecz można wyobrazić sobie delicje starczej popędliwości głównego bohatera), „prawdziwą miłość”, której objawy wskazują jednak, że mamy do czynienia raczej z prawdziwą chorobą psychiczną, i inne dekadenckie powaby, które, ujęte w nawias ironii, czynią z tej powieści, będącej swojego rodzaju perłą, zgodnie z gustem epoki perłę trochę odrażającą.

„Miłosne wtajemniczenie”, opublikowane w 1910 roku, wyznacza punkt przełomowy w twórczości Oskara Miłosza, a jednocześnie odnosi się do podobnego przełomu w jego własnym życiu: śmieszny i żałosny w swoich własnych oczach, donżuan umiera (nędzną śmiercią „parszywego psa”[2]), ustępując miejsca mistykowi. Miłość ziemska przeradza się w miłość niebiańską niejako w procesie gnilnym, jak w zapadłym mi w pamięć, a przywołanym przez Czesława Miłosza obrazie „storczyków i orchidei karmionych próchnicą gnijących drzew”[3].

Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że mistyk nie grzeszy! Zbiór „Storge” - na który składają się napisany dobrych kilka lat po „Miłosnym wtajemniczeniu” mistyczny traktat „Ars Magna” i mniej więcej w tym samym czasie powstałe poezje w kongenialnym przekładzie Czesława Miłosza - nie jest bynajmniej jedną krynicą cnót. Właśnie tutaj, ukryty wśród zagmatwanych zdań „Ars Magna”, znajdujemy piękny dowód pyszałkowatości w słowach: „Nie chcę rozwodzić się na temat tak mało stosowny dla mnie, niegodny mego charakteru i mego geniuszu”[4] (taaak... „biorę siebie samego za świadka, że wart jestem pochwał”[5], jak uzasadniał własne samochwalstwo szekspirowski Benedick). Acz grzeszek ów bardziej niż niechęć budzi moje rozbawienie; mniej bawi mnie relikt dekadentyzmu w postaci dość obscenicznego wyrażenia „ogień i woda kopulują”[6], poniekąd sprzecznego z zapewnieniem, że „miejsce [alchemicznych zaślubin ognia i wody - przypis mój] jest wspaniałe”[7]. W najmniejszym stopniu nie bawi mnie natomiast - poza paroma obrazowymi fragmentami - lektura nader ciężkostrawnej, zwłaszcza w dużych dawkach, części prozą „Ars Magna”.

Wcześniejszy z dwóch traktatów mistycznych, które Oskar Miłosz uważał za ukoronowanie swojej twórczości i wypełnienie swej misji na ziemi, „Ars Magna” jest pokłosiem mistycznego przeżycia, podczas którego poeta dostąpił wizji opisanej w otwierającym traktat „Liście do Storge” oraz objawienia wiedzy kosmologicznej. Rzecz sama w sobie ciekawa nad wyraz; niestety sformułowanie owej wiedzy objawionej okazuje się nader słabo przyswajalne dla mojego skażonego racjonalistycznymi nawykami umysłu, a wysiłek, którego wymaga prześledzenie wywodu, nie wydaje się proporcjonalny do efektów. Nietrudno mi zrozumieć kłopoty ze znalezieniem wydawcy angielskiego przekładu obu traktatów, wspomniane we wstępie przez Czesława Miłosza. Podczas lektury „Ars Magna” przyłapywałam się na bezwiednym powtarzaniu: mój Boże, mój Boże, które to słowa pochodzą z negatywnej wewnętrznej recenzji wydawniczej „Azylu” Faulknera, opublikowanej po latach, ku rozbawieniu czytelników i pokrzepieniu początkujących pisarzy, przez André Bernarda w zbiorze „Rotten Rejections: The Letters that Publishers Wish They’d Never Sent” (Nieszczęsne odrzucenia: listy, których wydawcy woleliby nigdy nie wysyłać). „Mój Boże - czytamy we wspomnianej recenzji. - Mój Boże, nie możemy tego opublikować. Wszyscy skończylibyśmy w więzieniu”[8]; w przypadku „Ars Magna” należało by tylko „w więzieniu” zmienić na „w wariatkowie”. A wszystkiemu winna proza, jestem pewna; proza i pojęcia abstrakcyjne. Dopiero w „Lumen” utracona komunikacja z czytelnikiem zostaje przywrócona: „Jak to, mój szczęśliwy synu? Kochałeś do szaleństwa i ze współczuciem kobietę zrodzoną jak ty z niespokojnej gliny, a powiadasz, że nic nie rozumiesz z mojej mowy?”[9], reflektuje się Miłosz, a ja oddycham z ulgą. Nie znaczy to bynajmniej, że należy sugerować się tytułem i spodziewać się po „Lumen” jasności, lecz poetycki język i biblijna wersyfikacja tej ostatniej części „Ars Magna” sprawiają, że brzmi ona w moim odczuciu najbardziej przekonująco.
Również część wierszy, jak „Pieśń poznania” czy „Spowiedź Lemuela”, ma charakter mistyczny (wykład zawarty w „Ars Magna” mógłby być do nich kluczem, gdyby sam nie wydawał się klucza domagać). Pozostałe poezje natomiast to liryki, miejscami uroczo rzewne wariacje na temat samotności („Sam przed milczącymi lodowcami starości!”[10]) i tęsknoty za krajem dzieciństwa („O domu, domu! Czemu dałeś mi odjechać?”[11]. Oskar Miłosz urodził się i pierwsze dwanaście lat życia spędził w majątku ziemskim swojego ojca w Czerei w ówczesnym Wielkim Księstwie Litewskim, na terenie dzisiejszej Białorusi, zanim wysłano go na naukę do Francji, gdzie później, po latach wędrówek, osiadł na dobre). Lecz mamy też w tych wierszach daremne poszukiwanie miłości i porzucenie niewymienionej z imienia przyjaciółki („O, połowo serca, połowo serca rzucona w błoto i chłód, i deszcz, i noc miasta!”[12]), skądinąd mówiące nam nieco o przyczynach owej samotności, na którą poeta utyskuje, i niedwuznacznie wskazujące, kto jest tego stanu rzeczy bezpośrednim sprawcą. „We mnie posłuszeństwo wobec siebie było silniejsze niż cokolwiek”[13], tłumaczy Człowiek w „Spowiedzi Lemuela”, a ja, winszując sobie, że nie mam z autorem tych słów żadnych osobistych związków uczuciowych, koniec końców odpuszczam mu i to, wobec okoliczności łagodzącej, którą jest nigdy nieobalona hipoteza o upośledzeniu emocjonalnym mistyków i matematyków i wynikającej z niego ich niezdolności kochania bytów stworzonych.

Chyba że idzie o byty jeszcze nieistniejące: wobec tych najwidoczniej mistyk może, jak autor „Listu do Storge”, odczuwać to, co greckie słowo „storge” oznacza. A oznacza ono, jak czytamy w objaśnieniach do „Ars Magna”, miłość czułą, taką, jaką rodzice darzą swoje dzieci, w przeciwieństwie do „eros” i „agape”, których polskim odpowiednikiem jest również „miłość”, lecz z których jedno oznacza miłość zmysłową, a drugie miłość bliźniego. „Napisałem te stronice dla ciebie, mój synu w odległej przyszłości”[14], zwraca się Miłosz z ojcowską czułością do potomnych, w których jednak zdaje się pokładać nadzieje nieco zbyt wielkie, wyrażając przekonanie, że „jedyni czytelnicy, na których mi zależy, moi synowie duchowi w przyszłych stuleciach, rozumieć mnie będą w pół słowa”[15]. „Moje dziecko, przeczytaj raz jeszcze »List do Storge«”[16], zachęca. Litości! Innym razem, przyrzekam. Tymczasem zamiast „Listu do Storge” jeszcze raz, a może i dwa, przeczytam sobie te przepiękne wiersze, a i po inne poezje mniej znanego z dwóch wielkich Miłoszów nie omieszkam sięgnąć przy sposobności.




---
[1] Czesław Miłosz, „Rodzinna Europa”.
[2] Oskar Miłosz, „Miłosne wtajemniczenie”, tłum. Artur Międzyrzecki.
[3] Czesław Miłosz, „Rodzinna Europa”.
[4] Oskar Miłosz, „Storge”, tłum. Czesław Miłosz, wyd. Znak, 1993, s. 68.
[5] William Shakespeare, „Wiele hałasu o nic”, tłum. Maciej Słomczyński.
[6] Oskar Miłosz, „Storge”, op. cit., s. 70.
[7] Tamże.
[8] André Bernard, „Rotten Rejections”, cytat za: Umberto Eco, „Drugie zapiski na pudełku od zapałek”, tłum. Adam Szymanowski.
[9] Oskar Miłosz, „Storge”, op. cit., s. 69.
[10] Tamże, s. 24.
[11] Tamże, s. 20.
[12] Tamże, s. 87.
[13] Tamże, s. 102.
[14] Tamże, s. 68.
[15] Tamże, s. 60.
[16] Tamże, s. 58.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 8479
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 11
Użytkownik: verdiana 23.06.2009 11:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziw nad dziwy. Że donżua... | cordelia
Recenzja przepiękna, Cordelio. Przeczytałam z przyjemnością.
Czy wszystkie wiersze Oskara są rymowane? Bo rymowanki dla dużych dzieci lubię tylko w wykonaniu Szymborskiej. :-)
Użytkownik: cordelia 23.06.2009 13:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Recenzja przepiękna, Cord... | verdiana
Dziękuję, dziękuję, Verdiano, ale naprawdę piękne to są poezje Oskara! :-) W tych zamieszczonych w "Storge" rymów prawie nie ma, a tam, gdzie się pojawiają, są moim zdaniem bardzo na miejscu. Więcej rymów jest, jak zauważyłam, w jego wcześniejszych wierszach, ale i to są rymy z klasą, zupełnie nieprzypominające np. niektórych rymowanek Czesława, do których z kolei ja, miłośniczka rymów, zupełnie nie mogę się przekonać.
Użytkownik: verdiana 24.06.2009 11:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję, dziękuję, Verdi... | cordelia
No to nie mam wyjścia, muszę dodać "Storge" do schowka. :-) Oskar za mną chodzi już od pewnego czasu i to Twoja sprawka. ;)
Użytkownik: cordelia 30.06.2009 21:35 napisał(a):
Odpowiedź na: No to nie mam wyjścia, mu... | verdiana
No tak. Wszystko przeze mnie! :-)

Mnie w „Storge” chyba najbardziej podobają się Symfonie, „Bezsenność” i „H”, ale te odczucia ewoluują w czasie, podobnie jak upodobania muzyczne: raz ten utwór przemawia do słuchacza najbardziej, raz inny... Tak czy owak, Oskara polecam. A w razie czego, to ostrzegałam! ;-)
Użytkownik: niebieski ptak 30.06.2009 22:23 napisał(a):
Odpowiedź na: No tak. Wszystko przeze m... | cordelia
O Oskarze Miłoszu - http://wyborcza.pl/1,75475,1299223.html
Użytkownik: cordelia 30.06.2009 22:45 napisał(a):
Odpowiedź na: O Oskarze Miłoszu - http:... | niebieski ptak
Dobry pomysł miałaś z tym linkiem! A i tekst, do którego prowadzi, nie gorszy moim zdaniem. :-)
Użytkownik: niebieski ptak 30.06.2009 23:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Dobry pomysł miałaś z tym... | cordelia
A mam taką tendencję, że staram się doczytać interesujące informacje o danym pisarzu/ pisarce etc. Żadne tam "pierzynowe przepychanki" li tylko uwarunkowania historyczne i ciekawe fakty dające do myślenia i zaspokajające żądze intelektualne. Pzdr.
Użytkownik: cordelia 30.06.2009 22:46 napisał(a):
Odpowiedź na: O Oskarze Miłoszu - http:... | niebieski ptak
Errata: niegorszy.
Użytkownik: cordelia 30.06.2009 22:48 napisał(a):
Odpowiedź na: O Oskarze Miłoszu - http:... | niebieski ptak
Errata: niegorszy.
Użytkownik: moremore 30.06.2009 23:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziw nad dziwy. Że donżua... | cordelia
Piszesz: "można wyobrazić sobie delicje starczej popędliwości" - delicje językowe i wzrokowe w Twojej recenzji są Cordelio :), bardzo mi się podobała.
Użytkownik: cordelia 01.07.2009 14:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Piszesz: "można wyobrazi... | moremore
Bardzo się cieszę! To na pewno dobroczynny wpływ Oskara. :-)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: